38. Hej Słońce!

Leżałam w wygodnie w łóżku Luke'a, uprzednio zbudzając się ze snu. Z przymrużonymi oczami, zaczęłam szukać go swoją dłonią. Szybko się zorientowałam, że on już wstał, a obok mnie, pod kołdrą położył Roberta. Przytuliłam się do misia, myśląc, że tuli mnie blondyn. Wtulona w pluszaka, zaczęłam odtwarzać sobie w myślach wczorajszy wieczór. Przypominając sobie to wszystko, zagościł na mojej twarzy szeroki uśmiech. Najbardziej wspominałam ten moment, gdy Luke zaniósł mnie do swojego pokoju i do późna oglądaliśmy filmy na laptopie, leżąc pod kołdrą. Otworzyłam szeroko oczy, a kiedy widziałam już wyraźnie, zauważyłam, że obok misia leży zgięta w pół kartka. Wzięłam ją szybko w moje dłonie i zaczęłam czytać wiadomość zawartą w środku kartki.

"Hej Słońce!

Nie chciałem cię budzić, w dodatku że jak śpisz to wyglądasz słodko. Aby Ci nie było smutno, że nie zastałaś mnie obok, to położyłem przy Tobie Roberta. Ale spokojnie, zdążyłem sobie z nim pogadać, aby do Ciebie nie zarywał. Słońce? Pamiętasz jak pisałem, że masz świecić, ale nie dla mnie? Cofam te słowa. Świeć dla mnie, bo cholera uzależniłem się od ciepła jakie mi dajesz

Twój Lukey xx

PS. NIE IDŹ DO KUCHNI "

Czytałam tę wiadomość z zapartym tchem i wysoko uniesionymi kącikami ust. Nie mogłam powstrzymać chichotu, czytając tekst na samym dole. Postanowiłam wstać i zostawić Roberta samego. Wstałam i leniwie zaczęłam się rozciągać. Wyszłam na korytarz, na którym przetarłam sobie oczy piąstkami. Robiąc krok, zauważyłam kartkę na ścianie. Zaśmiałam się na jej treść:

"NIE IDŹ DO KUCHNI, MASZ SZANSĘ ZAWRÓCIĆ. WRACAJ!"

Z rozmachem zdarłam kartkę z ściany i czym prędzej pognałam w stronę wspomnianego pomieszczenia. Będąc już przed drzwiami, do mojego nosa dotarł zapach spalenizny. Otworzyłam drzwi na oścież, powodując, że gęsty dym wydostał się na korytarz. Zaczęłam pokasływać i podciągnęłam materiał bluzki wyżej, aby móc zakryć sobie nią nos. Przy kuchence zobaczyłam spanikowanego Luke'a w fartuszku, trzymającego gaśnicę. Na początku oszołomiona wpatrywałam się w to wszystko z otwartymi ustami, ale po chwili wybuchnęłam gromkim śmiechem.

- Skąd wytrzasnąłeś gaśnicę? - spytałam rozbawiona.

Luke przewrócił oczami. Kiedy ugasił płomień, zawstydzony zaczął sprzątać po swojej wpadce.

- Ugasiłeś na pewno ogień? - odezwałam się, a on przytaknął głową, potwierdzając moje przypuszczenia.

Wierząc jego słowom, podeszłam do okna i szeroko je otworzyłam, aby przestało być tak okropnie duszno.

Stałam chwilę przy oknie, aby mieć dostęp do świeżego powietrza. Słyszałam jego kroki z tyłu, mimowolnie uśmiechnęłam się. Szybko poczułam jak obejmuje mnie od tyłu. Oparł się podbródkiem o moje ramię i głośno westchnął.

- A miało być tak fajnie. - burknął

Odwróciłam się i ujęłam jego twarz w dłonie, po czym szepnęłam:

- Hej, nadal może być fajnie, to dopiero początek dnia.

Przez to, że był ode mnie sporo wyższy, musiałam stanąć na palcach, aby złożyć na jego ustach krótkiego buziaka.

- Nie będę wnikać, jakim sposobem spowodałeś ten mini pożar. - zaśmiałam się.

Luke sprawił, że jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać, widząc jak szybko się irytuje. Mogłabym poprzysiąc, że na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Czyżbym go zawstydziła?

- Proponuję posprzątać ten bałagan, a potem zajmiemy się śniadaniem.

- Dobrze. - zgadzając się ze mną, ucałował moje czoło.

- To było kochane Lukey. - stwierdziłam.

- Ostatnio jestem za bardzo kochany. - mruknął, a ja spojrzałam na niego z zmarszczonymi brwiami.

Roześmiał się, widząc moją naburmuszoną minę.

- Żartuję Słońce. - powiedział, po czym wziął mnie na ręce. Skierował się ze mną w stronę kuchenki.

- Tak w ogóle, dlaczego masz gaśnicę w kuchni? - zapytałam.

- Nigdy nie miałem, stała zawsze w garażu, ale chyba przeniosę ją tutaj na stałe, z moimi umiejętnościami kulinarnymi z pewnością się przyda. - odpowiedział, a ja pacnęłam go żartobliwie w głowę.

***

Po mniej udanym poranku, przeleżeliśmy większość dnia na kanapie. Zauważyłam, że Hemmings był jakby przygnębiony. Zagadywałam go o to, ale wtedy od razu przestawał taki być i ukrywał się za mało szczerym uśmiechem. Martwiłam się czy to coś poważnego, w dodatku wymyślałam nieciekawe scenariusze, próbując dociec co go gryzie. Luke, aby uniknąć rutyny zabrał nas nocą na dwór. Wybrał dwa grube koce, aby jeden ułożyć na ziemi, na którym następnie położyliśmy się. Szybko okrył nas drugim kocem. Wtuliłam się w klatkę piersiową Luke'a tak, aby nadal mieć widok na piękne gwiazdy.

- Chyba jesteśmy leniuchami. - odezwał się blondyn.

- Chyba? - zaśmiałam się. - Chyba na bank. Wiesz co? Wcale mi to nie przeszkadza. Bo i tak jest wspaniale.

Objął mnie mocniej i ucałował w czoło.

- Widzisz tamte gwiazdy? - wskazał dłonią w odpowiednim kierunku. - Wiesz co one tworzą? - zaprzeczyłam, kręcąc głową na boki. - Ja też nie wiem za cholerę.

Parsknęłam śmiechem, a Luke cicho się zaśmiał.

- Luke, a jak przyjdzie coś i nas zje? - zapytałam.

- Nie przyjdzie. - odparł.

- Skąd jesteś taki pewien? - burknęłam.

- Bo tak.

- Zjesz go, aby nas obronić?

- Oczywiście.

- A jeśli zje mnie?

- To kopnę go w brzuch, aby cię zwymiotował.

- Luke, ty bohaterze! - powiedziałam rozbawiona.

- A jeśli zaraz będzie atak zombie na całą dzielnicę?

- To ty i ja zostaniemy zombie.

- Kusząca propozycja.

Mimo wszystko atmosfera była dziwna, widać było, że zaprzątał sobie czymś głowę. Uniosłam się do pozycji siedzącej, a następnie przekręciłam się twarzą do niego. Uśmiechnął się do mnie smutno, a po chwili także usiadł. Złapał go za rękę i splotłam nasze palce. Uniósł dłoń i założył mi wystający kosmyk z warkocza za ucho.

- Luke, przecież widzę, że coś się dzieję, od rana jesteś przygaszony.

- Bo od rana próbuję ci coś powiedzieć, ale mi wychodzi.

Smutek w jego oczach był tak bardzo dostrzegalny, że samo patrzenie w nie przygnębiało.

- To chyba najwyższa pora abyś powiedział.

- Holiday, ja wyjeżdżam.

- Słucham?

- Będziemy pracować z chłopakami nad płytą za granicą, jednocześnie będziemy supportem One Direction, więc ruszamy z nimi w trasę. Holiday, Słońce proszę powiedz coś.

Ze łzami w oczach szepnęłam do niego:
- Na jak długo?

- Holi...

- Na ile Luke!? - uniosłam się, nie powstrzymując już łez.

- Rok.

Bez słów przylgnęłam do niego, wybuchając szlochem.

__________________________________

Jestem, żyję i miewam się dobrze xd Wróciłam z weną, a o to mi chodziło. Fakt, tyle mnie nie było, bo też cholernie długo ciągnęło mi się pisanie tego rozdziału i w całości pochłonęła mnie szkoła ;-;

Jak widzicie, pierwsza część zmierza ku końcowi, został tylko jeden rozdział, jeju już za tym tęsknię.

Ale w końcu będę ruszać z drugą częścią! Oraz niedługo startuję z nowym opowiadaniem, nad którym długo pracuję

Zostańcie ze mną xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top