Rozdział 3

- Miałam tak nazwać twoją mamę jednak twojemu dziadkowi strasznie zależało na Karen. Dlatego odpuściłam ale nie żałuję że tak ją nazwaliśmy

- Mhm, muszę jej również o tym powiedzieć. Szkoda że wiecznie są w pracy i tak daleko mieszkają

- Napewno będą szczęśliwi - uśmiechnęła się

- Mam nadzieję - westchnął - może zaprosimy ich tutaj? Albo zadzwonimy i to my ich odwiedzimy

- Jestem słaba Mike. Nie mam już siły na takie wyjazdy

- Zaprosimy ich tutaj, spędzimy miło dzień, może są w mieście

- Nie wydaje mi... Przyjechali by do mnie. Z reszta wiesz jacy są zapracowani

- N-no dobrze... Ale i tak muszą przyjechać...chcę im jak najszybciej powiedzieć

- Wiem Mike, wiem - przeczesała jego włosy

Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas po czym wybrali się na spacer oglądając okolicę

- Nic się nie zmieniło - uśmiechnął się patrząc na mały osiedlowy plac zabaw na którym tak często się bawił gdy był mały

- Może tu będą się bawić moje wnuki - zachichotała - co powiesz na lody w tamtej kawiarence?

- Tylko w tej gdzie zawsze chodziliśmy - zapiszczał i uśmiechnął się

- Ta sama - uśmiechnęła się promienniej - wolniej Mike, nie jestem aż tak szybki jak ty

- Przepraszam - od razu zwolnił - Po prostu nie mogłem się napatrzeć

- Spokojnie - przytuliła się do jego boku idąc powoli do ulubionej kawiarni Michaela

- Zamówimy to co zawsze? - uśmiechnęła się - Te lody w pucharku na które zawsze mnie namawiałeś?

- Mhm - pokiwał głową i zamówiła dwa lodowe desery prosząc by w tym jego były ogórki - lubie ogórki, i ja chcę ogórki w moich lodach

- Ja tam jestem za wanilią - uśmiechnęła się

- A ja za ogórkiem - wymamrotał i zapłacił za całe zakupy upewniając się iż dodadzą do środka zielone warzywo

- Oczywiście - uśmiechnęła się i zapisała zamówienie na kartce

- Dziękuję - wymamrotał i zapłacił po czym usiedli przy jednym stoliku - nie cierpię ogórków ale dzisiaj mam na nie ochotę z lodami

- To zupełnie normalne w ciąży. Je się rzeczy za którymi na codzień się nie przepada albo wręcz ich nienawidzi. Ja gdy byłam w ciąży wysyłałam twojego dziadka bo pomidory i nutelle

- Fuj - skrzywił się od razu kładąc rękę na płaskim brzuchu - my tego nie lubimy

- Pod koniec ciąży będziesz jadł rybę z czekoladą - zaśmiała się

- Oby nie - zachichotał a po chwili przynieśli jego lody, podziękował i zaczął jeść

- Dobre? - zapytała patrząc na deser samemu jedząc swój

- Pyszne - wymamrotał z pełną buzią - i te ogórki, takie pyszne

Ta zaśmiała się - Chyba zostanę przy waniliowych

- jak chcesz ale nie wiesz co tracisz - wymamrotał i zjadł wszystko

Gdy zjedli wszystko wrócili do domu, obejrzeli tam film i Michael zadzwonił do swoich rodziców a ci zgodzili się wrócić jutro do miasta i zjeść z nimi deser i kolację

- Rodzice jutro przyjadą - powiedział odkładając telefon i uśmiechając się

- Cieszę się, przygotuję coś dobrego do zjedzenia

- Zawsze przygotowujesz dobre rzeczy babciu - uśmiechnął się
i ruszył do łazienki - chyba pójdę już się kąpać i spać

- Jasne. Zaraz przyniosę ci ręczniki

- Poradzę sobie, siedź i odpoczywaj babciu

- Nie zmęczyłam się - westchnęła - Nie martw się o mnie Mikey

- Postaram się - wymamrotał - pójdę już, dobranoc - złożył delikatny pocałunek na jej policzku i ruszył na piętro

- Jeszcze przyjdę cię przykryć i dać buziaka. Kiedyś nie umiałeś bez tego zasnąć - zaśmiała se

- Babciu... Umiem bez tego spać... Jestem już prawie dorosły

- Ale ja się przyzwyczaiłam - mruknąła

- Jasne, najpierw pójdę się umyć

- Dobrze - pokiwała głową idąc do kuchni

Michael zaś zamknął się w łazience i rozebrał się chcąc wziąść prysznic, niestety ledwo co polał się wodą a po jego udach zaczęła płynąć krew. Ten krzyknął przestraszony nie wiedząc co się dzieje. Co z jego dzieckiem?

Momentalnie złapał się za brzuch mając odruch wymiotny ale powstrzymał go i pierwsze co zrobił to wyszedł z łazienki i sięgnąc drżącymi rękami po telefon chcąc zadzwonić po karetkę

- Michael? - podeszła do niego starsza kobieta - Co się stało?

- K-krew - wyjąkał cicho dzwoniąc na pogotowie, tam podał gdzie jest i co dokładnie się stało a oni wysłali do niego karetkę

- Mikey spokojnie. Nie płacz. Usiądź - zaprowadziła go roztrzęsionego do pokoju

- Z-zaraz będzie karetka - wymamrotał cicho ubrał na siebie bokserki mimo że od razu były całe w krwi

- Szzyyy - przytuliła go - Wszystko będzie dobrze. Tak się zdarza, też miałam takie krwawienie gdy byłam w ciąży

- N-nie - zapłakał roztrzęsiony - a j-jak coś się stało d-dziecku?

- Napewno wszystko z nim dobrze - potarła jego plecy

- O-oby  - zapłakał i w tym momencie do domu wbiegło dwóch ratowników medycznych, Michael zawołał ich na piętro a ci od razu zaczęli go oglądać i zabrali go do karetki

- Jadę z wami - powiedziała od razu kobieta biorąc torebkę i szybko zarzucając na siebie płaszcz

- Zapraszam - wymamrotał jeden i pomógł jej wsiąść. Michael zaś był okryty kocem termicznym a mimo to dygotał

- N-nie płacz Mikey... Proszę - kobieta głaskała go po głowie

Po chwili zaczął się robić ruch gdy przenieśli Michaela na specjalny wózek i od razu podjechali do gabinetu ginekologa. Starsza kobieta nie mogła tam wejść dlatego czekała na lekarza

- C-co z nim? - zapłakał Michael gdy siedział już w gabinecie

- Spokojnie panie Clifford zaraz się wszystkiego dowiemy - westchnął lekarz gdy Michael leżał na kozetce a dziwny płyn był na jego brzuchu a  lekarz zaczął robić mu USG

- I-i co? - zaytał po chwili przestraszony - C-co z dzieckiem?

- Wszystko w porządku, krwawienie było wynikiem dużego stresu. Nic mu nie jest - uśmiechnął się delikatnie i wyłączył maszynę po czym podał mu kilka ręczników by wytarł brzuch i pomógł usiąść przy biurku

- N-napewno? Jest pan pewien? - zapytał nie pewnie dotykając brzucha

- Jestem, podaj mi proszę dane do twojego aktualnego ginekologa, wyśle dane z tego badania

- N-nie mam tutaj - wyjąkał - przeprowadziłem się wczoraj

- W takim razie zaraz przepisze Panu lekarza z naszego szpitala, to dobry mężczyzna i zna się na rzeczy - uśmiechnął się - proszę być spokojnym

- Dziękuję - wymamrotał - to naprawdę wiele by dla mnie znaczyło

- Nie ma za co. Pan Irwin chętnie pana przyjmie

- Dziękuję - powiedział cicho - kiedy mogę go spotkać albo... Jakaś wizyta?

- Dzisiaj. Zaraz do niego zadzwonię

- Dziękuję - powiedział cicho i ułożył dłoń na - narazie - płaskim brzuchu

- Napewno urodzi się zdrowy wilczek - uśmiechnął się

- Też mam taką nadzieję - wymamrotał - to jak z tym lekarzem?

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Hejo!

Co tam u was?

Oj dawno mnie na tym ff nie było ale wracam!

Ogólnie mam nadzieję że to ff się wam podoba i oczywiście zapraszam do zostawienia gwiazdki bądź komentarza a nowe osoby o follow <3

Kocham i miłego wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top