Rozdział 16

- Hop hop, Jake!

- Jacob, jesteś tu?

- Wyłaź, Jake, albo my przyjdziemy do ciebie!

Głosy dobiegające z zewnątrz wyrwały mnie z objęć snu. Z trudem rozpoznałam, do kogo należały. Ale skąd oni się tutaj...

Dotarło do mnie, że znajduję się w garażu Jacoba w La Push. Leżę na ziemi, właściwie to na kocach, przygnieciona ciężką ręką chłopaka. Jego skóra niemalże parzyła. To dlatego nie zmarzłam, choć jak przez mgłę pamiętałam, że w nocy Jake wiercił się i nieświadomie zabierał mi okrycie.

-Jake - szepnęłam, potrząsając nim. - Jake. Jake, obudź się.


Zbudził się gwałtownie, niemal od razu zrywając na równe nogi.

- Co jest? - zapytał wystraszonym, ale wciąż rozespanym głosem.

Nim zdąrzyłam odpowiedzieć, rozległo się kolejne wołanie Embry'ego.

- A żeby go jasna cholera... - mruknął rozzłoszczony. Zgarnął koszulkę, którą odrzucił wieczorem na bok, naciągnął ją pospiesznie na siebie i poszedł otworzyć przyjacielowi drzwi.

Chociaż byłam w pełni ubrana, podciągnęłam kołdrę pod samą szyję. Nie podobało mi się spotykanie ludzi w kilka minut po przebudzeniu, poza Jacobem oczywiście.

Embry wparował do pomieszczenia z charakterystyczną dla siebie energią.

- Stary, mamy poważny proble... - urwał, zauważajac mnie, skuloną na posłaniu. - em. - dokończył. - Czyżbym przeszkodził?

Poczułam, że się rumienię. Jake natomiast zacisnął dłonie w pięści, aż mu kłykcie zbielały. Nie lubił tego typu poddekstów.

- Co to za problem? - syknął, odwracając ode mnie uwagę przyjaciela.

- Chodzi o Rachel. - zaczął Embry. - Paul wpadł tu dziś rano, szukał cię. Ale w twoim pokoju zastał Rach i...

- Nie, nie nie! - zawył Jacob. - Nie, błagam, powiedz, że to żart.

Embry pokręcił przecząco głową.

- Przykro mi stary, to pewne.

- Kolejny raz? Co jest, do cholery?! - wściekał się dalej Jacob, a ja nic nie rozumiałam. - Najpierw Sam i Emily, okej. Później Jared i Kim, to jeszcze da się zrozumieć. Potem Quil... A teraz to! Ile można, kiedy to się skończy?

- Jake, nic nie poradzisz. - tłumaczył Embry.

- Ale legendy mówiły co innego.

- W naszym pokoleniu nic nie jest w pełni zgodne z legendami. - odparł Embry, nagle zmienionym głosem. - Nie powinno nas być tylu... Tyle. Nie powinniśmy być tak wielcy ani silni. Skoro te cechy zostały wzmocnione, czemu nie kolejna.

- Ale czy ty rozumiesz, że jeśli ta teoria się sprawdzi, my też...

- Nie wiesz tego.

- Wiem! Czuję to w kościach.

- Daj spokój Jake, nie bądź taki przesądny.

- Mam dać spokój? - syknął chłopak. - Em, spójrz na nią. - rozkazał i kiwnął głową w moim kierunku. Miałam ochotę skulić się pod ciężarem jego głosu. - Spójrz na Bellę. Pomyśl. Jeśli to prawda i każdego z nas czeka wpojenie... To nie możliwe, rozumiesz? Nie po to ten cały wysiłek, nie po to ją kocham, żeby jakaś głupia pradawna magia mi to odebrała.

- Jake, nie masz wpływu...

- Pamiętasz co się działo, gdy pojawiła się Emily? Myślisz, że nasza watacha wytrzyma powtórkę? Sam dał sobie radę, pogodził się z losem. Ale czy naprawdę myślisz, że ja też to zrobię? Że jeśli zostawię Bellę, będę umiał się z tym pogodzić? A czy ty umiałbyś bez słowa porzucić Mary? No, odpowiedz!

- Czy ktoś może mi wyjaśnić, co się tak właściwie dzieje? - zażądałam, sfrustrowana tym, że nie nadąrzałam za tokiem myślenia obu chłopców. Czemu Jacob był taki wściekły.

- Paul wpoił się w Rachel, siostrę Jacoba. - wyjaśnił mi Embry głosem wypranym z emocji.

- No i? - dopytywałam.

- To już czwarte wpojenie wśród członków watahy. Jacob niepokoi się tym, jak rozpowszechniło się to zjawisko i jak przypadkowe są jego wybory.

- Quil.. - szepnęłam. Czułam, że on jest kluczem do tego, bym zrozumiała punkt widzenia wilków.

- Idź już, Embry. - rozkazał Jacob. - Przekaż Samowi, że chcę się z nim spotkać za godzinę.

Chłopak posłusznie wyszedł, byłam jednak niemal pewna, że klął pod nosem.

Jake usiadł z powrotem na skotłowanej stercie koców. Przycupnęłam obok niego.

- Co tu się wydarzyło? Czemu to takie ważne i czemu się tak wściekłeś na wspomnienie o Quilu?

Przez kilka minut nie otrzymywałam odpowiedzi. A gdy już ją uzyskałam, marzyłam wyłącznie o tym, by cofnąć czas i jednak nie wiedzieć.

- Wiesz, że u zmiennokształtnych występuje wpojenie. To coś jak miłość od pierwszego wejrzenia, ale znacznie, znacznie głębsza. Obezwładniająca. Obiekt wpojenia staje się centrum twojego wszechświata. Oddychasz dla niej, dla niej oddasz życie.

- Mówisz tak, jakbyś to przeżył. - zauważyłam z resztką tlącej się nadziei.

- Nie. - pokręcił głową. - Ale każdy z nas wie, co dzieje się w głowach Sama, Jareda i Quila.

- Więc ty nigdy nie...

- Wiedziałabyś.

- I może się to stać w każdej chwili?

- Nie - zaprzeczył gwałtownie. - Nie może. I nie stanie. Ja cię kocham, Bello.

- Quil też kochał Beth. - wypomniałam mu, z zakamarków umysłu wyciągając wszystko, co wiedziałam na temat tej dwójki. Beth była pierwszą poważną dziewczyną Quila. Dotychczas zapalony zdobywca niewieścich serc, za jakiego sam siebie uważał, doszedł do wniosku, że pora się ustatkować. Wybór padł na Bethany Eagle. Czasem widywałam ich razem, wyglądali na naprawdę szczęśliwych.

- Nie porównuj mnie do Quila! Ja nigdy nie wpoiłbym się w dwulatkę.

- Słucham? - nie wierzyłam własnym uszom. - Obiektem wpojenia Quila Ateary jest...

- Dwuletnia dziewczynka. Ale to zupełnie nie tak jak myślisz. On nie myśli o niej w ten sposób. Raczej jak o malutkiej siostrzyczce. Gdy mała podrośnie... 

- Trochę się naczeka. - wtrąciłam.

- Nie zestarzeje się zbytnio. - zapewnił mnie. - W każdym razie gdy mała będzie dorastać, Quil będzie się zmieniał razem z nią. Będzie powiernikiem, przyjacielem, najlepszym starszym bratem na świecie. A gdy dorośnie...

- Skąd pewność, że się zejdą?

- Nie ma pewności. - przyznał Jacob. - Claire będzie miała wybór. Ale czemu miałaby się w ogóle zastanawiać, jeśli Quil będzie dla niej idealny, jak robiony na miarę? A ona będzie idealna dla niego, nie ważne co zrobi.


Słowa Jacoba prześladowały mnie długo po tym, jak chłopak wyszedł na naradę.


Dziewczyna, w którą wilkołak się wpoi, będzie dla niego idealna, choćby nie wiadomo co. Sam zawsze będzie kochał Emily. Jared i Kim będą nierozłączni. A Jacob i ja? Z czasem się zestarzeję. Na mojej twarzy pojawią się zmarszczki, stracę tą energię, którą mam teraz. Czy Jacob wciąż będzie mnie kochał? O ile w ogóle będzie, bo przecież nie wiadomo, czy inna dziewczyna nie zawróci mu w głowie.

Po raz pierwszy zaczęłam się naprawdę zastanawiać, czy podjęłam właściwą decyzję.

C.D.N. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top