Szafir
Will skoczył na widmo po prawej, a Tosia po lewej. Tosia szybko się uporała ze swoim widmem, jednak Will miał pewne trudności. Gdy skoczył na widmo, te z zaskoczenia wykonało nieznaczny ruch ręką z pazurami do góry i pazury bestii rozorały Willowi oko pozostawiając na nim dwie długie kreski.Will mimo strasznego bólu wbił swój nóż w widmo, aż po rękojeść.
Dopiero później przycisnął rękaw koszuli do swojego oka z którego spływała krew, która sprawiła, że Will przestał na nie widzieć.
Gdy widma zostały unicestwione, Tosia podbiegła do Willa i powiedziała :
- Willu poczekaj chwilę, zaraz ci przyniosę bandaż.- i zaczęła szukać go w swoim plecaku.
Gdy go w końcu znalazła, wytarła najpierw twarz Willa, która była cała we krwi, a później opatrzyła mu oko. Will wyglądał teraz jakby miał opaskę na oku.
- Bardzo cię boli?- spytała się go z troską.
- Nie, już nie tak bardzo.- powiedział. Tak naprawdę Will był w siódmym niebie. Został ranny, a teraz dziewczyna w której się zakochał opatrzyła mu rany! Will pomyślał, że dla takiego czegoś to mógłby jeszcze raz dać się zranić.
- No dobra, to teraz wchodzimy , zabieramy szafir i spadamy, zanim się zorientują i zaczną nas gonić.- powiedziała dziewczyna i pociągnęła go w stronę drzwi.
Otworzyli złote drzwi i stanęli w nich, jak zaczarowani.
Przed nimi była wielka komnata wypełniona złotymi monetami i szlachetnymi kamieniami.
Gdy się ocknęli Tosia i Will zaczęli się przedzierać przez wielkie zaspy złotych monet w stronę środka komnaty.
Był tam wielki podest na którym stała mała kolumna na której była mała szkatułka.
Will i Tosia , gdy tylko ją zobaczyli od razu do niej podbiegli.
Zatrzymali się i weszli na drewniany podest.
- Które z nas ma ją otworzyć?- spytał cicho Will, w komnacie było tak cicho, że oboje się bali głośniej odezwać.
- Nie wiem, może ty? W końcu , to ty go szukasz, żeby wrócić na ziemię. No i to ty chyba z nas obojga najwięcej dziś ucierpiałeś.- powiedziała, również cichym głosem Tosia.
- Hmm, no niech ci będzie.- powiedział i wyciągnął ręce by otworzyć szkatułkę.
Szafir był piękny. Miał odcień pięknego granatu. Można raczej powiedzieć, że miał kolor chabrowy. Był pięknie oszlifowany i błyszczał przy każdym ruchu ręki Willa.
- On... jest piękny.- wyszeptała z podziwem Tosia.
Will skinął potakująco głową. On również tak uważał, ale nic nie powiedział, bo słowa chyba nie mogłyby określić tego pięknego kamienia.
- Chodź wracajmy.- powiedział i włożył kamień do swojego plecaka.
Wyszli z komnaty i zamknęli piękne złote drzwi, by nie było nic widać, że ktoś tam wszedł.
Zaczęli wracać ciemnym korytarzem, znów trzymając się za ręce. Gdy z niego wyszli, już mieli zacząć wspinać się po schodach, ale nagle usłyszeli jakieś dziwne dźwięki.
Schowali się za rogiem ściany, tak, by schodzące widma ich nie zauważyły i nasłuchiwali.
Głosy zaczęły przybierać na sile, aż usłyszeli , że ktoś schodzi po schodach.
Zobaczyli dwoje widem, które już były na ostatnich stopniach schodów.
Wstrzymali oddechy.
Widma, jak gdyby nic minęły ich, nawet ich nie zauważając i poszły korytarzem, którym jeszcze chwilę temu szli Tosia z Willem. Dziewczyna i chłopak popatrzyli na siebie z przestrachem.
Wiedzieli, że widma, które ich minęły to byli strażnicy, którzy mieli zastąpić swoich kolegów, którzy niestety zostali unicestwieni.
Oboje jakby czytając sobie w myślach popędzili na górę schodami. Gdy byli już na górze usłyszeli straszny skowyt. To widma zorientowały się, że szafir zniknął i postanowiły zawiadomić o tym resztę.
Will i Tosia jeszcze bardziej przyspieszyli biegu. Biegli teraz na łeb na szyję byle by tylko zdążyć wyjść z zamku.
Wbiegli do starej zamkowej kuchni i potykając się o rzeczy porozwalane na podłodze , dotarli do okna i wyskoczyli przez nie. Spieszyli się tak bardzo, że Tosia nawet nie zauważyła, że pajęczyna znowu zaplątała jej się we włosy.
Teraz przemykali od krzaka do krzaka wracając tą samą drogą, która tutaj przyszli.
Nagle, powietrze rozdarł dźwięk wrzeszczących widem.
Will obrócił się i dojrzał pędzące w ich stronę widma.
- Dojrzeli nas! Szybciej Tosia!- powiedział Will.
Teraz się już nie kryli. Biegli przez polanę, a za nimi podążało powiększające się coraz bardziej stado widm.
- Już nie daleko kopuła! Szybciej Willu, musimy tam dotrzeć, bo inaczej po nas!- krzyknęła Tosia.
Will jeszcze bardziej przyspieszył. Wziął za rękę słabnącą powoli już Tosię i pociągnął ją ze sobą. Teraz już biegł za nich dwoje. Nie mógł pozwolić, by tutaj zginęli. Chciał wrócić do Halta i reszty swoich przyjaciół i przy tym zabrać ze sobą Tosię. Nie mogli tutaj zginąć, nie teraz. Za daleko doszli by teraz wszystko poszło na marne.
Will też już zaczął powoli tracić siły, jednak w tym samym momencie dojrzał zarys magicznej kopuły. To dodało mu sił. Znów wstąpiła w niego energia i zaczął biec jeszcze szybciej niż wcześniej. Wpadli pod kopułę, a Tosia położyła rękę na murze.
Po chwili pojawił się portal i wciągnął ich do środka.
C. D. N.
Uff nareszcie skończyłam pisać ten rozdział!
Ktoś się cieszy ? xdd
No to ja mam do was teraz takie pytanie. Jak myślicie kim jest osoba w prawdziwym życiu, którą przedstawiłam jako Tosię w moim opowiadaniu? Podpowiedź : mam ją w osobach obserwujących na wattpadzie.
Jestem ciekawa czy zgadniecie hahaha.
Do zobaczenia !
willtreatyandhalt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top