Lipiec
Czy mogło być coś lepszego niż sobotni, wieczorny dyżur na sorze?
Weekendy to czas, kiedy najwięcej ludzi odwiedza szpitalny oddział ratunkowy. Wszystko to spowodowane zamknięciem przychodni, do której większość z pacjentów powinna się udać, zdecydowana część spokojnie mogłaby poczekać do poniedziałku, ale z niewiadomego powodu wybrała właśnie to miejsce. Do tego nagłe wypadki, starsi panowie o niewybrednych tekstach i wisienka na torcie - śpiewacze. Ci ostatni to imprezowicze pod wpływem różnych używek, którym w zabawie przeszkodził wypadek. Zwykle gotowi wrócić na imprezę jeszcze tego samego dnia " Tylko zróbcie coś z tym!".
To nie najłatwiejsi pacjenci, ale zdecydowanie bardziej wolała ich, niż ludzi którzy uważali że jej obowiązek jest im usługiwać.. często na wysokich stanowiskach, mających znajomości tu i ówdzie.. to grupa, której nie lubiła, nie dlatego że umiejszali jej umiejętnością, a dlatego że uważali się za lepszych od innych. Od zawsze miała o nich złe zdanie, chyba ze względu na rodziców. Wysoko postawieni architekci, bardzo znani wśród zamożnych ludzi, I cenieni. Zabiegani do tego stopnia, że nigdy nie poświęcali jej uwagi, wychowała ją ciocia- Janina. Cudowna kobieta z sercem na dłoni. To właśnie za nią tęskniła najbardziej podczas pobytu w Hiszpanii. Odwiedziła ją, co prawda kilka razy, ale jej ciągle było mało..
Będąc od miesiąca w Polsce jeszcze bardziej odczuwała jej brak, I już nie mogła się doczekać jej powrotu z sanatorium. Ciocia Janina była samotną kobietą z wyboru. Miała kilku partnerów, ale nigdy nie związała się związkiem małżeńskim, nie posiadała również dzieci. Była dla niej jak matka, I dążyła ją uczuciem o wiele mocniejszym, niż swoją rodzicielkę..
Uśmiechnęła się na tę myśl. Jeszcze kilka dni, i znowu się zobaczą. Znowu będzie mogła posłuchać jej mądrych słów, i spojrzeć w stęsknione oczy..
Drzwi do sali się otworzyły. Podeszła do ratowników, aby przejąć od nich pacjentkę.
- ósmy miesiąc ciąży, wypadek komunikacyjny, puls dziecka wyczuwalny... - mężczyzna urwał, patrząc w jej oczy, czuła że serce podskakuje jej do galopu. Poznał ją...
- Martyna?!
Nie wiedziała co ma zrobić, nie potrafiła się odezwać. Z jednej strony niebieskie spojrzenie, z drugiej pacjentka, potrzebująca jej pomocy. A ona stała, próbując wrócić do żywych. Poznał ją.. chociaż myślała że to się nie stanie, chociaż skutecznie go unikała, I była pewna że dawno się z niego wyleczyła.. Poznał ją.. nie zmienił się. Wciąż taki jak dawniej.. czuła jego perfumy te same, które sama dla niego kiedyś wybierała. Widziała nerwowy ruch warg, kiedy czekał ją jej reakcję.
- Pani doktor, pogarsza się! - usłyszała głos pielęgnieraki, I nagle oprzytomniała. Kierując się do pacjentki. Rzuciła kilka słów do lekarki, chwilę później rozpoczynając badanie ultrasonograficzne, aby dowiedzieć się czyż dzieckiem wszystko w porządku.
- Pani.. doktor? - powtórzył zdziwiony, ale puściła te słowa mimo uszu, wyciągając kartę z jego rąk. - a tak przepraszam.. - zrehabilitował się, udzielając informacji o stanie pacjentki..
- Niezła ta nowa Pani doktor, co doktorze? - Piotrek uśmiechnął się pod nosem, nawet nie zerkając na lekarz asiedzącego po prawej stronie.
- Na drogę patrz, Piotr. - kiwnął w stronę kobiety, przechodzącej przez jezdnię.
- Patrzę, I widzę.. - zaśmiał się kierowca- że jakiś doktor zamyślony..
- Piotrusiowi to się oczka zaszkliły.. - Adam wychylił się przez niewielkie okno pomiędzy przedziałami karetki - może doktor da mu namiary na tę znajomą
- Nie odbijam kobiet innych facetom- odpowiedział błyskawicznie Strzelecki, oburzony zachowaniem przyjaciela który tylko się zaśmiał.
- Panowie.. wy w przedszkolu czy w pracy jesteście? - Banach zgromił ich wzrokiem, kiwając głową z dezaprobatą. - za chwilę koniec zmiany, tak co karetka będzie błyszczeć.
- Jak zawsze.. - Strzelecki zatrzymał samochód na parkingu stacji, ale nim zdążył coś powiedzieć Banacha już nie było. Obrócił się w stronę Adama, który nadal wychylał się przez okienko - spodobała się..
- Ty głupi jesteś- prychnął Adam- przecież widać że oni się znają, mówił do niej po imieniu..
- Myślisz, że oni coś..?
- Nie wiem, ale czuję że będzie ciekawie.. - ziewnął Wszołek, wycofując się wgłąb pomieszczenia. - Dawaj, sprząmy, bo jak się spóźnię to mi Baśka łeb urwie. Mamy dzisiaj teściów na kolacji..
- Poznał mnie. - oznajmiła, kładąc się na kanapie. - chyba źle zrobiłam, że tu przyjechałam..
- Marti, minęła dekada. Co z tego, że Cię rozpoznał? Przecież wcale się nie zmieniłaś od naszego pierwszego spotkania. No, może trochę spokorniałaś..
- Ale pierwszym razem..
- Ojej pierwszym razem.. nie miał czasu się przyjrzeć, albo nie domyślił się, że to Ty.. w końcu nie odzywałaś się do niego. Rób swoje, i przestań się zadręczać dziewczyno!
- Może masz rację.. w sumie gdzieś tam mieszka jego żona i dziecko, może nawet nie jedno. A ja zachowuję się, jakby czekał tylko na mnie.
- Dokładnie! - klasnął w ręce, potwierdzając słowa przyjaciółki- Lucs przestał Cię szukać. Powiedziałem mu że wyjechałaś do Stanów na staż, łyknął to jak pelikan.
- Cieszę się, że już was nie nachodzi.. do mnie wypisuje też zdecydowanie mniej.. niech to się wszystko kończy..
- Kiedy widzisz się z Janeczką? - Mateusz zawsze tak nazywał jej ciocię, która zabroniła mówić mu do siebie per "Pani" lub co gorsza " Pani ciocia".
- Jutro. Wraca dzisiaj, ale chcę dać jej odetchnąć.. strasznie się stęskniłam.. - rozciągnęła usta w uśmiechu. - Jedziecie na plażę?
- Pewnie, nie ma co siedzieć w czterech ścianach, skoro taka ładna pogoda na dworze!
- cztery ściany bardziej dotyczą mnie, niż Ciebie..- zażartowała, znając metraż mieszkania Matusza.
- Oh to tylko miejsce. Nieważne ile ma metrów.. zdrzemnij się i idź na spacer, albo na basen.. zrelaksuj się dziewczyno!
- Bawcie się dobrze! - pomachała do ekrany monitora i zamknęła laptopa.
Zrelaksuj się. Nie łatwo jest się zrelaksować, kiedy agresywny mężczyzna który uważa że jesteś jego własnością Cię szuka, a dawna miłość jest tuż obok.. Dawna, ale wciąż jakby aktualna.
Jakby jej ktoś kiedyś powiedział, że jej uczucia się nigdy nie zmienią, wyśmiałaby go. Teraz widzi, że słowa cioci miały coś w sobie. " Jeśli naprawdę kochasz, to choćbyś uciekła na koniec świata Martysiu, choćbyś miała najlepszych mężczyzn na świecie- będziesz myśleć tylko o tym jednym..".
Jego głos, jego wzrok.. to wszystko sprawiało, że znowu poczuła motylki w brzuchu, te same które czuła kiedyś.. jak zapomnieć o kimś, o kim nie zapomniała w Hiszpani?
Ziewnęła zmęczona i usnęła, nim zdążyła o czymkolwiek pomyśleć..
- Czekałem na Ciebie.. przez cały ten czas... - objął ją w uścisku, a ona nie protestowała. Chciała żeby to robił, chciała chociaż przez chwilę poczuć się jak dawniej..
- Przepraszam Wiktor, musiałam to zrobić, musiałam uciec bo nie mogłam żyć z myślą, że muszę się Tobą z kimś dzielić.. wolałam odpuścić, zapomnieć..
- Zapomnieć o mnie? - uniósł brwi zaintrygowany. - Myślałem że ufamy sobie Martyna. Że jesteśmy wobec siebie szczerzy. A Ty w jednej chwili zniknęłaś, nie dając znaków życia.. wiesz jak się martwiłem? Szukałem Cię wszędzie, regularnie odwiedzałem Twoją rodzinę w nadziei, że wiedzą coś o Tobie.. Gdzieś Ty była przez ten czas, co?
- w Hiszpanii. Kiedy uciekłam.. poznałam mężczyznę. Znalazł mnie zapłakaną, na ławce na dworcu, czekałam na pociąg dokądkolwiek.. usiadł przy mnie, wysłuchał..
- uciekłaś z nim?! - uniósł ton, czując się oszukanym. Myślał że to przez niego, a tym czasem był ktoś inny.
- zaproponował mieszkanie i pracę w Barcelonie. Zgodziłam się, nie mając nawet pojęcia czy mówi prawdę. Tak naprawdę było mi jedno czy mnie tam zabije czy nie.. chciałam zniknąć..
- Nie wierzę, że zostawiłaś mnie dla obcego mężczyzny! - odsunął się, a ona już zatęskniła za dotykiem.
- Nie zostawiłam Cię dla niego. Odsunęłam się na bok, żebyś mógł ułożyć sobie życie z Elą i dzieckiem, które nosiła pod sercem. Twoim dzieckiem!
- Każda wymówka jest dobra.. Nie chcę wiedzieć nic więcej. Nie potrzebnie wracałaś! Idź do diabła! - obrócił się i zaczął iść w nieznanym jej kierunku. Próbowała go zatrzymać, bezskutecznie.
- Wiktor! Wiktor zaczekaj! Daj mi wyjaśnić, proszę!
Usiadła na łóżku, drżąc z emocji. Rozejrzała się po ciemnej sypialni. To był sen. Pieprzony sen..
Wydawał się być tak realistyczny.. opadła z jękiem na łóżko.. jak zasnąć kiedy emocje były tak prawdziwe? Naciągnęła poduszkę na głowę i spróbowała się uspokoić..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top