39. Trzymaj się, do zobaczenia za rok!

Polecam nastrojową muzykę do rozdziału - It's Not Goodbye
Muzyka naprawdę cudownie pomaga wczuć się w rozdział
Miłego czytania <3

Przeżywałam ciężko to, że Luke jak i mój starszy brat wyjeżdżają na rok. Starałam się nacieszyć się nimi na tyle ile mogę, ale mimo wszystko spędzając z nimi czas, coś szarpało mną od środka. Nie spodziewałam się, że nawet jak jeszcze nie wyjechali, ja podświadomie zaczęłam już za nimi tęsknić. W końcu widywałam Ashtona codziennie, a Luke'a prawie codziennie. To nie to samo, nawet gdyby jednego mi zabrakło. Zdałam sobie sprawę, że ich osoby zajęły w moim sercu szczególne miejsce i nawet gdy ich nie będzie przy mnie, to ono dla nich będzie zawsze otwarte.

Od wyznania mi przez Luke'a ich zamiarów minęły dwa dni, które zleciały niemiłosiernie szybko. Pierwszego dzień od tego zdarzenia nie było tak źle, ponieważ miałam nadzieję, że pojadę z nimi. Niestety następnego dnia przeliczyłam się:

- Nie uważacie, że musimy ze sobą coś omówić? - spytała mnie i Ashtona babcia, widząc nas na kanapie.

Skinęłam głową, zgadzając się, szepnęłam na ucho Luke'owi, że zaraz do niego wrócę. Wstałam, a następnie podążyłam w kierunku babci, a Ashton dołączył do nas leniwym krokiem.

- Chodźcie do kuchni. - powiedziała spokojnym tonem, a do mnie uśmiechnęła się smutnie.

Od razu po tym uśmiechu cała moja radość wyparowała, a ją zastąpił narastający stres.

Weszliśmy do pomieszczenia, a ja posłałam obojgu spojrzenie pełne niezrozumienia.

- Ashton, spójrz na mnie - rzekłam, gdy zobaczyłam jak opuszcza wzrok na kafelki - co się dzieję?

Babcia podeszła do mnie z pokrzepiającym uśmiechem wymalowanym na ustach i złapała moje obie dłonie.

- Holiday, skarbie... - powiedziała krucho, gdy widziała jak się w nią wpatruję.

- Nie możesz z nami jechać - odezwał się Ashton, a ja skierowałam na niego swój przestraszony wzrok.

- Co ty mówisz? - szepnęłam krucho.

- Holiday, masz szkołę - odparła babcia i zaczęła głaskać mnie po plecach.

Nadal patrzyłam na Ashtona. Po moim policzku spłynęła łza.

- Zostawiasz mnie samą na rok? - uniosłam głos na niego. Bił się z własnymi myślami.

- Nie możesz rzucić szkoły na rok, nie zrobię ci tego. - odpowiedział stanowczo, ale na jego twarzy także pojawił się smutek.

Pokręciłam głową, próbując to wszystko wybić ze swojej głowy. Czułam się zraniona. Z pewnością tę decyzję podjęli dużo wcześniej.

- Obiecałeś, po śmierci rodziców obiecałeś mnie nie zostawiać.

Ruszył do mnie i objął moje policzki, kciukami otarł je z łez. Po chwili mnie objął i zaczął delikatnie kołysać, tak jak to robiła kiedyś mama.

- Wrócę, wrócę razem z Hemmnigsem. To rok, będziemy dzwonić do siebie dobrze? - powiedział mi do ucha - No już, nie płacz.

- Obiecujesz, że będziesz dzwonić?

- Obiecuję, nawet Skype'a założę dla ciebie!

Potem poszłam do Luke'a. Tulił mnie, aż się nie uspokoiłam. A gdy tylko chciałam coś powiedzieć o jego wyjeździe mówił:

"- To jeszcze nie czas na pożegnania"

Lecz ten czas nadszedł za szybko, bo jak się dowiedziałam, już następnego dnia wyjeżdżali. Wszystko działo się tak cholernie szybko. Budząc się za każdym razem wmawiałam sobie, że to sen. Nie mogłam uwierzyć, że w ciągu zaledwie kilku dni tak wszystko się pozmieniało. Reagowałam na to zupełnie jak na śmierć rodziców. Starałam się o tym nie myśleć. Unikałam tematu jak ognia. Ta metoda skutkowała do momentu pogrzebu, tam wszystko dotarło do mnie ze zdwojoną siłą. I tak było tym razem.

Jak na złość czas umykał mi pomiędzy palcami. Starałam się go wykorzystać na tyle ile mogłam, co spowodowało, że zanim się obejrzałam nadszedł dzień ich wyjazdu.

Uparłam się, że chcę być z nimi do ostatniej chwili, w tak ten o to sposób pojechałam z nimi na lotnisko. Jechaliśmy dwoma samochodami. W pierwszym: ja, Mike, Luke oraz babcia Emma. W drugim natomiast znajdowali się: Laylia, Ashton, Calum i tata Caluma.
Luke dzielnie obejmował mnie przez całą drogę. Nikt nie odzywał się podczas jazdy. Nie było absolutnej ciszy, ponieważ Mike w którymś momencie włączył radio. Byłam totalnie załamana, kiedy zauważyłam, że przybyliśmy na miejsce.

Wszyscy wysiedli szybko, a ja wręcz przeciwnie - chciałam to przedłużyć. Mike i Luke złapali walizki. Ruszyłam za nimi z babcią, która w tamtym momencie starała się mnie wspierać. Co było niezwykle ciężkim zadaniem.

Jak w amoku patrzyłam na walizki chłopców na taśmie. Załatwiali wszystkie formalności związane z przelotem gdy ja stałam w osłupieniu razem z Laylią.

Mieli pół godziny do odlotu. Zgodnie postanowili zająć za chwilę już miejsca w samolocie. Czas pożegnań nadszedł szybciej niż to planowałam.

Pierwszy podszedł do mnie Calum, który uśmiechał się promiennie. Nie dziwię się, właśnie ich cała czwórka spełniała swoje marzenia.

- Nie opuszczaj się w nauce - powiedział. - A czy ze mną będziesz chciała utrzymać kontakt?

- Jeszcze się pytasz skarpeciarzu? - ostatkiem dobrego humoru zaśmiałam się.

- Uwierz, ten rok zleci szybciej niż myślisz. Nawet nie zwrócisz uwagi, a już będziemy z powrotem. - pocieszał mnie, a następnie objął krótko. - Trzymaj się skarbie, do zobaczenia za rok.

- Do zobaczenia. - szepnęłam.

Kiedy odszedł otarłam pierwsze łzy.

Michael podszedł do mnie szybko widząc je.

- Ej mała, to nie koniec świata. - powiedział, a następnie nachylił się, aby szepnąć: - Będę miał oko na tych debili.

Na te słowa uśmiechnęłam się delikatnie.

- Dziękuję Mike. I nie bój się latania! Nim się obejrzysz będziesz już na miejscu. - zapewniałam go wiedząc o jego strachu. Potwornie bał się wysokości.

Na odchodne przytulił mnie i odszedł, abym mogła pożegnać się z resztą.

Ashton ruszył do mnie i nic nie mówiąc po prostu mnie przytulił.

- Bądź grzeczna jak mnie nie będzie. Postaram się dzwonić codziennie.

- Zadzwoń od razu jak dolecicie.

Przytaknął i puścił mnie z objęć. Poczułam jak ktoś klepie mnie w ramię. Odwróciłam się i ujrzałam Luke', który zdenerwowany bawił się kolczykiem w wardze.

Rozłożył ramiona, a ja nie powstrzymując się szybko do niego przylgnęłam. Nachylił się i mnie uniósł, aby być ze mną twarzą w twarz.

- Teraz czas na pożegnania. - powiedział. Wpatrywałam się w niego smutno. - Nie jestem w nich dobry. Proszę, powiedz coś wreszcie.

- Boję się tego roku. - odparłam.

- Chcę, żebyś wiedziała, że cały czas będę o tobie myślał. Poczekaj - postawił mnie na ziemię i zaczął szukać czegoś w kieszeni.

Był to naszyjnik z sercem w kształcie puzzla.

- Piękny, dziękuję - powiedziałam, wpatrując się w prezent.

Pokazał mi swój nadgarstek, na którym dostrzegłam pasujące serduszko do mojego.

- Luke pośpiesz się! - zawołał Mike.

Nie czekając wziął mnie gwałtownie w objęcia. Staliśmy w objęciach długo, bez słowa. Nachylił się i złożył pocałunek na moim czole, a następnie zaczął wpatrywać się w moje oczy. Mogłabym poprzysiąc, że zauważyłam łzę błakającą się w jego powiece.

- Słoneczko? - szepnął. - Powiedz coś.

- Kocham cię. - odpowiedziałam, powodując, że kolejne słone łzy spłynęły po moich policzkach.

Luke gwałtownie złożył pocałunek na moich ustach, uniósł i kontynuował pocałunek. Byłam spragniona jego dotyku, napawałam się nim przez tę ostatnią minutę.

- Kocham cię. - powiedział kiedy zabrakło nam tchu.

Ostatni raz połączył nasze wargi, aby chwilę potem szybko odejść w kierunku czekających na niego przyjaciół.

Wpatrując się w jego odchodzącą sylwetkę rozpłakałam się na dobre.

On powodował smutek, radość. Co mi teraz zostało gdy go nie będzie?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top