Nie wszystko da się zaplanować

Kolejne dni płynęły Martynie wolno. Szukanie pracy szło opornie. Wysłała swoje zgłoszenie do wielu miejsc, jednak na odpowiedź musiała czekać dłużej, niż sama by tego chciała. Co jakiś czas dostawała krótki telefon lub e-mail z informacją, że aktualnie nie są w stanie jej zatrudnić, ale zawsze może próbować w kolejnym procesie rekrutacji, do innych dzwoniła sama - z podobnym rezultatem. Odwiedziła również ciocię, która nie szczędziła jej dobrych słów i herbaty z cytryną. Kiedy Wiktor wracał z pracy, starali się nadrobić stracony czas, poznać się na nowo, i nieśpiesznie odbudowywać wspólne zaufanie. Dużo rozmawiali, nie tylko o tym co było, ale również o tym co może ich czekać. Zauważyła dużą przemianę w obojga. Kiedyś nie planowali wspólnej przyszłości, oczywiste było że będą razem ale nie spędzali godzin na snuciu planów. Raczej sporadycznie podejmowali ten temat, ciesząc się tym, co mieli. Teraz byli rozważniejsi, poruszali wszystkie tematy, jakby chcieli zapobiec kolejnemu rozczarowaniu. Może właśnie tak było?
Dzisiejszy dzień był tym, kiedy nic jej nie wychodziło. Przypaliła ciasto, które chciała zabrać ze do Wioli, pokłóciła się z Wiktorem, a ten z braku czasu trzasnął drzwiami i wyszedł do pracy, oparzyła sobie dłoń o gorącą blachę.. w końcu usiadła na kanapie, chowając głowę między kolanami. Przecież to tylko wizyta u jego siostry, u jej przyjaciółki, dlaczego wywoływała tyle emocji?
Dziś ich mały sekret miał ujrzeć światło dzienne, ale Wiola głupia nie jest, I już dawno podejrzewa że są razem, dlaczego więc ma tyle wątpliwości?
Dlaczego martwi się tym, co pomyśli jej przyjaciółka?
Coraz bardziej docierało do niej, że sama o sobie myśli w ten sposób. Wykorzystuje Wiktora. Jego mieszkanie, bo przecież sama nie ma nic. Żyje na jego koszt, jest utrzymanką.. 
Odrzuciła głowę na kanapę, mrugając nerwowo aby powstrzymać potok łez. Ale prawda była taka że czuła się beznadziejnie. Nigdy nie była od nikogo tak bardzo uzależniona jak w tej chwili. Oczywiście Wiktor zaprzeczał temu wszystkiemu, nie czuł się ani urażony, ani wykorzystany, I właśnie o to się pokłócili dzisiejszego południa.
" Nie dość, że utrzymanka to jeszcze histeryczka.." mruknęła pod nosem, wspominając sobie ten okropny dzień. Choćby niewiadomo jak bardzo chciała, nikt nie chciał jej przyjąć do pracy. Z braku perspektyw zatrudnienia wysłała swoje podanie do kilku firm, restauracji, a nawet do szkół. Zrobiłaby wszystko, żeby dostać pracę - choćby za grosze. Jej oszczędności malały z dnia na dzień, starała się wszystkie zakupy robić sama, chociaż w ten sposób dziękując Wiktorowi za pomoc, ale czuła że nadchodzi dzień w którym będzie zmuszona poprosić go o pieniądze.
Znowu nachodziły ją wątpliwości. Może nie warto było wracać do Polski? W Hiszpani żyła na całkiem niezłym poziomie, stać ją było na wiele rzeczy, na które nie może sobie pozwolić w Polsce..
Do tego Mateusz. Ciągle do niej wydzwaniał, prosząc o spotkanie. Był gotów przylecieć do Warszawy  byleby tylko się z nim spotkała. Czy chciała tego? Po ostatnich wydarzeniach potrzebowała czasu  by wszystko poukładać sobie w głowie.
Czy kiedyś dojrzeje do tego, by móc na spokojnie oceniać sytuację? Chyba nie. Nie była Wiktorem, nie potrafiła jak on, unikać zbędnych emocji.
- Jestem. Gotowa? - usłyszała głos Banacha i szybko wytarła łzy, które mimo usilnych prób powstrzymania, spokojnie spływały po jej policzkach.
- Yhmm.. tak, daj mi chwilę.. - zerwała się na nogi, I pobiegła do sypialni, w poszukiwaniu ciuchów.  - Jak jesteś głodny, w piekarniku jest zapiekanka. - rzuciła w drodze do łazienki. Szybko przemyła twarz wodą, i sięgnęła po kosmetyczkę.
- Wszystko w porządku? - zapytał przez drzwi łazienki
- tak.
- Napewno? Nie brzmisz jakby wszystko było w porządku, Martyna..
- wszystko dobrze.
- Jeśli chodzi o rano..- ciągnął, szukając przyczyny jej nastroju - przepraszam że wyszedłem w trakcie rozmowy.
- kłótni. W trakcie bezsensownej kłótni. Nic nie szkodzi - otworzyła drzwi, nie chcąc przez nie rozmawiać - nie gniewam się.
- płakałaś? Co się dzieje? - zniżył głowę, wpatrując się w nią wyczekująco. To był moment. Poczuła jak oczy ponownie zaczynają szczypać, a jedyne czego pragnęła, to jego bliskości, I obietnicy że będzie dobrze. Wtuliła się w jego ramiona, próbując powstrzymać się od krzyku. Zacisnęła dłonie na jego bluzie, jakby bała się, że za chwilę zostanie sama. Objął ją, mocnym i zdecydowanym uściskiem, jedną dłonią głaskał jej plecy. Delikatnie przysunął usta do włosów.
- Co się dzieje? - zapytał delikatnie, nie wiedząc co spowodowało ten wybuch płaczu. - Martyna?
- Ja po prostu nie mogę tak żyć Wiktor..
- Jak? - uniósł brwi, przygryzając usta
- Mam dość bycia zależną od kogoś. Bez mieszkania, pracy, pieniędzy, życia..
- Martynka.. - wypuścił powietrze z płuc, przyglądając jej się przez chwilę. - Masz mieszkanie, praca na pewno niedługo się znajdzie i zobaczysz, wszystko się ułoży.
- To trwa już tak długo.. mam wątpliwości czy dobrze zrobiłam wracając do Polski.. - uniosła głowę, czując jak nerwowo wstrzymał powietrze.
- żałujesz? - zapytał cicho, mając nadzieję że zaprzeczy. Ten temat wracał codziennie jak bumerang, a to powodowało, że znowu chodził spięty, bojąc się że pewnego dnia znowu mu zniknie z oczy. Czy mógłby przeboleć tę stratę po raz kolejny?
Robił wszystko co mógł, żeby pokazać jej jak bardzo ją wspiera, ale nadal zbyt mało. Gasła w jego oczach, I czuł się przez to winny. Nie wiedział, co mógłby zrobić więcej..
- Nie żałuję tego, że jestem z Tobą Wiktor. - uśmiechnęła się delikatnie, wtulając się w jego tors - może zbyt szybko opuściłam Hiszpanie bez planu?
- Nie wszystko da się zaplanować, Martynka
- tak, tego że prawie zabije pacjenta z pewnością się nie da.. - odpowiedziała sarkastycznie..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top