Pierwszy dzień

Mieszkanie pracownicze było ciasne. Niewielki salon do którego wchodziło się prosto z korytarza, połączony z kuchnią. Do tego małych rozmiarów sypialnia i łazienka, miało być jej azylem przez kolejne miesiące. Co prawda odzwyczaiła się od tak niewielkich pomieszczeń, ale nie narzekała. Właściwie miała spędzać tu czas tylko pomiędzy dyżurami. Wystarczyło.
Otworzyła beżową walizkę, wyjmując z niej ulubiony dres i laptopa, którego położyła na łóżku. Sięgnęła po ręcznik i zniknęła pod prysznicem, chcąc się zrelaksować po ciężkim dniu.
Tretter był bardzo zaskoczony jej decyzją o powrocie  i to w roli lekarza. Jednak patrząc na dokumenty nie miał najmniejszej wątpliwości by ją zatrudnić. Renomowana uczelnia, list polecający ze szpitala świętego Pawła.. Była najlepszą kandydatką na to stanowisko. Ucieszyła się, choć pensja nie była najwyższych lotów, a już na pewno nie miała nic wspólnego z tą, którą otrzymywała w poprzedniej pracy.
Usiadła na łóżku otwierając komputer na którego ekranie pokazało się zdjęcie jej i Mateusza wtulonych na tle Metropol Parasol, jednego z najpiękniejszych architektownicznych dzieł, będący nie tylko ozdobą ale również miejscem widokowym w Sewilli. Robiła je Olivia, żona Mateusza kiedy świętowali ich zaręczyny. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, załączając komunikator. Dwa sygnały i hałas oceanu po drugiej stronie upewnił ją, że połączenie zostało odebrane.
- Cześć kochanie! - Mateusz w odpiętej koszuli przytulał do siebie żonę. Pięknie wyglądali na tle jednej z Hiszpańskich plaż, otulonej półmrokiem - jak tam pierwszy dzień?
- w porządku. Urządzam się - spodniosła urządzenie do góry wskazując mieszkanie.
- No luksusy to nie są..- skomentował, ale przerwał, kiedy Olivia się dosiadła.
- Nie słuchaj go, wygląda dobrze. - zabrzmiał Hiszpański, który uwielbiała z jej ust. Olivia była rodowitą Kanaryjką, poznała Mateusz akirdy z Martyną byli tam na wakacjach, po czasie przeniosła się do  stolicy.
- Mam nadzieję że nie przeszkodziłam? - odpowiedziała e ojczystym języku kobiety, która się zaśmiała.
- zakłócasz nam szum oceanu, ale poza tym.. w porządku - Wtrącił się Mateusz. Rozmawiali chwilę po Hiszpańsku, tak żeby każdy mógł brać czynny udział, po czym pożegnali się. Zamknęła laptopa, opadając na łóżko. Jutro czeka ją Ciężki, stresujący pierwszy dzień. Przejęła planowane na ten dzień operacje za Molendę, który z powodów osobistych wziął kilka dni wolnego. Ciekawa była, ile znanych lekarzy jeszcze pracuje?

                             *  *  *

Ranek nie napawał jej optymizmem. Obudziła się zbyt późno, nie wypiła kawy, ledwo zdążyła doprowadzić się do stanu jadalnosci, a już musiała biec. Spóźniła się już pierwszego dnia,  a jedyne o czym mogła myśleć to o tym, jak zaspokoić kofeinowy głód. Znalazła automat, do którego wrzuciła kilka drobnych, pożyczonych od pielęgniarek, obiecując zwrócić kolejnego dnia. Automat połknął monety, jednak nie chciał dać jej nic w zamian.
- no, no, no.. por favor.. - jęknęła, próbując szukać w maszynę z prośbą o współpracę. - I ty Brutusie?
- Może pomogę? - usłyszała za sobą znajomy głos, i zamarła. Wiedziała że kiedyś go spotka, ale żeby od razu pierwszego dnia? Kiwnęła głową, odsuwając się aby zrobić mu miejsce. Chwilę później trzymała w ręce kubek z ciepłą kawą, a mężczyzna wrócił do swoich spraw, nim zdążyła mu podziękować. To znaczyło, że nie rozpoznał w niej osoby, w której podobno był kiedyś tak zakochany. Stała zastanawiając się co właśnie czuję. Radość, że pozostała niezauważona czy żal, że osoba która była dla niej wciąż tak bliska nie poznała jej? Odrzuciła uczucia od siebie, upijając łyk kawy i kierując się na blok operacyjny. Pierwszy dzień, nie spieprz tego. Pokaż im..
- Seniora Santos, verdad? - Consalida zerknęła na kobietę, przyglądając jej się z zaciekawieniem.
- Si. Po polsku wychodzi mi lepiej.. - zaśmiała się, podchodząc bliżej.
- To świetnie! Bo mój Hiszpański leży i kwiczy Wiktoria Consalida. Dzisiaj ma być Pani pod moją opieką.
- Brzmiał całkiem dobrze.. proszę mi wierzyć ja też nie mówię idealnie..

Nim zdążyła się zapoznać zrobił się chaos. Na SoR docierały coraz to nowi pacjenci więc w końcu została wypuszczona na wolność, i bez oddechu na karku przyjmowała kolejne przypadki. W niewielkich przerwach pomiędzybpacjentami poznawała pracowników, lub witała się z tymi, których znała. Wszyscy przyjęli ją bardzo serdecznie, dzięki czemu nie czuła się nazbyt skrępowana. Przejęła również pacjentów od Molendy, o których mówił jej Tretter, chociaż musiała konsultować to z Julką Burską, która przejęła nazwisko męża - Bart.
Julkę znała już wcześniej, chociaż nie wiele wtedy ze sobą rozmawiały. Po prostu często spotykały się w szpitalu, czasami zamieniły kilka słów, uśmiechów..

Jednym słowem- dzień był udany. Po skończonym dyżurze marzyła tylko o kąpieli, i wyjściu do parku  niedaleko szpitala. Kiedyś przesiadywała tam godzinami, miała nadzieję że nadal niewiele się zmieniło. Wrzuciła do torebki ulubioną książkę, która miała zamiar poczytać na Kiedyś ulubionej ławce..
To dziwne. Myślała że obecność w tak znanych miejscach, z którymi wiązały się piękne wspomnienia, będzie dla niej bolesne. Ku jej zaskoczeniu, nie czuła nic poza radością.
Zamknęła oczy, wystawiając twarz do słońca. Chłonęła dźwięki bawiących się dzieci na pobliskim placu zabaw, śpiewie ptaków, i życiu miasta.. Było jej dobrze. Odpoczywała całą sobą, bez przykrych skojarzeń, bez bijącego szybciej serca, bez.. uczuć.
Otworzyła oczy, napotykając wzrok blondynki, o cudownym niebieskim spojrzeniu. Stała, uśmiechając się do niej tak szeroko, że mogła policzyć ilość brakujących zębów.
- Dzień dobry - odezwała się pierwsza, nie wiedząc jak powinna się zachować.
- Dlaczego Pani patrzy w niebo? - dziewczynka podeszła bliżej, unosząc głowę do góry - szuka Pani samolotów?
- Właściwie to nie patrzyłam w niebo - zaśmiała się, z otwartości dziecka. Na oko miała jakieś osiem lat, może trochę więcej, może trochę mniej.  
- Nie? A gdzie?
- Zamknęłam sobie oczy, żeby odpocząć. Ale mam okulary przeciwsłoneczne, dlatego pewnie wyglądałam jakbym na coś patrzyła..  - próbowała wytłumaczyć dziecku.
- Zosiu, nie wolno przeszkadzać Pani. Miałaś się ładnie bawić - kobieta podeszła łapiąc dziewczynkę za rękę - bardzo Panią przepraszam.. uczymy córkę, że nie powinna tak robić..
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała zakłopotana. Patrząc jak dziewczynka kiwa jej na pożegnanie, odchodząc z mamą..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top