Rozdział 2.1

Rozległ się dźwięk telefonu. Odebrałam.

- Bells, możesz jeszcze dzisiaj wpaść do redakcji? - zapytała dzwoniąca, zanim zdążyłam się przywitać.

- Jasne, będę za... godzinę.

Klik. Koniec połączenia.

Zaśmiałam się i odłożyłam aparat na kuchenny blat.

- Jake! - zawołałam- Jacob!
Odpowiedziała mi cisza. I tupot małych stópek na drewnianej podłodze.
- Tata jest u wujka Sama - wyjaśnił chłopiec, odgarniając z oczu czarną grzywkę.
- Dzięki, Harry. Jadę do wydawnictwa, chcesz wybrać się tam ze mną? - zaproponowałam.
Energicznie pokiwał główką, a na jego twarz spadło jeszcze więcej włosów.
Zdecydowałam, że w drodze powrotnej wstąpimy do fryzjera.
Zgarnęłam z koszyka w korytarzu kluczyki, wysłałam Jacobowi smsa, żeby wiedział gdzie jestem, zapięłam syna w foteliku na tylnym siedzeniu i odpaliłam samochód. Podczas jazdy co chwilę spoglądałam we wsteczne lusterko, ale dopiero stojąc na jednym z niewielu skrzyżowań z sygnalizacją świetlną w okolicy, mogłam się przyjrzeć małemu pasażerowi.
Pięcioletni Harry był wierną kopią Jacoba. Te same głęboko osadzone oczy, identyczny kształt nosa. Nawet skóra, choć odrobinę jaśniejsza za sprawą moich genów, wskazywała jasno, że dziecko było potomkiem Quilleta.

Zaparkowałam pod budynkiem. Cristine już stała w drzwiach wejściowych, tupiąc nogą. Zaciągała się właśnie dymem z cieniutkiego mentolowego papierosa, które paliła tylko, gdy się denerwowała. Ten gest podpowiedział mi, że szykują się problemy. 

Kobieta uśmiechnęła się dopiero widząc, jak Harry stawia nogi na chodniku. Wyrzuciła niedopałek i pochyliła się, by złapać biegnącego do niej chłopca. Srebrne włosy w stylu Meryl Streep z czasów filmu "Diabeł ubiera się u Prady" opadły jej na twarz.

Cristine właściwie była podobna do Meryl Streep w tamtym filmie, nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Była typową kobietą biznesu- twardą, nieugiętą i bezlitosną. Wystarczyło jednak zaskarbić sobie jej sympatię, co wcale takie proste nie było, by stała się najlepszą przyjaciółką o jakiej można marzyć. Kochała też dzieci, a w szczególności mojego Harry'ego.

-... powiedz cioci, co dzisiaj robiłeś? - świergotała, przytulając śmiejącego się chłopca.

Opowiadał i jednocześnie trzymał Cris za rękę w drodze do jej biura. Nowoczesne pomieszczenie, pełne bieli, czerni i chromu za każdym razem robiło na gościach niesamowite wrażenie. Patrząc z zewnątrz na zwykłą, beżową kamienicę przy głównej ulicy Port Angeles, w której mieściła się firma, nie sposób było zgadnąć, że w środku znajduje się taka perełka. 


Po paru minutach Harry znudził się paplaniem, usiadł na miękkim jasnym dywanie na środku pomieszczenia i zaczął się bawić figurką żołnierzyka, którą targał ze sobą non stop od kilku tygodni. Wtedy Cristine zwróciła się do mnie:

- Bells, powiem wprost. Wydawnictwo ma kłopoty. Jeśli w ciągu najbliższego miesiąca nie znajdziemy czegoś, co pomoże wyjść nam z finansowego dołka, właściciele sprzedadzą nas jakiejś większej spółce...

... a ta zwolni wszystkich pracowników i zastąpi swoimi ludźmi - dokończyłam  w myślach. To by znaczyło, że prawie trzydzieści osób straci pracę tuż przed wakacjami.

- Co teraz? - zapytałam ostrożnie.

Cris westchnęła.

- Każdy z redaktorów dostanie równą część z puli zgłoszeń, które ostatnio do nas trafiły. Macie dwa tygodnie na przeczytanie ich, zrecenzowanie i kontakt z autorami. Musimy się wyrobić z omówieniem każdego zaakceptowanego utworu i podpisaniem umów wstępnych.

Godzinę później wyszłam z firmy obarczona dwunastoma maszynopisami  i marudnym synem. Pojechaliśmy do fryzjera, a później na szybkie zakupy spożywcze. O zachodzie słońca zaparkowałam samochód przed garażem. Chwilę później na ganku pojawiła trzynastoletnia Sophie, a zaraz potem jej ojciec. Rozpromienił się na mój widok. Przeskoczył balustradę i dopadł mnie w kilku susach.

- Tęskniłem. - oświadczył i zanim zdążyłam odpowiedzieć, nakrył moje usta swoimi.

- Fuuu - pisnął Harry z tylnego siedzenia.

Jake wyciągnął chłopca z samochodu i wziął na ręce. Zatrzymał wzrok na mocno skróconej czarnej czuprynie.

- Czegoś mi tu brakuje - stwierdził, mierzwiąc włosy chłopca.

Próbowałam wykorzystać czas, kiedy Jacob był zajęty, na rozpakowanie zakupów, ale mężczyzna jak zwykle był ode mnie szybszy. Ledwo otworzył się bagażnik samochodu, wszystkie torby zostały wyjęte.

Czasem nadal zdumiewała mnie siła, jaką dysponował Jacob i jego przyjaciele. W jednej dłoni bez problemu utrzymywał ciężar, który ja musiałabym przenosić podzielony na kilka części. 


Kilka godzin później Sophie była już u koleżanki, która organizowała piżama party, a Jacob układał do snu Harry'ego. Wreszcie zapanowała cisza, a ja mogłam wziąć się do pracy. Tamtego wieczora oderwałam się od rękopisów tylko raz, by upewnić się, że synek śpi. Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam.

C.D.N.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top