3. Proszę, przytul mnie, Holiday


Po zjedzeniu obiadu z babcią postanowiłyśmy pójść na cmentarz. Ustaliłyśmy razem, że przejdziemy się, zamiast jechać samochodem. Kroczyłyśmy w ciszy, choć znając babcię, pewnie za niedługo będzie miała zamiar rozpocząć rozmowę o czymkolwiek. O dziwo, tak się nie stało. Emma szła z nieco zamyśloną miną.

- Babciu? - odezwałam się. - Coś się stało?

- Wiesz, Holiday, nie wszystko idzie po naszej pomyśli. Zawsze, ale to zawsze coś się wydarzy, abyśmy nie mieli idealnie. Planowałam zestarzeć się z twoim dziadkiem, a wyszło jak wyszło. Na starość będę sama. Ugh, wiem, że dziadek nie odszedł w końcu z tego świata specjalnie. I chociaż trochę to pociesza, bo chyba bym się załamała, gdyby mnie opuścił ze względu, że nie podobałam mu się w roli żony. Wszystko jest takie pomieszane. Te dni przed jego śmiercią spędziliśmy razem, jak kiedyś. Zaczęłam w nas naprawdę wierzyć. Prawie jakby wiedział, że odchodzi z tego świata i chciał mi dać to co całe życie chciałam od niego pod koniec.

- Nie mów tak. Dziadek zawsze bardzo cię kochał, tylko przez te wasze kłótnie byliście inaczej do siebie nastawieni. Jakby mu nie zależało to już rozstałby się z tobą dużo wcześniej.

- Powiem ci, Holi, że znajdź sobie kogoś, dzięki komu będziesz kwitła.

- A ty kwitłaś z dziadkiem?

- Sądzę, że tak. Pomimo tego, że często też więdłam i usychałam. O wiele bardziej odczuwałam jego miłość kiedy po tym uschnięciu zaczynał się mną opiekować i pielęgnować naszą miłość.

- A co do tego usychania... Luke nie odzwania, nie odpisuje.

- Nie możesz go zmusić rzecz jasna do kontaktu z tobą. Równie dobrze mógł postąpić jak ostatni cham i przestać się do ciebie odzywać od tak. Możliwe, że to wszystko przez nowe miejsce i nowe doświadczenia. Przecież jak słyszę od Ashtona jacy są znani, ba, nawet sama ich widzę gdzie nie gdzie, to nie zdziwię się, że Luke po prostu zgłupiał od nadmiaru fanek.

Nie odpowiedziałam, tylko w ciszy przetrawiałam słowa babci, dały mi dużo do myślenia. Żadna z nas po tym nie kontynuowała rozmowy. Szłyśmy obok siebie w ciszy. Ostatni zakręt i znalazłyśmy się na miejscu.

Babcia pierwsza weszła na cmentarz, a ja za raz po niej. Za każdym razem będąc w tym miejscu, czytałam z nagrobków nazwiska. W szybkim tempie dotarłyśmy do nagrobku dziadka. Pomodliłyśmy się, a następnie babcia Emma wyjęła ze swojej torebki wkład do znicza.

- Mogę? - zapytałam, wskazując na wkład.

Babcia bez problemu oddała mi, abym to ja zapaliła i włożyła wkład do znicza.

Następnie to samo uczyniłam przy nagrobku rodziców, który znajdował się niedaleko dziadka.

Naszą uwagę zwrócił chłopiec, który bardzo głośno zaczął do kogoś mówić. Szybko się zorientowałam, że koło niego nie ma nikogo. Mały chłopiec mówił do nagrobka.

- Przychodzi codziennie do swojej siostry - odparła babcia, widząc jak wpatruję się w dziecko.

- Siostry? Znałam ją?

- Jeśli dobrze pamiętam, była chyba starsza od ciebie. Za to na pewno wiem, że trzymała się z Ashtonem i resztą.

- Jej imię?

- Jeju, Holiday, myślisz, że wszystko pamiętam? - zapytała ironicznie - Miała chyba na imię Raven.

- Nie kojarzę.

- I tym lepiej, Ashton nie chciałby, abyś o niej za dużo wiedziała.

- Co, dlaczego?

- Nie bądź ciekawska, Holiday.

I na tym skończył się temat tajemniczej Raven. Wracałyśmy do domu. Zasiadłyśmy na chwilę na ławce w parku. Ławek było naprawdę dużo, jak na ciut mały park. Większość z nich zawsze pozostawała wolna. Tego dnia w parku było wyjątkowo jeszcze mniej osób. Oprócz nas siedział jeszcze na ławce naprzeciwko starszy pan. Był szeroko uśmiechnięty.

- Chyba mu wpadłaś w oko - zaśmiałam się, widząc jak puszcza oczko do babci.

- Stary lowelas - odparła cicho.

- Idę się przejść, a ty w tym czasie możesz uciąć sobie pogawędkę z panem.

Mimo jej protestów odeszłam szybko od ławki. Zaśmiałam się widząc tego pana, który wstaje i kieruje się do ławki, na której przed chwilą siedziałam. Rzuciłam jeszcze okiem na babcię, która skrępowana uśmiechała się. Skierowałam się wolnym tempem do ostatniej ławki, tej najbardziej oddalonej od tej, na której przebywała babcia wraz z panem. Usiadłam i czując swobodę, głęboko odetchnęłam. Przymknęłam oczy, aby chwilę się zrelaksować w cieniu drzewa. Po chwili zaczęłam czuć gorąc. Niestety nie byłam już w cieniu. Słonce wyszło za chmur, więc zdjęłam katanę, w której zaczynałam się grzać. Nagle ktoś zaśmiał się i powiedział:

- No widzę, że jest ci na mój widok gorąco.

- Nawet nie wiedziałam, że to ty - odpowiedziałam luźnie, dostrzegając przed sobą Matthewa.

- Chcę pogadać, Holiday.

- A ja nie chcę, liczysz się z moim zdaniem?

- Zawsze byłem kiepski z matematyki - odpowiedział żartem. - Dobra, zrozumiałem, nie czas na żarty.

- Jestem tu z babcią - odparłam.

- Wiem, przywitałem się z nią i ona powiedziała mi gdzie jesteś.

- Zdrajczyni.

- Nawet nie wiem za co się na mnie gniewasz.

Dosiadł się do mnie i z zawahaniem objął moją dłoń oraz uścisnął ją pokrzepiająco. Spojrzałam na niego niezrozumiale. On uśmiechnął się tylko szeroko, jakby ta czynność sprawiała mu wiele radości.

- Przyjaźnimy się. Stałaś się dla mnie bardzo ważna przez te miesiące i nie chcę cię stracić - zaczął gładzić kciukiem moją rękę. - Czy to ma jakiś związek z Hemmnigsem?

Chyba za prędko spuściłam wzrok, dając mu do zrozumienia, że trafił w sedno. Zabrałam swoją dłoń.

- Nie, nie chodzi o niego - skłamałam.

- Chcę coś powiedzieć ci na jego temat, ale obawiam się, że nie za dobrze na to zareagujesz.

- Proszę, nie krępuj się - odparłam z odrobiną chamstwa, za co było mi po chwili głupio, zachowywałam się jak wredna suka.

- Ten gwiazdorek zachowuje się jak pizda, nie dając jakiejkolwiek wiadomości. Jak był tutaj to zgrywał obrońcę nastolatki, przyjmując za strategię ranienie niej. Jakbyś się nie wiedziała, to ta nastolatka to ty, to tak na marginesie. Jest kretynem, a ty w tym kretynie się zakochałaś.

- Nie zawsze taki jest, nie znasz go dobrze.

- Ale w większości zdarzeń taki jest. I taki będzie, nie sądzę się zmieni. Według mnie, jest chyba zaprogramowany, aby cię ranić.

Spojrzałam mu prosto w oczy. Widziałam, że staje się sfrustrowany. Jego słowa bolały, ale dlatego, że były prawdą. Ale nie mogłam przestać wierzyć, że to co się dzieje, zniszczy związek mój z Lukiem. Zaciekle wierzyłam, że jak wszystko się naprawi.

- Holiday, tu jesteś skarbie, będę szła do domu, ale widzę, że rozmawiasz z Mattem w takim razie nie przeszkadzam. Tylko przyjdź na kolację.

- Właściwie to idę już z tobą, daj mi pięć minut, proszę - poprosiłam, a ta kiwnęła głową, zgadzając się i oddaliła się, abym mogła dokończyć rozmowę.

- Doceniam twoją troskę, ale to co dzieje się pomiędzy mną a nim to nasza sprawa, nie twoja.

Wstałam i miałam już ruszyć do czekającej na mnie babci, gdy Matt złapał mnie za łokieć i sprawnie wstał jednocześnie odwracając mnie w jego stronę. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on zaskakując mnie jeszcze bardziej, przytulił mnie.

- Proszę, przytul mnie, Holiday - poprosił, a ja niepewnie ułożyłam ręce na jego ramionach, następująco delikatnie wtulając się w niego. - Ja po prostu się o ciebie martwię i tęsknię.

- Napiszę do ciebie i umówimy się, dobrze? - szepnęłam mu do ucha, a ten tylko mnie mocniej przytulił.

Odsunął się ode mnie szeroko uśmiechnięty.

- W takim razie będę czekać, do zobaczenia, Holiday.

- Cześć - odpowiedziałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top