Proszę, pozwól mi wyjaśnić..

Stała pod stacją, czekając aż Wiktor skończy zmianę. Była zdenerwowana, próbowała zapanować nad drżeniem rąk, które chwilowo żyły swoim życiem. Czuła się niezręcznie, że stacji co chwila wychylali się ciekawscy ratownicy, szeptając coś do siebie, patrząc na nią. Usłyszała za sobą odgłos zasuwanych drzwi karetki, I mimowolnie obróciła się w ich stronę.
- Rozumiem, że w końcu zdecydowałaś się na kawę ze mną? - Piotr poprawił przydługie włosy, stając tuż obok niej. - Będę gotowy za dziesięć minut.
- nie tym razem- odpowiedziała z uśmiechem widząc jak pewność siebie ulatuje z chłopaka.
- Nie? A na kogo?
- Czekam na.. doktora Banacha. - odpowiedziała skrępowana, dziwiąc się, że nie ma go razem z chłopakiem. Zawsze widywała ich razem.
- uuuu.. trochę mu zejdzie. Mieliśmy masówkę..
- A wy nie pomagacie? - zainteresowała się, w masowych wypadkach zwykle potrzebne są wszystkie karetki.
- potrzebna jest eS-ka, przyjechaliśmy po Górę.
- doktora Górę, jakby kto pytał! - zachrypnięty męski głos krzyknął z daleka.
- o wilku mowa..- zaśmiał sięz widząc jak mężczyzna podąża do karetki.
- Strzelecki do karetki! Czasu nie ma!
- Pani doktor czeka na doktora Banacha- zawołał wskazując na Martynę, która poczuła się niezręcznie.
- Niech Pani wejdzie do środka! Basia tam przygotowuje jakieś dokumenty! - zawołał, I zniknął. Patrzyła jak Piotr odchodzi do pojazdu, i z senstymenetem wspominała swoje wyjazdy.. kiedy karetką zniknęła na głównej ulicy, obwieszczając niebieskimi światłami i syreną że jedzie do wypadku, odwróciła się w stronę budynku. Ciekawe czy w środku coś się zmieniło.. zawahała się, ale w końcu postanowiła wejść do środka. Nie wiedziała co prawda kim jest Basia, ale świadomość że jest kobietą w zupełności jej wystarczyła. Postanowiła wejść do bazy.
Środek wydawał się być nie zmieniony. Poza nowymi meblami, i kilkoma drobiazgami został taki sam, jak wtedy gdy była tu ostatni raz. Nie zmieniło się prawie nic w układzie, dzięki czemu miała wrażenie, że czas się tu zatrzymał.
- Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? - usłyszała głos kobiety, I odwróciła się w jej stronę.
- Dzień dobry. Doktor Góra pozwolił mi tu poczekać na doktora Banacha.
- Aha tak? To dziwne.. - skomentowała  niska blondynka o dziecinnej  piegowatej twarzy.
- dziwne?
- domtor Góra jest bardzo.. ekhem.. chciałam powiedzieć że sztywno przestrzega zasad i rzadko pozwala osobom postronnym tutaj bywać. - zachihotala. - Jestem Basia. Mój mąż jest ratownikiem, a ja zajmuje się zamówieniami na leki i takie tam..
- Martyna - uścisnęła rękę, wyciągniętą w swoją stronę. - ładne te nowe kanapy..
- Nowe? Pracuję tu od trzech lat, a one już tu były..
- no tak.. trochę czasu minęło, odkąd byłam tu ostatni raz - zaśmiała się, zajmując miejsce przy stole, przy którym siedziała blondynka. - Kiedyś pracowałam tutaj..
- Naprawdę? Chcesz wrócić?
- Nie, przyszłam w prywatnej sprawie..
- szkoda, trochę brakuje tu kobiet.. - wzruszyła ramionami blondynka - coś do picia?
- Chyba poproszę herbatę. Obawiam się że moje serce nie wytrzyma kolejnej porcji kawy..

 
                          * * *
Praw dwie godziny spędziła na stacji czekając aż wróci Wiktorze w końcu postanowiła wrócić do siebie, obawiając się że mężczyzna będzie potrzebował więcej czasu niż myślała.
Pożegnała się z Basią i ratownikami  którzy zdążyli już wrócić, i opuściła bazę. Chciała opuścić teren stacji, ale poczuła potrzebę odwiedzenia miejsca, w którym niegdyś chętnie chowała się orzed światem. Na uboczu budynku, tuż koło rzędu blaszanych garaży, w miejscu do którego nigdy nikt nie zaglądał. Nikt, oprócz niej. Uparła się o budynek, wyjmując z torebki cienkie papierosy. Odpaliła jednego i zamykając oczy, oparła głowę o budynek. Przypominała sobie wszystkie dobre, i złe chwilę które tu przeżyła. Ludzi  których poznała, z którymi trochę przeżyła.. uśmiechnęła się na tę myśl. W szpitalu nie czuła takiej bliskości z pracownikami, może dlatego że było ich tam po prostu zbyt wiele, a może dlatego, że tam panują inne zasady..
- Wiedziałem, że tutaj Cię znajdę. - głos Wiktora sprawił, że wystraszona spojrzała w jego stronę. - Basia mówiła że niedawno wyszłaś, ale nie widziałem Cię przy bramie.  Dalej palisz?
- Znowu. Nie paliłam prawie sześć lat - spojrzała na papierosa trzymanego w palcach. Obracając go kilkukrotnie wokół własnej osi. Kiedyś wyjąby go z jej rąk, rzucając spojrzenie pełne dezaprobaty, ale nie teraz. Teraz stał, I patrzył jak celowo zaciąga się nikotyną, wstrzymując oddech, a następnie spokojnie wypuszczając dym.
- Będę za pięć minut. Poczekasz? - uniósł brwi, upewniając się że nie ucieknie. Kiwnęła głową na zgodę, wracając do przerwanej czynności.
W końcu rzuciła niedopałek na ziemię, gasząc go nogą. Oparła głowę ponownie o budynek i zamknęła oczy.. tym razem widziała inne obrazy, prawie mogła usłyszeć szczątki rozmów z Wiktorem, poczuć jego bliskość, zapach jego perfum.. przestrzaszona swoją reakcją otworzyła oczy.
- w porządku? - zmartwiony wzrok Wiktora zatrzymał się na jej wzroku. Chciała go spuścić, odwrócićngłowę ale nie potrafiła zahipnotyzowana tym, co przed chwil podpowiedział jej mozg, pomieszane z tym co widzi teraz.
- tak.. - odpowiedziała skrępowana, że została przyłapana na gorącym uczynku. - przejdziemy się? Wolałbym nie rozmawiać tutaj.
- Zdecydowanie. Tutaj ściany mają uszy..- zaśmiał się, kątem oka patrząc na ratowników stojących niedaleko.
Opuścili teren stacji, kierując sie do pobliskiego Parku. Spacerowali, po dużym terenie, prawie że sobą nie rozmawiając.
- Przepraszam. - odezwała się pierwsza, nie chcąc przedłużać tej bezsensowanej sytuacji. - wiem, powinnam była dać Ci wyjaśnić wszystko..  Ale byłam tak zawiedziona, zaślepiona złością i.. zraniona.. wtedy nie potrafiłam znaleźć żadnej innej opcji..
- Więc wybrałaś ucieczkę, zostawiając mi tylko liścik? Nie Pomyślałaś o Tym co ja czułem? Martyna..  - zatrzymał się, chcąc spojrzeć w jej oczy- ją Cię szukałem przez kilka lat! Nie wiedziałem gdzie jesteś, co robisz,,  ani czy żyjesz! Zdajesz sobie z tego sprawę?!
- Wtedy mnie to nie interesowało.. chciałam zniknąć pozwolić ci żyć beze mnie.. chciałam się odciąć..
- Ale wróciłaś. Po dziesięciu latach wróciłaś i zaczęłaś pracę tuż obok jak gdyby nigdy nic.. Czemu więc?
- Czemu co? - popatrzyła na niego zaskoczona tym pytaniem - czemu wróciłam? Kolejny raz uciekłam Wiktor. Mogłam wrócić do Polski, lub wybrać każdy inny kraj..
- Uciekłaś? - usiadł na ławce, opierając łokcie na kolanach. - znowu zostawiłaś za sobą kogoś, komu na Tobie zależało? Kto Cię kochał?
- To skomplikowane.. I nie chcę o tym mówić.. - westchnęła zajmując miejsce obok niego. Założyła na nos okulary przeciwsłoneczne, próbując ukryć za nimi swoje prawdziwe emocje. - Żałuję, że tak wyszło Wiktor. 
- Mówisz o mnie, czy o.. - urwał, nie wiedząc nawet jak nazwać osobę, przed którą tym razem uciekła kobieta.
- O Tobie. O nas..
- choćbym niewiem jak bardzo się starał, nie jestem w stanie zrozumieć Twojego zachowania, nie jestem w stanie pojąć jak można skreślić kogoś, nie dając szans na wyjaśnienia..
- Teraz masz szansę. Możesz opowiedzieć mi o rodzinie, dziecku.. może nawet kilku? - wyciągnęła papierosa wkładając do ust. Odpaliła końcówkę, ale nim zdążyła się zaciągnąć, Wiktor już gasił go o pobliski śmietnik. Zdziwił ją ten znajomy gest, ale postanowiła go zignorować.
- Po dziesięciu latach.. rychło w czas..- zaśmiał się sarkastycznie - To, co podsłuchałaś wtedy nie dotyczyło mnie, a raczej dotyczyło częściowo Martyna.
- To znaczy, dotyczyło Cię to, że zostaniesz ojcem, czy to że spałeś z nią, będąc ze mną? A może..  to, że nie chciałeś żebym o tym wiedziała?! - poderwała się na równe nogi, nie potrafiąc wyciszyć emocji. Szmat czasu nie sprawił że bolało mniej..wręcz przeciwnie, te uczucia przez dziesięć lat zbierały się, potęgowały, by w końcu wypłynąć na powierzchnię. Na nic były jej wszystkie obiecanki samej sobie, że będzie spokojną i opanowana. To właśnie była Martyna. Impulsywna, energiczna, bezpośrednia.. taka była i nie mogła z tym walczyć..
- Pozwól mi wyjaśnić.. chociaż teraz.. - złapał jej dłoń, bojąc się że kolejny raz ucieknie. - Proszę. - powtórzył łagodnie, zabierając rękę. Kiwnęła głową na zgodę, wyciągając kolejny raz papierosa. - ta kobieta to Wiola, moja siostra. Przyrodnia siostra.. córka mojej matki.
- Naprawdę, mam w to uwierzyć? - parsknęła śmiechem, biorąc słowa mężczyzny za niezły żart.
- Dowiedziała się, że jest w ciąży nie długo po tym, jak się poznaliśmy.. dokładnie w dzień kiedy.. kiedy zniknęłaś. Nie mówiłem Ci o tym, bo uznałem że powinienem poczekać, poznać ją, zobaczyć jakim jest człowiekiem, zanim wpuszczę ją do naszego życia.. ojciec dziecka był bardzo przemocowym człowiekiem, nie nadającym się na ojca, z moją matką nie miała kontaktu.. poprosiła mnie o pomoc. Obiecałem pomóc, I prosiłem by nie przychodziła na stację, bo zbyt wiele osób mogłoby roznieść plotki.. - oblizał nerwowo usta, przyglądając jej się przez chwilę. Czekał na reakcję, której nie było. Usiadła na ławce, analizując to wszystko czego się dowiedziała. Dziesięć lat. Dziesięć lat czekała na to, żeby się dowiedzieć że jest idiotką, która zniszczyła miłość życia..  - powinnaś poznać obie. Zosię i Wiolę, myślę że mogłybyście się polubić..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top