Widma, zamek i ... skarbiec?
Tosia kazała im się zatrzymać. Od połowy drogi skradali się przez krzaki i rozmawiali tylko wtedy, kiedy było trzeba. Wokół nich krążyły krwiożercze widma, które czekały tylko na swoją ofiarę.
W tej chwili Will i Tosia siedzieli w jakiś krzakach, przed wielkim czarnym zamkiem, który swoim wyglądem stwarzał jeszcze większy strach niż te wszystkie widma razem wzięte. Zamek był wielki i cały czarny. Okiennice zwisały sobie, ledwo utrzymując się na zawiasach, a przy każdym powiewie lekkiego wiatru cicho skrzypiały, doprowadzając tym Willa i Tosię do nieprzyjemnych dreszczy. Zamek wyglądał ogólnie jak ruina. Oprócz zwisających w strzępach okiennic miał też rozwalony dach i powybijane okna, a dwuskrzydłowe drzwi od zamku wyglądały podobnie jak okiennice . Jednym słowem wspaniałe miejsce dla króla widm.
- To jak się tam dostaniemy?- spytał cicho Will Tosi.
- Nie wiem. Ale możemy spróbować wejść przez któreś z wybitych okien na parterze. Musimy tylko przekraść się tam niezauważeni. Skarbiec jest z tego co mi wiadomo w którejś z piwnic. Gdy tam wejdziemy, będziemy musieli poszukać jakiś schodów prowadzących na dół. - odpowiedziała również szeptem dziewczyna.
- Dobrze, ale z wejściem przez okno nie będzie trudno, bo tu jest tyle tych krzaków, że z pewnością nas nie zauważą jak będziemy się w nich kryć. - powiedział cicho Will, uśmiechając się przy tym do niej.
Dziewczyna zarumieniła się od tego lekko. W duchu dziękowała losowi, że ma teraz na sobie naciągnięty kaptur na twarz, bo inaczej było by to wszystko widać.
- Ruszajmy.- odpowiedziała tylko i zaczęła się skradać do następnego krzaka.
Will zrobił to samo. Po kilku niesamowicie długich minutach podczas których, ze strachu przed zdemaskowaniem mieli serca w gardle, udało im się dotrzeć do okna.
Will zerknął tylko przez nie czy w pomieszczeniu nikogo nie ma, i weszli do środka.
Pomieszczenie wyglądało tak samo jak zamek z zewnątrz, czyli okropnie.
Pokój ten musiał być kiedyś zamkową kuchnią, bo na podłodze leżały porozrzucane garnki i potłuczone talerze. Wszystko było przykryte grubą warstwą kurzu i oblepione pajęczą nicią. W taką właśnie pajęczynę zaplątała się biedna Tosia. Will widząc jak desperacko dziewczyna próbuje ją zdjąć z siebie pomógł jej się z niej wydostać. Tosia posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie i za chwilę znów popatrzyła z ogromnym obrzydzeniem na pajęczynę , która jeszcze wcześniej zaplątała jej się w włosy, a teraz leżała już na podłodze.
Znowu ruszyli przecierając się przez ten bałagan. Minęli zwalony stół i krzesła i ( to ich chyba najbardziej przeraziło ) ścianę na której widniały głębokie ślady po wielkich pazurach.
Wyszli czym prędzej na zamkowy korytarz i się rozejrzeli.
Na razie nigdzie nie było widać żadnych widm, ale wiedzieli, że to się za chwilę może zmienić.
W korytarzu było ciemno i panowała trudna do zniesienia cisza. Dziewczyna wzięła Willa za rękę ( ku jego radości) i pociągnęła go za sobą. Zaczęli teraz błądzić wśród zamkowych korytarzy i szukać jakiś schodów prowadzących na niższy poziom zamku.
Znaleźli je po długich kilkunastu minutach. Zeszli nimi na dół. Gdy tak schodzili zaczęło się robić coraz ciemniej i zimniej. Will i Tosia mocniej opatulili się swoimi płaszczami i dalej schodzili na dół. Gdy schody się skończyły, stanęli przed rozwidleniem się korytarzy.
- Ty idziesz w lewo, a ja w prawo.- powiedział cicho Will a Tosia skinęła głową.
Rozdzielili się i każdy poszedł w swoją stronę.
Will szedł ciemnym korytarzem i niemal nic nie widział. Pomagało mu tylko to , że idąc dotykał ręką ściany, żeby się nie zgubić.
Nagle ujrzał małe światło. Ostrożnie podkradł się na koniec korytarza, wciąż trzymając się jego cienia.
Zobaczył przed sobą złote drzwi ( to one dawały to światło ), a przed drzwiami dwoje widmowych strażników.
To musi być skarbiec. Pomyślał Will i odetchnął z ulgą. Bał się, że będą tak cały dzień biegać po zamku i szukać tego skarbca. Postanowił, że wróci w umówione wcześniej miejsce.
Znów zaczął iść w mroku. Gdy z niego wyszedł, zobaczył już czekającą na niego Tosię.
Na jego widok uśmiechnęła się do niego z ulgą i powiedziała cicho :
- No jesteś nareszcie. Już zaczynałam się o ciebie martwić. Znalazłeś tam coś?- spytała z nadzieją w głosie.
- Tak, znalazłem skarbiec. Tylko, że drzwi do niego pilnuje dwóch strażników.
- Mhm, no to powinno pójść bez problemu, jak tylko jest ich dwóch. Kiedy dojdziemy przed drzwi skarbca, ty zajmiesz się jednym widmem, a ja drugim. Gdy już będziesz chciał go zabić, uważaj tylko na jego szpony. To jest ich broń, dlatego nie noszą przy sobie, żadnych mieczy ani noży. Wystarczają im te wielkie szpony, by zaszlachtować swoją ofiarę.
- Dzięki za ostrzeżenie, ale teraz już ruszajmy.- powiedział Will i weszli do ciemnego korytarza.
Idąc przez niego trzymali się za ręce, by się nie zgubić w ciemnościach. Choć w sumie było im to na rękę, ponieważ obydwoje byli w sobie szczerze zakochani, choć o tym nie wiedzieli.
Gdy doszli na koniec korytarza, odliczyli do trzech i zaatakowali...
C.D.N.
TUDUDUDU TUDUDU i tu wbija właśnie polsat.
Ehh życie.
No to ja wam więcej nie przeszkadzam w kurzaniu się na mnie.
Bajoo!!!
willtreatyandhalt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top