53. Strach nie ma końca.

*Może zawierać wulgaryzmy*

Mika zapięła swoją torbę i odłożyła ją na bok, po czym wyjrzała przez okno. Minęły trzy tygodnie, a ona w końcu opuszczała szpital. Po drodze pojawiło sie wiele komplikacji związanych z jej zdrowiem, więc lekarz postanowił przedłużyć jej pobyt, lecz wybłagała wypis. Choć wciąż ledwo mogła chodzić ze względu na gips na nodze, jej żebra bolały nieznacznie z każdym ruchem, a kark choć nie miał już kołnierza, dalej bolał bez leków przeciwbolowych, nie mogła już tutaj wytrzymać i jedyne o czym marzyła to powrót do Korei.

Odkąd Jungkook wyjechał nie kontaktowali się ze sobą ani razu, nawet wtedy kiedy jego przyjaciele dzwonili do niej niemalże codziennie, wypytując o jej zdrowie. Nie zadawała im pytań odnośnie jego samopoczucia, ani czy on wciąż o niej myśli. To czas miał ich zweryfikować, a ona stwierdziła, że mu zaufa. W końcu prawie wyzdrowiała, więc czy Jungkook spełni swoją obietnicę i nareszcie się zobaczą?

Do dnia dzisiejszego Mika nie dostała również wiadomości od NaMiko, która po wypadku zupełnie się rozpłynęła. Było jej prykro, ale to jej siostra nie dotrzymała słowa i ponownie odeszła. A gdyby tego było mało, policja wciąż nie ustaliła sprawcy wypadku, choć dała im wiele wskazówek. Jednakże w tym momncie najmniej ją to obchodziło.

Dzrzwi od sali otworzyły się na oścież, a do środka wszedł lekarz, uśmiechając się nieznacznie do nastolatki.

- Dzień dobry, jak się Pani czuje? - zapytał, ściągając jej kartę z łóżka.

- Dzień dobry, mogło być lepiej - odpowiedziała na końcu lekko się śmiejąc.

- Pani parametry są w porządku, ale jeśli nie będzie Pani o siebie dbać to niestety dość szybko się zobaczymy - powiedział, a dziewczyna kiwnęła głową - wszystkie przydatne wskazówki i przede wszytskim listę leków umieściłem tutaj. Jest tam rownież wypis.

Podał jej teczke z dokumentami, którą Mika położyła na łożku dziękując mu przy tym.

- Ktoś Panią odbierze?

- Moja przyjaciółka - odpowiedziała - planujemy już jutro wrócić do Korei.

- Lot samolotem może Panią obciążyć, ale nie będę zatrzymywał przed powrotem do domu - uśmiechnął sie szeroko - gdyby coś się działo proszę natychmiast zgłosić sie do szpitala. Musi Pani podjąć się rehabilitacji.

Mika kiwnęła głową, po czym lekarz pożegnał się z nią miłymi słowami i opuścił sale, aby chwilę później w progu pojawiła się Mora. TaeYeon musiała wrócić do Seulu ze względu na jej wymagająca pracę. Wyjechała tydzień temu.

- Hej, gotowa, żeby nareszcie opuścić to okropne miejsce? - zapytała z podekscytowaniem blondynka.

- Błagam, idźmy stąd już - powiedziała.

Mora wzięła jej torbę, po czym podała przyjaciółce kule, aby mogła ona z pomocą opuścić budynek i się poruszać. Mika ćwiczyła chodzenie o kulach z rehabilitantem z milion razy, ale wciąż sprawiało jej to trudność. Mora widziała, jak bardzo brunetka się męczy, aby wykonywać kroki, jednak nie umiała jej pomóc.

Kiedy udało im się opuścić szpital, wsiadły do czekającej na dole taksówki, która zamówiła blondynka. Kierowca pomógł z bagażem, a następnie bezpiecznie usadowić dziewczynę w samochodzie, a następnie ruszyli w stronę hotelu.

- Oddam ci co do grosza za przedłużenie pobytu tutaj - zaczęła po chwili ciszy Mika.

- Oh, nie musisz mi nic oddawać - zaśmiała się blondynka - nie ja to wszystko opłacałam przez ostatnie trzy tygodnie.

- A kto? - zdziwiła się.

- Jungkook - odpowiedziała spuszczając wzrok - wysyłał mi co tydzień pieniądze.

Mika patrzyła na nią zaskoczym wzrokiem, jednakże bardziej czuła się poruszona. Mimo rozstania, on wciąż przy niej czuwał, choć jemu również nie było dobrze.

- Jakim cudem? Ojciec wszystko mu odebrał - nic nie rozumiała.

- Przez ten czas wiele sie zmieniło - jej glos brzmiał przygnębiająco - ale nie mówmy o tym.

Mika przystanęła na jej propozycję, choć ciekawość zżerała ja od środka. Liczyła tylko na to, że Jungkook nie porzucił własnych marzeń i ponownie zaczął grać na zawołanie ojca. Zasługiwał na więcej.

Po dotarciu do hotelu i wyczerpującym dostaniu sie do pokoju, Mika zorientowała się, ze wszystko było już spakowane. Mora odrzuciła na łóżko torbę nastolatki, po czym wzięła z szafki niedużą kopertę.

- TaeHyung przesłał nam bilety na jutro rano - powiedziała i jeden podała przyjaciółce. Mika wzięła go i na niego spojrzała. Lot byl zarezerwowany na czwartą rano.

- Im szybciej tym lepiej - mruknęła - ktoś nas odbierze?

- Hoseok - odpowiedziała, ale po minie brunetki mogła dostrzec, że spodziewała się ona innej odpowiedzi.

- Dawno go nie widziałam. To nie to samo, co rozmowy przez kamerkę - wymusiła uśmiech, nawet jeśli naprawdę za nim tęskniła.

- Musimy wrócić do normalnego życia, Mika - zaczęła poważnym tonem.

- Co masz na myśli?

- NaMiko zniknęła, Jungkook odszedł, a ty wyglądasz jak wrak człowieka. Co się dzieje? Kiedy przeszłość zaczęła rzucać nam kłody pod nogi? - wyglądała na zmartwioną.

- Przeszłość nigdy nie odeszła - uznała - jest ze mną coraz lepiej, naprawdę, nie musisz się martwic.

- Chciałabym ci wierzyć, ale potrafię dostrzegać i czuć - powiedziała - nie sprawię, że on wróci, Mika.

- Nie oczekuję tego - zaprzeczyła ruchem głowy - to wszystko wydarzyło się, ponieważ tak kończy się nasza historia. Pozwól mi pamiętać, że był.

- Wiesz, że możesz na mnie liczyć. Przeprowadzam sie do TaeHyunga, więc oddaję ci moje mieszkanie - wyznała.

- Wyprowadzasz sie? - otworzyła szeroko oczy z zaskoczenia.

- Tak, a ty się wprowadzasz. Nie wyjedziesz do Busan.

- Już poinformowalam mamę, że wracam.

- To powiedz jej, że zmieniłaś zdanie - rozkazała - tutaj jest twoje życie, razem z nami. Nie zachowuj się tak, jakby Jungkook był jedynym powodem, dla którego wciąż wszyscy się przyjaźniliśmy.

- Wiesz, że to nieprawda. Poznałam Cię przed Jungkookiem. Uwielbiam Cię - mówiła spanikowanym tonem.

- I proszę, niech tak pozostanie. Nie każ mi walczyć z nim, pewnie i tak bym przegrała - powiedziała smętnie, po czym wyszła do łazienki.

Mika poczuła napływające do jej oczu łzy. Nie miała w planach skrzywdzić Mory, ani nikogo z jej przyjaciół. Cierpiała po stracie Jungkooka, ale dużo racji było w tym, że najwyższy czas, aby nauczyła sie żyć bez niego.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nastolatka przeglądała swój telefon tępo leżąc na łóżku. Od kilku godzin nie robiła nic ciekawszego, ponieważ każdy ruch sprawiał jej wielką trudność.

Mora chodziła w te i wewte zbierając swoje rzeczy, które powyciągała z walizki. Po chwili Mika dostrzegła, że blondynka zaczęła ubierać swoje buty.

- Idziesz dokądś? - zapytała zerkając na nią wzrokiem.

- Zbliża się dwudziesta, ominęła nas pora kolacji. Pójdę kupić nam coś do jedzenia w pobliskiej restauracji. Masz ochotę na coś konkretnego? - zapytała wstając z łóżka i biorąc swoją torebkę.

- Możesz wybrać co zechcesz - powiedziała uśmiechając się lekko, na co Mora kiwnęła głową.

- Nie zapomnij wziąć leków przed jedzeniem. Wszystko co kupiłam włożyłam ci do szafki nocnej - powiedziała zarzucając na siebie letni sweterek.

- Dziękuje - odparła z wdzięcznością.

Blondynka nie mówiąc nic więcej opuściła pokój, zostawiając nastolatkę zupełnie samą. Napięta atmosfera była wyczuwalna w całym pomieszczeniu, choć Mika nie chciała się dłużej z nią jakkolwiek kłócić.

Odrzuciła telefon i przejechała dłońmi po swojej twarzy. Odczekała chwile zanim postanowiła się podnieść i wziąć leki jak poprosiła ją o to Mora. Po ciężkiej walce udało jej się podnieść z łóżka i usadowić w jego rogu. Wyjęła z szafki paczkę z lekami i wzrokiem zaczęła szukać butelki wody. Jak na złość ujrzała ją po drugiej stronie pokoju, co zmusiło ją do wstania. Podparła się szafki i powoli wstała z łóżka. Skacząc doszła do miejsca, w którym leżała butelka i wzięła ją do ręki. Obracając się w celu wrócenia na miejsce napój wypadł jej z ręki, na co przeklnęła pod nosem.

Telefon leżący na jej łóżku wydobył z siebie dźwięk przychodzącego połączenia. Zostawiajac butelkę na ziemi, zaczęła skakać w kierunku łóżka z myślą, że do pewnie Mora dzwoni, aby o coś spytać. Dlatego nie patrząc na ekran komórki odebrała połączenie, gdy usiadła na łóżku i przyłożyła do ucha.

- Tak, Mora? - zapytała dysząc ze zmęczenia.

- Ty żyjesz? - usłyszała po drugiej stronie stłumiony głos. Jej serce zabiło mocniej.

- Przepraszam, kto mówi? - zapytała, ale połączenie zostało urwane. Spojrzała na ekran i ujrzała, że numer, który do niej dzwonił był zastrzeżony. Poczuła lęk skradający się jej po plecach. Zdecydowanie głos należał do kobiety, więc czy mógł być do sprawca wypadku?

Odłożyła z powrotem telefon na łóżka i wstała, aby podnieść butelkę z podłogi i wziąć w końcu leki. Gdy miała już wodę w swojej dłoni, jej telefon ponownie zaczął dzwonić. Z bijącym sercem przyglądała się świecącemu urządzeniu, zanim postanowiła chwycić go w rękę. Odetchnęła z ulgą, gdy ujrzała numer Mory.

- Tak? - zapytała z drżącym głosem.

- Zamknęli mi restaurację, będę musiała pójść w kierunku centrum - powiedziała wkurzonym tonem.

- W porządku, tylko proszę, wracaj szybko - jej głos wciąż drżał.

- Wszystko dobrze? Mam wrócić do hotelu? - zmartwiła się.

- Nic się nie dzieje, po prostu nie czuję się zbyt swojo będąc sama - wyznała. Uznała, że o telefonie powie kiedy wróci do hotelu.

- Okej, postaram się załatwić to szybko. Nie rób nic niebezpiecznego - poprosiła i rozłączyła się.

Jej myśli krążyły teraz wokół zastrzeżonego numeru. Głos po drugiej stronie był stłumiony, ale nie przypominał jej NaMiko. Czuła jak jej biło coraz mocniej, gdy w głowie miała myśl, że mógł być to sprawca wypadku, albo, w najgorszym wypadku, również JiSoo. Nie poczułaby się zaskoczona, gdyby te dwie osoby, były jedną tą samą.

Intuicyjnie zaczęła wykręcać numer do Jungkooka, po czym wcisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła do ucha. Usłyszała pierwszy sygnał, a każdy kolejny nie odebrany przypominał jej o tym, że nie powinna tego robić. Natychmiast zakończyła połączenie. W ten sposób już nie mogła na niego liczyć. Była już z tym sama, na własne życzenie.

Wzięła szybko leki, po czym ponownie skacząc skierowała się w stronę drzwi. Zamknęła je, po czym zgasiła światło i świecąc latarką z telefonu wróciła na łóżka. Uznała, że najlepszym sposobem w tym wypadku będzie udawanie, że nikogo nie było w pokoju. Czuła, że jest obserwowana i nie wiedziała przez kogo, ani czy to rzeczywiście prawda, a ona w cale nie panikowała.

Była na tym punkcie przewrażliwiona, ale teraz kiedy wiedziała, że nie ma przy niej Jungkooka, nie czuła się już nawet bezpieczna.

Znowu usłyszała dźwięk przychodzącego połączenia, a na telefonie wyświetlił się zastrzeżony numer. Trzymała komórkę drżącymi rękoma, ale tym razem nie odebrała. Patrzyła się w ekran, dopóki nie zgasł.

Po pokoju rozległa się cisza, a ona słyszała jedynie swój przyspieszony rwący oddech. Bała się poruszyć, ale chciała zajrzeć przez okno i zobaczyć, czy przypadkiem nikt podejrzany nie stoi pod hotelem. Nim postanowiła jednak wstać z łóżka, numer zastrzeżony znowu się wyświetlił. Spanikowana odrzuciła telefon nie mając zamiaru odebrać. Była przerażona i coraz bardziej rozumiała, że bez Jungkooka nie była już taka odważna.

Urządzenie ponownie zgasło, a Mika już ledwo była w stanie oddychać. Dość szybko podniosła się łóżka i spojrzała przez okno. Oprócz dwóch stojących pod budynkiem samochodów nie było nic, ani nikogo więcej. W głowie liczyła minuty do powrotu Mory, a w sercu modliła się, aby nic złego nie spotkało ją w czasie drogi powrotnej.

Gdy tak patrzyła przez okno stając w bezpiecznej odległości usłyszała agresywne szarpnięcie za klamkę od drzwi i sekundę później mocne pukanie. Zakryła sobie usta dłonią i przerażona wlepiała swoje oczy w drzwi, z których wydobywało się po chwili głośne walenie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rzuciła komórkę na sofę i zaczęła chodzić zdenerwowanym krokiem w te i wewte. Siedzący przy stole chłopak przewrócił na jej zachowanie oczami, po czym popijać łyka wina wstał, aby do niej podejść.

- Złość piękności szkodzi - powiedział rozbawiony.

- Nie denerwuj mnie, mój plan ponownie chuj strzelił - warknęła.

- Nie pierwszy, nie ostatni - mruknął, na co kobieta podeszła do niego zabijając go wzrokiem.

- Taki jesteś mądry? A czym ty możesz się pochwalić? Miałeś jedno proste zadanie, zawiodłeś, więc nie praw mi swoich mądrości - fuknęła - to nie jest koniec, ona będzie zdychać.

- Nie jest już więcej chroniona. Jest sama i do tego chora, nie kopie się leżącego.

- Skończ wymyślać. Jedna złamana noga nie czyni jej słabszej, skoro nawet po tym gdy pierdolną ją samochód wciąż żyje - śmiała wypomnieć.

- Nie dostałaś już tego, co chciałaś? - zapytał zaskoczony - zostawił ją.

- Nie na długo, a ja nie pozwolę, żeby to co ich łączyło odebrało mi szansę. Ja się nie poddaję, tylko walczę do końca. A jej śmieć zwiastuje moje zwycięstwo - mówiła to z premedytacją.

- Co zamierzasz, więc zrobić?

- To oczywiste - odparła z uśmiechem - zabić ją,  w tym momencie..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top