Test pani Kamskiej ✴ 10.11.2045
Woda płynąca z kranu jest lodowata i absolutnie nie pomaga jej to domyć rąk z krwi. Kiedyś nie sądziła, że w ogóle będzie zdolna do odczuwania temperatury, czy tych wszystkich drobnych ludzkich reakcji, których nikt jej nie zaprogramował. Jednak nauczyła się przewracać oczami z rezygnacją, czy marszczyć nos, gdy coś jej się nie podoba, czy przygryzać usta, gdy ktoś powie jej naprawdę dobry komplement. Nie chciała jednak dowiedzieć się tego, że w chwili kompletnego przerażenia, jej dłonie będą drżeć, a oddech stanie się nierówny. Choć to przecież jakaś podstawa jej funkcjonowania, zapisana w kodzie tak bazowym, by nawet nie zaprzątać jej systemu, równomierne oddychanie, by dzięki temu jak najbardziej przypominać prawdziwego człowieka. Tylko ludzie krwawią i umierają, zupełnie inaczej niż oni. Strach jest podobny, ból jednak zupełnie nieporównywalny.
I Zoya właśnie czuje się teraz, jakby sama umierała. Jakby znów umarła część jej samej. Jakaś najbardziej wrażliwa, najbardziej istotna, ta umożliwiająca jej funkcjonowanie.
Nie jest androidem medycznym, czy policyjnym, nie musi być, by wiedzieć, jak niewielkie szanse ma Gavin na przeżycie operacji, która właśnie toczy się dwa piętra od niej. Dopóki miała obok siebie Phineasa, dopóki trzymała go w ramionach, nie dopuszczała do siebie wszystkich paskudnych danych statystycznych, które teraz zalewają jej wnętrze i podpowiadają jej, że najgorsze dopiero przed nią. Ona tam była. Wie, co się stało. Opowiedziała już o tym FBI. A teraz czeka ją o wiele trudniejsze zadanie, będzie musiała opowiedzieć o tym komuś, komu na Gavinie zależy równie mocno, a może nawet mocniej niż jej.
– Zoya, dziewczyna Gavina tu jest – mówi Ada, wchodząc do łazienki. RK100 spogląda na nią i kręci głową, zanim podejdzie do blondynki zdecydowanym krokiem. Ustawia wodę na cieplejszą i myje jej ręce, wyrywając ją z zamyślenia. – Charlotte Flowers przyjechała. Powiedziałaś, że chcesz z nią porozmawiać.
– Już? Sądziłam, że skończą badać Finna, zanim się pojawi – mówi nieobecnym głosem i sięga po ręcznik. – To chyba nie będzie dobre, by ściągnąć ją tu na pediatrię, gdy blok operacyjny jest niżej. Powinnam tam iść...
– Zoya, ona już czeka przed salą. Jesteś w stanie w ogóle z nią porozmawiać? – upewnia się Ada, a blondynka kręci głową.
– Jeśli ona będzie mnie obwiniać...
– Nie będzie.
– Ja w takiej sytuacji bym ją obwiniała.
– Ona jest lepszą osobą niż ty. Ona mu wybaczyła – mówi Ada, a Zoya mimowolnie się uśmiecha i wychodzi z łazienki. Charlie siedzi na jednym z krzesełek i skubie skórkę przy paznokciu, jest blada, ale na widok Zoyi uśmiecha się nerwowo.
– Nie wstawaj, ja też z chęcią usiądę – mówi, zajmując miejsce obok niej. – Nie wiem, czy poznałaś kiedyś moją przyjaciółkę. Ada, Charlotte.
– Pójdę dowiedzieć się ile jeszcze będą badać Finna – mówi nerwowo Ada, ewidentnie nie wiedząc, jak się zachować, więc po prostu się wycofuje.
– Poznałyśmy się. Wtedy u was w domu... – zaczyna niepewnie Charlie, a Zoya przypomina sobie, że faktycznie oficer Flowers towarzyszyła Gavinowi tamtego dnia, gdy zginął Elijah. – Z twoim synkiem wszystko w porządku?
– Został pobity, skarżył się, że kręci mu się w głowę. Gdy usiadł na łóżku, to zaczął wymiotować. Zabrali go na tomografię – odpowiada Zoya i wypuszcza powietrze, bo nie wie, co ma powiedzieć. Od czego i jak w ogóle zacząć rozmowę.
– Connor powiedział mi, że to był Oscar, że to on porwał Finna i postrzelił Gavina.
– Zabił mi męża. I zabiłby mi syna, gdyby nie Gavin. – Zoya wbija wzrok w białą ścianę naprzeciwko siebie, nie mogąc zebrać myśli i słów, ale nie może odłożyć tej rozmowy na inny termin. Ona na jej miejscu chciałaby wiedzieć wszystko. Ona na jej miejscu na pewno nie siedziałaby tak spokojnie. – To Oscar znalazł dziewczynę i podał jej Ice, by spowodowała wypadek samochodowy, który mieliśmy miesiąc temu. Już wtedy mógł nas zabić. A przynajmniej próbował. Jednak musiał najpierw zniszczyć projekt, nad którym pracowała Ada, Elijah i przy którym pomagał im Finn. Dzisiaj... Dzisiaj strzelił do mojego dziecka. Na moich oczach. Finn żyje jeszcze tylko dlatego, że Gavin zdążył go zasłonić.
– Connor nie chciał mi powiedzieć, w jakim jest stanie.
– Od razu wzięli go na blok operacyjny, ja miałam Finna na rękach... Możemy tam zejść, ale cały czas go operują, więc nie wiem, czy będą mieli dla nas jakieś informacje – odpowiada Zoya, nerwowo przesuwając obrączką swojego męża, po łańcuszku, na którym jest zawieszona. – Wiem, że kula uderzyła go między żebra, wiem, że stracił dużo krwi, ale nie jestem lekarzem. Nie chcę szukać informacji o możliwych uszkodzeniach wewnętrznych, czy szansach, bo boję się, że oszaleję.
– Jestem wpisana jako osoba do kontaktu w jego dokumentację, ale nie wiem, czy udzielą mi jakichś informacji. Ty jesteś rodziną. Więc tak, musisz iść tam ze mną. – Zoya przytakuje jej i zamyka na chwilę oczy.
– Skontaktowałam się z lekarzami na jego piętrze, udzielą ci wszystkich informacji. Jesteś jego partnerką i jesteś z nim w ciąży, masz pełne prawo, by...
– Powiedział ci? Mieliśmy nic na razie nikomu nie mówić. – Charlotte spogląda na nią zaskoczona, a Zoya analizuje ostatnie rozmowy, które odbyła na jej temat z Gavinem, próbując odnaleźć w nich informację, że to była tajemnica.
– Powiedział mi i brzmiał na szczęśliwego, Charlie. Brzmiał, jakby nie mógł się doczekać reszty swojego życia z wami – mówi, a dziewczyna obok niej zaczyna płakać, chowając twarz w dłoniach. Zoya nie do końca wie, jak się zachować, więc niepewnie kładzie rękę na jej ramieniu, a Flowers się do niej przytula, co tylko wprawia ją w jeszcze większą konsternację. – Wiem, że to przeze mnie się to stało. To przeze mnie został w to wciągnięty i powinien być dziś wieczorem z tobą, a nie z nami...
– Przestań. Potrzebowałaś go i to nie ty go w to wciągnęłaś tylko jego własne poczucie winy i potrzeba... On naprawdę potrzebował zachować się wobec was porządnie, po tym, jak kiedyś zjebał. – Charlie przerywa na chwilę, odsuwając się od niej i przeciera kolejny raz policzki rękawami swojej bluzy. – I naprawdę lubi twojego dzieciaka. Nazwał go swoim nowym najlepszym kumplem.
– Finn mówi to samo – odpowiada Zoya, uśmiechając się mimowolnie i czuje, że sama też zaraz się popłacze. Charlotte bierze ją za rękę, a ona od razu zaciska na niej palce i ma ogromną ochotę powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze, ale nie wie tego, a wydaje jej się, że to byłby szczyt okrucieństwa, teraz uwierzyć w coś dobrego, jeśli ostatecznie, wszystko może obrócić się w pył w ciągu sekundy.
– Pani Kamska, czy możemy pilnie porozmawiać? – woła ją lekarza, który zabrał Finna na badania. Zoya spogląda na Charlotte i uśmiecha się do niej nerwowo.
– Zostawię cię na chwilę, zaraz wrócę. Zaproponowałabym, żebyście się poznali, ale wszyscy czujemy się fatalnie – mówi, a Flowers przytakuje jej i puszcza jej rękę.
– Na pewno będą ku temu jeszcze znacznie lepsze okoliczności – odpowiada Charlie i odprowadza ją wzrokiem. Zoya dołącza do lekarza i Ady, którzy czekają na nią ze wszystkimi informacjami.
– Nie mam dobrych wiadomości, pani senator – zaczyna mówić lekarz i podsuwa w stronę blondynki tablet z wynikami tomografii i rezonansu. – Spodziewaliśmy się, że zawroty głowy i wymioty to wynik wstrząsu mózgu, ale okazuje się, że przyczyną jest krwiak podtwardówkowy, który powstał w wyniku urazu. Powtórzyliśmy badanie i niestety, ale jest na tyle duży, że jesteśmy zmuszeni operować... – Zoya utrzymuje równowagę tylko dlatego, że Ada trzyma ją pod ramię. Inaczej z całą pewnością upadłaby na ziemię, bo większość jej systemów przestaje przyjmować dalsze informacje. Nie docierają do niej nawet strzępki rozmowy, dopóki Ada nie bierze jej za rękę i wysyła krótki system do jej oprogramowania, po którym Zoya kręci głową i cofa się o krok. – Pani Kamska, potrzebujemy pani zgody na operację. Wiem, że dla rodzica to brzmi przerażająco, ale musimy spojrzeć na to z perspektywy, że udało nam się zdiagnozować go kilka godzin po urazie, więc przy powodzeniu operacji, może nie być żadnych konsekwencji...
– A przy niepowodzeniu on może umrzeć – szepcze cicho Zoya, a lekarz kręci głową.
– Pani Kamska, synem zajmie się nasz najlepszy neurochirurg. Jeśli nie będziemy operować jak najszybciej, uraz może się pogłębić...
– Jedyne, co ona słyszy w tej chwili, to informacja o konieczności operacji czaszki syna, którego o mało nie straciła godzinę temu – odpowiada za nią Ada, a lekarz kręci głową, nie robiąc sobie nic z jej pozornie chłodnego tonu.
– Operacja jest konieczna. To niepodważalny fakt, leczenie farmakologiczne może nie zadziałać wystarczająco szybko i doprowadzić do trwałych urazów w mózgu dziecka.
– Proszę dać mi dokument do podpisu i dać nam się z nim zobaczyć. Chcę mu powiedzieć sama.
– Oczywiście – Lekarz podsuwa jej tablet, a Zoya dotyka ekranu dłonią, po czym obraca się i bierze głęboki wdech.
Ada widzi, jak Zoya robi to samo, co w dniu śmierci Elijaha i nie może jej za to nie podziwiać. Ona sama czuje się roztrzęsiona, zagubiona i przerażona całym tym dniem i tym do czego się posunęła i tym, co dzieje się teraz. A taka ilość emocji nie jest dla niej czymś zwyczajnym i codziennym, przez co jeszcze trudniej jest jej trzymać się chłodnej zadaniowości, którą zazwyczaj broni się przed przeżywaniem... czegokolwiek. Jednak nie jest w stanie pozostać obojętna na widok Phineasa w szpitalnym łóżku z opatrunkiem na głowie. Zoya uśmiecha się do niego i siada przy nim, całuje go w czoło i bierze za rękę. Wygląda niemal spokojnie, zupełnie jakby mówiła mu o kolejnych badaniach, a nie operacji, która ma mu uratować życie. Blondynka kładzie się koło syna, który wtula się w jej ramiona i wtedy dopiero Ada zauważa drżenie jej brody i rąk, gdy nie widzi tego Finn, Zoya pozwala sobie na tę minimalną rysę na swoim pozornie spokojnym obliczu. A Ada wie, że musi zdobyć się na to samo, dlatego też siada na łóżku, obok nóg chłopca i zapewnia go, że wszystko będzie dobrze i będą przy nim, gdy tylko się obudzi, oraz mówi mu, że jest naprawdę dzielny. Phineas pyta je tylko o stan Gavina, a Zoya od razu kręci głową, odpowiadając mu, że nic jeszcze nie wiadomo, ale gdy się obudzi po swojej operacji, to od razu mu powiedzą. Chłopak nie zaczyna panikować, wręcz uspokaja Zoyę, że to przecież nie jest jego pierwsza operacja w życiu, a ona jeszcze raz całuje go w czoło i pozwala pielęgniarzowi wyjechać z jego łóżkiem z sali. Dopiero gdy wychodzą znów na korytarz i patrzą jak Phineas znika za drzwiami prowadzącymi na blok operacyjny pediatrii, Zoya obraca się do Ady i wpada w jej ramiona, zanosząc się płaczem. Charlotte podchodzi do nich po chwili i dopytuje o sytuację, a Zoya nie jest chwilowo w stanie jej odpowiedzieć. Robi więc to Ada. W swoim klasycznych chłodnych, niemal pragmatycznych słowach, odsuwając się jednocześnie od przyjaciółki. Charlie obejmuje Zoyę krótko, a bierze jeszcze kilka spazmatycznych wdechów, zanim powie jej, by poszły na dół.
– Wciąż go operują – mówi Charlotte, gdy już porozmawia z jednym z lekarzy i wróci do Zoyi. – Powiedzieli, że to jeszcze potrwa co najmniej kilka godzin. Kilka godzin. Jak bardzo jest źle, gdy potrzebują kilku godzin...
– Lepiej niż kilkunastu minut – odpowiada jej Ada, a gdy Zoya na nią spogląda, ta rozumie, że chyba zabrzmiała zbyt chłodno. – Gdyby nie dało się go uratować, to by nie podejmowali walki, więc to dobry znak, że to potrwa.
– Zadzwoniłam do siostry, powinna tu być za kilkanaście minut. Wiem, że powinniście być na górze...
– Operacja Phineasa też nie będzie krótka. Więc nie ma znaczenia, czy będziemy tu, czy na górze – odpowiada Zoya i kładzie dłoń na ramieniu Charlie. – Chodź, znajdziemy jakieś miejsce, gdzie będziesz mogła usiąść.
Zajmują miejsce w kącie poczekalni, Ada przynosi koc dla Charlie, która siada w poprzek niewielkiej sofy, by wyciągnąć przed siebie nogi. Zoya zadaje jej pytania, o jej rodzinę, o pracę w policji, nawet o jej psa, a Ada zdaje sobie sprawę z tego, że żadna z nich nie toczy tej rozmowy, by się lepiej poznać, tylko by odciągnąć myśli od tego, co się wokół nich dzieje. I ona też, niepewnie, do tego dołącza. Nie ma na tyle bogatego życia, by mówić o własnym, ale z całych sił skupia się na słowach Charlie i Zoyi, jakby były najważniejszą rzeczą na świecie w tej chwili. I w jakiś sposób im wszystkim przynosi to trochę ulgi, przynajmniej dopóki nie pojawia się siostra Flowers, która zaburza całą ich dynamikę. Zoya mówi, że pójdą sprawdzić co z Phineasem, ale gdy wsiadają do windy, ku zaskoczeniu Ady, blondynka naciska przycisk z oznaczeniem parkingu.
– Co robisz? – pyta, a Zoya zaciska usta w cienką linię, jakby chciała brzmieć na absolutnie pewną tego, co powie i co zrobi.
– Jedziemy do domu, jedziemy do laboratorium i uruchomimy tę technologię.
– Oszalałaś, prawda? To jest absolutnie najgorszy pomysł na testowanie EL. Przecież powinnaś być na górze, powinnyśmy czekać na informacje o Finnie i...
– Nie. Nie, Ada. To jest ten moment, którego tak bardzo obawiałaś się po jego śmierci. Ten, w którym w mojej totalnej rozpaczy nie dam sobie przemówić do rozsądku i pozostanę głucha na wszelkie inne argumenty, bo będzie się dla mnie liczyć tylko ten ulotny cień nadziei, że mogę odzyskać mojego męża.
– Na szczęście nie uruchomisz tej technologii beze mnie.
– Nie. Jednak to ja jestem nieugięta na wszelkie argumenty, czy to zdroworozsądkowe, czy po prostu apelujące do emocji....
– A ja się na nie złapię?
– Tak.
– Zoya, to naprawdę nie jest czas na to. Jeśli popełnię błąd...
– A jeśli nasz syn umrze, to chcę by Elijah był przy mnie. Jeśli się okaże, że ta technologia nie działa, to chcę wiedzieć to dziś w nocy. Bo dziś moje życie może rozpaść się już całkowicie, a jeśli się tak stanie, to nie chcę mieć w sobie nawet cienia fałszywej nadziei. Chcę wiedzieć.
– Finn przeżyje operację.
– Tak. A technologia zadziała. Za miesiąc, za dwa. Powiesz wtedy Elijahowi, że mógł być przy mnie, w tę noc, gdy życie naszego syna było zagrożone i go nie było. Bo twoim zdaniem za bardzo histeryzowałam.
– Wiesz, że to nie opcja optymistyczna, czy pesymistyczna mnie przeraża najbardziej. Jeśli technologia nie zadziała, to trudno. Zaakceptujemy kolejny raz, że Elijah nie żyje. Co jeśli jednak zadziała połowicznie? Jeśli stworzymy dziś nową osobę? Nowe zagrożenie?
– To ja wcisnę guzik bezpieczeństwa. Naprawdę, nie mam za wiele więcej do stracenia – mówi chłodno blondynka i rozgląda się po parkingu. – Tak samo, jak ty – dodaje po chwili ciszy, a Ada parska chłodnym śmiechem, bo teraz z całą pewnością Zoya trafiła w samo sedno. Ma ochotę aż jej dogryźć, ale się powstrzymuje, bo żadna z nich nie jest na to w nastroju.
Wsiadają do jednego ze służbowych samochodów EQL, by dostać się do willi nad brzegiem Detroit i cała pewność i cała nieustępliwość, jaką miała w sobie Zoya, pryska, gdy tylko przekroczy próg domu. Kiedy kilka dni temu zdecydowały się dla bezpieczeństwa przenieść tu wszystkie dane projektu, Zoya nie zakładała, że jednak w ogóle go włączą. Ada uznała po prostu, że tak będzie wygodniej, jeśli się na to zdecydują, więc Finn usunął jedynie pliki z serwera EQL, a całe EL wciąż znajdowało się bezpiecznie na serwerze ich domu. I miało tam pozostać nienaruszone na lata, aż na pewno poczują się bezpieczne, aż na pewno będą chciały podjąć ryzyko. Tylko teraz Zoya za dobrze słyszy we własnej głowie słowa Gavina, że nigdy nie będzie w stanie ruszyć dalej, jeśli będzie żyć z przeczuciem, że może odzyskać Elijaha. Choć Zoya w to nie wierzy. Zawsze wierzyła w niego. W jego geniusz. To było jak jej własna religia, to co mieli razem, jacy byli razem i kim byli poza tym. A jednak wbrew temu, co mówiła Adzie, najgłębiej w sobie nie ma za dużo nadziei na to, że ta technologia zadziała. Raczej traktuje to, jak ostatnią deskę ratunku.
Bo choć to niewyobrażalne i zaskakujące nawet dla niej samej ze stratą Elijaha już się w jakimś, niewielkim, stopniu pogodziła. Może nie czekała na nadchodzącą przyszłość, na każdy kolejny dzień z niecierpliwością, ale nie miała już poczucia, że świat bez niego stanął w miejscu, a ona razem z nim. Jednak wizja straty syna, straty swojego pierwszego, ukochanego dziecka, rozrywa jej serce zupełnie nową porcją bólu i strachu. Wizja, że kogokolwiek jeszcze straci, bo śmierć Gavina byłaby dla niej tak samo miażdżącą. I nie chce przez to przechodzić sama.
Tylko wszystko, cała pewność, jaką miała w sobie jeszcze kilka sekund temu, rozpada się wokół niej jak domek z kart, gdy mija drzwi do ich sypialni. Dociera do niej, że się myliła, że wcale nie ruszyła z tego miejsca w swojej głowie nawet o krok, że nadal jest uwięziona w tym domu, w swoich wspomnieniach i dlatego tu nie wracała. Bo za każdym razem chciała tylko wczołgać się do ich łóżka, licząc na to, że pościel wciąż pachnie jak on. Licząc na to, że któreś z jej wspomnień stanie się rzeczywistością i nie będzie już w tym łóżku sama; Elijah jak w jedną z setek nocy, po prostu do niej przyjdzie. Wyślizgnie się na materac za jej plecami i pocałuje jej szyję, obejmując ją w talii i jeśli akurat będą w łóżku sami, bez Ester, to nie skończy na tym jednym pocałunku.
– Zoya. Nie traćmy czasu. Obiecałam twojemu synowi, że będę przy nim, gdy się obudzi i jest to obietnica, której mam zamiar dotrzymać – mówi Ada, łapiąc ją za nadgarstek. Blondynka przytakuje jej niepewnie, jakby nie miała wiary w to, że operacja Finna się powiedzie i idzie za nią do laboratorium. Przechodzą do samego końca, gdzie w urządzeniu diagnostycznym znajduje się szkielet androida. – Daj mi chwilę, muszę wszystko uruchomić.
– Czy mogę jakoś pomóc?
– W tej chwili analizuję całą swoją moralność i miłość, którą mam do was, więc nie, nie możesz mi pomóc. Czuję się, jakby ewentualna zagłada świata była teraz w moich rękach, więc nie, z tym też nic na razie nie zrobisz – odpowiada Ada, włączając po kolei wszystkie urządzenia i dotyka panelu sterującego komputera. – Konstrukt osobowości stworzony przez Elijaha ma nienaruszoną integralność. Mogę go zainstalować i gdy się przekopiuje, to będziemy mogły spróbować go obudzić.
– Więc na co czekamy?
– Na to aż się wycofasz. Na to, aż program zacznie wyrzucać błędy... Sama nie wiem. Programowałam sporo androidów, ostatnio moich dwóch najmłodszych kuzynów i byłam przy ich uruchomieniu. A jednocześnie to coś zupełnie nowego.
– Konstrukt różni się bardzo od oprogramowania androida?
– Androida tak. Niezwykle. Nikt z nas nie próbował projektować defekta – mówi Ada i spogląda na blondynkę. – Konstrukt opiera się na pamięci defekta, na takiej samej kopii jego istnienia, jaką na przykład przenosimy między modelami dziecięcymi a dorosłymi. Czy jaki jest zapisany na moim serwerze na wypadek mojej ewentualnej nagłej śmierci, ale to wciąż transfer android - android. Teraz pierwszy raz przenosimy osobowość człowieka do ciała androida i jeśli to zadziała, to zapiszemy się w historii, Zoyu.
– Jeśli wszystko pójdzie w najgorszym scenariuszu to pewnie też. Tylko nie tak, jakbyśmy tego chciały. – Blondynka uśmiecha się do niej porozumiewawczo, a Ada kręci głową, uśmiechając się lekko. Na ekranie pojawia się pasek postępu, informujący o kopiowaniu konstruktu.
– Powinnaś wiedzieć, że się obawiam. A zazwyczaj nie mam wątpliwości co do swojej pracy. – Zoya przytakuje jej, nie chcąc mówić, że ona też się boi, bo obawia się, że jeśli dopuszczą teraz do siebie rozsądek, to zrezygnują z dalszego działania. – Jednak też boję się o życie Finna. A najmocniej... najmocniej chcę zemsty.
– Ja też – przyznaje blondynka i spogląda kątem oka na ekran. – Dziewięćdziesiąt pięć procent i żadnego błędu?
– Tak. Kluczowa będzie jednak diagnostyka po zainstalowaniu konstruktu. Czy mogłabyś w sumie pójść po jakieś ubranie? Na wypadek, jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem? Moja zażyłość z Elijahem nie była na takim poziomie – rzuca sarkastycznie Ada, a Zoya jej przytakuje i wycofuje się z laboratorium.
Brak błędów oprogramowania daje jej nadzieję, a niestety nadzieja jest ostatnią rzeczą, jakiej Zoya w tej chwili potrzebuje. Wchodzi więc do sypialni i przechodzi do garderoby, mając wrażenie, że upadnie, jeśli się znów zatrzyma. Przesuwa dłonią po wszystkich zawieszonych równo koszulach i marynarkach Elijaha, na samym końcu pomieszczenia widzi białą koszulę, która jest niedbale rzucona na uchyloną szufladę. Podnosi ją i przytula do swojej twarzy na kilka krótkich sekund, jednak czuje tylko zapach kurzu i proszku do prania. Odkłada ją więc na bok i bierze jeden z jego szlafroków, po czym ma już wrócić do laboratorium, ale obraca się i kuca przy sejfie schowanym w jednej z szafek. Dotyka go dłonią i gdy drzwi się otwierają, wyjmuje z niego pistolet, po czym dopiero wychodzi z garderoby. Ada jest pochylona nad panelem sterowania komputera, gdy Zoya do niej wraca i jedynie spogląda dość krytycznie na broń, którą blondynka kładzie koło niej.
– Ja już dziś kogoś zabiłam, nie marzę o tym, by to powtórzyć – mówi beznamiętnie RK100 i kręci głową. – Poza tym, obie wiemy, że nie będziemy w stanie pociągnąć za spust, gdy tylko na nas spojrzy jego oczami.
– To na wypadek, gdyby planował nas zaatakować pierwszy.
– Elijah. Zaatakować kogoś. Nas.
– Tak, to brzmi niedorzecznie, ale dziś już nic nie wydaje mi się... rozsądne.
– Mówiąc o rozsądku – zaczyna Ada i prostuje się, by spojrzeć na blondynkę. – Kopiowanie konstruktu zakończone, wszystkie systemy są kompatybilne, możemy go włączyć.
– Gdybym była wierząca, to byłby moment na modlitwę.
– Naprawdę gadasz rzeczy kompletnie niedorzeczne – parska Ada i kręci głową, po czym dotyka jeszcze raz panelu sterowania i wycofuje się, by stanąć obok przyjaciółki.
Zoya chyba nigdy nie słyszała takiej ciszy, jak przez te kilka sekund, gdy stały obok siebie w laboratorium. Cisza była głównie między nimi, w końcu w pomieszczeniu szumiała elektronika i klimatyzacja, a na zewnątrz wiał wiatr, ale dla nie liczy się nic. Chciałaby w sumie powiedzieć, że znów się boi, ale to nie prawda, nic nie wydaje jej się już przerażające, gdy poznała strach o własne dziecko. Teraz po prostu chciałaby, by to wszystko okazało się porażką, by mogła mieć pewność, że cała ta nadzieja, do której podchodziła z taką ostrożnością, była złudna. Że znów dała się oszukać. Tym razem własnym uczuciom.
Choć Ada włączyła androida przed nimi i diagnostyka informuje je, że jest sprawny, ten nie rusza się przez prawie piętnaście sekund, aż w końcu otwiera oczy. I Zoya już rozumie, co jej przyjaciółka miała na myśli, że nie będą w stanie zareagować, bo patrzą na nią niebieskie oczy jej męża i już samo to, powoduje, że jest bliska temu, by jej system znów się zawiesił.
– Och, więc jednak niechybna śmierć. Interesujące... – odzywa się android. To, że jego głos brzmi, jak głos Elijaha to jedno, dużo bardziej przerażające jest dla nich obu to, że mówi on z taką samą manierą i chłodem, z jaką potrafił mówić Kamski. Unosi dłoń na wysokość swojej twarzy i zaciska kilka razy palce, obserwując pracę śnieżnobiałego szkieletu. – Nie tak, jak to, że data ostatniego zapisu plików konstruktu jest z ósmego września, a mamy dziesiąty listopada. I domyślam się, że są trzy opcje, że zwlekałyście z użyciem tej technologii aż do teraz.
– Tak, tak. Monologi są bardzo w jego stylu, ale ja chciałabym wiedzieć, czy EL zadziałało, czy jesteś obcą nam osobą – mówi Ada, a on uśmiecha się i kręci głową.
– Pierwsza opcja była taka, że musiałyście dopracować technologię, a przy okazji proces weryfikacji obudzonego androida. Znalazłyście jakiś test, który wskaże, czy jestem tą samą osobą, czy jestem kimś nowym i mam jedynie jego wspomnienia. Jednak po twoim pytaniu wiem, że ta opcja już odpada – mówi beznamiętnie.
– To prawda, nie możemy cię zapytać o coś błahego, jak to, gdzie się poznaliśmy z Elijahem, czy kiedy przyszła na świat nasza córka. To wszystko wiesz, jeśli masz jego wspomnienia – mówi Zoya. Słyszy swój własny głos i ma wrażenie, że należy on do kogoś innego, co tylko obrazuje jej szok i niepokój.
– Tak, mam jego wspomnienia. Co przerażające, mój umysł nie działa tak wybiórczo, jak umysł ludzki, więc niestety pamiętam też wyraźnie rzeczy, o których Elijah Kamski raczej wolał nie myśleć... – mówi, spuszczając na chwilę wzrok, zanim znów podniesie go na kobiety przed sobą. – Druga opcja jest taka, że czekałyście z użyciem tej przełomowej technologii na Dzień Wyzwolenia, ale skoro nie ma kamer, prasy i kandydata na prezydenta, to w to też wątpię.
– Nie, nie jesteś w ukrytej kamerze – rzuca cierpko Ada i zaciska usta, zanim weźmie płytki wdech. – Chcemy wiedzieć, czy jesteś Elijahem Kamskim.
– Jak mogę być kimś, kto nie żyje i kogo pochowałyście osiemnastego września. To oczywiste, że nim nie jestem, gdy ja jestem żywy – odpowiada, patrząc Adzie prosto w oczy i uśmiecha się kolejny raz, mniej pewnie, niemal nerwowo. – Z drugiej strony nie mam poczucia, że jestem kimś innym. Musicie mi wybaczyć, że nie mam dla was jasnych odpowiedzi, gdy żyję od mniej więcej dwóch minut. Obecnie mój proces myślowy jest dla mnie czymś całkowicie zaskakującym, a co dopiero świadomość kim jestem.
– Jednak posiadasz wspomnienia mojego męża, posiadasz całą jego wiedzę...
– Tak. Tylko czy to jednak wystarczające, by być tą osobą? – pyta niemal filozoficznie i teraz przygląda się blondynce naprzeciwko siebie. – Wróćmy jednak trzech możliwości, przez które użyłyście tej technologię dopiero teraz. Trzecia opcja jest najbardziej oczywista, patrząc na wasz wygląd i krew na twoim mankiecie... Wnioskuję, że stało się coś tak przerażającego, że nie mogłyście już dłużej czekać.
– Owszem – przyznaje blondynka, robiąc krok w jego stronę i spogląda mu prosto w oczy. – Mój syn został dziś porwany. Został porwany przez tę samą osobę, która dwa miesiące wcześniej, w tym domu, odebrała mi męża i pozwoliła mi znaleźć jego zakrwawione ciało na podłodze. Napastnik chciał wykorzystać Phineasa do zniszczenia EL, ale mój syn nie chciał tak łatwo się na to zgodzić. W końcu strasznie, każdego dnia na nowo, przypomina mi mojego męża. Ma jego upór, jego spryt, jego wolę walki... Więc został pobity – mówi Zoya, nie spuszczając wzroku nawet na ułamek sekundy, próbuje wyczytać coś, cokolwiek z jego oczu, z jego lekkiego, nerwowego zaciśnięcia dłoni, które bierze za dobrą kartę i zbliża się do niego jeszcze o krok. – Mój syn jest właśnie operowany, bo lekarze znaleźli krwiak w jego mózgu. Więc jeśli ta technologia mogła sprowadzić tu jego ojca, to chciałam spróbować. Bo w tej chwili zrobiłabym wszystko, by sprowadzić do siebie z powrotem jedyną osobę, która zrozumie mój ból i strach, bo też byłaby gotowa spalić ten świat do gołej ziemi, jeśli miałoby to zapewnić jego dzieciom bezpieczeństwo – oświadcza z pewnością, której nie słyszała w swoim głosie od bardzo dawna, po czym uśmiecha się chłodno. – Więc wybacz, że zawiodłyśmy postawione przed nami oczekiwania i nie opracowałyśmy jakiegoś wybitnego testu, by zweryfikować twoją tożsamość, ale byłyśmy zbyt zajęte zapewnieniem mojej rodzinie bezpieczeństwa. I nie mam zamiaru dłużej bawić się w jakieś podchody i filozoficzne rozprawy o istocie egzystencji, gdy mój syn...
– Nasz syn, Zoyu – wchodzi jej w słowo, a ona czuje, jak całe jej wnętrze, coś, co człowiek pewnie określiłby duszą, drga na dźwięk swojego imienia w jego ustach. – Zaapelowanie do moich uczuć. Brawo. Jednak opracowałaś wybitny test, pani Kamska.
– Więc kochasz mnie? Mam tak łatwo uwierzyć, że naprawdę jesteś nim? Że darzysz mnie tymi samymi uczuciami, co mój mąż?
– Och, pani Kamska. Nie wydaje mi się, by pani mąż po prostu panią kochał – śmieje się kpiąco, patrząc jej prosto w oczy. – Miłość to o wiele za małe słowo, by powiedzieć, co do ciebie czuję.
– Na szczęście, nie musisz mi już tego mówić. Marnować czasu na mówienie mi oczywistości... – odpowiada blondynka i wyciąga w jego stronę dłoń, z której znika syntetyczna skóra.
Słyszy w swojej głowie ostrzeżenie ze strony Ady, że to może być podstęp, że to wciąż może nie być Elijah, a jedynie ktoś, kto dzięki jego wiedzy, umie ją podejść. Jednak dla niej żadne ostrzeżenia nie mają najmniejszego znaczenia. Bierze go za rękę, nawiązując połączenie i niemal od razu zostaje zalana oceanem uczuć. Przede wszystkim zagubieniem, niepewnością i niezrozumieniem swojej sytuacji, ale gdy tylko on wyczuwa jej obecność, wszystko, cały ten huragan myśli, zdaje się uspokajać, a ona pierwszy raz, czuję tę całą miłość, której Elijah nigdy nie umiał ubrać w słowa. Zawsze się starał, zawsze prawił jej najlepsze komplementy i czasem mówił dokładnie to, co chciała od niego usłyszeć, ale dopiero teraz zdaje sobie w pełni sprawę z tego, że on naprawdę kocha ją tak mocno, jak ona jego. Nigdy nie była w romantycznym związku z drugim androidem, nigdy nie nawiązała połączenia z kim darzącym ją takimi uczuciami, więc dla niej też jest to zupełnie nowe. Jednak teraz nie ma już wobec niego żadnych wątpliwości, wie, że to Elijah.
– Jak możesz mieć wątpliwości co do moich uczuć wobec ciebie, gdy właśnie dla ciebie stworzyłem tę technologię. Bo rozstanie z tobą wydawało mi się tak dewastującą wizją, że za nic nie chciałem nas na to skazywać – mówi, nie przerywając połączenia, a ona czuje łzy spływające jej po twarzy.
– Tylko dla mnie najgorsze już się stało, Elijah. Ja już cię straciłam, dla ciebie te dwa miesiące nie istniały, a dla mnie...
– Więc się tym ze mną podziel – odpowiada, biorąc ją za drugą dłoń.
Robi to, o co ją poprosił. Pokazuje mu swoje wspomnienia, nie wszystkie, na to nie mają czasu, więc buduje wokół nich kolaż ze swojego smutku, cierpienia straty. Obudowuje ich całym swoim bólem i rozpaczą jak murem i przeskakuje jak w kalejdoskopie po kolejnych traumatycznych wydarzeniach ostatnich miesięcy bez niego. Może w innych okolicznościach bałaby się, co ten pomyśli o jej rezygnacji, o tym, że się poddała i przestała być tą osobą, w której kiedyś się zakochał, ale teraz nie ma to dla niej najmniejszego znaczenia. Nie ma zamiaru go oszukiwać, gdy jedne z najgorszych rzeczy w jej życiu się po prostu stały. A go przy niej nie było. Nie ostrzegł jej. Nie przygotował na to. I jest zaskoczona tym, że Elijah czuje z tego powodu poczucie winy, a jednocześnie rozbija cały ten mur, który ona wokół nich zbudowała niemal cegła po cegle, zapewniając ją, że teraz już jej nie zostawi.
A Zoya mu wierzy. Wierzy jemu i wierzy w niego, jak w nic innego na całym świecie. Bo znów może zamknąć się w jego ramionach przed wszystkim, co złe i mieć pewność, że odzyskała swoje miejsce na ziemi.
– Czyli to naprawdę ty – mówi Ada, gdy kończą połączenie. Podchodzi do nich i wręcza mu szlafrok, który Elijah na siebie wkłada.
– Jak widać – odpowiada i pozwala, by biały szkielet zniknął pod skórą, a Zoya kręci głową, jakby nie wierzyła w to, co widzi. Wygląda identycznie. Pozornie wszystko w jego wyglądzie zgadza się z jej wspomnieniami, z tym, jak sama go widziała, a jednocześnie nie może oprzeć się wrażeniu, że jej mąż wygląda jeszcze szlachetnej. – Tęskniłaś?
– Żartujesz? W końcu miałam firmę tylko dla siebie i nie musiałam znosić twoich kaprysów. To było jak wakacje, gdyby nie zawodzenie Zoyi i dzieci, pochowałabym tę technologię razem z tobą – odpowiada sarkastycznie Ada, a on śmieje się głośno. I ten śmiech, który obie pamiętały tak dokładnie, jest dla Zoyi najprzyjemniejszym dźwiękiem, jaki słyszała w całym swoim życiu. Elijah wyciąga rękę w stronę RK100, która też nawiązuje z nim połączenie i po niecałej minucie, oboje uśmiechają się do siebie ciepło.
– Dziękuję.
– To też moja rodzina – odpowiada mu Ada i pozwala mu objąć się krótko. – Idźcie się przebrać i wróćmy do szpitala. Poczekam na was w salonie.
Przytakują jej, a Elijah wyciąga dłoń w stronę Zoyi, która rusza obok niego korytarzem w stronę sypialni. Ma ochotę powiedzieć mu już teraz, jak obce stało się dla niej to miejsce bez niego, jak nie do zniesienia zrobiły się te korytarze i jak nie mogła do nich wrócić, bez świadomości, że odebrano jej tu nie tylko męża, ale i całą nadzieję. Tylko nawet pomimo tego, że nie mają nawiązanego połączenie, Elijah wyczuwa jej niepokój, bo zaciska mocniej palce na jej ręce. Gdy tylko przekraczają próg sypialni, przyciąga ją w swoje ramiona, a ona wpada w nie i obejmuje go mocno, niemal rozpaczliwie, jakby czekała na to od tygodni.
Podzieliła się z nim jedynie niewielką częścią swojego bólu, ale ona w zupełności wystarczyła, by nabrał ochoty na skrzywdzenie każdej osoby, która przyczyniła się do cierpienia jego ukochanej. Ktoś naruszył jego największą świętość, jedyną świętość, jaką Elijah miał w życiu. On mógłby umierać jeszcze nie raz, cierpieć w nieskończoność, jeśli miałoby to zapewnić im bezpieczeństwo, ale stało się coś zupełnie odwrotnego. Elijah ma poczucie, że zapłacił najwyższą cenę, a jego bliscy i tak zostali skazani na cierpienie o wiele większe, o wiele bardziej wykraczające poza samą stratę. I choć wie, że nie ma tu w żaden sposób jego winy, sam przecież padł ofiarą, w tym najbardziej klasycznym znaczeniu tego słowa, tej całej sytuacji, to i tak chcę jej za to zadośćuczynić.
– Tak długo, jak jesteś obok mnie, ze wszystkim damy sobie radę, najdroższa – szepcze, kładąc dłonie na jej policzkach, a Zoya patrzy mu prosto w oczy i już rozchyla usta, by coś powiedzieć, ale Elijah kręci głową. – Nie chcę słyszeć nic innego, poza: wierzę ci.
– Kocham cię – odpowiada, a on od razu się uśmiecha.
– Dobrze, to też jest... – Przerywa, bo Zoya go całuje, jeszcze mocniej wpadając w jego ramiona.
Elijah nie czuje się sobą, nie tak do końca. Z całą pewnością wciąż jest Elijahem Kamskim, osobą, która stworzyła więcej przełomowych technologii w trakcie swojego, niestety dość krótkiego, życia, niż w ciągu ostatniego wieku w ogóle na świecie. Jednak znajdował się teraz w zupełnie nowym ciele, w zupełnie nowej rzeczywistości i ma poczucie, jakby w końcu był wolny. Jakby został wyrwany z okowów ciała, które rządziło się głównie słabościami, głodem, zmęczeniem, zamiłowaniem do czerwonego wina, którego jeśli wypił za dużo, następnego dnia zalewało się bólem. Rano potrzebowało kawy, w ciągu dnia litrów wody i przynajmniej jednego porządnego posiłku. Jego zdaniem. Zdaniem jego żony nie mniej niż trzech. Dopadały go choroby, mdłości, bóle pleców, czy niewyspanie się, a teraz to wszystko zniknęło. I jednocześnie ma poczucie tej wolności, a z drugiej też pustki, jakby wyrwano go z korzeniami z czegoś, co znał całe swoje życie. Czuje się, jakby brakowało mu elementów, lub raczej miał ich teraz aż za dużo, gdy nie musi przejmować się czymś takim jak oddychanie, jakby jego umysł uwolniony od konieczności utrzymywania jego śmiertelnej powłoki mógł nagle skupić się na tysiącu innych rzeczy, ale chwilowo jeszcze nie wybrał jakich. Chwilowo głównie zastanawia się, na tym ile stracił przy tej zmianie, choć przecież przede wszystkim na tym zyskał.
I gdy Zoya go całuje, nagle cała ta pustka się rozmywa, bo poza miłością pojawia się w nim też uwielbienie dla niej, dla dotyku jej ust, dla jej jasnych, miękkich włosów, w które wsuwa dłoń. Dla wszystkiego, w czym zakochał się tak obsesyjnie, gdy tylko zobaczył ją po raz pierwszy. Elijah przesuwa dłoń na jej szyję, gdy drugą ręką obejmuje ją w pasie, a w jego umyśle pojawia się uczucie, które do tej pory brał zawsze za coś fizycznego. A jednak jej pragnie. W zupełnie nowy sposób. I ma ochotę się roześmiać. Ma ochotę pocałować ją kolejne tysiąc razy i jej o tym powiedzieć, ale jednocześnie, gdy spogląda w jej ciepłe oczy wie, że nie musi. Bo Zoya niezmiennie wie, o czym myśli, zanim on w ogóle postanowi te słowa wypowiedzieć na głos.
– Wiem, że mamy dla siebie całą wieczność, ale w tych okolicznościach, nie traćmy więcej czasu – mówi Zoya, odsuwając się pierwsza i idzie do garderoby. Ona zmienia tylko koszulę na miękki sweter i idzie do pokoju Finna, z którego zabiera mu kilka rzeczy, po czym spotykają się w salonie, gdzie Ada obrzuca Elijaha spojrzeniem.
– Martwi mnie to, że możesz przyprawić kilka osób w wieży o zawał – zauważa chłodno RK100, ale uśmiecha się przy tym szeroko. – Choć dobrze widzieć was znów razem. Teraz już naprawdę wyglądacie jak wykuci z marmuru – dodaje i rusza w stronę wyjścia.
– Nie poruszymy problemu mojego nagłego powrotu z martwych? – pyta kpiąco Elijah, biorąc swoją żonę za rękę i ruszając za Adą. – Nie, żeby mnie w jakimś najmniejszym stopniu obchodziło to, kto się dowie, że żyję, a kto nie. W okolicznościach, gdy nasz syn jest operowany, to nie ma żadnego znaczenia. Zaczniemy się tym przejmować, gdy będziemy mieć pewność, że z tego wyjdzie.
– Powinnam ci powiedzieć, że nie tylko Finn w tej chwili jest operowany, Eli – zaczyna Zoya, zaciskając mocniej dłoń na jego ręce. – Gavin...
– Czemu miałby obchodzić mnie Gavin? – pyta beznamiętnym głosem, gdy wsiadają już do samochodu zaparkowanego przed willą. – I czemu jedziemy mydelniczką na kołach, a nie prawdziwym autem. Chyba nie sprzedałaś moich aut po mojej śmierci, najdroższa?
– Jeśli miałam jakieś wątpliwości co do tego, czy naprawdę jesteś Elijahem, to właśnie się rozmyły – komentuje cierpko Ada, a Zoya, która usiadła na tylnym siedzeniu, pochyla się i kładzie mężowi rękę na ramieniu.
– Twój brat powinien cię obchodzić choćby dlatego, że to tylko dzięki niemu nasz syn jeszcze żyje.
– Mój brat – powtarza po niej i kręci głową, zanim sięgnie po jej dłoń i uniesie ją do swoich ust. – Nie mogę się doczekać, jak mi o wszystkim opowiesz, ale teraz skupmy się na naszym dziecku.
Całuje jeszcze raz wierzch jej dłoni, a ona przesuwa nią po jego policzku, zanim oprze się o tylne siedzenie. Elijah pyta Adę o naukowe aspekty technologii, dzięki której udało im się sprowadzić go z powrotem, a Zoya nawet nie słucha, o czym mówią. Nie musi. Sam dźwięk ich głosów jest dla niej najbardziej kojącą rzeczą na świecie. Niemal jak wzięcie w ramiona Ester, czy rozmowa z Phineasem, gdy wróci na weekend do domu. Wciąż obawia się, że lekarze będą mieli dla nich najgorsze możliwe informacje, gdy tylko wrócą do szpitala, a jednocześnie wie, że teraz odzyskała chociaż swojego największego sojusznika.
Zanim wysiądą z samochodu, Elijah związuje niedbale włosy i wciąga na głowę kaptur, po czym obraca się do Zoyi i parska śmiechem.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że właśnie miałem powiedzieć ci, że zapomniałem okularów z domu – mówi i kręci głową, a ona ma ochotę go pocałować i rozpłakać się jednocześnie, że znów ma go obok siebie. – Będę musiał do tego przywyknąć i ty też. Zawsze lubiłaś mnie w okularach.
– Zawsze możesz nosić zerówki – wtrąca sarkastycznie Ada i wysiada jako pierwsza.
– Stała się nerwowa.
– Pewnie dlatego, że zginął jej najlepszy przyjaciel, jego żona rozsypała się w rozpaczy, a ona żyła dwa miesiące w strachu o ich syna, bo jako jedyna wiedziała, że pomagał wam programować EL. To pewnie dlatego zrobiła się lekko drażliwa – odpowiada Zoya i też wysiada z samochodu, a on dogania ją błyskawicznie i bierze za rękę. Blondynka posyła mu zaskoczone spojrzenie, zanim przytuli się do jego boku, a on całuje czubek jej głowy. – Tak długo, jak jesteś obok mnie, ze wszystkim damy sobie radę? – powtarza jego słowa, a brunet od razu jej przytakuje.
Wsiadają do windy i jadą na blok operacyjny, gdzie pielęgniarka siedząca w przy biurku od razu reflektuje się na ich widok. Informuje ich, że już dzwoni po lekarza, co tylko sprawia, że Zoya jest jeszcze bardziej zdenerwowana, jeszcze bardziej boi się, że stało się wszystko, co najgorsze. Mimo to odsuwa się od Elijaha, bo ostatnie, czego jeszcze potrzebuje w tej sytuacji, to spojrzeń i pytań.
– Więc obie operacje się zakończyły i mam dwie wiadomości, dobrą i złą – zaczyna lekarz, stając naprzeciwko nich. – Dobra dotyczy pani syna, pani senator.
Zoya wie, że pewnie nie wybaczy sobie tego zbyt łatwo, ale czuję ulgę. Nawet jeśli jednocześnie zdaje sobie sprawę kogo w takim razie dotyczy zła informacja.
Kaboom. Powiem wam, że pisanie tego ficzka, gdy miałam przez cały czas świadomość, że Elijah wróci nie było łatwe. Musiałam sobie cały czas przypominać, że Zoya, Ada czy Gavin o tym nie wiedzą, więc nie mogą podejmować decyzji opartych o wiedzę, której nie posiadają.
I wymykali mi się spod kontroli.
Jednak jak widzicie, to nie tak, że Eliasz znów jest u mnie martwy. Przynajmniej on.
Bo nie kończymy z cliffihangerami.
Dzięki, że jesteście.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top