Pytania bez odpowiedzi ✴ 12.09.2045
Chciała do domu. Irracjonalnie przez większość czasu nie marzyła o niczym innym niż o tym, by wrócić do domu. Do swojej kuchni, której rozkład zna na pamięć, do dużego łóżka w sypialni, do pokoju Ester, gdzie były jej wszystkie zabawki, do salonu, do ulubionego miejsca na sofie, na którym lubiła przesiadywać czytając książki z kotem na kolanach. Tylko zawsze w tej samej chwili przychodziło do niej objawienie, że jej domu już nie ma. Choć willa dalej stoi nad brzegiem Detroit i nic się w niej realnie nie zmieni, może poza dywanem na podłodze, to już nie jest dom. I jednocześnie Zoya zaczyna bać się, że nigdy nie będzie gotowa wrócić do tego miejsca, wejść do garderoby i zmierzyć się ze wszystkimi rzeczami Elijaha i wszystkimi wspomnieniami. To miejsce, cała idea posiadania "domu", który nie jest tylko budynkiem, umarła dla niej wraz z nim. I teraz Zoya nie ma ani jednego miejsca, gdzie czułaby się bezpieczna. Obserwując jedną ze swoich kotek, dochodzi do wniosku, że jest teraz dokładnie taka sama jak i ona. Wystraszona, stawiająca ostrożnie każdy kolejny krok i przede wszystkim rozpaczliwie wołająca osobę, która już nie wróci. Ona, tak samo jak i Tea, nie odnajdzie się do końca w nowym domu, jeśli dalej będzie brakować tam tej jej jednej ulubionej osoby. Osoby, z którą Zoya zmieniła lodowatą willę w dom, za którym teraz tak rozpaczliwie tęskni w każdej sekundzie swojej egzystencji.
- Więc on już będzie tak zawsze siedział przed domem? - pyta ją Finn, wyrywając ją z zamyślenia. Zoya obraca się do niego, nie kryjąc się z tym, że nie wie, o czym dokładnie mówi jej syn. Chłopak wskazuje na ekran przy drzwiach, na którym wyświetla się podgląd ze wszystkich kamer. - Gavin Reed. On będzie tu siedział tak cały czas?
- Dopóki nie znajdą osoby odpowiedzialnej, to na to wygląda - odpowiada blondynka i wraca do ścierania sera na tarce.
- A czemu on, a nie Connor?
- Bo Connor ma większe szanse na to, by znaleźć mordercę.
- A czy wiadomo dlaczego...
- Nie, Finn. Nie będziemy o tym rozmawiać przy obiedzie.
- To co, rozmowy o mordercy ojca zostawimy sobie na deser? - pyta kpiąco chłopak, a Zoya upuszcza tarkę, która uderza w szklaną miskę z lekkim hukiem. - Przepraszam, po prostu nie traktuj mnie jak dziecko.
- Jesteś dzieckiem.
- Elijah mnie tak nie traktował - mruczy pod nosem Finn i podchodzi do niej. Przejmuje od niej ścieranie sera, a Zoya staje obok i przygląda mu się uważnie, zanim go do siebie nie przytuli. Całuje czubek jego głowy i dopiero odsuwa się znów kilka kroków.
- Postaram się zmienić podejście, ale nie chcę też, żebyś przez to wszystko dorósł za szybko.
- Ja jestem już na akademickim poziomie nauczania, w wieku osiemnastu lat pewnie będę kończył doktorat...
- I nadal będziesz strasznym dzieciakiem. Moim dzieciakiem na pewno - wchodzi mu w słowo blondynka, a on uśmiecha się mimowolnie. - Więc jeśli chodzi o Gavina, to zrezygnował z pracy przy tym śledztwie, żeby mieć na nas oko. I... wygląda na to, że Elijah chciał go o to poprosić.
- Dlaczego?
- Tego nie wiem - przyznaje szczerze blondynka i wyłącza piekarnik, gdy ten zaczyna piszczeć. - Pójdę po Ester.
- A może zaprosimy go na obiad? W sensie skoro już tam siedzi... - proponuje Finn, a Zoya przez krótką chwilę to rozważa, zanim pokręci głową.
- Nie ma Ady, więc obawiam się, że nie będę się czuła zbyt pewnie - odpowiada i już ma iść schodami na górę. - W szafce pod oknem są plastikowe opakowania. Jeśli chcesz, to możesz mu zanieść obiad.
Chłopak przytakuje jej i wyjmuje pudełko, do którego nakłada trochę zapiekanki, którą posypuje startym serem i bierze widelec. Po namyśle wkłada pojemnik w papierową torbę i dorzuca do niej kartonik z sokiem, zanim wyjdzie z domu. Phineas czuje się źle w zamknięciu, wysokie mury wokół domu Ady niebezpiecznie przypominają mu dom dziecka, w jakim przez jakiś czas przebywał. Wtedy też nie mógł się nigdzie ruszyć, jeśli oczywiście miałby taką możliwość, bo wtedy raczej poruszanie się w ogóle kojarzyło mu się z bólem. Przez ostatnie parę lat z kolei, nie dość, że miał takie możliwości, to pierwszy raz w życiu miał też do kogo się wybrać. Miał przyjaciół, miał znajomych, miał rodzinę i dom, który był tak jasny i otwarty, że ani przez moment nie miał tam nieprzyjemnych wspomnień z domu dziecka. A od kilku dni nie może pozbyć się wrażenia, że utknęli w potrzasku i choć bardzo chce spytać Zoyę o możliwość spotkania się chociaż z najlepszym przyjacielem, tak gdy dochodzi do furtki, to boi się ją otworzyć. Nie zna szczegółów na temat tego, co spotkało Elijaha, ale nigdy w życiu nie widział Zoyi tak przerażonej, jak wtedy, gdy po niego przyjechała, więc to nie mogło być nic subtelnego. I Phineas zaczyna się bać, że to może spotkać też jego, jeśli ktokolwiek się dowie, że miał swój wkład w ostatnie badania ojca.
I nagle przystaje w pół kroku.
Eksperyment Elijaha wydaje mu się teraz tak odległym wspomnieniem, jakby od rozmowy o nim minęły całe lata, a nie dziesięć dni. Chłopak obraca się w stronę domu, czując nagłą potrzebę, by zadzwonić do Ady i wszystko z nią omówić, ale jednocześnie znów zalewa go kolejna fala strachu, tym razem o to, że sprowadzi na swoją rodzinę kolejną katastrofę, jeśli tylko się odezwie. Wie też, że na pewno nie może podjąć tematu, gdy Zoya będzie obok, bo to była jedna z pierwszych rzeczy, jaką sobie obiecali z Elijahem, że nie pozwolą, by się dowiedziała, dopóki nie będą mieć pewności, że to, co planują, jest w ogóle możliwe. Otrząsa się powoli z pomysłu skontaktowania się z Adą i otwiera w końcu furtkę, wychodzącą na prostą drogę i osiedle pięknych, dużych domów. Policjant siedzący w samochodzie spogląda na niego zaskoczony, gdy chłopak podchodzi do drzwi od strony pasażera i wsiada do auta.
- Przyniosłem ci obiad - mówi Finn, podając Gavinowi torbę, a ten otwiera oczy jeszcze szerzej. - Mama gotuje takie ilości jedzenia, że mogłaby tym wykarmić pół twojego posterunku. Siedzenie w kuchni ją podobno uspokaja.
- Widać pewne rzeczy się nie zmieniają - odpowiada, wyjmując z torby sok i spogląda na chłopaka.
- Nie mam innych, to Estery. - Phineas wzrusza ramionami, patrząc jak Gavin otwiera pudełko z jedzeniem i uśmiecha się wyraźnie zadowolony. Po czym przenosi na niego spojrzenie.
- Powinieneś spadać, zanim Zoya znów mnie opierdoli.
- Pozwoliła mi przynieść ci żarcie, gdyby była Ada, to może nawet mógłbyś zjeść z nami przy stole, jak człowiek.
- No już się tak nie rozpędzaj, raczej się nie zanosi, by miała ochotę usiąść ze mną do stołu.
- Jaki wy macie w ogóle ze sobą problem? Lorraine nigdy nie mówi więcej niż, że za sobą nie przepadacie z tatą.
- Tatą - parska Gavin, grzebiąc widelcem w zawartości pudełka.
- Co?
- Nic, to dla mnie surrealistyczne. Że ktoś mówi o Elijahu: tata.
- Więc? Powiesz mi o co wam poszło?
- A on ci nie opowiadał? Jakichś paskudnych historyjek na mój temat? - pyta Gavin, pakując kolejną porcję warzyw w sosie do ust. To pierwszy normalny posiłek w jego życiu od prawie czterech dni i sam jest trochę zaskoczony tym, jak bardzo był tak naprawdę głodny. Pamięta doskonale, że Zoya dobrze gotowała, ale ewidentnie życie rodzinne wyszło jej na dobre, bo udoskonaliła swój warsztat.
- Nie, mówił tylko, że lepiej jest dla wszystkich, jak trzymacie się od siebie z daleka. Wiem, że Zoya jeży się na sam dźwięk twojego imienia.
- Mieliśmy trudne dzieciństwo - odpowiada mu zdawkowo. - Byłem dla niego chujem, ale on nie pozostawał mi dłużny. Ostatecznie zawsze jego było na górze.
- Nie przeklinaj przy mnie, bo Zoya zabroni mi przynosić ci jedzenie.
- Sorry, obiecuję poprawę - mówi i uśmiecha się do dzieciaka, który chyba nie ma zamiaru się na razie ruszyć z miejsca. - Jak się trzymasz?
- Chujowo...
- Ej! To ja mam się wyrażać, a ty co?!
- A mam być szczery, czy kulturalny? - pyta kpiąco Phineas, a Gavin kręci głową z dezaprobatą. - Ja tak w sumie to nie wiem, co się dzieje. Nie dociera to jeszcze do mnie, że... nie dociera do mnie, co się stało. Martwię się milionem rzeczy na raz, mając wrażenie, że nie martwię się najważniejszym. Wiesz, mam poczucie, że to głupie, że stresuję się teraz, że nie oddam pracy w terminie na uczelni, czy że nie mam kontaktu z kolegami, bo nie wiem, jak się zachować. Zoya... jest taka smutna, że mam wrażenie, że rozpadnie się na kawałki, jak spytam ją o to, czy zabrała mi ładowarkę do konsoli.
- Myślę, że nie ma jakiejś uniwersalnego przepisu na to, jak przeżywać coś takiego - mówi po chwili ciszy Gavin. - Na pewno możesz na nią liczyć, wiesz, możesz być z nią szczery.
- Ta, dzięki. - Finn zaciska mocno usta, w czym trochę przypomina mu Zoyę, nawet jeśli jest to przecież kompletnie irracjonalne. Gavin ma ochotę poklepać dzieciaka po plecach, ale się powstrzymuje i dalej je obiad.
- Byłeś z nim bliżej niż z nią, co? O to chodzi?
- To aż takie oczywiste?
- Jak się go znało, gdy był w twoim wieku, to tak - mówi i uśmiecha się do niego. - Też był znerwicowanym geniuszem z mnóstwem sarkazmu.
- A ty?
- Ja? A ja miałem mu za to ochotę wlać przez większość czasu - odpowiada, a Finn niespodziewanie parska śmiechem. - Był strasznie irytującym gówniarzem.
- To widać mam to po nim - rzuca sarkastycznie chłopak i momentalnie się reflektuje. Gavin widzi, jak Finn zaciska usta, a jego broda drży lekko i przez chwilę porucznik obawia się, że dzieciak się rozklei. Ten jednak trzyma się dzielnie i spogląda w okno. - To był taki nasz żart. Zoya zawsze śmiała się, że jestem jego kopią, chociaż znałem go niecałe pięć lat.
- Jak nie był chujowy w byciu ojcem, to czas chyba nie ma aż takiego znaczenia. Sam najlepiej pamiętam te momenty, w których mój stary zachowywał się jak ojciec, a nie część wystroju wnętrz - mówi chłodno Reed i grzebie dalej widelcem w jedzeniu. Phineas przytakuje na jego słowa i mruży lekko oczy, na widok auta zbliżającego się w ich stronę. Czarny, nowoczesny samochodów zatrzymuje się obok nich, a na twarzy chłopaka pojawia się uśmiech.
- Nikodem - mówi, wysiadając, a Palmer robi to samo. Gavin pozostaje na swoim miejscu, widząc, jak chłopak przytula się do szatyna, który sprawia wrażenie, jakby przez ostatnie pięć lat nie postarzał się ani o dzień. Prawnik rozmawia z chłopakiem, który wskazuje na Reeda, a Nikodem od razu do niego podchodzi. - Zoya wie, pozwoliła mi przynieść mu obiad - woła jeszcze Finn, gdy Gavin opuszcza szybę i spogląda na szatyna.
- Trzymaj się od naszej rodziny z daleka, Reed.
- Próbuję utrzymać twoją rodzinę przy życiu, Palmer - odpowiada mu bez chwili namysłu.
- Wybacz, że mam wątpliwości wobec twoich kompetencji, ale raz moja siostra prawie przez ciebie zginęła.
- Co? - wtrąca Finn, który staje obok Nikodema. - O czym wy mówicie? - Obaj mężczyźni momentalnie się reflektują, a Gavin widzi po Palmerze, że ten błyskawicznie myśli, jakie kłamstwo sprzedać dzieciakowi, by ten nie drążył tematu.
- Idź do domu, młody - mówi Gavin, spoglądając na Finna. - Pogadamy jutro, jeśli będzie okazja.
- Tak, idziemy do domu - przytakuje Nikodem i opiera dłoń na drzwiach samochodu porucznika. - Jak Zoya powie mi, że siedzisz tu wbrew jej woli, to będzie koniec twojej kariery. Gwarantuję ci to.
- Już nie bądź taki troskliwy. Zajebali jej męża cztery dni temu, a ty pojawiasz się dopiero teraz? Co, musieliście z rodzinką rozpisać jej nowy plan na życie?
- Nie masz nawet pojęcia, jak ogromną ochotę mam teraz ci przypierdolić, Reed.
- To chyba nie wpłynęłoby za dobrze na twoją karierę, wiesz, napaść na funkcjonariusza.
- Karierę? Proszę cię, to mam w dupie. Powstrzymuje mnie tylko to, że mój siostrzeniec stoi obok - mówi jeszcze chłodno Palmer i obraca się do chłopaka, który w międzyczasie wycofał się do furtki na posesję. Nikodem kładzie chłopakowi rękę na ramieniu, kierując go w stronę domu i bierze płytki oddech. - Chodźmy do Zoyi.
- Niko, posłuchaj, jeśli chodzi o Gavina...
- Muszę porozmawiać o tym z twoją mamą. To jest idiotyzm, że akurat on ma was pilnować.
- Jasne - mruczy pod nosem Finn, wchodząc do domu. Od razu idzie do stołu, gdzie Zoya usilnie próbuje namówić córkę na jedzenie obiadu, ale na widok Nikodema na chwilę kompletnie z tego rezygnuje i wstaje się do niego przytulić.
Phineas siada na swoim krześle, zaczynając szczerze żałować, że nie zabrał kuli, bo ten krótki spacer do bramy i z powrotem wystarczył, by zaczęły go boleć plecy. A ostatnie czego teraz by chciał, to czuć się jeszcze gorzej, jeszcze bardziej nieszczęśliwy i dokładać Zoyi powodów do niepokoju. Patrzy na nią i Nikodema obejmujących się dłuższą chwilę i czuje się na nich zły. Na wszystkich. Nawet na Elijaha. Bo nikt ostatecznie nie traktował go poważnie, wszyscy mieli przed nim tajemnice, niedopowiedzenia, rzeczy, na których temat wymieniali tylko nerwowe spojrzenia, gdy był w pobliżu. I strasznie tego nie lubi. Jednak w żadnym wypadku nie czuje się teraz na miejscu, by robić Zoyi jakieś kolejne wyrzuty. Dlatego podejmuje decyzję, by odpuścić i poczekać na Adę, która jako jedyna nie traktuje go jak dziecka.
- Zjesz obiad? - pyta Zoya, na co Nikodem przytakuje jej lekko. - Finn, rzuć okiem na siostrę.
- Na pewno chcesz ją zostawić z jedzeniem? Ada ma takie ładne białe ściany - odpowiada chłopak.
Niko zdejmuje marynarkę i siada obok siostrzenicy, która uśmiecha się na jego widok. Phineas ma ochotę go zapytać, czemu przyjechał do nich dopiero teraz. Czemu w ogóle mieszkają u Ady, a nie w apartamencie Palmerów, w którym przecież nocowali nie raz, nie dwa i nie sto. Jednak im dłużej mu się przygląda, tym bardziej widzi na jego twarzy podobne zmęczenie, rezygnację i smutek, jaką zauważa u Zoyi. I przede wszystkim nie spodziewa się, że dostanie jakiekolwiek szczere odpowiedzi na swoje pytania. Dlatego milczy, patrząc na zawartość swojego talerza i zastanawia się, czy dla wszystkich nie będzie lepiej, jeśli zje w swoim pokoju. Blondynka przynosi kolejny talerzem z zapiekanką do jadalni i stawia go przed Nikodemem i wraca do nierównej walki z córką o to, by ta zjadła coś więcej. Milczenie przy stole jest na tyle krępujące, że Finn dość szybko wycofuje się jednak do siebie, co nie spotyka się z najmniejszym protestem ze strony Zoyi. Blondynka dość szybko poddaje się i idzie wyczyścić córkę, zanim nie wróci z nią do salonu, gdzie już czeka na nią Nikodem. Siadają na sofie, patrząc jak dziewczynka zaczyna się bawić z ciemniejszą kotką, która do tej pory spała zadowolona na fotelu.
- Przepraszam, że... - zaczyna szatyn, ale ona kręci głową. Unosi jego ramię i wciska się pod nie, przytulając się do jego klatki piersiowej. Nikodem obejmuje ją mocno i całuje czubek jej głowy. - Naprawdę przepraszam.
- Twoja obecność nic by nie zmieniła. I tak muszę trzymać się Ady, jesteśmy w tym obie - odpowiada Zoya i patrzy na córkę. - Nie pytaj tylko, jak się czuję. Proszę.
- Zoe...
- Nie pytaj, bo nie wiem, jak się czuję - odpowiada, odsuwając się od niego gwałtownie. - Czuję się, jakbym jednocześnie była najbardziej nieszczęśliwą osobą na świecie, a z drugiej strony nienawidzę siebie za to, że w ogóle jestem w stanie funkcjonować, jakby nic się nie stało. Jakbym zapominała czasem, na krótką chwilę, że przecież się stało. Przecież moje zakrwawione ubrania wciąż leżą na jakimś posterunku. Przecież jestem tu i nie mogę się stąd ruszyć, bo za bardzo boję się, że następnym razem to będzie któreś z moich dzieci. - Zoya przerywa na chwilę i przygryza mocno usta. - Myślałam, że nie poczuję się już w życiu gorzej niż wtedy, gdy mnie porwano, gdy użyli mnie jako broni, gdy jedynym, o czym byłam w stanie myśleć, to by odebrać sobie życie. Naprawdę byłam przekonana, że nie poczuję już nic gorszego.
- Kochanie, wtedy przez to przeszłaś i...
- Wtedy byłam ciekawa reszty mojego życia. I właśnie dlatego teraz, teraz jest o wiele gorsze niż to, co zrobili mi pięć lat temu. Teraz nie chcę reszty mojego życia, jeśli nie będzie w niej jego.
Zoya milknie. Jakby dopiero teraz, gdy wypowiedziała te słowa na głos, to w pełni dotarło do niej ich znaczenie. To, że taka jest prawda. To może jest w tym wszystkim najgorsze, ale razem ze śmiercią Elijaha, umarła w niej absolutnie cała wola i chęć walki, czy jakiekolwiek oczekiwanie na to, co przyniesie przyszłość. Nie zostało jej nic. I wie, absolutnie wie, że nie ma najmniejszego prawa tak mówić, czy się tak czuć. Jest w końcu senatorką, jest osobą publiczną, która jeszcze pięć lat temu była w stanie poświęcić wszystkie świętości dla swojej kariery, dla sprawy jej społeczeństwa, dla jakiegoś większego obrazka, który teraz się rozmył i zniknął pod jej własną rozpaczą. Jest też przyjaciółką, która nie powinna zostawić bliskich w potrzebie. Niezależnie, czy ma na myśli Markusa i to, jak kosmicznie ogromne zmiany ich czekają, gdy na czele EQL nie będzie zasiadał Elijah, czy Adę, która jako jedna z nielicznych naprawdę rozumie jej ból. I jest przede wszystkim matką. I od czterech dni ma nieustanne uczucie, że funkcjonuje i robi wszystko tylko i wyłącznie dla nich, ale coraz bardziej ma wrażenie, że nie da rady robić tego do końca życia. Egoistycznie czuje się odarta z własnej przestrzeni na przeżycie tego całego bólu, którego przecież w ogóle nie chce do siebie dopuścić.
- Chcę go z powrotem - mówi po krótkiej chwili ciszy płaczliwym głosem. Nikodem kładzie jej dłoń na policzku i przesuwa po nim delikatnie kciukiem, czekając aż Zoya na niego spojrzy. Wzrok blondynki pozostaje jednak kompletnie nieobecny, jakby naprawdę historia się powtórzyła i była ona tylko cieniem samej siebie, jak wtedy, gdy go zaatakowała.
- Może za jakiś czas wszystko...
- Nie. Proszę, miej do mnie tyle szacunku, by nie mówić mi wytartych frazesów, że czas leczy rany - rzuca chłodno, odsuwając się od szatyna. - Skoro nadal, po tych pięciu naprawdę wspaniałych latach, wciąż czuję do Gavina żal, to jak mogę wierzyć w to, że za pięć, dziesięć, sto lat przestanę kochać Elijaha?
Znów zapada między nimi cisza. Nikodem nie ma bladego pojęcia, jak ma odpowiedzieć na jej pytanie, bo cała sytuacja przerasta ich oboje. Nie byli na to przygotowani, nie brali tego pod uwagę. W ciągu ostatnich lat, właściwie to związek Zoyi i Elijaha stał się jedną z niewielu rzeczy, których Nikodem w ogóle był pewien w życiu, że się nigdy nie zmienią. A teraz stają w obliczu czegoś absolutnie niewyobrażalnego i on nie umie jej pomóc. Pierwszy raz w życiu nie jest w stanie pomóc jednej z najważniejszych osób w swoim życiu i czuje się przez to jeszcze gorzej.
- Przenieś się do mnie, Zoya. Pomogę ci z dzieciakami, nie będziemy sami... - zaczyna, chcąc przejść do praktycznych aspektów tej sytuacji, gdy nie wie, jak poradzić sobie z tymi emocjonalnymi. - Wiem, że Ada możecie być w niebezpieczeństwie, ale Reed, który was pilnuje, wcale nie pomaga mi się uspokoić.
- Nie chcę się na razie znów przenosić. Ada nie przyzna się do tego oficjalnie, ale też nie chce być sama. Ona pod pewnymi względami trochę przypomina mi Elijaha i wiem, że zostanie tu, to dla nas najlepsze wyjście - oświadcza, przecierając twarz dłońmi, jakby chciała dzięki temu trochę się otrząsnąć i zebrać myśli. - Jeśli chodzi o Reeda, to rozmawiałam na jego temat z Connorem. Naprawdę wziął urlop i odsunął się od śledztwa. Elijah... W jego telefonie była nigdy nie wysłana do Gavina wiadomość z sugestią, by zadbał o nasze bezpieczeństwo.
- Dlaczego Elijah miałby prosić o to jego? Ze wszystkich osób na świecie? Dlaczego nie poprosił kogoś, komu można ufać... - Nikodem przerywa w pół słowa i wymienia spojrzenie z blondynką, która przytakuje mu nieznacznie. - Bo podejrzewał, że zagraża wam ktoś, komu właśnie ufacie. Masz jakieś podejrzenia?
- Nie. Boję się, że gdy zacznę o tym myśleć, to wpadnę w paranoję. Wolę trzymać się od tego wszystkiego z dala, choć pewnie powinnam wydać jakieś osobiste oświadczenie, poprosić o spokój dla tego, co zostało z mojej rodziny, ale... czuję niemal fizyczne mdłości, gdy pomyślę o wzięciu do ręki telefonu.
- Więc pozwól mi o wszystko zadbać, uwierz mi, nie pragnę w tej chwili niczego innego.
- Dobrze. Pozwalam ci. Masz pełne prawo do mojej prawnej reprezentacji, ja chcę... utopić się we własnym cierpieniu. Choćby na kolejne sto lat - mówi spokojnie Zoya i bierze go za rękę, kładąc ją z powrotem na swoim policzku. - Nadal nie chcę, by Reed rozmawiał ze mną, czy moimi dziećmi, ale nie umiem go w tej chwili nienawidzić. Jego obecność naprawdę daje mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Co jest głupie, bo jeszcze tydzień temu nigdzie na świecie nie czułam się tak bezpiecznie, jak w swoim własnym domu, a później...
- Powiedz tylko słowo, jeśli będziesz miała go dość i obiecuję, że kapitan policji będzie wolał go odsunąć od służby, niż narażać się na proces.
- Wiem. Dziękuję - odpowiada i spogląda w stronę schodów na piętro. Zoya boleśnie uświadamia sobie, że będzie musiała porozmawiać o tym wszystkim z synem, ale w tej chwili nie umie się nawet zebrać, by być szczera z samą sobą. A co dopiero z kimś, kogo ma przecież chronić przed całym złem świata.
- Wiesz, że muszę zapytać, ale jak wygląda sprawa z pogrzebem? - Na to pytanie blondynka drga nerwowo i kręci głową, po czym podnosi się i rusza do barku. - Zoe...
- Nie - mówi krótko i nalewa whisky do szklanki, zanim wróci i wręczy ją bratu.
- Wiesz, że to nieuniknione.
- Wiem, że jeśli to przeżyję, to będzie oznaczało koniec.
- Zoe, nie chcę cię martwić, ale koniec już nastąpił - mówi, a ona opada z powrotem obok niego na sofę i chowa twarz w dłoniach. W tej samej chwili Estera chce wepchnąć się między nich, Nikodem odstawia więc szklankę na stolik i bierze dziewczynkę na kolana, a ta od razu przetacza się na sofę obok niego. Niko uśmiecha się, gdy Este zaczyna się wygłupiać, a Zoya łaskocze ja niemal mimowolnie, choć w jej wyrazie twarzy nie ma nic pogodnego.
- Kochanie, idź sprawdź gdzie jest Tea, co? - proponuje blondynka, a jej córka mruży oczy, ale ostatecznie schodzi z sofy i wyrusza na poszukiwanie kotki. - Jak ja mam jej to wyjaśnić, gdy co wieczór urządza mi histerię, bo chce do taty? Powiedz mi. Bo ja nie wiem. Nikt mnie na to nie przygotował. To się nie miało wydarzyć jeszcze przez dobre kilkadziesiąt lat.
- Na takie rzeczy nie da się być przygotowanym. Jednak wiesz, że musimy o tym porozmawiać.
- Chcę małą ceremonię i nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie wiem, jak się tym zająć, od czego zacząć, do kogo zadzwonić.
- Więc ja się tym zajmę, podaj mi tylko numer do jego ojca. Oni na pewno będą chcieli być tego częścią, czy pomóc ci z dziećmi... - Zoya kręci głową, a Nikodem doskonale wie, że blondynka nie spuści swoich dzieci z oczu, dopóki nie znajdą osób odpowiedzialnych za to, co ich spotkało. - Mama też będzie chciała tu być.
- Nie chcę was tu ściągać, nie chcę nikogo narażać. Nie wiem, co się stanie i kiedy to się stanie. Ja... ja naprawdę teraz nic nie wiem, Niko - mówi nerwowo i spuszcza wzrok na swoje dłonie. - Będziesz musiał w pierwszej kolejności wystąpić do policji, żeby ustalić datę pogrzebu.
- Wszystkim się zajmę, po to mnie masz - zapewnia ją, a Zoya uśmiecha się do niego nerwowo, analizując jego słowa. Po czym sięga po jego dłoń, którą Nikodem jeszcze kilka chwil temu trzymał na jej twarzy. - Gdzie twoja obrączka?
- Nie, nie mówmy teraz o tym.
- Chcę o tym mówić. Proszę, odciągnij mnie na chwilę myślami od mojej własnej tragedii - prosi niemal błagalnie, a on przytakuje jej po krótkiej chwili. Nikodem szuka miejsca od którego mógłby zacząć, ale sam nie wie, dlatego podnosi się z sofy i idzie złapać Ester, która leży na podłodze obok komody, pod którą schowała się kotka. Szatyn łapie dziewczynkę na ręce, a ta piszczy radośnie, gdy Niko podrzuca ją lekko do góry i przerzuca sobie przez ramię. Zoya uśmiecha się na ten widok, a jednocześnie czuje, jak wszystko w niej ściska się w bolesny sposób, na samą myśl, że Esterze nigdy nie będzie dane poznać jej ojca. A przecież nie tak się z Elijahem umawiali. Przecież obiecywali sobie, że ich dzieci będą miały szczęśliwe dzieciństwo. - Niko, gdzie jest Stephen?
- W Nowym Jorku. W moim mieszkaniu - odpowiada zdawkowo Palmer i dalej wygłupiając się z Ester. - Lepsze pytanie, które powinnaś zadać to: z kim jest Stephen. Bo na pewno nie chce być już ze mną. Wyraził się w tym względzie bardzo jasno i klarownie, jeszcze tu, w Detroit, po czym się spakował i przyjął pracę w jednym z teatrów na Broadwayu.
- Dlatego pojechałeś do Nowego Jorku?
- Tak, pojechałem tam, by spróbować się jakoś dogadać. On jednak nie chce się dogadać, podjął decyzję i nic z nią nie mogę zrobić.
- Ale... dlaczego?
- Nie wiem, chyba zbyt długo i zbyt usilnie próbowaliśmy przekuć miły romans w miłość na całe życie. - Głos Palmera jest chłodny, niemal obojętny. Zoyi przypomina to zebrania prowadzone w kancelarii, gdy Nikodem nie miał najmniejszej ochoty o czymś rozmawiać, zbyt znudzony błahością danej sprawy, ale nie miał wyboru. Ona jedna zna go dobrze i wie, że pod tym pozornym chłodem kryje się prawdziwy uraz. - Od jakiegoś czasu głównie kłóciliśmy się o swoje oczekiwania wobec życia i nie umieliśmy znaleźć porozumienia.
- Podał ci w końcu jakiś powód? Czemu ostatecznie odchodzi?
- Same bzdury o tym, że jesteśmy nieszczęśliwi i musimy coś zmienić.
- Może z nim porozmawiam...
- Nie - wchodzi jej od razu w słowo Nikodem. - To znaczy wiem, że to twój przyjaciel i prędzej czy później porozmawiacie, ale nie chcę by to wyszło z mojej strony. By pomyślał, że dalej próbuję... - przerywa w pół słowa, bo Ester zaczyna mu się wyrywać. Daje jej znać, by usiadła przed telewizorem, włącza jej bajkę i dopiero wraca wzrokiem do Zoyi. - Powiedział mi też, że jesteśmy toksyczni, że nie można przy nas być sobą.
- A to on nie wiedział na co się pisze? Wychodząc za ciebie i przyjaźniąc się ze mną? - pyta chłodno blondynka i zaciska usta, kręcąc głową. Nikodem uśmiecha się, mimowolnie, choć wcale nie ma ku temu większych powodów niż to, że twarz jego siostry stała się ponownie zawzięta, jak jeszcze przed tygodniem. - Mam ochotę nim potrząsnąć.
- Myślę, że możesz odłożyć to na później. Na razie powinnaś z nim też porozmawiać o tym, co się wydarzyło.
- Przecież każde medium w tym kraju rozwleka zabójstwo mojego męża po nagłówkach. Myślę, że Stephen wie, co się stało. Myślę, że znając mnie od tylu lat i nie raz dzieląc się ze mną emocjami, może też mieć pojęcie o tym, co teraz czuję. Więc jeśli odczuje potrzebę skontaktowania się ze mną, to przyjmę go z otwartymi ramionami. Jeśli nie, to jakoś przeżyję to, że kolejna osoba nie będzie wymagać ode mnie rozmów o tym wszystkim.
- On pewnie nie wie, jak do ciebie podejść.
- Mógłby po prostu pojawić się tu ze swoim chaosem, nie zadawać mi pytań i nie wymagać ode mnie, że będę miała siłę myśleć o rzeczach przyziemnych. To byłoby wystarczające.
- Po prostu powiedz mi, jak mam ci pomóc w tej chwili, Zoe.
- Zajmiesz się nią? I zajrzysz do Finna? - prosi, a on podchodzi do niej i całuje czubek jej głowy. - To ja pójdę się wykąpać.
Blondynka uśmiecha się do niego krótko i zbiera się na górę, gdzie wchodzi do sypialni po kilka rzeczy, zanim zamknie się w łazience. Nalewa wody do wanny, włącza muzykę i siada w wodzie, obejmując kolana ramionami. Przypomina sobie, jak Elijah mówił jej, że bezsilność jest uczuciem, którego nienawidzi najbardziej i teraz dopiero Zoya w pełni rozumie dlaczego. I na samo wspomnienie tego, że pewnego deszczowego popołudnia dotknął jej dłoni w windzie wieży EQL, zaczyna płakać. W końcu czuje, że może sobie na to pozwolić, na tę chwilę samotności, gdy jednocześnie jest przekonana o tym, że jej dzieci są pod dobrą opieką i w końcu rozpada się całkowicie. Szum wody i muzyka idealnie zagłuszają jej płacz, gdy Zoya niemal masochistycznie wraca pamięcią do kolejnych wspomnień, zdając sobie sprawę z tego, że jej pamięć jest niezawodna. I nigdy w życiu, nawet z biegiem czasu, żadne z nich nie stanie się niewyraźne, czy nie uleci z jej głowy. Będzie skazana na życie w cieniu tych wszystkich elementów jej życia, które już nigdy do niej nie wrócą. A ona będzie za nimi tęsknić w nieskończoność. Najgorsze jest jednak to, że niezależnie ile kolejnych okazji do płaczu będzie miała i ile łez wyleje, to nic się nie zmieni. Bo w głębi serca, nigdy do końca nie dopuszczała do siebie świadomości, że kiedyś będzie żyć w świecie, w którym go zabraknie. Siedzi skulona, we własnych objęciach, powoli dopuszczając do siebie to, że najważniejszy element jej życia już nie istnieje. A razem z nim zniknęło też jej złudne poczucie bezpieczeństwa, świadomość tego, że cokolwiek by się nie działo, może zakraść się do jego biura, lub pracowni i zwinąć się w jego ramionach. Że gdy będzie tego potrzebować, zawsze będzie mieć go po swojej stronie, a jednocześnie, gdy będzie potrzebowała się schować, to ukryje ją przed światem. Tak jak zrobił to pięć lat temu, gdy siedzieli w nocy, w ciemnej łazience, nawet nie rozmawiając, a jednocześnie była to jedna z najważniejszych chwil ich życia. Ta, która miała przesądzić o jego całej reszcie.
Która zamiast wieczności, trwała pięć lat.
Zoya marzy o tym, by odnaleźć w sobie wolę walki, by z zawziętością dopilnować tego, by osoby odpowiedzialne za śmierć Elijaha spotkała kara. Jednak nie umie. Nie umie nawet przestać płakać, a co dopiero zmierzyć się z kimś. Nawet z własnym synem. Tylko tego nie może odkładać w nieskończoność.
Gdy wychodzi z łazienki, za oknami już robi się ciemno, dlatego przebiera się w kremowy dres i schodzi na dół. Ada trzyma na kolanach Ester, której Nikodem odgrzewa kolację i rozmawiają o czymś cicho, a Zoya nie chce im przeszkadzać, obawiając się, że już nie odczepi od siebie córki, gdy ta ją zobaczy. Wraca więc na górę i puka do pokoju Finna.
- Mówiłem, że nie jestem głodny, Niko! - woła chłopak, a Zoya wchodzi do środka i uśmiecha do niego nerwowo. - Zjem później, naprawdę - dodaje, wracając wzrokiem na ekran telewizora i zatrzymuje jakąś grę.
- Możemy pogadać?
- Jasne - przytakuje, zdejmując słuchawki. Zoya siada obok niego na łóżku opierając się o zagłówek i bierze płytki wdech.
- Dużo wcześniej niż Elijaha, poznałam Gavina. Pracowałam wtedy jako obrońca, ciągle bywałam na posterunku, przyjaźniłam się z Connorem, a z Reedem wręcz przeciwnie. W kółko się na siebie wydzieraliśmy, bo on był strasznym dupkiem i strasznym rasistą. A później trafiła do nich sprawa Sky, ja broniłam ofiary, oni szukali sprawców i musieliśmy ze sobą współpracować - opowiada spokojnie, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń. - Z czasem niechęć zmieniła się w sympatię, ale w międzyczasie pojawił się Elijah. I choć nie chciałam tego przyznać, to od pierwszej chwili, gdy się zobaczyliśmy, to było zaplanowane, że będziemy razem.
- Powiedział ci, że Reed to jego brat?
- Nie, Gavin mi powiedział. Chciał mnie ostrzec i jak widać, niespecjalnie mu się udało - mówi, parskając śmiechem na to wspomnienie. - Traktowałam go jako kogoś bliskiego, ufałam mu, a on to wykorzystał. Rzeczy, które mówiłam mu jako przyjaciółka, obrócił na korzyść prowadzonego śledztwa i gdy się o tym dowiedziałam, to poczułam się zdradzona. Pokłóciliśmy się, podjęłam kilka głupich decyzji i dałam się złapać. Porwali mnie i tak jak wszystkie inne androidki mieli zamiar odurzyć i wykorzystać do skrzywdzenia Nikodema.
- Dlaczego akurat Nikodema? Co on ma wspólnego z tym wszystkim?
- Napastnicy mieli żal, że Palmerowie pokrzyżowali im plany. Wiedzieli też, że jeśli ja go skrzywdzę, to zabiją nas oboje, bo nigdy się z tego nie pozbieram. Na szczęście nie przewidzieli, że Stephen będzie na miejscu i nas uratuje - mówi, wzruszając ramionami. - Tego samego dnia schowałam się w willi na Belle Isle, a chwilę później podjęłam decyzję, że chcę tam spędzić resztę życia.
- Więc dlatego nie ufasz Gavinowi? Bo kiedyś wykorzystał twoje zaufanie? - dopytuje chłopak, a ona mu przytakuje. - Tata mówił, że mieli złe relacje w dzieciństwie, że Gavin zawsze był porywczy i myślałem, że to wynika tylko z tego.
- Oni obaj mają bardzo różne spojrzenie na swoje doświadczenia, dla każdego z nich ten drugi jest antagonistą - tłumaczy Zoya, nie do końca mając pewność, czy to co mówi jest prawdą. Szczególnie, gdy teraz nie jest pewna nawet własnych uczuć i wspomnień, a co dopiero, gdy próbuje opowiedzieć o cudzych. - Elijah potrafi być mściwy. Obwiniał Gavina o to, że zostałam porwana i myślę, że swoim zachowaniem wpędził go w poczucie winy. A ja też nigdy nie miałam mu tego za złe, też czerpałam swoistą przyjemność z tego, że Reed się obwinia o to, co się stało.
- To było dawno temu.
- Pięć lat temu, to nie aż tak dawno.
- Wydaje mi się, że powinnaś mu trochę odpuścić. W sensie, nie mówię, że od razu ufać jak Nikodemowi, ale Elijah był jego bratem.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo się nienawidzili.
- Myślę, że teraz nie ma to aż takiego znaczenia, jeśli stara się zapewnić nam bezpieczeństwo - mówi pewnie Finn, a Zoya unosi ramię i przytula go do siebie, na co chłopak przystaje bez chwili zawahania. Blondynka przytakuje mu, ale nie odpowiada na razie, bo nie jest w żadnym stopniu pewna tego, jak zareagować na słowa syna. - Powiesz mi, czy policja kogoś podejrzewa?
- Finn... - wzdycha zrezygnowana, ale domyśla się, że chłopak nie odpuści. - Nie wiem, naprawdę nie wiem. Możliwe, że jest to powiązane z jego badaniami, które się komuś nie spodobały, ale nie wiem nic na temat śledztwa. Nawet nie pytałam o to Connora, bo za bardzo się boję, że jak dowiem się więcej, to w końcu w pełni do mnie dotrze, co się stało.
- A mogę o to spytać Gavina?
- Wolałabym, żeby Gavin nie pracował nad tą sprawą - mówi takim tonem, który jasno wskazuje chłopakowi na to, że tu nie ma nawet pola do dyskusji. Ku jego zaskoczeniu, Zoya bierze płytki wdech i całuje go w czoło. - Ale obiecuję, że jak dowiem się czegoś od Connora, to ci o tym powiem. Tak, jak mówiłam ci rano. Nie chcę żebyś stracił dzieciństwo, ale w tych okolicznościach, chyba muszę zmienić podejście. Znajdę jakiś złoty środek. Obiecuję.
- Wiem, że znajdziesz. Jesteś najlepsza - odpowiada, przytulając się do niej. Zoya jest przekonana, że znów się rozpłacze, więc zaciska zęby i stara się trzymać tak mocno, jak tylko może. - Myślisz, że Tan mógłby mnie odwiedzić? - zmienia temat chłopak, a blondynka odsuwa się od niego i kręci głową.
- Ada nie chce obcych w domu. Nie wiem też, czy chcę cię gdzieś puścić samego. Daj mi się nad tym zastanowić, dobrze? - pyta, a Phineas przytakuje jej lekko. Zoya odsuwa się tak, by siedzieć naprzeciwko niego i przygląda mu się z uśmiechem. - Czy jest coś, co ty chcesz mi powiedzieć? Chcesz żeby Nikodem skontaktował się z uczelnią i załatwił ci zdalny tryb nauczania? Czy może wystąpił o dostęp do jakichś rzeczy, które są w willi...
- Nie. Nie chcę o niczym rozmawiać - wchodzi jej w słowo Finn, a ona kręci głową, domyślając się, że zdecydowanie nie awansuje w jeden wieczór na bycie osobą, którą do tej pory był dla niego Elijah. Jednak ma nadzieję, że chociaż za jakiś czas, chłopak zacznie się jej zwierzać. - Pisałem do mojej opiekunki na uczelni, już jest w trakcie załatwiania mi indywidualnych wykładów.
- Och, jestem z ciebie strasznie dumna, wiesz? - pyta Zoya i wyciąga rękę, by położyć ją na jego dłoniach.
- Wiem - odpowiada jej bezczelnie, co wywołuje u niej kolejny uśmiech. Blondynka ma już wstać, ale Phineas łapie ją za nadgarstek. - Zostań ze mną. Pogramy w coś razem. Nikodem ogarnie Ester.
- Pewnie, ale wiesz, że będziesz musiał mi powiedzieć o co chodzi - mówi, znów siadając obok niego.
Chłopak sięga po drugi kontroler, który jej podaje i chwilę przegląda bibliotekę gier, zanim wybierze coś łatwego na początek. Zoya dość szybko odnajduje się w grze zręcznościowej, zwłaszcza, że jej szybkość reakcji jest o wiele większa niż w przypadku każdego, nawet zaprawionego w bojach, nastolatka. I jego niepokój też powoli zaczyna ustępować, bo choć kocha Zoyę, jakby naprawdę była jego matką, tak nigdy do tej pory nie spędzali razem czasu sami w taki sposób. Zawsze albo robili coś we trójkę, czy czwórkę po pojawieniu się Ester, lub raczej marnował czas w towarzystwie Elijaha, z którym umiał się lepiej porozumieć. Zoyi raczej przypadła rola tej odpowiedzialnej, która zawsze pamięta o terminach wizyty u dentysty, kupowania mu nowych ciuchów i pilnowaniu, by nie żywił się samymi chipsami. Teraz oboje muszą przewartościować tę relację i Finn ma ochotę jej powiedzieć, że widzi, że Zoya się stara, choć z całą pewnością jedyne o czym marzy, to by kolejne popołudnia przepłakać w łazience.
Późnym wieczorem Zoya zostawia go samego i jeszcze przez kilka godzin Finn słyszy rozmowy na dole, aż w końcu Nikodem zbiera się do domu. Phineas słyszy, jak Zoya wraca na górę do sypialni i czeka chwilę, aż będzie miał pewność, że blondynka na pewno nie wróci do salonu, zanim sam wymyka się z pokoju i schodzi po schodach. Ada siedzi w kuchni na wysokim krześle przy wyspie, obok niej stoi kieliszek z niebieskim płynem, a na tablecie przelatują niekończące się ciągi danych i kolejnych stron jakiejś dokumentacji. W pierwszej chwili Finn jest przekonany, że androidka nie zdaje sobie sprawy z jego obecności, ale gdy się do niej zbliża, Ada odsuwa krzesło obok siebie.
- Powinieneś sobie zdawać sprawę z rzeczywistości, Phienas - mówi chłodno Ada, nie odrywając wzroku od ekranu. - Gdy tylko testamet Elijaha zostanie odczytany, otrzymasz połowę akcji EQL, którą on posiadał. Drugą połowę dostanie twoja siostra. Gdy skończysz dwadzieścia jeden lat będziesz mógł zasiadać w zarządzie i reprezentować w nim Ester, dopóki ona nie będzie pełnoletnia. A co za tym idzie, jeśli ci nie odbije, będziemy razem mieli tam jakąś realną władzę. Rozmawiałam z nim nieskończoną ilość razy, by zapisał te akcje Zoyi, ale on uznał, że ty jako jedyny będziesz w stanie zrobić tam coś kreatywnego, a nie tylko odcinać kupony. Ty. Pryszczaty gówniarz w za długich włosach z zamiłowaniem do siedzenia przy konsoli.
- Elijah też był gówniarzem, gdy stworzył pierwszego androida, a ja zrobię doktorat będąc rok młodszym niż on. Więc chyba mam pewne predyspozycje - odpowiada jej pewnie i podchodzi do lodówki, by wziąć jeden z soków Ester i siada w końcu obok androidki. - Zasiądę w zarządzie, gdy będę pełnoletni. A do tego czasu?
- Do tego czasu musisz mieć swojego reprezentanta.
- I zakładam, że Elijah wskazał ciebie.
- Wow. Naprawdę jesteś bystry - kpi Ada, odkładając w końcu tablet i spoglądając z uśmiechem na chłopaka.
- Mam to nabyte od ojca.
- Tak. Ojca - mówi chłodno i kręci głową. - On naprawdę uważał cię za swojego syna i moim obowiązkiem jest to, by dopilnować, żebyś nic nie zniszczył i nie dał się pożreć tej bandzie rekinów w zarządzie.
- Wiem o tym i dziękuję - odpowiada dojrzałym głosem. Ada mierzy go wzrokiem i ma ochotę parsknąć śmiechem, bo wygląda na to, że ten dzieciak w piżamie z bohaterami jakiejś animacji, pijący sok przez słomkę, będzie za kilka lat jej współpracownikiem. - Mam jeszcze siedem lat, spokojnie. Zdążysz mnie wszystkiego nauczyć.
- Taki mam zamiar - zapewnia go i w końcu uśmiecha się do niego trochę cieplej. - Elijah chciał, żebym została CEO. Nie wiem, czy uda się to przegłosować, powinnam teraz prowadzić rozmowy z osobami z zarządu, które nie są skończonymi patałachami, a co robię zamiast tego? Kąpię Ester i czytam jej bajki - mówi znów obojętnym głosem, pod którym maskuje to, że właściwie robi to na własne życzenie. Bo zwyczajnie wciąż czuje się tak rozbita tym, co stało się Elijahowi, że nie wie, czy będzie w stanie tak po prostu wrócić do pracy i usiąść w jego fotelu. Kiedyś marzyła tylko o tym, by zająć jego miejsce i mieć pełnię władzy. Jednak w tych marzeniach Elijah był raczej z rodziną w Białym Domu niż w trumnie.
- Wiesz o czym musimy porozmawiać.
- Nie. Nie będziemy o tym rozmawiać. Giną przez to ludzie, Phineas - mówi mu stanowczo i kręci głową.
- Jesteśmy sami, jest tu bezpiecznie. A przecież jeśli ta EL działa to nie musimy się przejmować...
- Nie. Nie wiemy, czy to działa, a próby użycia tej technologii mogą mieć katastrofalne skutki. Sam doskonale wiesz, napisałeś Elijahowi cały, pieprzony, esej na temat ewentualnych implikacji, które musimy wziąć pod uwagę - przypomina mu androidka i kręci głową. - Nie. Po prostu nie. Przecież w sumie jedyne, co wiemy, to że kilka testów zakończyło się sukcesem, ale nie mamy żadnej pewności, że powstał gotowy konstrukt. I jeśli tak, to gdzie on jest.
- Przecież masz dostęp do laboratoriów...
- Finn. Czego w: giną przez to ludzie, nie zrozumiałeś? - pyta go gniewnie.
- Więc się boisz.
- Tak. Boję się - odpowiada bez chwili zastanowienia Ada i łapie jego brodę w palce, by chłopak spojrzał jej w oczy. - Ale nie tego, że będziemy następni, gówniarzu. Tylko boję się, że damy sobie nadzieję na coś, co nie ma prawa powodzenia.
- Ciekawe, ile razy Elijah słyszał, że androidy posiadające wolną wolę nie mają prawa powodzenia - mówi Finn, uśmiechając się bezczelnie, a ona odpowiada mu tym samym i cofa rękę.
- Jak jesteś taki sprytny, to wiesz, że też musimy być w tej kwestii ostrożni. Nie mogę po prostu iść do laboratorium Elijaha w godzinach pracy, bo nie wiemy, kto może mnie obserwować w wieży. Poza tym obawiam się, że policja może chcieć wystąpić o dostęp do jego badań. - Finn komentuje to kolejnym kpiącym spojrzeniem, a Ada ku swojemu zaskoczeniu wyciąga rękę i kładzie mu ją na policzku. - Gdybym nie wiedziała, że nie byliście spokrewnieni, to bym miała poważne wątpliwości.
- Nie ty pierwsza mi to mówisz.
- I pewnie nie ostatnia. Dlatego muszę cię pilnować, dzieciaku.
Androidka nie dodaje już tego, że Elijah pewnie by ją rozłożył na części, gdyby dopuściła do tego, że coś mu się stanie. Komukolwiek z nich coś się stanie. Jednocześnie szczerze żałuje, że nie może go po prostu wsadzić teraz w samochód i zabrać do EQL, by upewnić się, że Elijah Kamski naprawdę stworzył przed śmiercią kolejną przełomową technologię.
Dzień dobry. Witam w kolejnym odcinku bólu i cierpienia. Wejście w buty Zoyi bardzo mocno mi się chwilami rzucało na moją własną psychikę. Więc bardzo podziwiam osoby piszące taki angst na co dzień (khe khe khe).
Poza tym jak się wali to po całości.
I to nie tak, że wzięłam sobie za cel zatopienie wszystkich statków. Wcale.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top