2. Tak to było...

         "  - I jak nam poszło?- spytał Nils.

           - Dowiecie się za parę dni jak sprawdzę wasze prace.- powiedziała pani Jennys.

           - A nie może pani teraz tego sprawdzić.Proooooooooszę.

Właśnie siedzę na lekcji z wychowawcą. Mieliśmy napisać takie jakby "wypracowanie" i każdy chcę jak najszybciej wiedzieć jak mu poszło. Mi nie najlepiej. Tak myślę.

           - No okej. Ale dopiero jutro. Dostaniecie je w piątek.

           - A piątek to kiedy?- zapytał Riko.

           - To jutro bęcwale.- powiedziała Kiri.

           - Ja bęcwał? Pożałujesz!

           - Dzieci uspokójcie się . Bo pójdziecie się tłumaczyć dyrektorowi. 

           - Dobrze proszę pani.- obydwoje odpowiedzieli.

            - No. Na dzisiaj to tyle. Możecie się spakować.

I zadzwonił dzwonek. Wybiegliśmy z klasy jak szaleni.

           - Hej Agni.

           - O cześć Kiriś.

           - Odprowadzić cię?

           - Jak chcesz.

Po drodze do domu rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Kiri jest moją najlepszą przyjaciółką z podstawówki. Jadłyśmy, chodziłyśmy po szkole, siedziałyśmy w ławce. Wszystko razem.

Pewnego dnia Kiri powiedziała, że razem z rodzicami przeprowadza się do Japonii do starszego brata. Nie mogłam w to uwierzyć. Moja jedna z nielicznych, prawdziwych przyjaciółek wyjeżdża.

Jednak w drodze na lotnisko zdarzył się wypadek. Jej rodzicom nic takiego się nie stało jednak ona...









 Powiedzieli mi że zmarła podczas operacji.

Nie umiałam się z tym pogodzić. Czułam się winna. Gdybym ją w tedy zatrzymała nic takiego by się nie wydarzyło."

           -To było... takie smutne.- powiedziała pani Stringer.

           - To tak naprawdę... w sensie.... tak się na serio zdarzyło?- spytała Li.

            - Niestety tak.


Miałam opowiedzieć jedno z moich najgorszych wspomnień z dzieciństwa. A to wspomnienie naprawdę jest jednym z gorszych. Oczywiście przeżyłam rzeczy znacznie gorszę niż to, ale nie chcę o tym opowiadać.

           - A kiedy był ten wypadek?- zapytała pani.

           - W drugiej klasie podstawówki. Jak miałam 8 lat.- a rok po tym wydarzeniu znalazłam się tutaj. Ale przypadek nie?

           - Przykro mi. Wiem, że to trochę za późno, ale moje kondolencje.

           - Dziękuję.


2 godziny później...


Razem z dziewczynami siedzimy w pokoju Amiś. Rozmawiam o wszystkim.

           - Ej, a może w coś zagramy?

           - No okej, ale w co?

           - Nwm. :-(






           - O ja mam pomysł. W prawda fałsz. Co wy na to?

           - Ale w te nasze prawda fałsz tak?

           - Tak. To co? gramy.

           - Jasne.

Nasze prawda fałsz polega na tym że wylosowana osoba mówi jakieś zdanie o sobie, a reszta musi zgadnąć czy mówi prawdę czy nie. I osoba, która mówi zdanie, jak najbardziej musi się starać, żeby reszta nie zgadła bo w tedy dostaję punkt. Kto zdobędzie najwięcej punktów wygrywa. Proste.

            - Haliś dajesz zdanie.

            - A więc... czy... Moje drugie imię to na pewno  Angelize czy nie? A jeśli tak to po kim?

            - Dziewczyny narada.- powiedziałam- jak myślicie to jest jej drugie imię czy nie?

            - Chyba tak, ale nie jestem pewna. Już kiedyś słyszałam te imię.- stwierdziła Amiś.

            - To co ryzykujemy na tak?

            - No ok. Ale po kim ma te imię?

            - Może po prababci?- powiedziała Lien.

            - Ok to tak to jej imię i ma je po prababci.

            - Tak.

            - I co? Znacie odpowiedź?

            - Tak. To jest twoje drugie imię i masz je po prababci.

            - Brawo zgadłyście.

            - Dobra teraz Haliś losujesz osobę.

            - Jest. Agni. Teraz ty.

            - Oooooj trudne.

            - Dajesz cokolwiek.

            - A więc... czy miałam rodzeństwo. A jeśli tak to ile?

            - No na serio trudne. Nie za dużo o sobie mówisz. To się nazywa wyzwanie.

            - Ja wiem. Chyba. Mogę?

            - Próbuj.

            - A więc nie miałaś rodzeństwa. Zawszę powtarzasz, że nie chcesz go mieć.

            -Ha ha. Błąd.

            - Ale jak to?

            - To, że nie chcę mieć rodzeństwa nie znaczy iż go nie miałam.

            - A ile miałaś?

            - Rodzeństwa? Jedno. Starszą, siostrę.

            - No to co tu robisz? Z koro twoja siostra mogła zostać z rodzicami to czemu ty nie?- zapytała mnie Li.

            - Jak moi rodzice się rozwodzili siostra studiowała na uniwersytecie w Korei. Więc nie mogła po mnie przyjechać. I chyba tam zamieszkała. Bo od jej wyjazdu ani razu z nią nie rozmawiałam czy zobaczyłam. Niby rodzice mówili, że co jakiś czas dzwoni, ale ja jestem w tedy w szkole. Nie chciało mi się w to wierzyć. Więc do tej pory nie wiem co z nią.

           - Przykre. Bo gdyby była to nic by się nie wydarzyło, a ty miałabyś rodzinę i dom.

           - E tam. Gdyby to się nie wydarzyło nie poznałabym was. A tego bym żałowała.

           - Naprawdę?

           - No jasne, jak słońce na bezchmurnym niebie.  

Pograłyśmy jeszcze z godzinkę i musiałyśmy wracać do swoich pokoi.

          - To dobranoc dziewczyny.

          - Dobranoc.


Następnego dnia....

Wstałam o 6:48. No nic. I tak już nie zasnę. Wzięłam z szafy czarny crop top, granatowe, krótkie spodenki, podkolanówki tego samego koloru i kilka gumek do włosów.

Przebrałam się i uczesałam moje fioletowe włosy w długiego kłosa. ( włosy sięgają mi lekko za kolana).

Jest 7:30. Obudzę Li bo za pół godziny śniadanie.

           - Li wstawaj. Za pięć minut śniadanie.- powiedziałam jej prosto do ucha, a ta jak torpeda wybiegła z łóżka po ciuchy. Przebrała się w 5 min. Szybka.- Li ja żartowałam. Mamy jeszcze 25 min. Spokojnie.- powiedziałam jak chciała już pędzić na stołówkę.

           - Że co? Jeszcze mamy tyle czasu? O ty. Nie budź mnie więcej.

           - Bałam się, że nie zdążysz, ale z tego co przed chwilą widziałam nie ma się o co martwić.

Posiedziałyśmy w pokoju jeszcze  piętnaście minut i poszłyśmy na śniadanie.


           - Agnest proszona do gabinetu dyrektora.

           - Agni przyznaj się co żeś zrobiła?- spytała podejrzliwie Amiś.

           - No właśnie o to chodzi, że nie wiem. No ale muszę iść. To pa.

           - Ale masz wrócić jasne. W jednym kawałku.- dodała Halia.

           - Tak jasne. Nie mam w planach inaczej wrócić.


U dyrektorki....

            - Witaj Agnest. Proszę usiądź.- wskazała mi miejsce przy jej  biurku. Pani dyrektor to starsza pani. Bardzo, ale to bardzo miła. Uwielbia dzieci. No dla tego jest dyrektorką.

           - Dzień dobry.- powiedziałam siadając-czy zrobiłam coś nie tak?

           - Wręcz przeciwnie moje dziecko. Nic nie zrobiłaś. Mam dla ciebie pewną nowinę.

           - Tak?

           - A więc....



Mam nadziej, że się podoba. Sorry bardzo za błędy. Do następnego.

(1024 słów)

                  * Autorka *



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top