Czasu nie da się nadrobić..
Obudził ją nagły hałas. Nie wiedziała jak długo spała, ale z pewnością nie był to długi sen. Zerknęła w stronę podjazdu, gdzie stała karetka Wiktora. Piotrek i Adam przekrzykiwali jeden przez drugiego to do siebie, to do Sambora czekającego na wejściu.
- W co wyście się znowu wpakowali, co?! - Sambor krzyknął, przejmując pacjenta od ratowników, jednocześnie mówiąc do pielęgniarki żeby zawieźć mężczyznę na blok. Strzępki rozmów lekarzy i ratowników pozwoliły jej zrozumieć co się stało. Postrzał, krwawienie, wstrząs hipowolemiczny.
- Wiktor?! - wstała z ławki, patrząc to na rannego to na Piotra. - Co się stało?
- Zasłonił mnie.. - Adam oparł się o karetkę, czując wyrzuty sumienia. To on powinien tam leżeć.. to on powinien walczyć o życie..
- Michał, idę na blok! - zawołała zdeterminowana.
- Znasz zasady Martyna..
- Znam, I skoro Ty możesz być przybstole, ja również! - postawiła stanowczo na swoim.
- Nie mamy innego anstezjologa.. wszyscy na operacjach..
- Sam widzisz. Potrzebujecie mnie. Wiktor mnie potrzebuję!
- przebieraj się.. - Michał machnął ręką, zajmując się krwawiąca raną brzucha... stan Banacha był Ciężki. Ciśnienie gwałtownie spadało, a zatrzymanie krwawienia było niemożliwe, bo nikt nie wiedział skąd wydostawała się krew. Martyna jeszcze podczas przygotowania się do operacji, kazała przynieść odpowiednią ilość krwini płynów, do ich uzupełnienia. Adrenalina sprawiła że była gotową do działania, nie zważając uwagi, kto leży na stole..
Kolejne leki wdrażała w jego żyły, leki usypiające.. kontrola. Leki zwiotczające, respirator, kontrola.. leki przeciwbólowe..
- gotowe- powiedziała cicho, dając znać chirurgom by rozpoczynali pracę. Sama mogła jedynie głaskać jego włosy, i obserwować parametry.
To dziwne, w jak prosty sposób można odciąć emocje od pracy.. miała kilka chwil załamania, kiedy z trudem utrzymywała łzy, ale wiedziała że jeśli się nie opanuje odsuną ją od stołu. Wzięła się w garść, czując uścisk w gardle..
* * *
Siedziała przy biurku, wpisując kolejne dane w dokumentacji medycznej. Drzwi się cicho odsunęły. Julia weszła do środka sprawdzając stan pacjenta, i zerkając na Martynę.
- Stabilny - odpowiedziała krótko, nie przerywając pisania.
- Idź do domu. Prześpij się, zostanę z nim.. - odpowiedziała łagodnie.
- Nie. Zostanę, dopóki się nie obudzi..
- Jesteś drugą dobę na nogach Martyna..
- Zostanę. I tak bym nie usnęła.. - popatrzyła na mężczyznę, leżącego pod aparaturą. Jeszcze wczoraj rano była w jego mieszkaniu, wydawało się być dobrze.. coraz lepiej. Dlaczego znowu musiało wszystko się spieprzyć? Dlaczego weszli tam, gdzie nie powinno ich być?!
- Jak coś, jestem.. - skinęła głową, I opuściła pomieszczenie. Podeszła do łóżka, siadając na niewygodnym obrotowym krześle tuż obok. Przez chwilę skupiła swoją uwagę na obrazie monitora, po czym przeniosła wzrok na nieświadomego niczego mężczyznę. Powoli zmniejszała dawkę anastetyków, aby mógł się wybudzić. Robiła to regularnie, podając coraz mniejszą ilość. Za kilka godzin powinien się obudzić..
Złapała jego dłoń, ocierając łzy w oczach. Czuła tak wiele emocji, które nią targały.. złość, smutek, żal, wdzięczność..
- Dlaczego zawsze wchodzisz tam, gdzie jest niebezpiecznie?! - popatrzyła na niego, ani drgnął - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się martwiłam.. bałeś się o mnie, a tymczasem to Ja powinnam się troszczyć o Ciebie.. pewnie nigdy do tego się nie przyznam.. Ale nigdy nie przestało mi zależeć, wiesz? Ta ucieczka była najgorszym co mogłam zrobić.. nie da się wymazać dziesięć lat nieobecności.. nie da się nadrobić czasu, ale możemy spróbować od nowa, kiedyś.. jeśli tylko będziesz chciał.. - położyła głowę na jego klatce piersiowej- mam jeszcze tak wiele ci do powiedzenia.. wiesz, że nie poszłam na chirurgię, żeby zrobić ci na złość? Mimo, że przecież nawet nie wiedziałeś że studiuję, że robię specjalistykę.. teraz brzmi to śmiesznie, ale tak było.. - uniosła wzrok na piszczącą maszynę, poprawiła elektrody na jego ciele, I znowu zrobiło się cicho.. obserwowała jak jego klatka unosi się dzięki respiratorowi, który oddychał za niego.. czuła że ma mokre policzki, ale nawet nie próbowała ich wycierać, bo ciągle spływały kolejne łzy.. - chciałabym ci jakoś wynagrodzić ten czas.. a mimo wszystko ciągle trzymam się na uboczu.. nie byłam przygotowana na to wszystko.. byłam pewna, że kiedy zobaczę jak bardzo jesteś szczęśliwy z córką, być może z żoną.. że w końcu też może zacznę żyć. Naprawdę żyć..
- obróciła głowę kiedy drzwi do sali się odsunęły.
- Mogę? - przerażona Wiola stanęła w drzwiach - co z nim?
- doznał wstrząsu hipowolemicznego..
- Martyna. Po ludzku.
- Jest po operacji, musieli usunąć śledzionę, ale spokojnie.. można bez niej żyć - otarła łzy z policzek, wymuszają na twarzy uśmiech. - Niestety stracił dużo krwi, wpadł we wstrząs, którego skutki będziemy znali po jego wybudzeniu..
- Jakie to skutki?
- Narządy pracują jak należy, to jest dobra wiadomość. Nerki, wątroba, serce.. wszystko jest dobrze ukrwione, niewiemy jedynie co z mózgiem.. ewentualne neurologiczne problemy możemy wykryć tylko, kiedy go wybudzimy.
- To na co czekacie?! - uniosła głos, niewiele rozumiejąc z tego co powiedziała Martyna.
- Spokojnie. Wybudzamy go, ale to musi trochę potrwać.. powoli zmniejszam leki, nie możemy tego zrobić naraz. To zbyt gwałtona zmiana.. powinien się obudzić za godzinę- dwie..
- Przepraszam. Po prostu strasznie się o niego martwię, gdyby nie On..
- Wiem, ja też. - wstała z krzesła, ustępując jej miejsca - idę po kawę, przynieść ci?
- dziękuję - zajęła jej miejsce, oczekując aż zostanie sama..
* * *
Spędziła przy Wiktorze całą noc. Trochę podsypiała, dużo opowiadała.. próbowała nadrobić czas, choć On mógł nie być tego świadomy. Miał wybudzić się dawno temu, ale mimo wstrzymania podawania leków, mimo dobrych wyników, ten proces się przedłużał, a Ona czekała.. chciała być przy nim kiedy to nastąpi, chciała mieć pewność, że wszystko z nim dobrze, a najgorsze pokonali.. Wiola bombardowała ją wiadomościami, dlatego całkowicie wyciszyła telefon, uprzednio obiecując że da znać, kiedy cokolwiek się zmieni. Nawet w środku nocy.
- Tęsknię za Tobą.. za Twoim uśmiechem, za cichym dzień dobry, kiedy mnie budziłeś.. za tym, jak zdrobniałeś moje imię.. za twoim surowym tonem, kiedy zrobiłam coś nie po Twojej myśli.. - uśmiechnęła się, kładąc głowę na jego dłoni..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top