Palimy most. A nie, jednak go wysadzamy!( To jest raczej epilog)
Tak jak wcześniej Will i Tosia przemykali od drzewa do drzewa wtapiając się w ich nocne cienie.
Wokół nich krążyły kalkary. Stwory te były skrzyżowaniem małpy z niedźwiedziem.
Will i Tosia przed sobą zobaczyli zamek. Był on wielki i czarny jak smoła. Wszystko było w nim czarne : ściany, podłoga, drzwi, okna,okiennice,meble i dywany.
Gdyby nie księżyc to zamku w ogóle nie było by widać. W ciemności zamek niemal wtapiał się w nocny krajobraz.
- No dobra słuchaj. Wbijamy do zamku i zaczynamy szukać skarbca, powienien być w podziemiach tak jak u widm.Później zabieramy rubin i zwijamy się stąd.
- Okey , da się zrobić.- zażartował cicho Will.
Ruszyli w stronę zamku. Zaczęli szukać otwartego okna.
- Mam !- zawołał cicho Will.
W mgnieniu oka pojawiła się przy nim Tosia.
- Dobra robota.- powiedziała dziewczyna.
Weszli przez nie.
Znaleźli się w jakimś dużym pokoju, w którym było pełno sznurków na których wisiały ubrania.
- Pralnia. Trafiliśmy do pralni.- powiedziała Tosia.
- Taaaa, najwyraźniej to tu Morgarath pierze swoje brudne ubrania.- zachichotał Will.
Nagle rozległo się echo czyiś kroków.
Will i Tosia ukryli się za wielką stertą brudnych ubrań.
Wtem drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł wielki kalkar.
Ale był on jakoś dziwnie ubrany. Miał na sobie czarno- biały strój sprzątaczki. Will i Tosia na ten widok omal nie parsknęli śmiechem. Zdołali się jednak opanować i patrzyli na poczynania kalkara. Ten tylko wziął wielki wiklinowy kosz, który wcześniej niósł pod pachą, wziął wielki zamach i wyrzucił ubrania w i tak już ogromną stertę ciuchów, za którą kryli się Tosia i Will.
Na obojga kryjących się spadła lawina ciuchów, grzebiąc ich pod sobą. Po tym kalkar w stroju sprzątaczki wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Will i Tosia wygrzebali się spod tych wszystkich ubrań i spojrzeli po sobie. Will, gdy zobaczył Tosię omal nie udusił się ze śmiechu. Dziewczyna ściągnęła ze swojej głowy ciuch i o mało nie wrzasnęła z obrzydzenia. Teraz trzymała w ręku szare majtki, które jeszcze przed chwilą znajdowały się na jej głowie. Odrzuciła je od siebie jak najdalej.
Will nadal się śmiał.Dziewczyna spiorunowała go spojrzeniem i powiedziała :
- No i z czego tak rżysz ? Teraz będę miała traumę do końca życia! Miałam na sobie majtki Morgaratha, fuuuu!
- Prze...Przepraszam cię, ale... nie mogę się ... przestać śmiać.- zdołał powiedzieć Will po między parsknięciami śmiechu.- Żebyś tylko widziała swoją minę.
Tosia tylko spojrzała na niego krytycznym wzrokiem, odwróciła się na pięcie i rzuciła przez ramię :
- No dobra, koniec tych śmiechów. Weź się w końcu w garść i chodźmy szukać skarbca.
Will szybko wstał, od razu poważniejąc i oboje wyszli z pralni.
Na korytarzu nie było nikogo. Zaczęli błądzić wśród korytarzy, szukając zejścia do podziemi. Po godzinie udało im się takowe znaleźć.
Zeszli po schodach. Znaleźli się na rozwidleniu dróg. Will poszedł na lewo, a Tosia na prawo.
Will na końcu korytarza znalazł zamkowe lochy, dlatego zawrócił i znów zaczął iść ciemnym korytarzem, którym jeszcze chwilę temu szedł.
Tosi się za to poszczęściło. Po minucie wędrowania korytarzem, doszła do jego końca i zobaczyła wielkie metalowe drzwi, przy których stało dwóch kalkarów . Nie wydając żadnego dźwięku, ruszyła w drogę powrotną.
Spotkała się z Willem w miejscu w którym się rozdzielili.
- Znalazłam skarbiec.- powiedziała.
- Tak? Super! No to idziemy!- powiedział zadowolony Will.
Ruszyli korytarzem po prawej. Tosia po drodze wytłumaczyła cicho Willowi, że jest dwóch strażników i , że ona bierze tego po lewej stronie.
Gdy doszli na koniec korytarza, cicho odliczyli po cichu do trzech i zaatakowali.
Kalkary nie zdążyły się nawet zorientować w sytuacji, a już były martwe. Tosia i Will, dzięki swoim treningom, stali się jeszcze bardziej szybcy i jeszcze bardziej poprawili swój refleks.
Gdy kalkary zostały unicestwione, Will i Tosia razem otworzyli ciężkie, stalowe drzwi i weszli.
W progu zamarli z przerażenia.
W dużej ciemnej komnacie w której na drewnianych meblach stały piękne szlachetne kamienie i różne skarby , siedział na krześle Morgarath i drzemał.
Oboje odetchnęli z ulgą widząc, że nie obudzili mrocznego władcy.
Tosia wyciągnęła z plecaka sznurek i worek i podała je Willowi. Widząc pytanie w jego oczach powiedziała do niego cicho :
- To na wypadek, gdyby się obudził. Ja idę po rubin.
Will skinął głową, że zrozumiał i zaszedł Morgaratha od tyłu. Tosia podeszła do czarnego biurka przy którym siedział Morgarath i otworzyła leżącą na nim, małą szkatułkę. Wyciągnęła z niej piękny czerwony rubin i schowała go do swojego plecaka.
- Kim jesteś?- usłyszała niski głos, od którego przeszły ją ciarki po plecach. Spojrzała na osobę siedzącą w fotelu. Morgarath już nie spał, tylko patrzył się na nią swymi ciemnymi jak noc oczami.
- Eeee spójrz za siebie.- powiedziała dziewczyna.
Morgarath obrócił głowę do tyłu i spojrzał na Willa, który do niego powiedział :
- Cześć Morgarath , pamiętasz mnie? Tego od mostu?- spytał z sarkazmem w głosie Will.
Morgarath rozpoznał już Willa i powiedział :
- To ty mi go zniszczył...- nie skończył, bo w tym czasie Will zarzucił mu na głowę worek i pchnął go tak, że biedny Morgarath spadł na podłogę razem z krzesłem.
Mroczny władca chciał się podnieść, ale uniemożliwiały mu to związane wcześniej przez Willa ręce.
Tosia i Will w tym czasie zdołali już wybiec z komnaty i zatrzasnąć za sobą drzwi.
- Musimy szybko stąd zwiewać! Zaraz Morgarath wszystko powie kalkarom przez swoje myśli i będzie wtedy po nas! Aha , nie patrz się tylko żadnemu kalkarowi w oczy, bo cię sparaliżuje swoim zwrokiem. - ostrzegł ją Will.
Biegli teraz tym samym korytarzem, którym tutaj przyszli.
- Że co?! Skąd ty to wszystko wiesz?!- spytała się zdziwiona Tosia.
- Bo jedną kiedyś taką zabiłem.- odpowiedział jej Will.
- Kiedy ty zdążyłeś zabić jakąś kalkarę?
- Na samym początku mojego terminu u Halta. Zastrzeliłem ją płonącą strzałą. - powiedział Will.
Teraz już wbiegali po schodach na górę, zostało im jeszcze tylko parę metrów do wyjścia z podziemi.
- Na samym początku terminu? Płonącą strzałą? Rany, czy ty musisz wszystko puszczać z dymem?- spytała kpiąco Tosia.
Will nic już na to nie powiedział. Wybiegli na korytarz i skierowali się w stronę pralni. Za sobą słyszeli już tupot wielkich stworów, widocznie Morgarath już im wszystko powiedział.
Wpadli do pralni. Podbiegli do okna i wyskoczyli przez nie.
Znaleźli się teraz na dworze, gdzie panował teraz wielki zamęt. Wokół całego pałacu krążyło setki kudłatych bestii , które ich szukały z nakazem zabicia.
- Posłuchaj, gdy skończę odliczać biegniemy w stronę mostu, przedostajemy się na drugą stronę, wyciągamy krzesiwo, podpalamy most, żeby kalkary nas nie doścignęły i biegniemy w stronę muru i wydostajemy się stąd portalem. Rozumiesz?- spytała go dziewczyna.
- Tak.- powiedział Will.
- Doskonale, zaczynam odliczanie.
- Trzy...
- Dwa...
- Jeden!
Oboje zerwali się ze swoich miejsc i zaczęli biec w stronę wiszącego mostu, który był przewieszony, przez wielką przepaść .
Gdy wybiegli z kryjówki, natychmiast ich zauważono. Zaczął się morderczy bieg przed goniącymi ich kalkarami.
Will i Tosia wbiegli na most. Byli już na jego środku, gdy poczuli nagłe trzęsienie pod stopami.
Spojrzeli na jego początek i serca podeszły im do gardeł. Na początku mostu kalkary pojedynczo wchodziły na most i zaczęły się do nich coraz bardziej przybliżać.
- To koniec, nie zdążymy dobiec na koniec mostu i go jeszcze zapalić.- powiedziała ze źle skrywanym w głosie strachem Tosia.
- No to chociaż ty uciekaj i wróć na ziemię. Ja tu zostanę i zapalę most, ale ty uciekaj.- powiedział, ze spokojem Will. Pogodził się już z tym, że za chwilę tu umrze i już nigdy nie zobaczy Halta.
- Co? Nie ! Nie zostawię cię tu samego!- powiedziała stanowczo Tosia.
- No to w takim razie zginiemy tu razem.- powiedział ponuro Will.
- Dokładnie, zginiemy tu razem, ale w wielkim stylu.- powiedziała Tosia i zaczęła grzebać w plecaku.
Wyciągnęła z niego średniej wielkości skrzynkę z przyczepionym do niej sznurkiem i jeszcze jakąś dziwną rzecz, której Will , nie mógł nazwać.
- Co to?- spytał się.
- To jest bomba. Jeśli ją odpalimy teraz, to wysadzi nas i wszystko w promieniu kilometra w powietrze. A to drugie to zapalniczka, służy do zapalania ognia bez potrzeby użycia krzesiwa.
- Cooo? To takie coś w ogóle istnieje?- spytał zszokowany Will.
- Nie, a przynajmniej nie teraz na ziemi. Pojawi się to dopiero za jakieś 1000 lat. Niebo to zbiór przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, dlatego mamy tu takie rzeczy. Ale dosyć gadania. Kalkary są coraz bliżej, musimy to jak najszybciej odpalić, bo inaczej zostaniemy na torturach u Morgaratha. - Powiedziała dziewczyna i wzięła skrzynkę do rąk.
Will złapał z jednej strony, a ona z drugiej. Zapaliła lont zapalniczką i już obojętnym gestem schowała zapalniczkę do kieszeni plecaka.
Płomień zaczął wędrować po linie z sykiem , coraz bardziej przybliżając się do skrzynki.
- Kocham cię Tosiu.- powiedział Will i spojrzał dziewczynie głęboko w oczy.
- Ja ciebie też Willu.- powiedziała dziewczyna.
Kalkary były już dwa metry od nich, gdy nagle płomień dostał się do skrzynki i wszystko wysadziło w powietrze.
Will i Tosia nic nie poczuli, tylko usłyszeli głośny huk, rozsadzający im uszy, a potem nastąpiła dla nich ciemność.
Oboje zostali unicestwieni razem z wszystkimi kalkarami, Morgarathem i całym jego zamkiem.
Wszyscy zostali wysadzeni w promieniach wschodzącego słońca, które zabarwiło wszystko na czerwono...
No i koniec tego dobrego. Przyznajcie się, nie spodziewaliście się takiego zakończenia tej książki co nie?
No , ale zapraszam na drugą część tego pt. " Rana za ranę. Śmierć za śmierć." Będzie to kontynuacja tej książki, ale będzie ona bardziej przeznaczona dla Halta i nie tylko... , bo on przecież też musiał coś robić, co nie?
Tu macie zdjęcie okładki.
Ehh tak wiem, że to ma być o Halcie , ale nie mogłam się powstrzymać umieścić sceny , ostatnich chwil życia Tosi i Willa.
Tak właśnie ich sobie wyobrażałam , kiedy opisywałam tam ich wyznanie sobie miłości, tuż przed śmiercią - unicestwieniem.
Nie zabijajcie mnie tylko za ich śmierć, błagam was.
Ehh, zapomniałam postawić znicza mojej koleżance Tosi.
Niech spoczywa z Willem w pokoju.
[*]
Wy jak chcecie, to też możecie im postawić znicza.
Do zobaczenia w drugim tomie!
Ps. Na drugim tomie spójrzcie na tagi, będziecie się cieszyli ( chyba xd).
willtreatyandhalt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top