Zła passa

Początek tygodnia nie zapowiadał się najlepiej a im głębiej w las, tym więcej nieszczęść ją spotykało.
Tak, jakby jednego dnia wszystko sprzeciwiło się właśnie jej.

- Słuchaj Martyna.. - Tretter zdjął okulary, pocierając koniuszkami palców nos. - Przykro mi, ale będziemy musieli rozstrzygnąć konkurs..
- Konkurs?
- Mamy aktualnie 4 anstezjologów, potrzebujemy 3... Przez najbliższy miesiąc będziemy przyglądać się waszej pracy, Twojej i Skarskiego. Wybierzemy komisyjnie jednego z was, biorąc pod uwagę całą waszą pracę, kontakty z osobami w otoczeniu, higienę pracy i tym podobne.. - oparł się zakładając ręce za głowę. - Jeśli chodzi o mnie, z pewnością byś dostała to stanowisko, ale nie Ja sam tu decyduje..
- Rozumiem, że opinie są już podzielone a ten czas to tylko taka pro-forma? - zaciekawiona spojrzała na niego. Znała tego typu konkursy, rzadko były naprawdę sprawiedliwe..- Powinnam szukać czegoś nowego?
- Nie. Konkurs zaczyna się dziś. Powinienem rozmawiać z wami obojga, ale postanowiłem zmienić zasady gry, i z każdym rozmawiam osobiście..
- Rozumiem..

Konkurs. Też jej coś. Przecież ma umowę o pracę, na jakich zasadach chcą ją anulować? Oczywiście zwolnienie personelu  którego jest za dużo jest czymś logicznym, ale żeby kilka tygodni po przyjęciu? Było to dla niej niezrozumiałe, ale nie miała zamiaru w jakikolwiek sposób się w to angażować. Robiła swoje, i w nosie miała kto i za co będzie ją oceniał..

 

                  

                        * * *
- Wójek! - zawołała mał istotka, biegnąca wprost w jego ramiona, uniósł ją wysoko, sadzając na kuchennym blacie. - pokażesz mi karetkę? Załączymy światła? A mogę się przejechać, albo wiem! Usiądę za kierownicą!
- dzień dobry, mi też miło Cię widzieć. - zaśmiał się, odpowiadając na niepowiedziane przywitanie.
- a może pokażesz mi tego mina do pomocy? Prooooszę...
- Mina? - ściągnął brwi, nie rozumiejąc co ma na myśli.
- Tego, którego mieli ratownicy w szkole.. wtedy nie udało mi się spróbować..
- Masz na myśli Manekina? - zaśmiała się Wioletta, wchodząc nieśmiało do stacji. - Dzień dobry.
- tak! No przecież mówię! - obruszyła się blondynka, wywołując śmiech wśród odpoczywających ratowników.
- Słyszałeś Piotr - Wiktor popatrzył na Strzeleckiego, który podszedł bliżej chcąc przyjrzeć się niczym nie zawstydzonej dziewczynce - odnajdź naszego nima...

   

                         * * *
Leżała na łóżku z laptopem na kolanach. Miała iść po zakupy, ale kiedy zobaczyła kolejny sezon ulubionego serialu, stwierdziła że kanapka z samym masłem też będzie całkiem smaczna. Oglądała go jeszcze w Hiszpanii, razem z Olivią, właściwie to dzięki niej go poznała i tradycją się stało wieczorne przesiadywanie przed ekranem telewizora.. tęskniła za wspólnymi rytuałami, za ich śmiechem, nawet za czarnym humorem Mateusza, który objawiał się zawsze w nieodpowiednich momentach. Tęskniła za Mateuszem, był dla niej jak starszy brat..
Pukanie sprawiło, że wystraszona zerknęła w stronę drzwi. Czy Luca mógł ją tu znaleźć tak szybko? Przecież to było nieprawdopodobne, ale nie niemożliwe. Szczególnie dla niego.. pukanie się powtórzyła, a Ona o mało nie spadła z kanapy.. Cicho podeszła do drzwi, chcąc ukradkiem zerknąć przez Judasza, niestety na korytarzu było ciemno i nic nie widziała. Wzięła głęboki oddech i uchyliła drzwi  za którymi stał przygotowany, by ponownie zapukać Mateusz. Pisnęła głośno, widząc twarz przyjaciela, za którym chwilę wcześniej tęskniła
- Mateo! Co Ty tu robisz?
- obiecałem odwiedzić przyjaciółkę. Olivia mam kilkutygodniowy plan więc.. Voilá! - ukłonił się - oto jestem.
- już się bałam że to.. nieważne. Wchodź do środka..
- Czyżby nachodził Cię jakiś tajemniczy wielbiciel, o którym nic niewiem? - zaśmiał się, rzucając bagaże pod najbliższą ścianę, siadając przy niewielkim okrągłym stole. - całkiem niezłe to mieszkanko. Pomyślane.. umieram z głodu...
- to mamy problem, bo w mojej lodówce jest tylko masło..
- Nie masz nic do jedzenia?!
- Nie spodziewałam się dziś gości, ale możemy zjeść na dole, w przyszpitalnym barze. Mają świetne, domowe jedzenie..

                         * * *
- Dziękuję.. - uśmiechnęła się z wdziecznością. Zosia była niezwykle szczęśliwa wycieczką na stację. Wiktor cierpliwie pokazywał jej każdą rzecz, o jaką poprosiła. Pozwolił jej nawet przejechać się karetką na sygnale, kiedy dostali wezwanie. Oczywiście było to poza wiedzą Góry, i Wiola musiała dotrzeć na miejsce, aby odebrać małą, która nie mogła uczestniczyć w działaniach ratowniczych. Odebrała córkę, wracając na stację, gdzie poczekały aż Banach wróci z akcji.
- Nie dziękuj, dla tego uśmiechu wszystko - roześmiał się, czochrając włosy wtulonej w jego nogę dziewczynki. Obrócił się w stronę ratowników- do jutra!
- Wójek..? - zapytała nieśmiało dziewczynka, sprawiając że jego wzrok powędrował na jej twarz - a pójdziemy na lody?
- Na lody mówisz? - westchnął, patrząc na siostrę, która wzruszyła ramionami - jak mama się zgodzi..
- Proszę, mamooo...
- no dobrze.. Ale później wracamy do domu beż gadania, zgoda? - postawiła twardo warunek, na który mała chętnie przystała. Skierowali się w stronę szpitala. Rozmawiali, kiedy nagle Wiktor przystanął, przyglądając się roześmianej dwójce ludzi, siedzących w środku klimatyzowanego pomieszczenia. Zawahał się, ale ciągnięty za rękę przez blondynkę, poszedł w jej kierunku.
- co jest? - Wiola zerknęła to na niego, to na ludzi siedzących za szybą, w których utkwiony był jego wzrok. - Wiktor?
- Co? - odwrócił głowę w jej kierunku - Nic, nic.. wchodźcie.
- Na pewno?
- Na pewno, na pewno.. wchodźcie bo się rozmyślę..- mrugnął do dziewczyn, które szybko weszły przez otwarte drzwi. Poszedł za nimi, ciągle oglądając się w stronę stolika, z którego dochodził głośny śmiech brunetki. Zacisnął usta w cienką linię, próbując odwrócić się, ale coś go przed tym powstrzymywało. Znał ten śmiech, znał tę kobietę.. .
- Czy ty mnie słuchasz? - siostra szturchnęła jego ramię
- Co?
- Lody. Jaki smak? - zmarszczył czoło słysząc to pytanie, ale zaraz dotarło do niego, po co tu są.
- A tak, czekoladowe. Dziękuję. - zapłacił za deser, I wyszedł z pomieszczenia, nie chciał dłużej być świadkiem tego, co widział przed chwilą...
- Kto to jest?
- Martyna.
- Pytałam raczej o jej towarzysza..- pociągnęła delikatnie
- Nie wiem.. pewnie mąż.
- Ma męża?
- Nie wiem Wiola, nie wspominała o tym.. Ale ma inne nazwisko.. pewnie wyszła za mąż...
- szkoda, że Tobie nie udało się zapomnieć.. - westchnęła.
- No szkoda. - powtórzył, ostatni raz zerkając za szybę, dokładnie w momencie, kiedy kobieta na niego patrzyła. Przez moment ich wzrok znowu się spotkał, spoważniała ale nie odwróciła głowy. Przyglądała mu się zaintrygowana, odpowiadając coś mężczyźnie, który poważniejąc Zerknął w jego stronę. Poszedł dalej, skupiając się na tym, co mówi rozgadana blondynka..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top