Rozdział 10

- Już po wszystkim - uśmiechnął się

- Dziękuję - westchnął - co dalej z dzieckiem? Mam wrócić domu czy...?

- Zostaniesz. Takie omdlenia mogą zdarzyć się częściej

- Mhm - pokiwał głową delikatnie i przymknął oczy wzdychając po czym pogłaskał swój brzuch - czy... Jeśli uda się urodzić maleństwo to... Będzie jedyne prawda? Nie będzie więcej szansy na ciążę?

- To nie jest pewne - pokręcił głową - Zobaczymy

- Och - wymamrotał i pokiwał głową a jego oczy się zaszkliły gdy dotknął brzucha

- Nie płacz. To nie jest powiedziane że to musi być twoje ostatnie dziecko

- Przepraszam - wymamrotał cicho i otarł łzy - czy mogę wyjść na spacer? Tylko na chwilę?

- Możesz usiąść na wózku a ja cię zawiozę - uśmiechnął się lekko

- Ale umiem chodzić - przygryzł wargę i zwiesił głowę. Z jednej strony chciał przejść się na dwór a z drugiej Hemmings spodobał mu się i pragnął dotyku alfy, dokładnie tego alfy - może być panie Hemmings

- Mów mi Luke a przez słowo Pan czuje się staro - uśmiechnął się lekko

- Dobrze Luke - uśmiechnął się delikatnie i wstał trzymając się blatu biurka - możemy iść?

- Tak - wyszedł na chwile po czym wrócił z wózkiem inwalidzkim - Siadaj

- Ale ja naprawdę mógłbym iść sam - westchnął cichutko ale usiadł na nim. Luke od razu też położył na jego kolanach grubszy koc

- Jest dobrze? - dokładniej go nim otulił

- Mhm - pokiwał głową i jedną ręką pogładził swój brzuch - chodźmy już. Ten pokiwał głową i ruszył z nim na dół a potem ku wyjściu na dwór. Nie lubił nie zręcznej ciszy więc od razu postanowił rozpocząć jakąś rozmowę - Masz już wybrane imiona dla dziecka?

- Ja... Mam kilka ale nie chcę robić sobie zbędnej nadziei jeśli dziecko... Jeśli nie przeżyje - wyjąkał z łzami w oczach

- Mike - zatrzymał się i kucnął - Jesteś silny prawda? Dla malucha zrobisz wszystko?

- Tak - pokiwał głową - chcę żeby żyło...

- Przekaż więc te sile jemu - dotknął wypukłości na jego brzuchu - On to czuje. Wie że go chcesz i że go kochasz. Nie zaszedłes w ciąże od tak. To maleństwo samo zdecydowało że do ciebie przyjdzie i zdecydowanie nie zrobiło tego po to by namieszać w twoim żuciu a następnie zniknąć

- Tak myślisz? - zapytał cicho i położył dłoń zaraz obok tej Lu patrząc na wypukłość - proszę... Obiecaj że zrobicie wszystko by maluch żył...

- Najpierw ty obiecaj że przestaniesz tak mówisz i zaczniesz się cieszyć z tego kogo skrywasz pod sercem

- Obiecuję - uśmiechnął się delikatnie i okrył kocem - a teraz chodźmy dalej Luke

- Wciąż czekam na odpowiedź - uśmiechnął się zaczynając dalej jechać

- Myślałem nad imieniem Thomas albo Damon. A dla dziewczynki może Cloe albo Sophie... Myślałem też nad imieniem z przypadku. To dziecko też takie jest

- Śliczne... Wiesz... Jeśli będziesz chciał możemy spróbować sprawdzić płeć malucha. Może już się to uda

- Naprawdę?! Bardzo chcę Luke - zachichotał cicho czerpiąc również korzyści z obecności alfy i to w dodatku bardzo przystojnej alfy. Ten uśmiechnął się - Dobrze w takim razie jak wrócimy pójdziemy na badania i się dowiemy. Masz już plan na urządzenie pokoju? - zapytał znowu. Miał doświadczenie w rozmowie z omegami. Zwłaszcza tymi przygnębionych którym taka rozmowa naprawdę pomagała odwlekając od negatywnych myśli

- Nie - pokręcił głową i westchnął - sytuacja jest trochę skomplikowana jeśli o to chodzi...

- Możesz mi opowiedzieć. Chętnie posłucham

- Bo moi rodzice zawsze mieli dużo pracy dlatego dużo mieszkałem z babcią. Jak tylko byłem starszy poznałem Tylera... To był alfa, kochał mnie a ja jego. I to bardzo... Potem przyszła moja gorączka ale i jego ruja, tak powstało to - wskazał na brzuch - ale... On go nie chciał. Już na początku miałem go usunąć ale nie chciałem, wyprowadziłem się a on wysłał mi jedynie jedną wiadomość od tego czasu. Jedyny plus to ten że się nie połączyliśmy...

- Widocznie nie był twoim przeznaczonym - westchnął - Musiałbyś strasznym dupkiem że zostawił swoje maleństwo i swoją omegę

- Nie chciałem go usuwać - wymamrotał cicho a jego oczy się zaszkliły - to mój malutki skarb. A teraz zostanę sam

- Ej ej - pokręcił głową - Nie zostaniesz sam. - kucnął na jego wysokości. Michael mimo ciąży byl niski i drobny natomiast on miał niemal 2 metry. - Jak sam powiedziałeś to jest twój skarb - wziął jego dłoń na co chłopak poczuł gęsią skórkę i położył mu ją na brzuchu wraz ze swoją - Ono już zawsze będzie z tobą i nigdy cię nie zostawi. Zyskasz jego bezgraniczną miłość... Już na zawsze

- Kocham tego malucha jednak... Zostanę z nim sam. Bez alfy... Kto wziąłby omegę z dzieckiem i jeszcze problemami? To nie jest takie proste Luke - wymamrotał cicho i otulił się kocem siedząc na wózku

- Jesteś bardzo silną omegą. Dasz mu szczęście. Miłość... Bezpieczeństwo. Jestem tego pewien

- Postaram się - wymamrotał cicho - czy możemy jechać jeszcze kawałek czy musimy wracać?

- Myślę że skoro nie dostałem żadnego telefonu z bojowym zadaniem dla mnie oznacza że możemy jeszcze iść - uśmiechnął się

- To dobrze, lubię spacery... Lubię też lody - uśmiechnął się widząc budkę z lodami - możemy tam iść?

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Hejka!

Co tam u was?
Może jakiś odczucia po rozdziale?

A tak zapraszam wszystkich do zostawienia gwiazdki orz komentarzy jeśli rozdział wam się spodobał a jeśli jeszcze jeszcze tego nie robisz to zaobserwuj profil bo lecimy do 200 obserwujących!

Miłego wieczorku i do następnego, cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top