6. Koniec

Myrea czuła się zdecydowanie lepiej na świeżym powietrzu, nawet jeśli oznaczało to, że musiała marznąć. W ciasnej kajucie, która służyła kapitanowi jako sypialnia, momentalnie robiło się jej niedobrze. Nie chciała jednak zostawiać Sorella samego na dłużej. Widziała, jak Revlod na niego patrzył i wcale się jej to nie podobało. Przypomniała sobie słowa starej Nettie o tym, że złodziej skradnie jej bratu serce. Zazgrzytała zębami i obiecała sobie w duchu, że jeśli kapitan zrobi cokolwiek, na co Rell nie będzie miał ochoty, dosypie mu do jedzenia tyle ziół na przeczyszczenie, że umrze we własnym...

– Rea...? – wymamrotał Sorell, przecierając oczy pięścią.

W mgnieniu oka znalazła się tuż przy nim.

– Cicho, cichutko, leż proszę – wyszeptała, przytrzymując go na łóżku, licząc w duchu na to, że siedzący w kajucie obok Revlod nic nie usłyszy.

Cóż, przeliczyła się.

– Nie śpisz już? – zapytał kapitan. Stanął w drzwiach, oparty barkiem o framugę, zupełnie jakby obawiał się wejść, a jednocześnie nie potrafił sobie odmówić obecności przy rodzeństwie.

Dziewczyna miała tego serdecznie dość. Pogodziła się jakoś z myślą, że aby chronić mieszkańców Piaskowzgórza musiała wraz z bratem dołączyć do załogi Krwawej Jutrzenki i od tej pory wyznaczać najpomyślniejszy kurs dla statku. Wiedziała, że nie będzie to zadanie ani łatwe, ani przyjemne, ale znała też jedyną alternatywę. Nie mogła jednak znieść sposobu, w jaki Revlod patrzył na jej brata. Tego było dla niej po prostu za wiele.

– Chciałabym porozmawiać z bratem w cztery oczy – syknęła. – Wyjaśnić mu, gdzie jest i co się właściwie stało.

– Cóż, przykro mi, ale to ja tu jestem kapitanem i jeśli ktoś ma cokolwiek tłumaczyć, to będę to właśnie ja – prychnął Revlod, nic sobie nie robiąc z jej gniewnych spojrzeń. Pewnym krokiem wmaszerował do sypialni i przysiadł na brzegu łóżka. Momentalnie cała buta z niego zeszła, gdy tylko spojrzał na Sorella. – Cieszę się, że już nie śpisz.

– Długo byłem nieprzytomny?

– Całe trzy doby. – Zawahał się. – Nie doszłoby do tego, gdybym nie zmusił cię do picia, prawda?

– Nie wiem. Być może nie. Ale naprawdę bardzo chciałem tam zajrzeć.

– Zajrzeć gdzie? – wtrąciła się Myrea.

– W przeszłość.

Dziewczyna trawiła jeszcze tę informację, gdy Revlod parsknął śmiechem. Spojrzała na niego z wyrzutem i omal nie warknęła, widząc jego dłoń na policzku Sorella.

– Zastanów się nad tym, mała wiedźmo – prychnął jej na ucho. – Czy nie miałoby sensu, gdyby twój uroczy brat miał moc identyczną do twojej?

W tym momencie Myrea zrozumiała, dlaczego tak bardzo nienawidziła Revloda. Podczas gdy ona patrzyła na Sorella jak na kogoś, kto niczym nie mógł jej już zaskoczyć, on dostrzegł w nim coś niebywałego i cudownego.

– Przepraszam, Rell, ja...

– Nie, Rea. To nie twoja wina. Po prostu nigdy wcześniej nie miałem okazji sprawdzić, gdzie mnie to zaprowadzi. To wszystko.

Pokiwała głową. Chciała uwierzyć, że tak było w rzeczywistości, ale w głowie wciąż rozbrzmiewały jej słowa starej Nettie. W tym momencie wiatr mocniej zadął w żagle i Jutrzenką zarzuciło lekko, wystarczająco mocno jednak, by Sorell zorientował się, że nie byli już na stałym lądzie.

– Zabrałeś nas.

– Tak.

– Dlaczego?

– Mówiłem wam przecież. Chciałem odnaleźć skarb Olavfringa. Wy jesteście wszystkim, co z niego zostało.

Owszem, była w tym pewna logika. Myrea mogłaby nawet uwierzyć w tak proste wyjaśnienie. Zbyt dobrze jednak pamiętała przerażenie Revloda, gdy Sorell zemdlał oraz troskę, z jaką położył go do własnego łóżka. Jednym uchem słuchała, jak pirat opowiadał o swojej wyprawie na Wyspy Koralowe, z których dopiero co przypłynął. Tam właśnie dowiedział się o Olavfringu i jego wielkim skarbie. Jej uwaga jednak stopniowo przenosiła się na książki, które Revlod kazał zabrać z ukrytej biblioteki.

Jej brat miał znaleźć miłość, a ona miała zostać wielkim mędrcem.

– Jednak miałaś rację, Nettie – wymamrotała pod nosem, godząc się z myślą, że jej wizje nie były wcale tak dokładne.

Ostrożnie zeszła z łóżka, zgarnęła kilka książek i zamknęła się w gabinecie kapitana. Jakoś nie przypuszczała, żeby Sorell i Revlod zorientowali się, że jej nie ma. Więcej nawet! Doszła do wniosku, że była im tam zupełnie niepotrzebna. Nie wiedziała, kiedy znów przybiją do lądu, ale zachowanie piratów sugerowało, że będą w podróży co najmniej kilka dni. Miała zatem naprawdę dużo czasu, by zorientować się, które książki była w stanie zrozumieć, a które wymagały od niej więcej pracy. Rozsiadła się wygodniej w fotelu i zaczęła czytać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top