Nagle pojawiłeś się tuż obok..
Po nieprzespanej nocy, w końcu nadszedł upragniony ranek. Mimo wczesnej pory postanowiła przewietrzyć głowę rześkim, porannym spacerem. Na ulicach było niewiele ludzi, a jeśli już to nikt nie zwracał uwagi na nią, spiesząc się do pracy. Spacerowała po pustym parku, połączonym z placem zabaw, na którym jeszcze niedawno zaczepiła ją mała dziewczynka. Czy Wiktora córka jest w podobnym wieku? Czy starsza? Nie potrafiła określić ile ta mała miała lat, ale z całą pewnością było słodką, ciekawą świata istotką.
Usiadła na ławce wyjmując paczkę cienkich papierosów. Palenie sprawiało że się rozluźniała, uspokajała.. w nocy wypaliła kilka ale nie pomogło ani na natłok w głowie, ani na sen..
Może tym razem będzie inaczej? Włożyła jednego do ust, podpalając końcówkę, zamknęła oczy racząc się jego dymem.
Po co właściwie wróciła do Warszawy? Po co wróciła do Leśnej Góry?
Wiedziała że go spotka. Prędzej czy później.. Nawet niejednokrotnie wyobrażała sobie to spotkanie, jak mogłoby wyglądać, co powie..
Była ciekawa jego życia. Czy ma więcej dzieci? Czy ma żonę? Czy wiodą spokojne życie, o którym sama zawsze marzyła?
Czy czasami wspomina ją, lub całkowicie o niej zapomniał?
Te myśli ciągle kłębiły się w jej głowie. Czy jego córka ma jego oczy?
Próbowała odsunąć je od siebie, skupić się na tym, że już za niedługo zobaczy się ciocią, znowu wysłucha jej mądrych rad, przytuli i poczuje się bezpiecznie. Tak, jak kiedyś kiedy uciekała do niej podczas problemów, kiedy zawsze mogła liczyć na owocową herbatę i domowe ciasto.. na to, że zostanie wysłuchana a w zamian otrzyma cenne wskazówki, które nie zawsze rozumiała jako dziecko, ale wiele pomogły w dorosłości.. już prawie czuła zapach slodko- waniliowych oerfum, które zawsze używała, kiedy ktoś stanął przy niej. Otworzyła niepewnie oko, patrząc na młodego mężczyznę w długich włosach, o urokliwym pewnym siebie uśmiechu.
- Nie za szybko na spacer? - zagaił, widząc jak nerwowo się poprawia na ławce.
- Na to nigdy nie jest ani za szybko, ani za późno - uśmiechnęła się nieśmiało, niewiedząc czego może chcieć od niej, I kim jest.
- Coś w tym jest..- bez skrępowania usiadł obok, przyglądając jej się z zaciekawieniem - Jestem Piotrek, pracuję w pogotowiu, widzieliśmy się na Sorze kilka razy.
- Martyna. - podała mu rękę na przywitanie - wybacz, nie mam pamięci do twarzy.
- Nowa Pani doktor na pokładzie szpitala? Wszyscy mówią że na anstezjologii pokazał się Hiszpański anioł- rzucił jak zawsze gotowy do poderwania kolejnej kobiety. Piotrek był Babiarzem, lubił nieskomplikowane związki, I seks beż zobowiązań, z czym nigdy się nie krył.
- Wiele wiesz.. Ale nie jestem Hiszpanką. Po prostu przyjęłam tamte nazwisko. - rzuciła, sama niewiedząc czemu. Nie znała go, ale wydawał się być sympatyczny. Zresztą nie powiedziała nic, co mogłoby zdradzić kim jest.
- Warto było Zostawiać ciepłą Hiszpanie dla Warszawy?
- Męczyły mnie piękne plaże i słońce.. - zaśmiała się, nie wiedząc co powiedzieć innego.
- Dlatego opalasz się tutaj? - uniósł brwi, patrząc na nią zaciekawiony.
- W pewnym sensie tak..- wzruszyła ramionami - próbuję nacieszyć się ciszą..
- Zrozumiałem aluzję, już uciekam- uniósł ręce do góry, wstając z ławki - mam nadzieję że jeszcze się spotkamy, może jakieś piwko?
- Przemyślę to..- obdarzyła go ciepłym uśmiechem, patrząc jak odchodzi..
Sympatyczny, i przystojny.. Ale ona nie szukała przygód, a na pewno nie teraz..
* * *
- Wpłynęła kolejna skarga na stację. - Góra, szef stacji wszedł do socjalnego, w którym ekipa szykowała się do zmiany warty. Wszyscy spojrzeli na siebie, czekając na kolejny wywód pod tytułem " przyjazna karetka roku.." - dobrze wiecie że walczymy o tytuł przyjaznej kartki, to nam naprawdę wiele da w przyszłości, dostaniemy nowy wóz...
- do sedna Artur - Banach założył ręce na piersi, będąc pewien że znowu ktoś życzliwy doniósł na niego Górze. - o co tym razem?
- Wiktor.. nie denerwuj się tak, to nie na Ciebie.. chociaż Ciebie też dotyczy.. - Artur uśmiechnął się cynicznie, patrzą znad okularów na ekipę Wiktora - Panie Strzelecki, czy ja pana bawię?
- Ależ absolutnie! - odpowiedział natychmiast Piotrek, próbując opanować śmiech- ani trochę.
- Strzelecki! Ty się weź do roboty w końcu bo ta skarga jest na Ciebie! Podobno cytuję " Opryskliwy kierowca nakrzyczał na dziecko, które chciało zobaczyć pojazd w środku, przez co nie mogło przespać nocy"! Co ci szkodziło pokazać dziecku środek?
- Artur..- Wiktor się odezwał, doskonale znając całą sytuację, ale został zignorowany. Podjął kolejną próbę, ale Góra ani razy nie uraczyła go swoim spojrzeniem więc odpuścił.
- A przeszkadzała mi w tym rodzącą pacjentka, która w tej karetce była - odpowiedział błyskawicznie brunet.
- Jak to rodząca kobieta? - powtórzył z niedowierzaniem
- Normalnie Artur. Mieliśmy tryb awaryjny, poród w karetce, dziecko ułożone pośladkowo, a dzieciak uparł się, że chce to zobaczyć.. - Wiktor uniósł brwi, widząc zmieszanie Góry.
- Chciał zobaczyć poród? Też mi coś.. - Artur zaczął coś burczeć pod nosem, ale w końcu machnął ręką, i zniknął w gabinecie.
- Nie mogę doczekać się nowego konkursu na szefa stacji...
- A co, masz zamiar się zgłosić? - Adam wyjął jabłko z kieszeni, przecierając je kilkukrotnie o mundur, po czym przyjrzał się mu dokładnie, odgryzając spory kęs.
- Nie, ale wiem kto powinien - skierował swój wzrok na Banacha, rozmawiającego z Anką.
- Nie zamierzam, Piotr - odpowiedział, nie tracąc kontaktu z rozmówczynią.
- Jak to nie zamierzam? Chce doktor, żebyśmy dalej byli na niego skazani?
- nie mam zamiaru startować w konkursie. Ja już swoje zrobiłem, teraz wystarczy mi praca w określonych godzinach..
- Ale..
- Co ale Piotr?! - Banach nie wytrzymał, podchodząc do chłopaka którego uważał za przyjaciela. Jeździli razem od ośmiu lat, I całkiem dobrze się rozumieli. Młody mężczyzna jednak często próbował zbyt ingerować w życie zamkniętrgo lekarza. - Nie ma ale. Chcesz stratować- proszę bardzo, Ja nie zamierzam, i uszanuj moją decyzję..
* * *
- Zmizerniałaś Martyśku, zrobiłaś się jakaś cicha, Warszawa ci nie służy? - ciocia Janina postawiła na stole placek ze śliwkami, po czym podała Martynie kubek z gorącą herbatą. Powąchała smak z dzieciństwa, i zamknęła oczy z rozkoszą upijając gorącego napoju. Ciocia Janina uważała, że na gorące dni najlepsza gorąca herbata, I rzeczywiście coś w tym było..
- Chyba źle zrobiłam ciociu, że tu wróciłam.. Sama niewiem czego oczekiwałam.. chciałam go spotkać, upewnić się że ma dobre życie.. żebym sama mogła w końcu swoje poskładać..
- I co? Przekonałaś się? - ciocia usiadła na przeciwko, wbijając w nią szaroniebieskie spojrzenie przepełnione spokojem.
- Widziałam go, dwa razy.. raz mnie nie poznał..
- a drugi?
- A drugim razem rozpoznał, a ja.. ja nawet nie mogłam wykrzesać z siebie słowa. Stałam jak ta idiotka.. - odstawiła herbatę na stolik, chowając głowę w kolanach.
- Uparta jesteś Martyśku. Ojj uparta.. bo jeśli to jest Twoja miłość to już dawno powinnaś mu to powiedzieć.. pamiętam jak On Cię szukał kiedy do tej Hiszpani wyemigrowałaś.. jak prosił, żebym powiedziała gdzie jesteś, jak mizerniał z tygodnia na tydzień.. - Przerwała, przypominając sobie odwiedziny Wiktora. Przyjeżdżał, siadał na tym samym miejscu, na którym siedziała brunetka i pytał, zatsanwiał się gdzie znaleźć może kobietę. - ojj gdybym ja wtedy wiedziała gdzieś Ty wyjechała, to z pewnością bym go tam posłała...
- Co ja mam robić? A co jeśli ma rodzinę? Dzieci? Mam od tak, ponownie zniszczyć wszystko? - podniosła głowę, napotykając mądre spojrzenie cioci.
- Rodzina to świętość, broń Cię Panie Boże stawać pomiędzy żonę i męża - pogroziła palcem, podnosząc szklankę do ust. - ale nie wiesz czy ją ma. Dowiedzieć się powinnaś, zapytać go..
Bo ja wierzę, że to wasze rozstanie to niepotrzebne było, a On to mądry zawsze był, I patrzył na Ciebie.. ojj jak on tak patrzył na Ciebie to było widać że kocha. I tyś promienista była, i wesoła.. a później.. - machnęł ręką, wstając od stołu - a co ja ci opowiadać będę.. Sama przeżyłaś to wiesz..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top