Rozdział 2.4
Nie wierzyłam własnym oczom. To... to nie mogła być prawda. To nie możliwe, żeby Alice Cullen, przyrodnia siostra Edwarda. mojej dawnej miłości, siedziała jak gdyby nigdy nic, oczekując na spotkanie. To nie mógł być przypadek.
- Al... Alice? - upewniłam się. - To naprawdę ty?
- Bello? - odezwała się.
- Wy się znacie? - wtrąciła się zaskoczona Cristina.
- My... - zaczęłam.
- Bella kilka lat temu była moją opiekunką. - wyjaśniła szybko Alice. Zapomniałam przecież, jak ogromna różnica wieku nas dzieliła. Ja we wrześniu skończę trzydzieści trzy lata, ona wciąż wyglądała na siedemnaście, może osiemnaście wiosen.
- Cóż za niezwykłe spotkanie... - mruknęła moja przełożona. - Przejdźmy jednak do powodu, dla którego zostały panie tu zaproszone...
Cris wyjaśniła pokrótce, że to ja znalazłam rękopis Julii - tak najwyraźniej nazywała się dziewczyna, a właściwie wampirzyca, o śniadej cerze - i od samego początku byłam nim zachwycona. Przypadł do gustu reszcie zespołu redakcyjnego, więc postanowili jak najszybciej rozpocząć proces wydawania książki. Autorka nie kryła zdziwienia. Przygotowano umowę. Alice pierwsza wzięła ją do rąk. Wyglądało to tak, jakby zwyczajnie przerzucała strony, wiedziałam jednak, że dziewczyna błyskawicznie czytała cały tekst. Jak przystało na rasową managerkę, trzymała emocje na wodzy i stwierdziła jedynie, że wspólnie z Julią przejrzą dokumenty w domu i dopiero wtedy podejmą decyzję.
- Wie pani jak to jest - tłumaczyła ze swoim charakterystycznym, bardzo przekonywującym uśmiechem - w dzisiejszych czasach trzeba bardzo uważać na to, co się podpisuje.
Cristina poprosiła ją tylko o jak najszybszy kontakt i odprowadziła obie kobiety do windy. Później wróciła do sali konferencyjnej i opadła ciężko na swój fotel.
- Bells, jak to nie wypali, to jesteśmy skończeni - oświadczyła.
Nie miałam pojęcia jak zareagować, czekałam więc na jej kolejny ruch.
Wzięła kilka głębokich oddechów, poprawiła i tak nienaganną fryzurę i odezwała się do mnie ponownie:
- Tak w ogóle, to skąd ty znasz tą bladą dziewczynę?
- Mówiła, że byłam jej opiekunką...
- Kłamstwo. - oznajmiła szefowa. - Nigdy mi nie wspomniałaś, że w młodości byłaś opiekunką.
Przeklęłam w duchu to, że miałam z nią tak dobre stosunki. Który zwykły szef tak bardzo interesowałby się prywatnymi sprawami swoich pracowników?
- To... dość skomplikowane. Kiedyś ci wyjaśnię. - obiecałam. - Ale nie dzisiaj. Powinnam wracać do Forks, muszę załatwić kilka spraw.
Cris patrzyła na mnie podejrzliwie jeszcze przez chwilkę, później skinęła głową, pozwalając mi wyjść.
Gdy wychodziłam z budynku, owionął mnie zapach spalin. Skrzywiłam się. Byle jak najszybciej dostać się do samochodu...
Wrzuciłam torbę na siedzenie pasażera i usiadłam za kierownicą. Odruchowo spojrzałam we wsteczne lusterko. Zobaczyłam w nich parę bursztynowych oczu.
Wrzasnęłam.
- Ćśśś... Ćśśś... Bello, cicho. Spokojnie. - uspokajała intruzka.
- Alice, co ty tu, do cholery, robisz?! - spytałam, gdy już minął pierwszy szok.
- Zapomniałaś, że potrafię się dostać absolutnie wszędzie? Nie pamiętasz jak weszłam do twojego domu...
- Że co? - zdziwiłam się. - Kiedy ty byłaś w rezerwacie?
- W rezerwacie? - teraz to ona wydawała się zbita z tropu. - Nie, mówię o domu Charliego. To było tuż po tym, jak skoczyłaś z klifu...
Przypominałam sobie. Jako nastolatka, kilka miesięcy po wyjeździe Cullenów, postanowiłam poskakać z klifu. Dla zabawy. Jake zachwalał to jako najlepszą rozrywkę w La Push. Tamtego dnia, gdy odwoził mnie do domu, wyczuł Victorię i zabrał mnie z powrotem do siebie. Tamtego dnia po raz pierwszy się pocałowaliśmy.
Zaraz...
A jeśli to nie była Victoria? Tamto czarne auto...
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.
- To byłaś ty, prawda? - domyśliłam się. - Wzięłaś wtedy auto Carlisle'a?
Skinęła głową.
- Boże...
Oparłam głowę o kierownicę, przytłoczona rozmiarami odkrycia.
- Po co wtedy przyjechałaś? - czułam, że to, co za chwilę usłyszę, nie będzie przyjemne, ale życie w niewiedzy wydawało mi się jeszcze gorsze.
- Prosić cię o pomoc. Miałam wtedy wizję. Edward pojechał do Włoch, żeby się zabić...
Nic nie rozumiałam.
- Przecież wampirów nie da się zabić... poza tym, kilka dni później pojawił się w moim domu.
- Udało mi się go powstrzymać. - wyjaśniła. - Zobaczył w moich wspomnieniach, że jesteś cała i zdrowa, bezpieczna, że ktoś się tobą opiekuje. Wcześniej myślał, że to przez niego targnęłaś się na własne życie.
- Ale kilka dni później pojawił się w moim domu! - powtórzyłam. - Nie był zadowolony z tego, co ujrzał.
- Pojawił się, bo przestaliśmy cię widzieć. Teraz podejrzewamy, że od kiedy związałaś się z Jacobem, ostatecznie oderwałaś się od naszej rodziny, dlatego już więcej nie miałam o tobie wizji.
- Dlatego nie wiedziałaś, że mnie tu dzisiaj spotkasz. - domyśliłam się.
Pokiwała głową, wyraźnie skonfundowana.
- Więc tego nie zaplanowałaś. - ciągnęłam.
- Nie. - przyznała. - Gdybym wiedziała, nigdy bym się tu nie zjawiła. I nie pozwoliłabym Julii przyjechać, ani w ogóle wysyłać tego durnego maszynopisu.
- Dlaczego?
- Kilka lat temu, po tym, jak Edward oznajmił nam, że wychodzisz za mąż, wszyscy obiecaliśmy sobie już nigdy nie ingerować w twoje życie.
Będzie tak, jakbyśmy się nigdy nie spotkali...
- Rozumiem. Ale teraz muszę cię poprosić, żebyś opuściła mój samochód.
- Nie możesz przy okazji podrzucić mnie do Forks? Wpadłabym do domu po kilka rzeczy...
- Alice, muszę jechać na myjnię, żeby Jacob nie wyczuł twojego zapachu. - oznajmiłam dosadnie. - Wpadłby w panikę.
Podejrzewam, że gdyby mogła, Alice zarumieniłaby się aż po cebulki włosów.
- Jasne. Przepraszam, nie sądziłam, że sprawię taki problem. Ale Bello?
- Hmmm? - mruknęłam, czekając, aż wreszcie wysiądzie.
- Spotkamy się jeszcze?
- Może.
Pokiwała głową, jakby już znała odpowiedź. Pewnie znała.
- Uważaj na siebie, Bello. - przykazała mi i bez żadnego więcej słowa wymknęła się z auta, nawet za sobą nie trzaskając.
Dopiero teraz mogłam swobodnie odetchnąć.
Wampir w moim samochodzie! Na wszystkie świętości... Nie widziałam żadnego od ponad dziesięciu lat i przez cały ten czas miałam szczerą nadzieję, że już nigdy ich nie zobaczę. A tu proszę... Alice Cullen. Jej widok wywołał we mnie tyle sprzecznych emocji. Dobre wspomnienia mieszały się z tymi najgorszymi. To ona jako pierwsza z Cullenów mnie zaakceptowała, ale to ona towarzyszyła mi, gdy uciekałam przed sadystycznym wampirem o imieniu James aż do Phoenix, bo ten postanowił urządzić sobie polowanie. Tamtych obrazów, tamtego bólu nie dało się zapomnieć.
Zgodnie z tym, co powiedziałam Alice, pojechałam prosto na myjnię. Nie wiedziałam, jaką wymówkę znajdę, żeby wyjaśnić Jacobowi to niezapowiedziane pranie tapicerki, zwłaszcza, że od ostatniego minął zaledwie tydzień, ale coś musiałam wymyślić. Nie mógł się dowiedzieć o tym, co zaszło w Port Angeles.
Czułam, że to będzie bardzo długie popołudnie...
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top