7. Zluzuj promyczki, Słoneczko.
Wpatrywałam się jak zaczarowana w zwykłą kartkę papieru. Kto inny pomyślałby, że to staromodne, ale ten list podbił moje serce. Będę mogła do tego listu wracać i wracać. Kiedy zjadłam naleśniki i byłam w pełni ogarnięta nie miałam bladego pojęcia co ze sobą począć.
Czułam się dziwnie samotna. Zawsze w tym domu towarzyszyły mi rozmowy... Ashton! Nie ma Ashton'a! Więc wszystko jasne czemu jest tak nadzwyczajnie cicho.
Poszłam do salonu w celu obejrzenia jakiegoś filmu, na którym zapewne i tak się nie skupię.
Gdy szukałam pilota, usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Po hałasie jaki spowodowały drzwi usłyszałam głośne śmiechy.
Po chwili do salonu weszli Laylia i Ashton.
Moja przyjaciółka była ubrana w zwykły dres. Zajrzałam przez okno. Nie było już samochodu Lay, więc zapewne dlatego Ashton'a nie było rano. Odwiózł jej samochód, a dzięki temu, że nasze domy są dosyć blisko siebie, przeszli się tutaj.
- Cześć, Holi! - przywitała mnie radośnie Laylia.
Kiwnęłam głową w chęci przywitania.
- To ja idę do siebie. - powiedział Ash, po czym obdarował szerokim uśmiechem Laylię i zmierzył ją wzrokiem, na co ona zarumieniła się.
Madson zajęła miejsce obok mnie i szeroko się uśmiechnęła, po czym westchnęła.
- Muszę ci coś powiedzieć. - powiedziała rozmarzona. - Tak, aby nikt nie usłyszał. - pokazała głową na drzwi od pokoju Ash'a.
- Chodźmy do mojego pokoju. - zaproponowałam.
Moja towarzyszka biegiem rzuciła się w stronę schodów, a mnie pociągnęła za nadgarstek.
- Laylia z skąd masz zawsze tyle energii? - a ona gwałtownie ustała i zwróciła się twarzą do mnie.
- Bo w pełni korzystam z życia. Oto recepta ma szczęśliwe życie według Layli Madson! - zapiszczała radośnie, a ja z niedowierzania pokręciłam głową w rozbawieniu.
- Brałaś coś? - parsknęłam śmiechem pytając się jej oto.
Ona zgromiła mnie poważnym spojrzeniem, po czym zrobiła minę typu " Ty chyba nie wiesz z kim zadzierasz", ale w wykonaniu mojej drobnej przyjaciółki wyglądało to komicznie. Wybuchłyśmy śmiechem i zaczęłyśmy wchodzić po schodkach.
- Szesnaście. - powiedziała nagle, gdy byłyśmy już na górze.
- Co szesnaście? - powiedziałam w szerokim uśmiechu widząc szok mojej przyjaciółki.
- Szesnaście schodków... Jakby policzyć ile razy ty po nich wchodzisz i schodzisz... I wszystko jasne! Dlatego jesteś taka chuda! - wybuchłam śmiechem na jej twierdzenie. Co najśmieszniejsze mówiła to wszystko z wielką powagą.
- Tak, tak... Niedługo będę chuda jak patyk. Złe schody, złe schody. - powiedziałam rozbawiona, a ona spojrzała na mnie przerażona.
- Ashton! - zeszła do połowy schodów. Po chwili pojawił się mój brat z pytającą miną.- Powinieneś zamienić z z Holiday pokojami! Ci coś ubędzie, a ona nie będzie wyglądać jak anorektyczka. - powiedziała oburzona, a ja wstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
- Czy ty mi sugerujesz, że jestem gruby? - powiedział obrażony Ashton.
- Nie! - zaprzeczyła od razu Laylia. - Według mnie jesteś idealny!
Ashton uśmiechnął się łobuzersko, a moja przyjaciółka dopiero zrozumiała znaczenie słów, które wypowiedziała. Zasłoniła swoją ręką usta.
- Nie chodziły mi o taki idealny! - zapiszczała Laylia.
- Powtórz to co wcześniej do mnie powiedziałaś. - powiedział łobuzersko mój brat powoli się do niej zbliżając. A ja nie wierzyłam własnym oczom co się dzieje przede mną.
- Że jesteś idealny... - szepnęła Laylia. - Ale nie taki idealny jak myślisz.
- Taki idealny nieidealny? - powiedział durno mój brat, a ja nie patrzyłam z niedowierzaniem. Zawsze lubili się zaczepiać, ale do tego stopnia...
- Wiesz co? - spytała go Laylia blisko się do niego podsuwając.
- Co? - zapytał Ashton.
- Gówno. 1:0. Wygrałam zakład Irwin ty lamusie! - moja przyjaciółka roześmiała się głośno. Fakt z tydzień temu Madson zakładała się z moim bratem, kto kogo podejdzie i sprowokuje tego drugiego do powiedzenia "Co?". Jak widać Madson miała wszystko zaplanowane.
Ruszyła wesoła do pokoju, a ja wymieniłam spojrzenia z Ashton'em. On uśmiechał się szeroko i usłyszałam jego szept:
- Ona coraz bardziej mnie zaskakuje... - po czym odszedł.
Laylia pociągnęła za mój nadgarstek, abym skierowała się do pokoju.
Kiedy już byłyśmy w moim beżowo-niebieskim pokoju, Laylia westchnęła i rzuciła się na łóżko.
- O mały włos... - wydukała. - I dowiedział by się prawdy.
- Podoba ci się mój brat? - spytałam zaskoczona.
- Troszkę... Tak troszeczkę... Ugh, no dobra! Bardzo mi się podoba.
- Ty mnie tylko tu nie wykorzystaj do swoich niecnych celów poderwania go. - pogroziłam jej surowo palcem będąc jednocześnie rozbawiona.
Spojrzała na mnie i się roześmiała.
- Zluzuj promyczki, Słoneczko. - powiedziała rozbawiona. - Opowiadaj co się stało gdy Luke cię odprowadził.
Zarumieniłam się, a ona podskoczyła i zapiszczała. W sekundzie już była blisko mnie.
- Co się wydarzyło!? - zapiszczała Laylia, a ja się cicho zaśmiałam.
- Całowaliśmy się w deszczu, potem zaczął mówić, że nie jest dla mnie odpowiedni, a rano zostawił dla mnie stos naleśników, róże i liścik.
Zawsze mówię jej wszystko. Jest moją powiernicą tajemnic, jak ja dla niej.
Ona głośno westchnęła i z impetem uwaliła się znowu na łóżku.
- Romantyk, który sam przeczy sobie. To takie słodkie! - stwierdziła Laylia, a ja się zaśmiałam. Ona zawsze lubiła wszystko przeżywać.
Siedziałyśmy cicho zamyślone.
- Ciasto. - wypaliła Madson, a ja spojrzałam na nią pytająco. - Mam ochotę na ciasto.
- To dobry pomysł. - uśmiechnęłam się szeroko i wstałyśmy zafascynowane nowym pomysłem skierowałyśmy się do kuchni.
Szłyśmy śmiejąc się. Moja przyjaciółka tak na mnie wpływała. Zawsze przy niej byłam uśmiechnięta, przez to, że ona tak pozytywnie patrzy na świat.
- Mam ochotę na coś słodkiego... - usłyszałam głos Ashtona, kiedy weszłyśmy do kuchni. Szybko odnalazłam go wzrokiem, a obok niego stał Luke przez co prawie wyskoczyło mi serce.
- Mi też! Dlatego wpadłam na pomysł upieczenia ciasta. - powiedziała radośnie moja przyjaciółka. - Upieczmy wtedy dwa! Zróbmy zawody! - zaproponowała potem, ponieważ ona bardzo lubi rywalizować. - Ja będę z Holiday! - dodała pośpiesznie.
- Nie ma tak! - zaprotestował Ashton. - My sami nie damy rady! - oburzył się.
- Masz rację... - przyznała niechętnie Laylia.
- Ja będę z Słoneczkiem. - powiedział Luke zaskakując nas wszystkich. A on na nasze zaskoczenie tylko szeroko się uśmiechnął i podszedł do mnie.
- Niech będzie! - pisnęła Laylia, zgadzając się z nim. Zdrajczyni!
- Niech wygrają lepsi. - mój brat także uwielbia rywalizacje i przybił piątkę mojej przyjaciółce.
- Lepsi czyli my. - powiedział pewny siebie Luke. Ja już nie byłam taka pewna wygranej.
- Luke. - szepnęłam, a on zwrócił twarz w moją stronę, która była teraz bardzo blisko mnie. - Nie potrafię piec. - szepnęłam zawstydzona.
- Za to ja potrafię. - odszepnął dumnie. - I z chęcią będę ci pomagać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top