Rozdział 11

- Jasne - pokiwał głową o ruszył w stronę lodziarni - Jakie lubisz?

- Ummm.... Kwaśne rabarbarowe - wyszczerzył się - mogę takie czy wychodzą poza moją dietę?

- Myśle że od takich nic ci nie będzie - zaśmiał się a Mike już wiedział że pokocha ten śmiech - Widzę że zaczynają ci się zachcianki. A jak ze smakami?

- Chyba dobrze - wyszczerzył się - chcę rabarbar i malinę i kolorową posypkę

- Wafelek też kolorowy? - wskazał na kilka

- Tak - pokiwał głową i wstał podpierając się lady i patrzył na wszystko z oczarowaniem

- Proszę - podał mu jego porcje - Smacznego... chociaż czy ja wiem - zaśmiał się

- Jest pyszne - fuknął i skosztował od razu czując idealną przyjemność - chodźmy dalej. Ten zapłacił za siebie a potem podał sprzedawcy pieniądze nastolatka po czym ruszyli dalej parkiem. Cały czas uśmiechał się widząc jak omega rozpływa się jedząc lody i wzdycha co chwilę

- Czyli ci smakuje? - uśmiechnął się

- Tak - wymamrotał i przysłonił usta ręką - nie chcę już

- Dobrze - pokiwał głową i wziął od niego lód i wyrzucił do kosza

- Nie dobrze mi trochę - wymamrotał i złapał się za brzuch

- Poczekaj usiądziemy - podprowadził go do ławki i pomógł mu usiąść - Oddychaj - zaczął dotykać jego brzucha

- Mhm - pokiwał głową zestresowany biorąc głębokie oddechy

- Posłuchaj mnie. Spójrz na mnie - powiedział poważnie kucając na jego wysokości

- Tak? - wymamrotał cicho patrząc na niego - coś robię nie tak?

- Nie nie nie. Musisz mi powiedzieć kilka rzeczy. Więc po pierwsze, czy chce ci się wymiotować?

- Nie - pokręcił głową od razu - chyba nie. Chyba dzidzia nie lubi lodów

- Dobrze, czy boli cię brzuch? Albo kręci w głowie?

- Boli mnie brzuch ale nie jakoś bardzo. Już przestaje. To chyba tylko fałszywy alarm. Przepraszam

- Nie przepraszaj mnie. Jestem lekarzemi w dodatku prowadzę twoją ciążę, zawsze będę ci pomagać

- Dziękuję - westchnął - chyba najlepiej będzie jak już wrócimy, już i tak dużo czasu zmarnowaliśmy

- Nie marnowaliśmy czasu. Omegi w ciąży potrzebują spacerów. Nie długich ale potrzebują

- Ale ja sam na nie mogę wychodzić i marnuję czas innym. Na przykład tobie

- Co miałbym lepszego robić? Cały czas tylko siedzę w szpitalu. Wyjście z tobą jest miłą odskocznią

- To miłe - wyjąkał cicho - jednak chyba lepiej jak już wrócimy. Mieliśmy ustalić płeć malucha

- Dobrze. - uśmiechnął się - Jak myślisz? Albo inaczej. Jak mówi twoja matczyna intuicja?

- Myślę że to omega, ale nie wiem jaka płeć. Nie mam pojęcia - wydął wargę - chociaż gdyby była to alfa również bym się cieszył

- Dzisiaj wszystkiego się dowiesz. A masz już imię? - uśmiechnął się

- Nie mam jeszcze. Pomyślę nad tym jak poznam płeć - uśmiechnął się lekko i usiadł na wózku - kierunek szpital Luke!

- Jasne - zaśmiał się i zaczął go pchać w tamtą stronę

Michael przez całą drogę rozmawiał z Lukiem a ten głównie przytakiwał do pytań zadanych przez omegę. Chwile później znaleźli się w budynku - Masz na coś ochotę? - podeszli do automatu

- Chyba na gorącą czekoladę - wskazał na automat obok i wrzucił do niego drobne

- Z mlekiem czy bez? - zapytał klikając odpowiednie guziki

- Z mlekiem - zachichotał widząc jak jego napój powoli wlewa się do kubka

- Cukier? - spojrzał na niego

- Tak - pokiwał głową i gdy napój był gotowy odebrał go od alfy i upił łyk

- Smakuje? - zapytał samemu zaczynając robić sobie kawę

- mhm - wymamrotał z wargami przyklejonymi do kubeczka. Gdy Luke odebrał swój napój razem przeszli do jego gabinetu

- Poczekaj pomogę ci - odebrał od niego napój stawiając go na stolik to samo czyniąc ze swoim po czym pomógł mu wstać i położyć się na łóżku

- Dziękuję - wyszeptał i poprawił się patrząc na lekarza

- Jest ci chłodno? Przykryć cię? - zaczął

- Nie, chciałbym poznać płeć malucha i pójdę już do siebie. Nie będę zabierał ci więcej czasu

- W takim razie za godzinę zwolni się sala. Wtedy wszystkiego się dowiemy - uśmiechnął się

- okej, to przyjdę tutaj za godzinę - wstał powoli - dziękuję za wszystko

- Ja po ciebie przyjdę. Nie powinieneś się męczyć

- Ale to nic takiego, mogę chodzić i robić zupełnie inne rzeczy. Nie potrzebuję ciągłej opieki

- chyba nie chcesz żeby twojemu maleństwu coś się stało prawda?

- Nie, będę je chronił - zachichotał cichutko i ułożył dłoń na brzuchu

- Więc nie możesz się przemęczać. Jego i twoje zdrowie jest w tym momencie najważniejsze

- Mhm - pokiwał głową i ziewnął - pójdę do siebie na moment. Wrócę na czas USG

- Pielęgniarka po ciebie przyjdzie. A ty teraz leż i odpoczywaj

- Dobrze, do widzenia Luke - uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia. Przeszedł do swojego pokoiku i od razu położył się na łóżku czując senność. Przymknął lekko oczy zmęczony kładąc dłoń na brzuchu. Chciał już mieć maleństwo w swoich ramionach. Chciał by było zdrowe i urodziło się bez żadnych komplikacji jednak czuł że są to małe szanse. Tak samo bardzo się bał czy da sobie rade sam. Jego rodzice mieszkali daleko. Na Tylera nie miał co liczyć a swojej babci nie chciał obarczać opieką nad szczenięciem. Była starszą osoba i zasługiwała na spokój

Będzie musiał znaleść jakąś pracę internetową by móc zarabiać w wolnym czasie. Nie miał pieniędzy na opiekunkę a musiał z czegoś żyć. Chciał by maleństwo miało wszystko czego zapragnie. By miało cudowne dzieciństwo

Nawet nie wiedział kiedy przysnął przez nadmiar myśli. Leżał tak dłońmi obejmując swój brzuch, w ciągu jego drzemki pielęgniarka przewietrzyła jego pokój i przyniosła tabletki według rozpiski doktora Hemmingsa

- Panie Michaelu - zaczęła cicho dotykając jego dłoni nie chcąc go przestraszyć

- Mhm? - zapytał cicho i otworzył oczy praktycznie od razu dźwigając się do pozycji siedzącej

- Gabinet jest już gotowy - uśmiechnęła się - Lekarz już czeka

- Dziękuję - wymamrotał i wstał powoli. Szybko się przebrał w wygodne i czyste ubrania po czym ruszył do gabinetu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top