Co dalej?
Następnego dnia obudziłam się chyba krótko po wschodzie słońca bo nadal było chłodno a słoneczna kula była jeszcze dosyć nisko.
Napiłam się wody i poszłam do stajni. Ciekawe, że każdy smok śpi inaczej. Karkar zawsze śpi na boku sapiąc. Beestry śpi zwinięta w kłębek i cichutko szeleszcząc skrzydłami. Za to Emej śpi w najróżniejszych pozycjach ale zawsze z wywieszonym językiem. Dzisiaj Paszczogon spał na plecach. Gdy weszłam do stajni Beestry z gracją podniosła głowę i spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym "Dzień dobry". Za to Emej głośno chrapnął, spojrzał na mnie, po czym obrócił się i jego czarno - niebieskie cielsko z hukiem opadło na ziemie. Gdy już stał na nogach podszedł do mnie i otarł się głową.
- Już dobrze, dobrze. - powiedziałam - Zaraz idę z Karkarem na ryby.
Gdy przyszłam na brzeg basenu za domkiem Karkar nadal spał ale kiedy go dotknęłam podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Chodź Karkar, idziemy na ryby - powiedziałam z uśmiechem do niego
Jego niebieskie oczy zaświeciły. Uwielbiał chodzić na ryby ponieważ wiązało się to przede wszystkim z kontaktem z oceanem. Wstał i podszedł do mnie ochlapując wszystko dookoła łącznie ze mną. Wzięłam siodło z podłogi i go osiodłałam. Wyszliśmy razem na platformę. Dzień zaczął się już na dobre. Było słychać śpiew ptaków i rozbijające się o skały fale. Wsiadam na Karkara i skierowałam go w stronę krawędzi. Zanurkowaliśmy w dół. Rześkie powietrze omiatało mi twarz i rozwiewało włosy. Wyrównaliśmy lot. Karkar z szczęśliwym pomrukiem zanurzył swoje nogi w wodzie. Następnie zanurzył brzuch i już dryfowaliśmy po oceanie. Oczywiście nie znajdowaliśmy się jakoś strasznie daleko od brzegu. Ogon Karkara był sterem a skrzydła napędem. Można by pomyśleć, że szukaliśmy wtedy ryb. Lecz tak nie było. Wrzeńce są wrażliwe na prąd. Szukaliśmy Raziprądów. Najpierw Karkar przyspieszył. Później zobaczyłam gotującą się wodę. To właśnie Raziprądy ucztowały. Podpłynęliśmy tam. Nagle z wody wynurzył się dwa łby. To był niebiesko czarny Raziprąd. Bez ostrzeżenia chciał nas porazić ale gdy mnie zobaczył, rozpromienił się (o ile smok może to zrobić) i zanurkował. Po jakichś wyskoczył z wody i przeleciał nad nami. Zauważyła wtedy jakieś cienie pod wodą. Nagle woda znowu się zagotowała i na powierzchnię wypłynęło mnóstwo ryb! Podejrzewam, że to Raziprądy pod wodzą tego, który do nas podpłynął.
Pan Ingerman powiedział, że to mógł być ten sam smok, którego uratowali podczas pobytu na Końcu Świata.
W każdym razie gdy tylko pojawiły się ryby szepnęłam do Karkara
- Bierz!
Tylko to powiedziałam a Wrzeniec już zanurzył głowę w toń wody. Po jakichś 5 sekundach jego głowa się wynurzyła. W jego płaszczy roiło się od ryb. Zaraz po tym połknął je wszystkie. Następnie znów zanurzył głowę i powtórzył proces. Chodziło oto aby zebrać jak najwięcej ryb i przechować je w brzuchu nie trawiąc. Po kilku minutach mogliśmy wracać. Wyszliśmy na brzeg. Przez brzuch pełen ryb Karkar wydawał się większy. Musieliśmy zrobić parę okręgów w powietrzu żeby nie lecieć ostro w górę. Gdy byliśmy już na górze. Powiedziałam
- Podziel - komenda ta oznaczała, za ma podzielić zdobycz na Beestry, Emeja, siebie i mnie. Gdy odszedł powoli w stronę stajni poszłam na brzeg oceanu. Stałem tak przez chwilę wpatrzona w wodę. W końcu poszłam popływać. Robiłam to zawsze po łowienie ryb gdy tylko miałam okazję. Woda była cudownie orzeźwiająca. Chłodna i przyjemnie... Miękka? Chyba mogę to tak ująć. Pływałam tak z pięć minut. Chciałam ciągle się tak unosić. Miałem ochotę jeszcze popływać ale coś ciągle mnie wypychało na powierzchnię. Pomyślałam "Stop!!!" i przestało. Po kilku następnych minutach znowu coś się zaczęło dziać. Woda wokół mnie zaczęła wirować. Utworzył się wielki wir wody, który, z każdą chwilą się powiększał. Stawał się coraz głębszy i głębszy. Zaczęłam się zanurzać. Pomyślałam wtedy" No chyba nie! Nie będę znowu się topić! Ja chcę do góry!" W tej chwili znowu coś mnie wypchnęło do góry. Tak jakby opływającą mnie woda wypychała mnie. Nagle wir zaczął zwalniać. Aż w końcu się zatrzymał. Z osłupieniem unosiłam się na wodzie. Pod wodą przemknął wielki cień. Już się bałam, że to alfa. Ale nagle znowu się uniosłam, tym razem na śluzowatej powierzchni. Otóż pode mną dryfował na wodzie wielki, brązowy Podwodny Rozpruwacz. Ostrożnie wstałam. Ciągle bałam się, że stracę równowagę i spadnę. Nie chciałam wołać smoków bo zbyt się bałam. Powoli podeszłam do krawędzi pyska. Wyjrzałam za krawędź. Patrzyło na mnie jedno, wielkie, zielone oko smoka. Przez chwilę nie wiedziałam co robić ale dotarło do mnie, że gdyby Rozpruwacz chciał mnie skrzywdzić już by to zrobił. Pomachałam do niego. Na ten gest smok tak jakby się uśmiechnął i wydał wesoły bulgoczący dźwięk. Gdy ruszył poślizgnęłam się i upadła nad jego okiem. Zaraz potem poczułam jak smok staje na miękkim piasku. Gdy już byliśmy na brzegu on opuścił głowę a ja się ześlizgnęłam. Gdy już pewniej stanęła na plaży spojrzałam na Rozpruwacza. Co jak co ale on robił wrażenie. Ta myśl sama do mnie przyszła. Tak jak by z zrzuconej miseczki wylała się pojedyncza kropla. Wyprostowałam się, wyciągnęłam rękę i opuściłam głowę. Zamknęłam oczy i czekałam. Najpierw poczułam na sobie wzrok. W sumie to raczej na swojej ręce. Potem poczułam ruch powietrza. Nagle poczułam chłodny śluz na ręce. Odruchowo drgnęłam. Otworzyłam oczy. Mojej ręki dotykał właśnie brązowy Podwodny Rozpruwacz. On też otworzył oczy i się cofnął. Kiedyś Pan Śledzik powiedział mi, że Rozpruwacz z racji swoich krótkich łapek uwielbia być drapany między nozdrzami. Podrapałam go w tym miejscu ma co on zareagował cichym pomrukiem. Mruczał tak przez kilka sekund aż w końcu przechylił się na jedną stronę i upadł na bok. Trochę go jeszcze podrapałam a gdy przestałam wstał na nogi, otarł się o mnie (zostawiając przy tym mnóstwo śluzu i prawie mnie przewrócił) i wrócił do oceanu zostawiając po sobie tylko ślady na piasku i bąbelki na wodzie.
Gdy stanęłam w drzwiach stajni zobaczyłam smoki w błogim półśnie po śniadaniu z mnóstwa ryb. Kiedy weszłam, ospale spojrzał na mnie a gdy poczuły obcy zapach podbiegły do mnie i zaczęły obwąchiwać. Zapewne poczuły zapach nowego smoka.
- Spokojnie - uspokoiłam je - to tylko nowy znajomy
Smoki spojrzał na mnie z pytaniem we wzroku. Emej nawet przechylił głowę na bok w swój słodki sposób.
Następne dni mijały spokojnie. Żadnych obcych ludzi ani żadnych wrogich smoków. Jedyne co się pojawiło to kilku kupców oraz Koszmary. Jedno mnie dziwiło. Nie widziałam żadnych innych smoków a jednak znajdowałam mnóstwo śladów. Na dodatek wszystkie prowadziły w góry.
Któregoś dnia wstałam z łóżka. Rozespana popatrzyłam dookoła. Nic się nie zmieniło. Karkar jak zawsze posapywał sobie w basenie. Za to Emej i Beestry nie pozwolili sobie siebie zostawić w stajni i spali razem ze mną w domu P. Śledzika. Poszłam się przepłynąć a później przebrałam się w dzienne ubrania. Gdy wracałam do domku znowu zobaczyłam ślady. Zaczęły mnie już irytować. W końcu się wkurzyłam i gwizdnęłam po Emeja. Przy okazji - nauczyłam smoki reagować ma jeden gwizd. Chwilę po ten rozległ się charakterystyczny ryk i chwilę potem przede mną wylądował piękny, wielki, czarno - błękitny Paszczogon.
- Cześć Emej - powiedziałam do smoka na co zareagował przyjaznym pomrukiem - Muszę się dowiedzieć gdzie prowadzą te ślady.
Lecieliśmy nisko nad ziemią. Co jakiś czas mijaliśmy wyraźniejsze tropy. Emej musiał ciągle machać skrzydłami ponieważ lecieliśmy pod górę. Ciągle podskakiwałam w siodle. Nienawidziłam tego (i nadal nienawidzę). Ale jak mus to mus. Lecieliśmy coraz wyżej i wyżej. Dotarliśmy do pewnego klifu. Ślady skończyły się jakieś pięć metrów za nami.
♋♈♉
- Jak tam Amaya? - pyta Widar - Nie wierzę, że oni nadal chcą tego słuchać...
- No sama nie wiem - uśmiechnęłam się - Chcecie?
- Tak! Prosimy! - zawołała nasza gromadka
- Widar... A co ty robiłeś na Berk kiedy Amaya była na Końcu Świata? - zapytał jeden, mały blondyn
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytał Widar
- Yhm... - potwierdził malec
- Ehh... Haddoc'owie i ta wasza ciekawość. - pokręcił głową Widar
Przesunęłam się, by zrobić dla niego miejsce
- No dobra... Było to tak - zaczął Widar
♋♈♉
Amaya' i nie było już od jakiegoś miesiąca. Trochę się już denerwowałem. Na szczęście od Wodza wiem, że wszystko w porządku. Przesłała mu list smoczą pocztą. Wszystko było w porządku. Żadnych podejrzanych handlarzy czy kupców ani nawet żadnego człowieka. Cieszyłem się że nic jej nie jest. Jednak nadal czułem jakąś dziwną maź w okolicach klatki piersiowej. Nic nie mogłem z nią zrobić. Była w wiosce, na plaży, nad oceanem. Wszędzie tam gdzie ja. W końcu podczas lotu na Berk dotarło do mnie jakby to było zawsze ale z uporem przeze mnie ignorowanie. Ja się o nią martwiłem. Ciągle mi jej brakuje. Chciałem być koło niej dla niej. Bolało mnie, że jest to niemożliwe. Chodziłem po wiosce coraz bardziej przypominając chłopa, który taszczy ciężki wór na plecach. Nic specjalnego się nie działo. Może tylko, to że pewnego ranka przez przypadek usłyszałem jak Pyskacz mówi Wodzowi o tym, że rzekomo widziano Krzykozgona, lecącego na północny - wchód, ale płynącą na południowy - wschód i że jakaś wyspa zniknęła z bagien na południu masowo uciekają Zaduśne Zdechy. Uznałem to wtedy za bajki starego rybaka...
♋♈♉
- ...ale jak później miało się okazać było z goła inaczej.
- Widar, ty capie! Zaraz opowiesz całą opowieścią, a ten zaszczyt należy się mi! - zbeształam Widara
- No ale o co Ci chodzi?! Zapytał Haddoc to co miałem zrobić? - Mówi Widar
- Panie Widarze... A czy działo się coś jeszcze? - zapytała pulchna dziewczynka
- Hmm... Nie, raczej nie a co? - zapytał Widar
- W takim razie to oznacza, że opowieść że strony P Widara dobiegła końca więc automatycznie kontynuuje Pani, Amaya'o - zakończyła dziewczynka
- No tak... Mała Ingerman-sprawiedliwa - kręcę głową
- No ale mała ma rację - Spokojnie podsuwa Widar
- Wiem o tym - przyznałam - Przepraszam kochanie, że tak naskończyłam...
- Nie ma sprawy kochanie... A teraz mów dalej - położył mi rękę na ramieniu Widar
- No dobrze... A więc tak...
♋♈♉
Miałam ochotę krzyczeć na całe gardło... Jak to? To tyle?! Chodziłam w te i wewte wkurzając się na wszystko. Emej siedział pod drzewem wpatrując się we mnie tymi swoimi kameleonimi oczkami. Już miałam wsiąść na smoka i polecieć powkurzać się na coś w wiosce gdy nagle poczułam na sobie czyiś wzrok.Odwróciłam się ale nikogo lub niczego nie zauważyłam. Uznałam to za moją wyobraźnię lecz usłyszałam szelest. Tyle że ten szelest dochodził gdzieś z góry. Spojrzałam na szczyt klifu. Wpierw nic nie zobaczyłam lecz po chwili zza krawędzi wyjrzała główka, potem jeszcze jedna i trzecia. Na klifie siedziały trzy Straszliwce - zielony, czerwony i żółty. Patrzyły na mnie badawczo co jakiś czas przekręcając głowę w jedną lub drugą stronę. Wolne do nich pomachałam ręką. śledziły moje ruchy ale gdy wzięłam rękę odwróciły się i poszły w przeciwną stronę. Wzruszyłam ramionami ale gdy się odwróciłam usłyszałam łopot skrzydełek. Znów się odwróciłam i zobaczyłam te same trzy smoki, które zawisły w powietrzu nade mną. Spojrzały na mnie wyczekująco i poleciałyt tam gdzie wcześniej. Po namyśle wskoczyłam na Emeja i poleciałam za nimi. Wylądowaliśmy na szczycie klifu. Przede mną ukazała się ściana bluszczu i ani śladu Straszliwców. Gdzie one się podziały? Nagle ściana pnączy się poruszyła. Z pomiędzy liści wystawił łepek czerwony smoczek. Odgarnęłam macki bluszczu i moim oczom ukazał się tunel. Szłam dalej ale zatrzymał mnie wołający pomruk. Emej stał w wejściu do tunelu, który jak teraz zobaczyłam okazał się za mały dla smoka.
- Zostań - powiedziałam do Paszczogona
Smok zakręcił się w kółko i się położył. Jego wzrok wyrażał mniej więcej "Jeśli stamtąd nie wrócisz to możesz mi się więcej na oczy nie pokazywać". Potem zamknął oczy i zaczął drzemać. Spokojnie się odwróciłam i zanurzyłam się w ciemność tunelu.
Znaki
Mój wzrok stopniowo przyzwyczajał się do braku światła. Dało mi to tyle, że mogłam zauważyć ścianę tunel wcześniej niż czubek własnego nosa. Na samych ścianach nie było widać śladu obróbki. Po prostu ktoś wydrążył tunel. Oczywiście wzięłam pod uwagę Szeptozgony ale one robiły "gładsze" tunele. Szłam dalej za przewodników mając Straszliwce Straszliwe. Co jakiś czas jeden do mnie podbiegał sprawdzając czy idę. Po jakichś dziesięciu może piętnastu minutach dotarłam do komory kończącą tunel. Wokół środka komory ustawiły się Straszliwce patrząc na mnie. Przez głowę przemknęła mi myśl, że ta przechadzka to tylko głupia zachcianka głupich smoków.
W tej chwili trzy smoki wzięły głęboki oddech tak, że odwróciłam się by mieć pewność, że nikt nie gwiżdże. Plunęły swoim ogniem w jednym kierunku. Coś pstryknęło, coś sykneło. Na sekundę zapadła całkowita ciemność a potem po środku coś rozbłysnęło oświetlając wszystko dookoła. To co zobaczyłam wydało mi się pewien sposób niepokojące, dziwne ale i trochę znajome.
♋♈♉
- Wodzu! - krzyknął Pyskacz - Czkawka, na Thora, odwróć się wreszcie!
- Co się znowu stało Pyskacz? - odpowiedział Czkawka
- Musimy porozmawiać... W cztery oczy.
Weszli do Wielkiej Sali. Czkawka pełen podejrzeń a Pyskacz pełen zmartwień
- Pyskacz mów wreszcie co się stało bo nie wytrzymam!
- Czkawka... Ja z Stoikiem znaliśmy pewną... Historię
- Jak to? Z tatą?
- Tak. Tylko niektórzy znają tą przepowiednię
- Co? Jaką przepowiednie?
- Czkawka... Powiem tak. Nie możemy nic zrobić. Sam nie jestem pewien czy to to o czym myślę ale jeśli tak to...
- To?!
- Trzeba zacząć się przygotowywać. A co do wyjaśnień - uprzedzając kolejne pytanie - to jeszcze ktoś powinien być przy tym obecny
♋♈♉
Smoki przysiadły na jednym z większych kamieni przy ścianie bacznie mnie obserwując. Powoli podeszłam do ściany komory i starałam się ogarnąć wzrokiem to co było na niej wymalowane. Najniżej zobaczyłam długie kreski zwężające się ku końcowi i z krótszymi po bokach. Uznałam to za jakieś dziwne symbole albo element ozdoby. Wyżej znajdował się rysunek jak gdyby doliny pomiędzy dwoma górami albo krater. Obok był symbol wyspy, w której było kółko podzielone na pół jak gdyby zależne wodą. Jak ja nic z tego nie rozumiałam... Na dobitkę jeszcze znalazłam dwie pary liczb. Super! Wielka tajemnica od siedmiu boleści! Wracam i koniec!
Nic z tego nie rozumiałam... Myślałam, że to biedzie jakąś tajemnica albo przygoda a tu nic. Tylko jakieś bazgroły. Równie dobrze mogły je narysować dzieci przepływających kupców. Zrezygnowana zaczęłam wracać do wyjścia z jaskini. Co ciekawe, nigdzie nie było widać Straszliwców. Emej czekał przy wyjściu. Odziwo spał w normalnej pozycji cichutko sapiąc. Gdy tylko się zbliżyłam podniósł łeb, wstał i otarł się o mnie.
- Chodź Emej. Nic ciekawego tu nie ma. - powiedziałam wsiadając na smoka.
Leciałam na połaciami zieleni myśląc o niczym.
♋♈♉
Najbardziej męczące były te powracając sny. W kółko i w kółko. Nie dość, że martwią się o Amaya'e to jeszcze wyspać się nie mogę. Zawsze śni mi się to samo. Ogromna polana pośrodku wiekowego lasu. (Nie pytajcie skąd wiem że to był środek). Trawa była zdeptana ale świeża, zielona. Były w niej odpięte najróżniejsze ślady. Od małych po ogromne. Za pierwszym razem dopiero po chwili zauważyłem wielkie zakole rzeki przylegające do polany. Wiedziałem że jest to ważne miejsce. Nie wiem dlaczego ale zawsze podczas tego snu przypominały mi się uczty w Wielkiej Sali. Tak jakby miały coś z tym wspólnego... Na szczęście Amaya'a niedługo miała wrócić. Jeszcze jakieś półtora tygodnia i znowu ją zobaczę. Sam już nie wiem co się ze mną działo. Ale i Raihor'a na pewno też bym się martwił. Chyba...
♋♈♉
Minęło jakoś półtora miesiąca odkąd Amaya wyleciała. Trochę pusto było bez niej. Nic ciekawego się nie działo. No może tylko to że owce Swena znowu uciekły i zrobiły się z tego przypadkowe Wyścigi Smoków. No i Widar był jakiś taki niespokojny. Może nie najlepiej sypiał. Ja miałem nic w noc ten sam sen. Widziałem czarna powierzchnię, która od czasu do czasu pozyskiwała. Przez cały czas było słuchać głośny grzmot, a w jednym miejscu czarna powierzchnia załamywała się, albo znikła. Po prostu była tam wielka nicość, dziura. Gdy byłem już nad nią nagle zaczynałem spadać i wtedy oczywiście się budziłem. Nawet nie wiecie jakie to było wkurzające.
♋♈♉
Zły humor po pseudo-odkryciu na szczęście szybko znikł. Następnego dnia miałam wracać na Berk. Ostatni tydzień spędziłam na pływaniu (rozpruwacz już się nie pojawił) , rysowaniu na przemian Emeja, Karkara i Beestry oraz na lataniu. Poćwiczymłam parę akrobacji, patrolowałam (jak by mi się chciało).
- Już tak strasznie chciałam wracać. Brakowało mi znajomych twarzy. - myślałam - Twarzy rodziców, Raihor'a i Widar'a. Jak strasznie chciałam go zobaczyć, przytulić i...
W tedy właśnie zadałam sobie pytanie. "Czy ja go kocham?"
Przez cały dzień to za mną chodziło. Ciągle o tym myślałam. Nie znając stosownej odpowiedzi, nagle spostrzegł że jest już wieczór i zaraz zajdzie słońce. Byłam właśnie na jednym z pomostów nad oceanem. Gdy wstała i się odwróciła zobaczyłem wszystkie trzy smoki wpatrzone we mnie. Wzrok Emeja mówił "tak Ci współczuję", za to wzrok Beestry mówił "no i co teraz zrobisz?" i jestem pewna za gdyby miała brwi to na pewno miałaby je wtedy uniesione. Karkar najprościej w świecie pytał wzrokiem "o co chodzi?".
- Spokojnie, nic mi nie jest - powiedziałam do smoków
Nadal nie wiedząc co ze sobą zrobić poszłam spać. Ostatnią myślą jaką pamiętam z chwili przed zaśnięciem to była "Przecież to mój przyjaciel"
Następnego dnia obudził mnie dotyk ciepłego i mokrego języka. Otworzyłam oczy i co? Oczywiście Karkark, na Młot Tora, ranny ptaszek od siedmiu boleści! No ale cóż. Jak już się obudziłam to zacznę się zbierać. Oczywiście najpierw się przepłynąć, później nakarmić smoki i je umyć. Trochę zarosły brudem bo przez te dwa miesiące mi się nie chciało. Beestry jak to ona spokojnie stała i czekała aż skończę. Karkar jaki wielki pieszczoch. Gdy tylko zaczęłam myć jego brzuch i szyję zaczął mruczeć po czym z wielkim łoskotem przewalił się na bok tak, że się przewróciłam a on tylko spojrzał na mnie z miną:
- Czemu przestałaś?
Emej dla odmiany po prostu się położył na grzbiecie i zasnął, czekając aż go umyję. Ja to się dzieje że jeszcze mi nie zasnął w locie to ja nie wiem. W końcu nadszedł czas. O ładowałem smoki dobolkami z tym co musiałam zabrać
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top