To nie jest bajka..

- Co to miało być? - patrzył podejrzliwie na Martynę.
- Co niby?
- Widziałem jak na siebie patrzyliście..  - uniósł brwi, czekając na wyjaśnienia. - Co jest między wami?
- Między n..nami? - parsknęła śmiechem - chyba sobie żartujesz.. nie ma nic. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, a raczej Wimtor mi wyjaśnił i każde poszło w swoją stronę..
- Nie wygląda mi to na " każde poszło w swoją stronę"
- Mateusz.. uciekłam przed facetem, mając go za totalnego dupka.. a  okazało się że to, co wzięłam za romans, było rozmową rodzeństwa.. 
- whaaat?!! - wytrzeszczył oczy, nachylając się bliżej - Co Ty gadasz?
- Ta kobieta z którą szedł, I ta dziewczynka.. to jego siostra z córką. Przyrodnia siostra, mają różnych ojców, ale jedną matkę...
- i co?
- co, co?  Nic! Przeprosiłam go tysiąc razy, bo co mogę zrobić?
- Nie powiedziałaś mu?
- Nie.
- Kiedy zamierzasz to zrobić?
- Nie zamierzam wcale..- wstała od stołu sięgając po dwa kubki, zalewając je wrzącą, świeżo zagotowaną wodą. Wcisnęła do każdej odrobinę cytryny i postawiła na stole, dokładając cukierniczkę.
- Dlaczego?
- To nie ma sensu Mateusz. Po prostu.. To nie jest bajka. Każde z nas prowadzi inne życie.. to był błąd że tu wróciłam, myśląc że może być inaczej. Teraz to widzę..
- A mnie się wydaje, że stchórzyłaś.. - sięgnął po cukierniczkę, wolno wsypując jej zawartość do herbaty.
- Rosmawiając z nim czułam jak bardzo ma do mnie żal.. ma rację. Nie powinnam była tu wracać. Nie powinnam była robić sobie nadziei ani psuć jego życia po raz kolejny.
- Co zamierzasz?
- Jeszcze nie wiem. W szpitalu jest konkurs. Nie wiadomo czy zatrzymam stanowisko jeśli nie.. może czas poszukać nowego domu?
- chcesz uciec kolejny raz?
- Nie. Nie uciec.. tym razem nie mam zamiaru uciekać. Chcę.. poszukać szczęścia. Prawdziwego. Spróbować odbudować swoje życie, stanąć o własnych siłach.. życie ucieka mi przez palce. Ciągle jestem zawieszona pomiędzy tym, czego pragnę a tym, czego mieć nie mogę. Nie chcę gonić za złudzeniami Mateusz. Chcę stabilizacji. Domu, ogrodu, męża i dzieci.. Chcę patrzeć jak rosną, jak się uśmiechają, jak stawiają pierwsze kroki.. Chcę wracać do domu, w którym ktoś na mnie czeka - wytarła oczy, czując niespodziewany wybuch łez, które spływały po jej policzkach - Chcę poczuć znowu się ważna.
- Jesteś ważna. Dla mnie.
- My nigdy nie będziemy razem Mateusz. Jesteś dla mnie jak brat, ale sam dobrze wiesz, że nasza relacja nigdy nie wskoczy na wyższy poziom.. próbowaliśmy, a to prawie zniszczyło naszą przyjaźń. Wiem, że chciałbyś żeby było inaczej..
- Zawsze będę obok Ciebie Martyna. Bez znaczenia w jakim kraju, i na jakich zasadach..
- Wiem. - dotknęła z wdzięcznością jego dłoni - dziękuję Mateusz..


                        * * *
- Nie! Nie ma takiej opcji! - wzbroniła się, widząc jego uśmiech kiedy podawał jej kluczyki do samochodu.
- Dasz radę!
- Ostatnim razem, kiedy mnie uczyłeś jeździć, spędziłam w szpitalu kilka dni z wstrząśnieniem mózgu, złamanym nosem i wybitym obojczykiem! - przypomniała mu poważnie- nie mam zamiaru przeżywać tego kolejny raz!
- czyli co? Zależna od kogoś do końca życia? - zmarszczył czoło, kolejny raz podkładając jej klucze do samochodu. Byli na środku niczego. Prost droga, nieużywana od ugiego czasu, w sam raz na naukę jazdy samochodem.
- Są rzeczy które mi nie wychodzą. A ta jest jedną z nich.. Zresztą mam zamiar zrobić prawo jazdy na motor!.
- Na.. motor?
- Łatwiejsze, niebezpieczne i.. nie oszukujmy się. Cholernie seksowne! - uniosła kilka razy brwi do góry, wyobrażając sobie jak jedzie na motorze w obcisłym kombinezonie. Jak zdejmuje kask, I niczym w filmach z pod niego wylatują długie włosy
- Wykup lepiej porządne ubezpieczenie. Motor nie jest bezpieczny jak samochód..
- i kto to mówi?  Przecież sam nim jeździsz!
- tak, ale potrafię też jeździć samochodem- wystawił język, rzucając w nią kluczykami. - A więc lekcja pierwsza..
- Te odio! - krzyknęła po Hiszpańsku, co miało znaczyć że go nie nawidzi, I usiadła na fotelu kierowcy..



                            * * *

- Co jest Panowie? - Wiktor przyjrzał się ratownikom, którzy przez cały ranek dziwnie się zachowywali. Znał ich tak dobrze, że wiedział iż musi za tym kryć się jakaś sprawa, o której bali się, lub niechcieli powiedzieć.
- Góra jest szefem stacji tylko do końca tygodnia..- zaczął niepewnie Piotr
- No i co w związku z tym? - założył ręce na piersi, marszcząc czoło
- Pomyśleliśmy, że zgłosimy Pana na nowego szefa stacji..
- słucham?! - uniósł głos, czując że jego słowa nie docierają do ratowników. Mówił do nich setki razy, że nie chcę spowrotem przyjmować tego stanowiska. Było czasochłonne, odpowiedzialne.. I kojarzyło mu się z Martyną.  - Ile razy mam wam powtarzać?
- Doktorze..- Adam spróbował swoich sił - dobrze Pan wie, że nie ma nikogo lepszego na to stanowisko. Góra jaki był, taki był ale w końcu dał się lubić. A co jak nam wcisną jakiegoś obcego?
- o to wam chodzi? Boicie się podporządkować komuś innemu?
- A Pan nie?
- Nie, Piotr. Nie chcę być szefem stacji, nie chcę kolejny raz spędzać nocy na dokumentach i bezsensowanych skargach..
- Ale..
- Nie ma żadnego ale! To jest moja decyzja. I jeśli - popatrzył na każdego z nich, mając pewność że jego słowa do nich dotrą - którykolwiek z was, wysłał moje zgłoszenie, to radzę wam je wycofać, bo jako szef stacji mogę zwolnić kilka osób.
- Nie zrobi Pan tego..- Piotr zaśmiał się niepewnie
- Chcesz się przekonać? - powiedział całkowicie poważnie, na co Strzelecki już nie był pewien czy mówi prawdę czy blefuje.. - Mam nadzieję, że się rozumiemy Panowie?
- tak jest.. - odpowiedzieli zrezygnowani. Pokiwał głową i odszedł w stronę bazy.
- Da się to jakoś odkręcić? - Adam popatrzył na Piotrka, który opadł na nosze.
- Nie. Raz wysłanej kandydatury nie da się cofnąć..
- świetnie! A więc już szukajmy nowej pracy!
- Adaś.. nie będzie tak źle. Zobaczysz..  może wcale nie wygra?
- taa.. bo z pewnością jest mnóstwo lepszych kandydatów- zaironizował Wszołek, pukając się palcem w czoło- tu się puknij wiesz?


                          * * *
- Mam dość na dzisiaj. Głowa mnie boli od natłoku wrażeń - zatrzymała samochód, wysiadając na zewnątrz. Sięgnęła do paczki, i włożyła papierosa do ust
- Ale szło Ci świetnie! Myślę, że możesz się zapisać na kurs na motor. - odpowiedział z dumą, podając jej zapalniczkę.
- To co, może dzisiaj? - popatrzyła na niego szczęśliwa. - kujmy żelazo póki gorące!
- Wariatka z Ciebie, wiesz?
- Wiem, I za to mnie lubisz!
- Między innymi.. a właśnie, zapomniałem Ci powiedzieć. Luca Cię nie odwiedzi, bo aktualnie przebywa za kratkami.
- jak to? - popatrzyła na niego zaskoczona
- okazało się, że wszystkie kobiety traktował jak swoją własność.  Złożyły zeznania, dostał dwa lata..
-mogłam też to zrobić, może posiedziałby dłużej..  - fuknęła, nie mając ochoty rozmawiać o agresywnym Hiszpanie- dobrze mu tak. Ale w sumie jestem mu wdzięczna. Gdyby nie On, z pewnością nie wróciłabym do Polski..
- Powinienem mu za to skopać tyłek.. Olivia na zdjęciach, Ty w Polsce a ja zostałem sam..
- przecież jesteś tutaj! - szturchnęła jego ramię
- za kilka dni wyjeżdżam, mam duży projekt z którym są ciągłę problemy. Muszę osobiście doplinować wszystkiego, inaczej mogę mieć poważne problemy..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top