Nie mogę mieć żalu..
Mateusz wyjechał, wrócił do swoich spraw i znowu rozmawiali jedynie przez komunikator. Jego wizyta w Polsce sprawiła, że czuła się szczęśliwa. Za każdym razemz kiedy kończyła dyżur wiedziała, że czeka ją jakąś niespodzianka. Chodzili do restauracji, jeździli samochodem, uczyła się jazdy na motorze, chodził z nią nawet na wykłady..
Okazało się, że nie tylko w Hiszpanii pieniądze otwierają wiele możliwości przyśpieszony kurs prawa jazdy? Ależ proszę bardzo.. wystarczy trochę dopłacić i w tydzień można ukończyć wszystkie zajęcia.. wyszła z budynku zajmującego wydawaniem uprawnień do kierowania pojazdami. Niespełna tydzień czekała na odbiór dokumentu, na który tak czekała. Nie zastanawiając się długo wyjęła telefon, robiąc sobie zdjęcie z prawem jazdy, który wysłała Mateuszowi. Odpowiedział jej prawie natychmiast krótkim filmikiem wyjaśniającym że odezwie się za kilka dni bo ma chaos w pracy, oraz wskazówkami gdzie zniadize prezent z okazji zdania prawo jazdy. Motocykl. Kupił jej motocykl, warty tyle, ile zarobilaby w przecięgu kilku lat.. zwariował..
- Jesteś wariatem wiesz?! Nie powinieneś sprawiać mi takich prezentów!
- Też się cieszę, że Ci się podoba, ale pamiętaj! Jak będziesz mieć wypadek to uduszę Cię własnymi rękami, choćbym miał cię tylko po to ratować! Bądź ostrożna! - pogroził palcem i zakończył rozmowę. Patrzyła na biało- Niebieską Hondę z ekscytacją. To był dokładnie ten sam ścigacz, do którego przymierzała się w salonie. Ze względu na swoje niewielkie wymiary miała niezbyt wielki wybór wśród ogromnych motocyklów. Większość odpadała na samym początku, a ta była idealna. Założyła pasujące kolorystycznie kombinezon i postanowiła wybrać się na pierwszą przejażdżkę. Prawdziwa Adrenalina. Ostrożnie, wyprowadziła pojazd z garażu, i znanymi jej drogami uciekła w miejsce, w którym jeździło niewiele samochodów. Mogła zaszaleć, poczuć moc tego drapieżcy, zobaczyć wskazówkę wskazującą śmiertelność prędkość, której sama się wystraszyła. Zwolniła natychmiast, próbując złapać oddech. To było to.. jeśli okaże się, że przegrała konkurs, którego wyniki miała poznać jutro, ma zamiar razem z żelaznym rumakiem, którego roboczo nazwała Hanką, wyjechać nad morze, gdzie dostała propozycję pracy.. a później kto wie.. może Mazury? Kraków? Będzie podróżować, przyjmować stanowiska w oddalonych od siebie szpitalach, pracować tak długo, aż nie uzna że czas na zmiany i jechać dalej.. może gdzieś spotka miłość?
* * *
- Mam dla was wyniki konkursu. Zanim je przedstawię, chcę powiedzieć że żal tracić dobrego człowieka.. - Tretter poprawił okulary, przyglądając się to Martynie, to mężczyźnie siedzącemu obok niej. Była zdenerwowana do tego stopnia, że nie mogła zapanować nad drżeniem nóg, natomiast on wydawał się być spokojny, pewny wygranej, I nie przejmujący się słowami szefa..
- więc? - odezwał się ignorująco, poganiając mężczyznę, by jak najszybciej podał nazwisko, które dostanie umowę. Które wygrało.
- Przykro mi Martyna, ale wygląda na to, że jeszcze się z nami pomęczysz - popatrzył na nią jednoznacznie, a ona nie mogła w to uwierzyć. Zerknęła w bok na mężczyznę który czuł się pewien że wygrało, a jednak stało się odwrotnie. - Twoją wygrana od początku była prawie pewna. Pacjenci Cię lubią, nie masz skarg, jesteś spokojna.. cieszę się.
- A co ze mną?
- Zostaje ci dwutygodniowy okres wypowiedzenia, który wywalczyłem. Po tym czasie będziemy musieli się pożegnać. Przykro mi, niestety Twój styl bycia nie podoba się ani zarządowi, ani pacjentom. - rozłozył bezradnie ręce.
* * *
Chciała uczcić swój sukces, ale nikt nie miał czasu. Kupiła więc kawę, i ciasto na wynos, I skierowała się w stronę parku. Usiadła na ulubionej ławeczce niedaleko placu zabaw, i odpakowała torcik. Wyjęła z torebki książkę, która od dawna Chciała przeczytać i śledząc kolejne wersy raczyła się to kawą, to tortem o pysznej nazwie "malinowa chmurka", który jednak wcale nie miał nic wspólnego z chmurami. Był Ciężki, I zbyt słodki dlatego po czwartym kęsie, zapakowała je spowrotem. Nie jej smak..
- Martyna? - usłyszała głos Wiktora, i uniosła głowę, zakrywając oczy przed słońcem. - Słyszałem dobre wieści, gratulacje.
- Skąd wiesz? - zapytała zaskoczona
- Tutaj nic się nie utrzyma w tajemnicy..
- Wójek, mogę na plac zabaw? - małą dziewczynka pociągnęła rękę mężczyzny. Dopiero teraz zwróciła na nią uwagę.
- Dzień dobry, Ty musisz być Zosia? - zagadała do malutkiej która przytaknęła, i na powrót wbiła proszący wzrok w Wiktora.
- Plac zabaw? - zmarszczył czoło, udając że się zastanawia - niech będzie..
Zanim zdążyli coś powiedzieć blondynka zniknęła w ogrodzonym raju dla dzieci.
- Mogę? - wskazał miejsce na ławce, które szybko posprzątała, kiwając głową na zgodę.. - czyli Zostajesz z nami na dłużej?
- Na to wygląda.. chyba nie masz nic przeciwko? - przyjrzała się dokładnie wyrazowi jego twarzy. Uniósł kąciki ust w uśmiechu zaprzeczając głową.
- skąd taki pomysł?
- Po tym wszystkim co.. co się stało, może nie masz ochoty mnie widywać - wzruszyła ramionami, zamykając książkę. - wiem, że już to mówiłam, ale naprawdę przepraszam Wiktor. Odebrałam wtedy to wszystko inaczej i jest mi naprawdę wstyd..
- Nie potrzebnie. To było dawno, chyba nie powinniśmy wracać do tego..
- Nie potrafię. Codziennie zastanawiam się co by było gdyby...
- tego chyba nikt nie wie. - Wbił w nią swój wzrok. Czuła jak miękną jej kolana pod jego wpływem. Tak bardzo Chciała być blisko niego, a przy okazji tak bardzo bała się tego..
- Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy, ułożyłeś sobie życie? - zapytała z nadzieją. Wiedziała że to by ją uspokoiło, pokazało że naprawdę nie warto się starać by coś zmienić.
- Nie miałem okazji.. za to Ty? Zmieniłaś nazwisko. Niech zgadnę.. mąż i gromadka dzieci?
- Nie.. - odpowiedziała smutno. - ani jedno ani drugie. Nazwisko zmieniłam, jak tylko przyjechałam do Hiszpanii, to nazwisko mojego przyjaciela. Pomógł mi zacząć nowe życie poza Polską..
- Nie wiedziałem że masz przyjaciela tam..
- Nie miałam. Poznałam go w dniu.. Kiedy uciekłam, a właściwie to dzień później. Musiałam wyglądać żałośnie, siedząc na dworcu z walizką, zapłakana, niewyspana niewiedząc co właściwie chcę zrobić.. jakiś dwóch typów kręciło się obok, ale nie zwracałam na nich uwagi. Było mi wszystko jedno co zrobią.. chciałam zniknąć.. i w pewnym sensie mi się to udało.. - odpowiedziała szczerze. Jego wzrok spoważniał. Oblizał nerwowo usta, jakby zastanawiając się czy ma jej odpowiedzieć czy pozwolić kontynuować. - Mateusz zaproponował mi życie w Hiszpanii. Nie znałam go, ale zgodziłam się.
- Dlaczego?
- Chociaż teraz wiem że to nie prawda, wtedy czułam się zraniona, zdradzona i to nie przez byle kogo Wiktor. Fakt, że to właśnie Ty, sprawiał że przestałam ufać komukolwiek. Bo skoro najbliższa osoba, która naprawdę kochasz robi takie świńtwo, to jak wierzyć reszcie świata?
- Nigdy bym Cię nie skrzywdził Martyna, myślałem że mnie znasz. Moje słowa.. Zawsze jestem szczery.. minęło tyle lat, a ja nadal nie mogę się pogodzić z tym co się stało..
- Zawiodłam Cię..
- Nie. To ja zawiodłem sam siebie. Gdybym.. odrazu powiedział ci prawdę nie doszłoby do tego..
- Chciałeś dobrze Wiktor - złapała jego dłoń- Nie obwiniaj się o coś, czego nie zrobiłeś..
- jak żyć dalej, kiedy wróciłaś? Choćbym chciał, nie mam do Ciebie żalu o to co się stało.. Ale kiedy widziałem Cię z tym mężczyzną..
- Wójeeeeekkk!!! - odwrócił głowę, w stronę płaczącej dziewczynki
- Co się stało Zosiu? - podszedł bliżej klękając na jedno kolano.
- spadłam z wieży..
- pokaż to, nie wygląda to na lepiej. Dobrze się czujesz? - zapytał, patrząc na ranę na głowie, z której sączyła się krew
- Nie dobrze mi..
- chyba musimy odwiedzić lekarza..
- Ty jesteś lekarzem..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top