36. Tylko się zabezpieczcie.

Ubrana w czarną sukienkę, siegającą mi do połowy ud, delikatnie pomalowana i ze starannie rozczesanymi włosami, czekałam na przyjście Luke'a. Spóźniał się już piętnastą minutę. Z jednej strony denerwowałam się przez to, bo już powinniśmy być na obiedzie u jego rodziców, nie chciałam podpaść na samym początku i wyjść na spóźnialską. Z drugiej strony zaczęłam martwić się o Luke'a, niewiadomo, może coś mu się stało. Poderwałam się z miejsca, kiedy usłyszałam trzasnięcie drzwiami. Poszłam żwamym krokiem do przed pokoju, aby zobaczyć gościa. To nie był nikt inny jak właśnie Luke, który z zdenerwowania zaciskał szczękę. Oparł się bokiem o ścianę i próbując unormować swój oddech, patrzył na mnie nieobecnym spojrzeniem. Podeszłam do niego i złapałam go dłoń. 

- Co się stało? - spytałam trzesącym się głosem, w tym momencie nie była ważna dla mnie nawet opinia jego rodziców na mój temat, tylko całą swoją uwagę skupiłam na nim. Przejęłam się jego postawą. 

- Kylie się stała. To ona przecięła mi hamulce w samochodzie. - odpowiedział. 

- Z skąd to wiesz? 

- Monitoring wszystko nagrał. 

Bez niepotrzebnych słów przytuliłam go do siebie. Szczelnie go objęłam, a on to odzwajemnił. Pocałował moje czoło, a następnie oparł swoje o nie, spoglądając na mnie. 

- Nie odpuszczę jej tego, idę z tym na policję. 

Odpowiedziałam uśmiechem, a następnie pocałowałam go w kącik ust. Odsunęłam się na chwilę, tylko po to, aby sięgnąć po kluczyki do samochodu Ash'a. Podałam je Luke'owi do ręki, a za drugą dłoń złapałam i poprowadziłam do wyjścia. 

- Jutro się tym zajmiemy, musimy jechać. - powiedziałam opanowana, a on skinął, zgadzając się. 

Wyszliśmy z domu i szybko znaleźliśmy się przy samochodzie. Luke otworzył mi drzwi, a ja wywróciłam na to oczami. On szybko powędrował na miejsce kierowcy. Już po chwili włączyliśmy się do ruchu drogowego, a ja w tym czasie włączyłam radio. 

- Denerwuję się, Luke. - zaczęłam temat. 

- Czym?

- Spotkaniem z twoimi rodzicami, kretynie. Co jak mnie nie polubią? 

- Dam ci radę, bądź sobą, a jak cię nie polubią to ich strata. - odparł. 

- Dzięki za pomoc. - burknęłam. 

- Nie ma za co, Słoneczko. - parsknął śmiechem, a ja prychnęłam. 

Po chwili byliśmy na miejscu, a Luke wyskoczył z samochodu jak oparzony, aby otworzyć mi drzwi, na co się zaśmiałam. Wysiadłam, on zakluczył samochód, a następnie złapał mnie w talii i poprowadził do drzwi. Najchętniej stanęłabym w miejscu i się nigdzie nie ruszała, bo teraz dopiero ogarnęła mnie panika. Luke zauważył moją spanikowaną minę, a on na przekór mocniej mnie złapał i zmusił do podejścia. 

Staliśmy przed drzwiami, w które się wpatrywałam przestraszona. Luke pocieszająco zataczał kółka palcami na mojej talii, a w tym samym czasie nacisnął dzwonek. Czyli on jednak potrafi z niego korzystać, całe życie w kłamstwie. 

Miałam ochotę uciec, ale dostrzegłam jak drzwi się otwierają, więc już wiedziałam, że nie ma ratunku. W progu zobaczyłam średniego wieku kobietę, od ucha do ucha uśmiechniętą. Blond włosy opadały na jej ramiona. Kobieta dostrzegając Luke'a, zamknęła go w uścisku, a on wykrzywił twarz w grymasie, przez co posłałam mu karcące spojrzenie. Kiedy ona oderwała się od niego, skierowała się do mnie. 

- Bardzo cieszę się, że przyszłaś, mam na imię Elizabeth, ale Słońce, mów mi Liz. - wypowiedziała szybko i także mnie przytuliła. 

Przepraszam bardzo, ale czy ja mam na czole napisane "Słońce"? 

Przedstawiłam się Liz, a ona od razu skojarzyła sobie moje nazwisko. Weszliśmy do środka, mimo sympatycznego powitania mamy Luke'a nadal czułam się nieswojo. Poszliśmy razem do beżowej jadalni. Co wprawiło we mnie miłe zaskoczenie - na stole było już wszystko wyłożone, każdy detal był idealny. 

Posłałam Liz szczery uśmiech. Podeszłam z Lukiem do stołu, oby po chwili zasiąść do niego. Patrząc z zachwytem na udekorowany stół, zauważyłam tylko trzy nakrycia. Mama Luke'a wyszła z jadalni. Spojrzałam na siedzącego obok mnie chłopaka, a ten uporczywie patrzył się na stół. Złapałam jego rękę pod stołem i uśmiechnęłam się do niego z zmartwieniem. Uścisnął przez moment moją dłoń mocniej, ale po chwili roźluźnił uścisk. Do pomieszczenia weszła Elizabeth. Dosiadła się do nas i poprosiła, abyśmy nałożyli sobie obiadu. Jedzenie wyglądało smacznie, więc nałożyłam dużą porcję jak na mnie, tak samo zrobili i oni. Rozmowa przebiegała bardzo miło, ale ogółem to tylko ja z Liz dyskutowałyśmy, a Luke przeżuwał w ciszy faszerowane mięso. Nagle on nam przerwał, mówiąc:

- Czemu go nie ma?

Zaskoczył mnie jego ostry ton. 

- Wyjechał w delegację. - odpowiedziała jego matka, a on prychnął. 

Odszukałam jego dłoń z powrotem, ponieważ kiedy zaczęłam jeść, puściłam jego rękę. 

- To był pierwszy z obiadów, na który przyszedłem od trzech miesięcy. Umówiłem się z wami dwa tygodnie temu, doskonale wiedział, że to dla mnie ważne. - niemal warknął, a mi zrobiło się żal jego jak i Elizabeth. 

Widać, że Luke jest zły co nie było dla mnie powodem do szczęścia, ale szkoda było mi jej, że to na niej odreagował swoją złość. 

- Luke, skarbie, tak wyszło... - odparła niepewnie. 

-  Chciałem mieć go raz jako ojca, wyrzucił mnie z domu po tym jak od razu stałem się pełnoletni. Dlaczego potraktował tak tylko mnie, a moich braci normalnie? Dlaczego dla nich był ojcem, a dla mnie nie? - niemal wrzasnął. 

Elizabeth nie wiedziała co odpowiedzieć, tylko opuściła wzrok na talerz. 

Luke nie wytrzymując napięcia, odsunął swoje krzesło i odszedł prędko od stołu. Od razu zerwałam się na nogi i pobiegłam za nim. Wyszedł na ganek, a ja wraz z nim. Złapałam go za łokieć i obróciłam twarzą do siebie. 

- Przepraszam, że te spotkanie to niewypał. - szepnął. 

Przysunęłam się do niego i powoli go objęłam. 

- Twoja mama jest bardzo miła. Luke czemu nigdy mi nie powiedziałeś o twoich relacjach z tatą? 

- Bo to żenujące. 

Objął mnie także szczelnie i przytulił mnie mocno, jakby właśnie tego potrzebował. 

- Chodźmy do mnie, chcę pobyć z tobą, tak po prostu. 

- Pod warunkiem, że dokończymy obiad. 

- Tak ci zasmakował? - spytał zaczepnie.

- To też, ale także nie chcę sprawić twojej mamie przykrości, widać, że się natrudziła. - odpowiedziałam. 

Skinął głową, zgadzając się i pocałował mnie w czoło. Razem wróciliśmy do środka, a widząc nas, Liz się rozpromieniła. 

- Luke, tak bardzo mi przykro... - zaczęła, ale on jej przerwał

- To moja wina, niepotrzebnie się uniosłem. 

Usiedliśmy do stołu, a ja posłałam mu pokrzepiający uśmiech. 

- Cieszę się, że przyszliście. - odezwała się po chwili. 

- W sumie to ja też się cieszę. - powiedział Luke. 

***

Reszta obiadu była spokojna, a atmosfera była przyjazna. To niezwykłe jak szybko złapałam kontakt z jego mamą. Stojąc przy wyjściu wraz Lukiem, powiedziałam jeszcze do Liz:

- Bardzo się cieszę, że panią poznałam, a jedzenie było przepyszne. 

- Wpadnij do mnie czasem, nawet bez tego knypka. 

Zaśmiałam się na jej słowa, a Luke zrobił urażoną minę. 

- My będziemy już iść, spieszy się nam. - mruknął. 

- Tylko się zabezpieczcie. 

Wywrócił oczami, za to ja się zaśmiałam.

 Po chwili wyszliśmy, a następnie skierowaliśmy się do samochodu. Jak najszybciej ruszyliśmy w kierunku jego domu. 

______________________________

Jutro powinien być następny rozdział.
Przepraszam za tak długą nieobecność :c.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top