Zawsze jeden raz za mało ✴ 04.07.2045

Lekki wiatr wiejący znad wody burzy ułożoną fryzurę blondynki, która związała włosy w luźny warkocz. Jasne kosmyki tańczą wokół jej twarzy, podobnie jak dół jej zwiewnej białej sukienki, z którą kontrastuje trzymany przez nią w dłoni kieliszek z niebieskim płynem. Connor przygląda się jej przez dłuższą chwilę, jej oczy nawet na chwilę nie odrywają się od osób siedzących na krańcu drewnianego pomostu. Dokładniej od bruneta rzucającego kamieniami w spokojną taflę jeziora, na której te odbijają się kilka razy, zanim zatoną, i podekscytowanej tym spektaklem dziewczynki. Zoya jakby zdaje sobie sprawę, że jest obserwowana, bo przenosi wzrok na Connora i daje mu znać, by do niej podszedł.

- Zazwyczaj jej ze sobą nie zabieramy na imprezy - tłumaczy, gdy tylko przyjaciel się do niej zbliża. - Jednak uznaliśmy, że nie mamy najmniejszej ochoty widzieć się z rodzicami Elijaha, gdy jedziemy do nich i tak za dwa tygodnie.

- Aleta na pewno by się nią zajęła, jakbyś ją o to poprosiła.

- Och, wiem. Tak samo jak nasza opiekunka, której za to płacimy. Tylko mówiąc absolutnie szczerze, to ja nie chciałam jej znów z kimś zostawiać. I tak jej prawie nie widuję - tłumaczy Zoya i wzrusza niedbale ramionami. - Najwyżej dla nas impreza skończy się dziś dużo wcześniej, jak będzie trzeba ją położyć.

- Nie widuję za dużo dzieci, ale Estera wydaje się być bardzo elokwentna, jak na swój wiek.

- Dziwisz się temu? Pamiętaj, czyją jest córką - śmieje się Zoya i dopija zawartość swojego kieliszka.

- Nie sposób o tym zapomnieć - odpowiada wymijająco Connor, co wywołuje u niej kolejny uśmiech.

- Powiesz mi, o co tak naprawdę chodzi? - pyta, spoglądając na niego i robi to w taki sposób, że Connor jest pewien, że gdyby był człowiekiem, to przeszedłby go dreszcz. Zoya zawsze miała talent do mrożenia oponentów spojrzeniem swoich na co dzień ciepłych oczu, ale zazwyczaj nie stosowała tego wobec przyjaciół. - Domyślam się, że nie jesteś tu, bo nagle zapragnąłeś zobaczyć, czy może jednak lubisz imprezy, czy z uwagi na Ionę. Więc? I nie mów mi, proszę, że chodzi o poznanie Ariadny, bo w to też nie uwierzę.

- Chodzi o ciebie, zawsze jesteś zdenerwowana, gdy się widujemy. Markus powiedział, że mam mylne wrażenie, co do moich przeczuć i że rozwieję je, gdy spędzę z tobą czas w większym gronie - odpowiada szczerze, a ona wybucha cichym śmiechem.

- Och, no tak. Ty nie rozumiesz takich drobiazgów - mówi i kładzie mu dłoń na ramieniu. - Gdy widujemy się, najczęściej jestem w mieście na kilka dni, a każda godzina mojego czasu jest na wagę złota. I zwyczajnie moja doba nie jest aż tak pojemna, jakbym tego chciała, żebym mogła poświęcić ją na wszystko, co dla mnie ważne. I pracę, i przyjaciół, i przede wszystkim moją rodzinę - tłumaczy, nie przestając się do niego uśmiechać. - Jesteś jedną z niewielu osób, którą trzymam na dystans od moich dzieci i Elijaha, więc nie bądź zaskoczony, że nie jest to dla mnie aż takie komfortowe.

- Nie miałbym nic przeciwko, by spędzić trochę czasu z Este i tobą. Nie znam się na dzieciach, nie wiem, jakie mam wobec nich uczucia. Mogę opierać się jedynie na opinii mojego brata, która jest dość... sceptyczna.

- Och, Stephen to sam wciąż straszny dzieciak, albo dojrzeje i zmieni zdanie, albo nie. Ja mogę mówić tylko o swoim doświadczeniu.

- Jesteś szczęśliwa?

- Tak - odpowiada bez wahania, patrząc mu prosto w oczy. - Wiem, że nie chcesz w to uwierzyć, ale tak.

- Zoya, ja nie umiem czytać pomiędzy wierszami i nie widzę subtelnych aluzji, nie łapię sugestii, gdy nie mam prawa ich zrozumieć z doświadczenia. Więc obiecaj mi, że gdy coś się zmieni, to po prostu powiesz mi wprost - prosi Connor, a ona mu przytakuje, ale uśmiecha się przy tym dość chłodno.

- Obiecuję. Czy coś jeszcze...

- Tak. Dlaczego nigdy nie powiedziałaś mi, że Gavin i Elijah są braćmi? - Zoya spogląda na niego zaskoczona i chyba odrobinę skrępowana przez to pytanie.

- Skąd... skąd o tym wiesz?

- Od Hanka - kłamie, licząc, że Zoya w to uwierzy, ale blondynka mruży oczy. - Wiedziałaś, prawda? Te pięć lat temu, gdy się z nim spotykałaś?

- Tak, Reed sam mi o tym powiedział. Myślał, że w ten sposób zniechęci mnie do Elijaha, że pomyśle... że Elijah jest mną zainteresowany tylko by go zdenerwować - mówi zimnym głosem Zoya. - To oczywiście nie była prawda, nie do końca. Gavin jak zawsze wszystko wyolbrzymiał, jak na sadystycznego egocentryka przystało.

- Czy nie przesadzasz? Wiem, że Gavin cię zranił, ale...

- Ale to było dawno temu. A teraz wybacz. Jestem potrzebna - mówi nerwowo i rusza w stronę pomostu.

Kamski patrzy w ich stronę w taki sposób, że Connor ma dziwne poczucie, jakby powinien przeprosić za samo zbliżenie się do Zoyi. Wzrok bruneta jest zimny, naglący i zmienia się, dopiero gdy spogląda na córkę, która wrzuca do wody kolejne kamyki. Elijah kuca obok dziewczynki, uśmiechając się i obraca ją w stronę blondynki, która podchodzi do nich, po czym siada na deskach pomostu. Zoya przytakuje na coś, co mówi do niej Este, ale jednocześnie pochyla się w stronę Elijaha i całuje go krótko.

- Ciekawe jakbyśmy zareagowali sześć lat temu, gdyby ktoś nam powiedział, że Zoya wyjdzie za Kamskiego - śmieje się Stephen, stając obok brata i też patrząc w kierunku pomostu. Brunet właśnie wziął córkę na ręce, a Zoya przytuliła się do jego drugiego boku, gdy ruszyli z powrotem w ich stronę. - I co jeszcze bardziej szokujące, gdy okaże się, że zrobiła to z miłości, a on okazał się zaskakująco dobrym ojcem i mężem.

- Tak. Zaskakująco - mruczy w odpowiedzi Connor, a jego brat uśmiecha się szeroko.

- Ja tam jej zazdroszczę - oświadcza młodszy z braci z nerwowym uśmiechem. - Chciałbym być tak niezachwianie pewien swojego małżeństwa, jak ona.

- Coś u was nie tak? - pyta Connor, momentalnie szukając wzrokiem męża swojego brata. Nikodem siedzi przy stole na tarasie i je kolację, rozmawiając z Ari. A po chwili dosiadają się do nich też Elijah z Zoyą i córką.

- Nie do końca. Po prostu żałuję, że gdy mój mąż zaproponował posiadanie dzieci, to nie zareagowałem tak entuzjastycznie jak ona.

- Wciąż możesz zmienić zdanie.

- Wciąż nie jestem pewien - mówi Stephen i wzrusza ramionami. Nikodem woła go, więc zostawia Connora samego, a starszy z braci mruży lekko oczy.

Te kilka minionych lat pracy w policji odcisnęło na nim swoiste piętno, ale przede wszystkim dzięki nim Connor poznał bardzo dużą i bardzo nieprzyjemną paletę ludzkich zachowań. Manipulacji, brutalności i nadużyć, które nie raz przerastały jego najśmielsze obawy. Czasem, gdy myślał, że nic go już nie zaskoczy, pojawiała się kolejna sprawa, kolejne połamane psychicznie ofiary i on, który zawsze musi ich wysłuchać. Dlatego po słowach brata czuje poważny niepokój, że teraz, gdyby Zoya chciała odejść od swojego męża, to ten przywiązał ją już do siebie czymś o wiele silniejszym niż podpisany w urzędzie dokument. W końcu słyszał nieskończoną ilość historii osób, które zostawały w związku z uwagi na dzieci, czy ze strachu, że mogą je stracić, jeśli odejdą.

Connor patrzy na czarnowłosą Esterę, która właśnie wpycha się na kolana swojej mamy i przytula do niej, a on, nawet jeśli jest najmniej uczuciową osobą z nich wszystkich, racjonalnie rozumie przywiązanie swojej przyjaciółki do dziecka. I boi się o Zoyę, choć wszyscy wmawiają mu, że nie ma ku temu najmniejszych powodów. Ale on ma przeczucie. A ono zazwyczaj go nie myli. Przynajmniej jeśli chodzi o osobę męża blondynki.

- Jest aż tak źle, że będziesz cały wieczór stał z boku i przyglądał się wszystkim, jakbyś prowadził policyjną obserwację? - pyta Iona, stając obok niego. - To trochę niekulturalne - dodaje, wyraźnie rozbawiona.

- Wybacz, zwyczajnie chyba nigdy nie zaakceptuję jego osoby.

- Nie musisz, to nie twój mąż - kpi dalej androidka, ale gdy zdaje sobie sprawę z tego, że jej żarty ewidentnie nie trafiają do bruneta, to wzdycha cicho. - Tak, Elijah Kamski jest absolutnie okropny. Jest bogaty, jest bezczelny, jest kontrolujący i jest obrzydliwie wręcz pewny siebie, a już, szczególnie gdy wie, że kogoś to denerwuje. No ale czy naprawdę spodziewałeś się, że Zoya będzie z kimś miłym?

- To nie o to chodzi - odpowiada jej wymijająco, a ona bierze go pod ramię.

- Chodź, przejdziemy się i powiesz mi, co się dzieje - mówi spokojnym głosem Iona i uśmiecha się do niego ciepło. Idą w stronę jeziora, zanim wejdą na ścieżkę między drzewami nad brzegiem wody. - Więc? Powiesz mi, o co chodzi?

- Nie, ponieważ jest to związane z pracą.

- Z tym śledztwem, które prowadzicie razem z FBI? - dopytuje Iona, a on przytakuje jej lekko. - W takim razie nie będę zadawać szczegółowych pytań, bo domyślam się, że nie powinnam tego robić. Ale może mogę jakoś pomóc, coś podpowiedzieć...

- Jak obecnie wygląda sytuacja w EQL?

- A o co dokładnie pytasz? Nie mogę ci streścić wszystkich zebrań zarządu - śmieje się dziewczyna i wzrusza ramionami.

- Nie bywam w ogóle w wieży od ładnych kilku lat, więc powiedz mi co się zmieniło w ostatnim czasie.

- Będzie tego całkiem sporo... - Iona przerywa na chwilę, jakby szukała odpowiedniego miejsca, w którym mogłaby zacząć. - Odkąd urodziła się Este, Kamski przekazał większość władzy Adzie, co nie spotkało się z zadowoleniem zarządu, ale Ada jest jedyną osobą, której on w ogóle ufa. Poza Zoyą oczywiście. Więc Ada oddelegowała na spotkania Jerycha jakąś swoją asystentkę, model HW800. Ma na imię Dakota i jest podobnie nieobecna myślami na naszych zebraniach, jak była twoja kuzynka.

- Dlaczego Kamski oddał władzę?

- Nie oddał jej oficjalnie, nadal jest CEO. Po prostu oddał Adzie wszystkie męczące go obowiązki, które w jego opinii zapewne były koszmarnie nudne. Wiesz, finanse, marketing, produkcja... - tłumaczy Iona, zanim na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech. - I naprawdę pytasz, dlaczego oddał władzę, gdy urodzio mu się ukochane, wyczekiwane, pierwsze dziecko?

- Wiem, że niemowlęta są absorbujące, ale... - Iona wybucha śmiechem i spogląda na niego, kręcąc głową. - Znów czegoś nie rozumiem, prawda?

- Wiesz, widywałam już znajomych z dziećmi, czy chodziłam na baby shower koleżanek z pracy... ale oni z Zoyą mają obsesję na punkcie tej małej. Myślę, że w jakiś chłodny sposób, to jest "projekt", w który są teraz najbardziej zaangażowani - mówi z uśmiechem. - Kamski zajmuje się teraz przede wszystkim swoją rodziną i udoskonaleniem istniejących technologii. Na pewno słyszałam coś na temat naszych baterii...

- Wybacz, ale to brzmi zbyt sielankowo.

- To, że ktoś, kto nigdy nie miał rodziny, teraz stara się ze wszystkich sił nie spierdolić tej, którą założył z ukochaną osobą? - pyta już chłodniejszym głosem Iona. Connor nie odpowiada jej od razu, bo zaczyna czuć się głupio i po dłuższej chwili ciszy, to jego przyjaciółka zaciska lekko palce na jego ramieniu. - Ja też nie jestem ekspertem w każdej dziedzinie, Con. Nie chcę mieć dzieci, bo nie wiem, czy świat potrzebuje w tej chwili sprowadzania na niego jeszcze więcej istot, ale obserwuję Zoyę i moje koleżanki i to jest zupełnie inna miłość. Zresztą, sam wiesz, jak mocno i jak długo Hank cierpiał po stracie syna.

- Tak, to prawda. Czasem to jest strasznie frustrujące, gdy już jestem przekonany, że coraz lepiej rozumiem emocje, to zawsze mnie coś zaskakuje.

- To chyba po prostu bycie żywym i bycie jednocześnie ciągle przez życie zaskoczonym - stwierdza Iona i opiera lekko głowę o jego ramię. - Więc to śledztwo dotyczy EQL?

- Tak - kłamie bez zastanowienia Connor, nie chcąc, by absolutnie ktokolwiek wiedział, kogo tak naprawdę dotyczy ta sprawa. Szczególnie nie chce, by dowiedziała się Zoya, a mimo wszystko ona i Iona dalej są przyjaciółkami.

- My w Jerychu to akurat doskonale sobie zdajemy sprawę z tego, że EQL, które nadal ma monopol na produkcję komponentów, czy medycznego Tyrium, żeruje na całym naszym gatunku. Jednak nie mamy bladego pojęcia o ich wewnętrznych przepychankach.

- Gdybyś usłyszała coś niepokojącego, to daj znać.

- Zawsze - obiecuje Iona i uśmiecha się ciepło.

Zatrzymują się między drzewami, nad brzegiem jeziora. Zmierzch zapada powoli i na tafli jeziora odbija się coraz więcej świateł z pobliskich domków. Stoją w milczeniu, patrząc przed siebie, a Iona puszcza jego ramię, jak zawsze, gdy uświadomi sobie, że dotyka go już za długo i ma zamiar ruszyć dalej. Tylko wtedy niebo rozbłyska pierwszymi fajerwerkami, a brunet sięga po jej rękę i splata palce ich dłoni, a na ustach dziewczyny pojawia się kolejny uśmiech. Po pierwszym kolorowym wybuchu następuje zaraz kolejny i nie ruszają się z miejsca, podziwiając ten kolorowy spektakl, który nie skończy się pewnie jeszcze przez dłuższy czas. Dopiero, gdy zapada całkowita ciemność, decydują się na powrót. Connor idzie przodem, trzymając Ionę za rękę, by ta się nigdzie nie potknęła, ale gdy tylko wychodzą na polanę niedaleko domu, od razu puszcza jej dłoń. Czym ona jest lekko rozczarowana, ale za nic nie chce dać tego po sobie pokazać, bo ma świadomość, że sama jest sobie winna. I zaczęła dopowiadać sobie dużo więcej do rzeczy, które przecież dla Connora są kompletnie bez znaczenia.

Wracają do stołu na tarasie, gdzie na jednej ławce siedzi Nikodem ze Stephenem, na drugiej Markus i Ariadna, a trzeciej Zoya z Este. Kamski siedzi w fotelu u szczytu stołu, przysłuchując się rozmowie prowadzonej przez Markusa i jego dziewczynę, która oczywiście dotyczy polityki. Zoya na widok Iony i Connora podnosi się z ławki, by zrobić im miejsce, a jej córka od razu przeskakuje na kolana swojego ojca.

- Przyniosę sobie krzesło, czy ktoś sobie czegoś życzy? - pyta, spoglądając szczególnie w kierunku Palmera. Niko wymienia za to porozumiewawcze spojrzenie z Kamskim i mężczyźni uśmiechają się do siebie.

- Wino - mówi Elijah, a ona przytakuje mu i znika za drzwiami. Estera za to wychyla się na jego kolanach w stronę blatu, by przyciągnąć swoją grę elektroniczną i od razu do niej wraca. Markus nie podejmuje przerwanego wcześniej tematu, a Ari uśmiecha się ciepło do Iony, która odpowiada jej tym samym.

- Nie przegapiliście sztucznych ogni? - pyta Ariadna, a Connor kręci głową. - Szkoda za to, że przegapiliście jej reakcję. Była zachwycona - mówi, wyciągając rękę i łaskocze lekko Este, która piszczy radośnie, ale gdy się odsuwa, nie wygląda na przekonaną, że podobał jej się ten gest.

- O czym rozmawialiście, zanim przyszliśmy? - pyta Osiemset, a jego uwadze nie umyka to, że Kamski uśmiecha się na ułamek sekundy.

- O wyborach w przyszłym roku, dokładniej graliśmy w grę - śmieje się Markus i spogląda na swoją dziewczynę. - Ari gościła w wiadomościach wszystkich naszych potencjalnych kontrkandydatów, więc próbowaliśmy dopasować, które zakulisowe historie pasują, do którego z polityków.

- Tak, a ja się nawet nie zaczęłam rozkręcać. - Brunetka uśmiecha się triumfalnie, a Markus obejmuje ją mocniej ramieniem.

- To daj kolejną historię - prosi Iona, a Ariadna mruży lekko oczy, zanim przygryzie usta. - Mój kolega ze stacji ma alergię na niektóre kwiaty, więc jeden z wywiadów musiał oddać mnie, bo... do jednej garderoby ktoś przysłał kilkanaście bukietów frezji. Przez co biedny Alan nie mógł złapać oddechu. I czyja to była garderoba?

- To jest za proste - mówi Markus.

- Och, nie pytam ciebie, niech oni zgadną - zwraca się do reszty.

- Obawiam się, że nie znam się kompletnie na przewidywaniach politycznych i nie wiem, kim będą wasi polityczny oponenci w przyszłym roku - odpowiada Connor, a jego brat chowa twarz w dłoniach. Dopiero, gdy Kamski parska śmiechem, Osiemset rozumie, że chodzi o Zoyę i sam śmieje się cicho. - No tak, frezje.

- Słucham? O co chodzi? Ktoś mówił frezje? - pyta blondynka, wchodząc na taras. Stawia bujany fotel, obok fotela swojego męża, któremu dolewa wino i oddaje Nikodemowi butelkę. Podaje Kamskiemu kieliszek, zanim zajmie miejsce, a jej mąż wyciąga dłoń i odsuwa z jej twarzy kosmyk włosów. - Och, opowiedziałaś anegdotę o tym, jak Elijah wysłał biednego Alana do szpitala przez silną alergię?

- Nie zrobiłem tego celowo, to twoja wina, że umówiłaś sobie wywiad akurat na jedenastego lipca - odpowiada Kamski i upija łyk wina.

- Tak, ona umówiła wywiad w waszą rocznicę, a tego samego wieczora poznała mnie z Markusem, co jest też naszą rocznicą - odpowiada Ari, a Connor widzi, jak dłoń Iony zaciska się lekko na krańcu jej kwiecistej sukienki.

- Nie wiedziałam, że to Zoya was ze sobą poznała - rzuca lekko androidka, uśmiechając się przy tym do Ariadny.

- To wyszło przypadkiem, zagadałyśmy się po wywiadzie, bo przyszłam do jej garderoby, żeby zapytać właśnie, o co chodzi z tymi frezjami. Zoya zaczęła mówić o tym, że dokładnie cztery lata wcześniej pierwszy raz spotkała Elijaha, a w międzyczasie skontaktował się z nią Markus i zaproponowała, żebym wyszła razem z nimi na "drinka" - opowiada podekscytowanym tonem Ari, nie mogąc się przy tym przestać uśmiechać. - I tak się poznaliśmy i przegadaliśmy całą noc, a później kolejną, i jeszcze jedną, i reszta jest historią.

- Z całą pewnością mniej wybuchową niż nasze historie miłosne - śmieje się Nikodem, unosząc kieliszek z winem w stronę Zoyi.

- Początki są miłe, ale ja dużo bardziej lubię przeciągający się w nieskończoność środkowy akt - mówi blondynka i nachyla się do męża, który całuje ją krótko. - Pójdę zadzwonić do Finna - oświadcza, podnosząc się z fotela, ale dłoń Elijaha błyskawicznie zaciska się na jej nadgarstku.

- Rozmawialiśmy o tym, daj mu spokój.

- Rozmawialiśmy o tym, ale nie przypominam sobie, żebyśmy doszli do jakiegoś konsensusu - mówi chłodno Zoya i posła wszystkim przepraszający uśmiech, zanim odejdzie od stołu w stronę pomostu. Este, gdy to widzi, od razu zeskakuje z kolan ojca i biegnie za blondynką bosko po trawie.

- Wybaczcie, rodzicielstwo to sztuka kompromisów. A my oboje raczej zawsze wolimy stawiać na swoim - rzuca lekko Kamski, zanim dopije zawartość swojego kieliszka i doleje sobie jeszcze trochę wina.

- Jeśli cię to pocieszy, to Zoya nie ma w ogóle w swoim słowniku słowa "kompromis" - śmieje się Markus. - Jak widać, czy to w domu, czy w polityce.

- Gdyby się we wszystkim ze mną zgadzała i nie była taka waleczna, to bym się z nią nie ożenił - odpowiada Elijah i przenosi wzrok na Ariadnę. - Ja jestem bardzo ciekaw, jakie jeszcze historie masz nam do opowiedzenia.

- Mhm, bo ty wygrywasz. Zawsze wiesz, o kogo chodzi - mówi rozbawionym głosem brunetka. - Ja też spotykam się z politykiem, ale za nic nie rozmawiamy na co dzień o pracy.

- Ja po prostu znam się na ludziach, większość z nich jest boleśnie przewidywalna. Szczególnie ich wymyślone motywacje, napędzane przez bezpodstawny upór. - Brunet nie patrzy w stronę Connora, ale ten jest przekonany, że Kamski mówi to bezpośrednio do niego.

- Cóż, tak długo grałeś rolę złoczyńcy, że miałeś mnóstwo czasu na obserwacje - mówi Ari, a Elijah uśmiecha się do niej krótko. - Właściwie może kiedyś namówię cię na wywiad... Zoya nie może cały czas robić ci sama dobrego PRu.

- Nie potrzebuję dobrego PRu. Lubię być złym wilkiem z bajek. To trzyma mnóstwo osób na dystans - odpowiada, a tym samym momencie dłoń Zoyi opada na jego ramię. Blondynka trzyma w ramionach Este i siada z nią fotelu, przytulając do siebie dziewczynkę. - Dobrze, więc doczekamy się kolejnej historii?

Ariadna zaczyna opowiadać kolejną żartobliwą anegdotkę z pracy, a Nikodem zasypuje ją pytaniami, by dojść do tego, o kim jest mowa. Connor sprawia wrażenie zainteresowanego, ale dużo bardziej obchodzi go zdenerwowanie Iony, które objawia się niemal ostentacyjnym milczeniem i spoglądanie na Zoyę z wyrzutem. Ta jednak zdaje się kompletnie tego nie widzieć lub raczej nie zwracać na to uwagi, gdy buja się lekko w fotelu, przytulając do siebie Esterę. Elijah dalej jest częścią rozmowy, ale co chwilę spogląda na żonę i córkę, na którą zarzuca cienki koc, gdy Este w końcu przysypia. Zegarek na ręku Zoyi rozbłyska powiadomieniem, które ta odczytuje i od razu dotyka nadgarstka bruneta obok siebie. Kamski wyjmuje telefon z kieszeni i chwilę czyta wiadomość, zanim znów spojrzy na żonę.

- Mówiłem, żebyś sobie odpuściła, Zoyu. Jeśli będziemy musieli teraz wracać, to będzie w całości twoja wina - mówi do niej cicho, zanim przeprosi wszystkich przy stole i odejdzie zadzwonić.

Connowi nie podoba się jego ton, nie podoba mu się też to, że nikt z nich przyjaciół w ogóle nie zwrócił na sytuację między nimi uwagi. Wszyscy rozmawiają dalej, przechodząc z tym do porządku dziennego, jakby to była absolutnie normalna dla Kamskich wymiana zdań. Co tylko niepokoi go jeszcze bardziej. On nie widuje ich razem, nie spotkał się z nimi wspólnie przez ostatnie pięć lat ani razu od czasu ich wesela, przynajmniej nie w warunkach prywatnych. Zdarzały się jakieś bankiety w EQL, wiece wyborcze, czy krótkie chwile, gdy Kamski gdzieś przywoził, lub odwoził Zoyę. Nigdy nie siedzieli razem przy stole z przyjaciółmi, opowiadając sobie dowcipne historyjki. Jeśli jednak on przy pierwszym takim spotkaniu od pięciu lat, zobaczył już tyle niepokojących sygnałów, które wszyscy inni ignorują to, musi być codzienność. Kamski musi po prostu zachowywać się tak wobec jego przyjaciółki cały czas.

Zoya dalej kołysze się w fotelu, opierając usta na czubku głowy Estery i przytula dziecko mocniej do siebie, jakby chciała tym objęciem ochronić ją przed całym światem. Jeszcze zanim Elijah wraca do stolika, blondynka oświadcza, że idzie położyć córkę spać i znika z nią w domku.

- Ciekawe co się stało? Wyglądają na zdenerwowanych - mówi Ariadna, a Nikodem wzrusza ramionami.

- Nie wydaje mi się, że powinniśmy o tym rozmawiać - odpowiada chłodno Palmer. - To ich rodzinna sprawa.

- To im się często zdarza? Takie sprzeczki? - pyta Connor, a Markus kręci głową, ale zanim odpowie, Nikodem wzdycha znacząco.

- Zmieńmy temat, proszę.

- Czemu? Zoya przecież lubi układać innym życie, a my nawet nie możemy o niej porozmawiać? - mówi niespodziewanie Iona i wszyscy spoglądają na nią zaskoczeni. Connor widzi, jak Markus mruży lekko oczy, próbując utrzymać spojrzenie androidki, ale Iona zaciska usta i przenosi wzrok na Connora. - Odpowiadając na twoje pytanie to tak, oboje są chłodni, toksyczni i wyniośli. Nie przejmują się cudzymi uczuciami, nawet swoimi nawzajem. Para wyrachowanych cyników, która związała się ze sobą z rozsądku i okazało się, że są wprost sobie pisani. I teraz będą ciągnąć to przedstawienie wszech czasów aż do jego ostatniego oddechu. Bo gdy oddzielnie mają się za wspaniałych, tak razem niemal za bogów.

Po jej gniewnych słowach zapada lodowata cisza. Nawet Nikodem nie otwiera ust, by zareagować, bo wszyscy poza Ioną i Connorem już zdają sobie sprawę z tego, że Kamski stoi na trawie tuż przy wejściu na taras. Elijah słyszał doskonale każde słowo wypowiedziane przez przyjaciółkę swojej żony, choć teraz raczej określiłby ją jako współpracowniczkę, bo spodziewa się, że to będzie ostatni raz, gdy ją widzi. A przynajmniej ma szczerą nadzieję, że więcej jej nie zobaczy. Elijah słyszał już podobne uwagi nieskończoną ilość razy w ciągu ostatnich kilku lat, jednak dziś Iona trafiła nimi w bardzo zły moment, przez co Kamski ma ochotę zgotować androidce piekło. Ponieważ jeśli czegoś nauczył się w swoim rodzinnym domu, to świadomości, że zupełnie inaczej bolą ostre słowa wypowiadane przez obcych, a inaczej te powtarzane przez osoby bliskie. I Iona do tego momentu, była kimś bliskim. Nie jemu, dla niego była kompletnie nieszkodliwym elementem otoczenia na takich imprezach, czy w pracy Zoyi. Teraz jednak postanowiła obrazić jedyną świętość, jaką Elijah Kamski ma w swoim życiu: jego rodzinę.

- Cóż w takim razie nie będziemy cię skazywać na nasze dłuższe towarzystwo i bycie gościem w naszym domu - oświadcza lodowatym głosem, wchodząc na taras.

Wszystkie utkwione w nim oczy są pełne niepokoju, wszyscy nie wiedzą, co Kamski zaraz zrobi lub powie. A on się tym napawa. Tym, że w ich oczach wciąż jest kompletnie nieprzewidywalny, choć zna się z nimi od lat, choć część z tych osób określa mianem rodziny. Elijah jednak doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to określenie kompletnie na wyrost, bo jego tak naprawdę zna tylko jedna jedyna osoba na świecie. Która właśnie układa ich dziecko do snu. Dla reszty zawsze będzie niepoczytalnym geniuszem, z którego z łatwością można zrobić złoczyńcę, gdy tylko Zoya na chwilę przestanie trzymać jego dłoń, lub on odwróci się plecami. A on powiedział dziś Ariadnie prawdę: lubi być czarnym charakterem. Po prostu nie spodziewał się, że jest on też nim niezmiennie także dla przyjaciół.

- Przepraszam... - zaczyna Iona, ale on unosi dłoń i androidka od razu milknie.

- Nie, naprawdę. Daruj sobie, moja droga. Powiedziałaś już absolutnie dość, szkoda tylko, że postanowiłaś poczekać z takimi konkluzjami na moment, aż Zoya sobie pójdzie. Ona na pewno chciałaby się dowiedzieć, co tak naprawdę o nas myślisz. Jednak nie bój się, przekażę jej co do słowa, co powiedziałaś - mówi, patrząc na nią i uśmiecha się niepokojąco, przenosząc wzrok na Connora. - Może to ty masz na nią zły wpływ, Osiemset? Ty i te wasze teorie spiskowe snute z detektywem Reedem i RK600.

- Skąd...

- Skąd o tym wiem? Myślisz, że Zoya nie porozmawiała ze mną, po spotkaniu z unikatowym androidem na twoim posterunku? - odpowiada, nie przestając się uśmiechać. - I to właśnie z uwagi na moją żonę, która głęboko wierzy w instytucje waszej przyjaźni, nie poruszyłem tego tematu wcześniej. Tak, w obliczu obecnych okoliczności nie muszę się już tym przejmować, w związku z czym będę wdzięczny jeśli żadnego z was nie zobaczę jutro na śniadaniu. Nie chcemy być przedmiotem toczącego się dochodzenia we własnym domu - mówi, patrząc na zaskoczonego Osiemset i wraca wzrokiem na Ionę. - A już na pewno nie chcemy słuchać takich uwag...

- Poniosło mnie. Przepraszam, ale...

- Nie pozwolę na to, żebyś obrażała nas...

- Wiesz, że Zoya jest moją przyjaciółką i...

- Wygłosiłaś te wszystkie swoje komentarze, gdy jest tu moja córka! - Elijah nieświadomie unosi głos i zdaje sobie sprawę z tego dopiero, gdy widzi, że Iona momentalnie sztywnieje. W pierwszym odruchu podświadomość podpowiada mu, że powinien ją przeprosić, że się uniósł. Jednak szybko to ignoruje, karmiąc raczej płonącą w nim złość niż jakikolwiek wyrzut sumienia. - Estera będzie dorastać, czytając podobne uwagi w internecie, będzie też z całą pewnością słyszeć je w szkole, bo nie mamy z Zoyą luksusu anonimowości, który moglibyśmy przekazać naszym dzieciom. Więc nie pozwolę na to, żeby moje dzieci słuchały takich wynurzeń też od osób, którym powinny móc ufać.

- Elijah... - zaczyna spokojnie Iona, ale brunet nie zaszczyca jej już spojrzeniem. Zamiast tego spogląda na resztę osób, do których uśmiecha się cieplej, niemal jakby nic się nie stało.

- Tym optymistycznym akcentem, ja już zakończę ten wieczór.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, po prostu obraca się na pięcie i wchodzi do środka. Nalewa sobie szklankę wody, czekając, czy towarzystwo przy stole wróci w jakiś sposób do rozmowy, ale słyszy jedynie ciszę, więc rusza schodami na górę. Kieruje się do sypialni, do której wchodzi po cichu i przystaje w pół kroku.

Elijah Kamski nigdy, nawet przez krótką chwilę nie brał pod uwagę tego, że kiedyś założy rodzinę. Przez te lata, gdy Chloe była w jego życiu, ledwo nauczył się nie być samotnym, zgorzkniałym i dojść do pewnej stabilizacji psychicznej, zanim w ogóle mogli oficjalnie się ze sobą związać. Teraz, z perspektywy czasu, Elijah jest Chloe bardzo wdzięczny, że ta od niego odeszła, bo sam byłby zbyt przerażony powrotem do własnej samotności, by zakończyć ich nierówną i toksyczną relację. Wtedy, gdy został sam, był wściekły, był nieszczęśliwy i przekonany, że nigdy więcej nie skaże się na coś takiego, że mimo wszystko woli samotność od porzucenia.

I wtedy pojawiła się Zoya.

Czasem mówi, że zakochał się w niej w pierwszej sekundzie, gdy tylko ją zobaczył. Podziwiał ją, obserwował i pytał o nią na długo przed tym, gdy blondynka postawiła stopę w jego gabinecie, ale gdy ich spojrzenia pierwszy raz się spotkały, to on pierwszy raz poczuł coś zupełnie nowego. Coś, czego kompletnie nie znał i całkowicie się nie spodziewał. Przez dłuższy czas utożsamiał to uczucie z czymś na kształt obsesji i dopiero gdy Zoya nazwała je miłością, wszystkie elementy się do siebie dopasowały. Nie tylko w jego głowie, ale i życiu, bo to niepewne, wyszeptanie w środku nocy wyznanie padło z jej ust na długo po tym, jak zaczęli ze sobą żyć.

Elijah zawsze lubił się uczyć, pragnienie pogłębienia wiedzy było czymś, co napędzało go przez większość jego życia. I ma wrażenie, że to właśnie mu się najbardziej podoba w ich związku, to, że nieustannie uczą się wzajemnie nowych rzeczy. Oboje uczyli się być ze sobą, ale Zoya nieustannie dawała mu szkołę życia, gdy kłócili się, godzili, kochali, czy milczeli przez całe dnie, tylko by później spędzić dwadzieścia godzin na rozmowach. Zoya dała mu rodzinę, bo Elijah zawsze czuł się komfortowo w towarzystwie Palmerów. Dała mu motywacje do życia i do tworzenia, jednocześnie dając mu też swobodę i przestrzeń, gdy jej potrzebował. I w tych samych chwilach ona uczyła się być z nim, rozpoznawać jego nastroje, opanowywać jego obsesję kontroli i jasno komunikować wszystkie swoje emocje, by nie pozostawiać dla niego niepotrzebnych zagadek. Nie lubił tego mówić głośno, bo jego zdaniem brzmiało to okropnie wręcz tandetnie, ale Zoya z całą pewnością nauczyła go kochać. A on polubił tę miłość. Poczuł się z nią zaskakująco dla samego siebie komfortowo i z czasem zaczął chcieć jej więcej. I choć nigdy się o to nie podejrzewał, zaczął myśleć o rzeczach przyziemnych. I tak przestali być sami, zaczęli być rodziną. I gdy pierwszy raz wzięli Este w ramiona, Elijah poczuł, że żadna miłość, żadna emocja, jakiej doświadczył w całym swoim dotychczasowym życiu, nie jest porównywalna z tym, że odkrył w sobie zupełnie nową obsesję. Obsesję chronienia swojej rodziny. I ta obsesja stała się dla niego największą inspiracją, jaką poczuł w swoim życiu, po tym, jak jego android pokonał test Turinga.

A teraz patrzy na Zoyę, która leży na łóżku, obejmując śpiącą Esterę i Elijah Kamski jest w tej chwili pewien tego, że byłby gotowy zrobić dla nich absolutnie wszystko. Popełniłby bez zastanowienia każdą, nawet najbardziej niewybaczalną zbrodnię, by zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo.

- Słyszałam - szepcze cicho blondynka, a on siada w nogach łóżka i kładzie dłoń na odsłoniętej łydce Zoyi. - Chcę ją rozerwać na strzępy. Ją i tego szczeniaka...

- Sytuacja z Finnem jest już opanowana.

- Powiesz mi dokładnie, co się tam wydarzyło?

- Tan zaprosił kilku kolegów więcej, niż było zaplanowane. Jeden z nich dokuczał Finnowi, ale gdy Finn nie specjalnie brał do siebie przytyki na temat choroby, czy bycia sierotą, to tylko nakręcało go jeszcze bardziej. A ty zadzwoniłaś, gdy akurat w coś grali i Finn powiedział, że musi odebrać telefon od mamy i... - Zoya przygryza nerwowo usta, a Elijah przesuwa dłonią po jej delikatnej skórze, by ją uspokoić. Phineas nie nazywa ich rodzicami w domu, raczej jak już rzuca do Zoyi "mamo", robi to raczej ironicznie, lub gdy czegoś bardzo chce i wie, że ta mu wtedy ulegnie. Nie przeszkadza im to, nie chcieli go też do niczego zmuszać. Chłopak był duży, gdy go poznali, pamiętał swoich biologicznych rodziców i nie wydawało im się to naturalne. Jednak Finn czasem określał ich "ojcem" lub "matką", gdy rozmawiał z kolegami, gdy odbierał telefon, gdy nie chciał akurat wdawać się w tłumaczenie, o kogo chodzi. - Ten pieprzony gówniarz zaczął żartować na twój temat. Na nasz temat. W końcu powiedział coś, co można sprowadzić do tego, że wcale nie jesteśmy małżeństwem, czy rodzicami. Że jesteś jedynie: plastikową zabawką bogatego psychopaty. I jeszcze kilka kwiecistych uwag na temat tego, że nie jest naszym synem, tylko jakimś nowym projektem naukowym. Finnowi puściły nerwy, przyłożył szczeniakowi kulą i rozbił mu nos.

- To wszystko moja wina...

- Nie, absolutnie nie. Przepraszam, że tak to zabrzmiało, nie miałem wtedy jeszcze pełnego obrazu sytuacji - mówi Elijah, pochylając się w jej stronę i całuje jej udo.

- Nie o to chodzi. Boję się, że jeśli oni wniosą oskarżenia, to możemy mieć problemy.

- Jego rodzice nie wniosą oskarżeń. Nie odważą się nas zaatakować, Zoyu. Nikt się nie odważy.

- Podziwiam twój optymizm - wzdycha nerwowo blondynka, a on zaciska palce na jej kolanie, czekając aż Zoya na niego spojrzy.

- Nasz syn jest geniuszem. Nigdy w to nie wątp. I ma ojca, który był gnębiony całe dzieciństwo, więc powiedziałem mu, że w takich sytuacjach ma zawsze wszystkie głupie żarty nagrywać. Więc jeśli oni spróbują wnieść oskarżenia, my zagrozimy im pozwem cywilnym o naruszenie dóbr osobistych - mówi Elijah, uśmiechając się do niej, ale Zoya jedynie mruży oczy, więc przesuwa palcami w dół jej łydki. - Tak, jestem nim rozczarowany, że dał się sprowokować i posunął się do przemocy fizycznej, ale z drugiej strony mu się nie dziwię. Sam miałem ochotę spowodować dość bolesne spięcie komponentów u twojej koleżanki przed chwilą.

- Słyszałam - powtarza Zoya, a on przysuwa się bliżej niej, przenosząc dłoń na jej biodro. - Czasem jestem zmęczona ciągłym udowadnianiem światu, że się myli.

- Nie mamy nic nikomu do udowodnienia. Nie jesteśmy nic nikomu winni - odpowiada, patrząc jej prosto w oczy.

- To boli inaczej, kiedy to są bliscy, a nie anonimowe komentarze. - Elijah kocha chwile, w których Zoya wypowiada na głos jego własne myśli. Bo właśnie w takich chwilach ma absolutną pewność, że mógłby spędzić z nią całą wieczność, gdyby tylko miał taką możliwość. - Porozmawiam z nią w pracy. Musi być jakiś powód, dlaczego to powiedziała.

- Oczywiście, że jest powód. Jest to niezmiennie ten sam powód, który zasugerowałem już na naszej pierwszej randce. Ludzie się nas boją, Zoyu. Przerażamy ich tym, jacy ich zdaniem jesteśmy, przeraża ich to, do czego jesteśmy zdolni i co jesteśmy w stanie razem stworzyć, moja najdroższa. - Zoya w końcu uśmiecha się do niego, a Elijah od razu czuje się dumny, że powiedział to, co jego ukochana potrzebowała usłyszeć. Blondynka bierze jego dłoń i kładzie ją na brzuchu Este, która śpi obok nich kompletnie niewzruszona ich rozmową.

- Trzeba przyznać, że to co razem tworzymy, jest fenomenalne.

Brunet uśmiecha się, patrząc na córkę, jak na coś tak doskonałego, że żaden z jego przełomowych wynalazków nigdy nie będzie mógł się równać z Esterą Kamską. Którą teraz bierze na ręce i ostrożnie przenosi do jej łóżka przy wyjściu na balkon, gdy obraca się do blondynki Zoya już ściąga z siebie sukienkę i przebiera się w jeden z jego podkoszulków, które zawsze robiły jej za piżamę, gdy tu nocowali. On też się przebiera i wraca do niej do łóżka, gdzie blondynka od razu przytula się do jego klatki piersiowej. Elijah wyczuwa, że wciąż jest zdenerwowana i zaczyna podejrzewać, że nie może chodzić tylko o sytuację z Finnem i tą z Ioną. Znał ją tak samo doskonale, jak ona znała każdy fragment jego połamanego wnętrza, które jakimś cudem poskładała w całość. Kładzie dłoń na jej twarzy i przesuwa kciukiem po jej kości policzkowej, czekając, aż spojrzy mu w oczy.

- Wiesz, że zrobię dla was absolutnie wszystko - zapewnia ją, a ona chcę go pocałować, ale jej na to nie pozwala. - Kocham cię.

- Nigdy w to nie wątpiłam, Eli - odpowiada cicho i przytula mocniej policzek do jego dłoni. - Ja was też. Nie masz pojęcia, jak ważni dla mnie jesteście.

- Mam doskonałe pojęcie - zapewnia ją, zbliżając się do jej ust, ale teraz to Zoya się wycofuje. - Masz mi coś do powiedzenia, prawda?

- Tak. A co jeśli bym nie wystartowała w kolejnych wyborach? - pyta, a on czeka, aż rozwinie swoją wypowiedź. - Myślałam o tym. O tym, że nie mamy szans na wygraną. A ja nie lubię przegrywać. I wciąż pamiętam poprzednią kampanię, która była wyzwaniem, na które byłam przygotowana. Nasze dzieci nie są. A ja chcę je chronić.

- Rozumiem, że teraz przedstawisz mi kontr propozycję do dalszego rozwoju swojej kariery politycznej, skoro nie czeka nas w najbliższych latach przeprowadzka do Białego Domu.

- A jeśli nie? Jeśli powiem, że po prostu chcę się wycofać i zająć Finnem, Esterą i tobą?

Elijah wzdycha cicho i przewraca się na plecy. Patrzy w sufit, czując, że kotłują się w nim dwie zupełnie skrajne myśli. Pierwsza jest napędzana czystym egoizmem ekscytacja, że będzie mógł zamknąć się z nią w czterech ścianach ich willi i codziennie rano budzić się obok niej. Będzie mógł zamknąć ją w okowach swojego życia, swojego geniuszu, swoich projektów, swojego rytmu życia. Wszystko dostosuje się do niego, a on będzie mógł znów pracować całymi nocami, nie myśląc o tak błahych rzeczach, jak śniadanie dla dzieci. Co, jak sam odkrywa, jest opcją piekielnie dla niego kuszącą. Z drugiej strony zna ją. Wie, że Zoya nie jest osobą, która poświęci się w całości życiu drugiej osoby. Nawet jeśli ma pewność co do siły jej miłości do niego, tak wie, że Zoya nigdy nie będzie kimś takim. On takiej osoby by nie pokochał. Takiej, którą można w pełni okiełznać i podporządkować sobie. Więc uśmiecha się szeroko i unosi ramię, blondynka od razu kładzie się na nim, a gdy jego palce wplatają się w jej lśniące włosy, przyciąga ją do siebie i całuje namiętnie.

- Przez chwilę w to uwierzyłeś, prawda? - pyta Zoya, gdy odsunie się od jego ust.

- Przez chwilę to była bardzo nęcąca propozycja. A teraz powiedz mi, jaka propozycja, którą dostałaś, jest prawdziwa.

- W przyszłym roku Michigan będzie potrzebować nowego prokuratora generalnego. Gubernator będzie chciał na to stanowisko kogoś, kto nie będzie białym mężczyzną w średnim wieku - mówi Zoya, widząc jego coraz szerszy uśmiech. - A ja bardzo chciałabym pracować bliżej domu.

- Skąd o tym wiemy? Paul Canipe trzyma się na stółku długo, nie takie skandale przetrał, nie można w tej materii ufać plotkom.

- Wiemy to od Nikodema - odpowiada, a on śmieje się cicho, przytakując jej. - Najlepsze zostawiłam jednak na koniec, mój najdroższy. W biurze prokuratora miasta Detroit już teraz poszukują kogoś do reorganizacji wydziału związanego ze zbrodniami przeciwko androidom.

- To ogromna degradacja. Jesteś teraz senatorem.

- To będzie dodatkowe stanowisko, które da mi wymówkę do większej pracy zdalnej. I czasowe. W przyszłym roku odbiorę nominację na prokuratora generalnego i pożegnam się z Waszyngtonem - uśmiecha się szeroko Zoya. - Ach i spodoba ci się, kogo pozbawię możliwości objęcia tego stanowiska w Detroit. W końcu nie wezmą zwykłej prawniczki, gdy pomoc zaoferuje im senatorka.

- Och, to miała być twoją złotousta koleżanka, prawda?

- Czy to odpowiednia nauczka?

- Odebranie jej tego stanowiska? Tak. Tylko zrób to, jeśli naprawdę później zostaniesz prokuratorem.

- Tak. Chcę tego. A ja zawsze dostaję to czego chcę - mówi blondynka, uśmiechając się szeroko, a on przewraca ją pod siebie i kolejny raz łączy ich usta w zachłannym pocałunku. - Więc? Co powiesz...

- A co mogę powiedzieć? Wciąż będziesz obejmować wysokie, rządowe stanowisko, wciąż będziemy obrzydliwie pełni władzy, a jednocześnie będę miał cię codziennie w łóżku - mówi, całując jej szyję. - Mówiłem ci już, że jesteś absolutnie doskonała?

- Zawsze o ten jeden raz za mało.

Zanim wrócą do wymieniania kolejnych pocałunków, słyszą skrzypnięcie małego łóżka i tupanie bosych stóp o drewniany parkiet. Odsuwają się od siebie, cicho się śmiejąc, gdy Estera pakuje się z powrotem między nich na materac. I tego wieczora Elijah Kamski dochodzi do wniosku, że nigdy w życiu nie zakładał, że wszystko w jego życiu potoczy się w taki sposób, że będzie naprawdę szczęśliwy.

Czy małżeństwo Kamskich ma pełno czerwonych flag? Tak. Ale czerwony to mój ulubiony kolor.

Strasznie lubię ten rozdział, choć z perspektywy czasu mam wrażenie, że pisałam go sto lat. Jednak Elijah pisze mi się w tej części o wiele łatwiej niż w poprzedniej, bo dostał wszystko co chciał.

Chociaż on jeden.

Jak zawsze dzięki, że jesteście.
K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top