Najlepsze podjęte decyzje ✴ 11.11.2045

Ostatnie dwadzieścia cztery godziny były dla niej mordercze. Zoya najchętniej zwinęłaby się teraz na sofie w szpitalnym pokoju syna i poszła spać, ale gdy tylko tego spróbowała, gdy tylko zamknęła oczy, nie była w stanie uspokoić swoich myśli. Więc szuka sobie zajęcia, ale każda jej próba wyjścia z pokoju Phineasa jest dla niej zbyt trudna. Jakby podświadomie boi się go zostawić, boi się nawet na chwilę spuścić wzrok ze swojego męża, by jego obecność nie ropłynęła się w powietrzu. Choć Elijah siedzi obok niej, choć trzyma ją za rękę, ona cały czas w to nie wierzy, w to, że jednak nie jest sama, że jej największa, wypowiadana nocami prośba, że chce go odzyskać, stała się prawdą. Dlatego cały czas na niego patrzy, a on stara się to znosić bez najmniejszej irytacji, bo doskonale rozumie, przez co musiała przejść w ostatnim czasie jego ukochana.

Dopiero gdy po raz czternasty zapewnił ją, że zostanie w pokoju Phineasa, a ona może iść się przejść, Zoya naprawdę mu uwierzyła. Poszła szpitalnymi korytarzami do kawiarni, a później weszła piętro wyżej na oddział intensywnej terapii, gdzie pielęgniarka wskazała jej właściwy pokój. Zapukała, ale nikt jej nie odpowiedział, więc pozwoliła sobie na to, by wejść do środka. Charlotte spała zwinięta w fotelu obok szpitalnego łóżka, Zoya rozejrzała się, ale nie dostrzegła nigdzie rzeczy jej młodszej siostry, więc po tym przeniosła wzrok na Gavina.

- Cześć - odezwała się Charlie, a Kamska drgnęła zaskoczona.

- Wybacz, byłam pewna, że śpisz - przeprosiła ją i podeszła do dziewczyny, by wręczyć jej kubek i papierową torebkę. - Zielona herbata i tost z serem. Mam nadzieję, że trafiłam.

- Dziękuję, Millie przywiozła mi obiad, ale nie byłam w stanie go zjeść. Nie powiedziałam jej jeszcze o ciąży, więc muszę używać stresu jako wymówki na mdłości - odpowiada dziewczyna i bierze łyk herbaty. - Jak twój synek? Obudził się już po operacji?

- Tak, zrobili kolejne badania. Wszystko się udało, teraz znów śpi.

- Całe szczęście, że z tego wyjdzie - mówi Charlie, uśmiechając się do niej. - Wiesz, że mają go dziś znów operować?

- Tak, rozmawiałam z lekarzem.

Zoya przenosi wzrok na Gavina i czuje nieprzyjemny ucisk w żołądku. Jakby to była jej wina. Jakby to ona ściągnęła na nich całe zło świata i wie, że za szybko sobie nie wybaczy tego, że poprosiła Gavina o obecność na obchodach święta. Teraz wydaje jej się, że powinna mu kazać zostać w domu z Charlie, ale jednocześnie ma w sobie jeszcze gorszą, nie dającą jej spokoju myśl, że jeśli Gavina nie byłoby z nimi, to jej syn by nie żył.

Od wczoraj lekarze utrzymywali go w stanie śpiączki farmakologicznej, by nie wybudzić go przed kolejnym zabiegiem. Nie mieli dla nich dobrych informacji, nie mogli dać im gwarancji, że Gavin przeżyje kolejną operację. I Zoya nie ma w sobie za wiele nadziei, choć wie, że nie może tego pokazać przy Charlotte, która rozpaczliwie potrzebuje usłyszeć coś dobrego.

- On się tak łatwo nie podda - mówi, uśmiechając się do Flowers i siadając na krzesełku obok niej. - Jest uparty, gdy czegoś chce, a ja wiem, że chce z tobą być.

- Rozmawialiście o mnie?

- Trochę, niewiele. Powiedział mi, że byłaś jedyną dziewczyną, na której mu zależało. I raczej unikał twojego tematu... - Charlie parska chłodnym śmiechem, a Zoya kręci głową. - Nie, to akurat dobry znak. Gavin unika trudnych tematów i unika przyznania się do winy. Więc to, że o tobie nie opowiadał, to znaczy, że traktuje cię poważnie.

- A jednak wciąż ze mną zerwał. I wybacz, że to powiem, ale chyba trochę przez ciebie.

- Nie przeze mnie, tylko przez bałagan, jaki zrobiła mu w głowie moja obecność. To, że nigdy nie daliśmy sobie żadnego dojrzałego zakończenia do tego, co nas łączyło. On i Elijah urządzali sobie tylko jakieś szczeniackie przepychanki, używając przy tym mnie jak pionka.

- I co, daliście sobie to dojrzałe zakończenie? - pyta Charlie, a Zoya słyszy w jej głosie, że dziewczyna stara się nie brzmieć chłodno i nie brzmieć na zranioną.

- Tak. Pierwszy raz w ogóle ze sobą rozmawialiśmy, tak naprawdę, bo wcześniej... Nie wiem, co Gavin powiedział ci o nas, ale my nigdy nie byliśmy w związku. My tylko wydzieraliśmy się na siebie od poniedziałku do piątku, by w weekendy dawać sobie złudne nadzieje na coś, co wtedy nazywałam przyszłością. Nie pasowaliśmy do siebie, ale byliśmy w sobie strasznie naiwnie zakochani. A później złamaliśmy sobie serca i strasznie to było wszystko głupie i szczeniackie - mówi Zoya, obracając na palcu swój pierścionek zaręczynowy. - Teraz potrzebowałam od niego usłyszeć: przepraszam. A on musiał zrozumieć, że nie związałam się z Elijahem z zemsty.

- Ja go naprawdę kocham, wiesz? I naprawdę nie chciałabym, żeby był ze mną tylko dlatego, że jestem z nim w ciąży, czy bo nie może być z tobą.

- On nie chce być ze mną. A ja nie chcę być z nim. Nawet przez chwilę nie braliśmy tego pod uwagę w ostatnich miesiącach. Nigdy nie zaproponowałam mu, by ze mną wyjechał, on nie próbował mnie zatrzymać. Pogodziliśmy się, nauczyliśmy się funkcjonować na zupełnie nowej dla nas płaszczyźnie.

- Dlaczego mu tego nie zaproponowałaś?

- Żeby ze mną wyjechał? - upewnia się Zoya, a Charlotte przytakuje jej lekko. - Bo nikt nie byłby wtedy szczęśliwy, bo nie wierzę w to, że mogłabym być szczęśliwa z kimś innym niż Elijah.

- Przykro mi...

- Nie, nie ma powodu - wchodzi jej w słowo Zoya i macha dłonią, a Charlie mruży oczy, nie wiedząc co się dzieje. - To nie jest temat na ten moment. Powiedz mi lepiej, jak się czujesz? Tally, nasza surogatka, znosiła pierwszy trymestr dość kiepsko.

- No właśnie kiepsko - wzdycha dziewczyna i naciąga na siebie koc. - Millie pojechała wyprowadzić mojego psa. Sądziłam, że uda mi się przespać, bo jestem cholernie zmęczona, ale ciągle mi niedobrze, zapach szpitala mnie drażni.

- Jeśli chcesz to możesz pojechać do mnie. To pięć minut stąd, nie mamy sypialni dla gości, ale nikt nie spał tam od dwóch miesięcy, więc możesz spokojnie położyć się nawet u nas w sypialni.

- Naprawdę? Wydawało mi się, że podchodzicie obsesyjnie do swojej prywatności.

- I co nam to dało? - odpowiada beznamiętnie Zoya, zanim znów się uśmiechnie. - Mogę poprosić Adę, by cię tam zabrała. Mamy z Elijahem taką zasadę, by przede wszystkim ufać rodzinie. Dla Gavina jesteś rodziną. Więc dla nas też.

- Dziękuję. Myślę, że gdy będzie już po operacji, to skorzystam z tej propozycji.

Zoya uśmiecha się do niej raz jeszcze i obiecuje, że zajrzy do nich później, po czym wychodzi z sali i wraca na górę. Przez ułamek sekundy chce iść po kawę dla Elijaha, zanim sobie przypomni, że już nie musi i zastanawia się, jak długo zajmie jej przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości, ale w tej samej chwili uświadamia sobie, jak dobrze jest móc teraz podzielić się z nim myślami. Gdy wchodzi do jego pokoju, widzi, że Phineas wciąż śpi, a Elijah siedzi obok niego w fotelu i trzyma go za rękę. Uśmiecha się na ten widok i po prostu dłuższą chwilę na nich patrzy, nie mogąc pojąć tego, że znów są w komplecie.

- Jak Reed? - pyta Kamski, przenosząc na nią spojrzenie. - O której go znów będą operować?

- Piątej. Zaproponowałam Charlotte, by pojechała do nas do domu się przespać, ale póki co odmówiła, chce zobaczyć, czy operacja się uda.

- Charlotte? Jaka Charlotte? Ta sarenka, która była z nim na urodzinach jego matki w lipcu? - Zoya przytakuje mu, a brunet wydaje się szczerze zaskoczony. - To chyba jego rekord, że utrzymał związek tyle czasu.

- Można tak powiedzieć - odpowiada mu wymijająco. Toczą tę rozmowę bezgłośnie, porozumiewając się bez używania słów, by nie budzić Finna. Elijah daje jej znać, by do niego przyszła. Zoya siada mu na kolanach, podciąga też stopy na fotel i wtula twarz w jego szyję, a brunet zamyka ją w swoich ramionach. Chwilę siedzą w ciszy, a Zoya mimo wszystko nagle czuje łzy cisnące jej się do oczu i bierze płytki wdech. - To nie może działać między nami tak, jak działało do tej pory, Elijah.

- Przecież właśnie wszystko między nami działało, byliśmy ze sobą szczęśliwi...

- Tak, dopóki nie okazało się, że miałeś przede mną sekrety.

- Każdy ma jakieś sekrety. Wiesz, czemu nie chciałem ci powiedzieć o tej technologii: nie chciałem dawać ci złudnej nadziei. Nie dlatego, że nie wierzyłem, że ona zadziała, ale bo bałem się, że zanim zdążę ją dopracować, to ktoś mi ją odbierze. Trafi do mediów, znów przeciągną mnie przez przesłuchania w senacie i, co najgorsze, nie pozwolą mi jej użyć i cię stracę. Uwierz mi, już to przerabiałem, gdy stworzyłem Chloe - ten strach, że mogę stracić mój największy wynalazek.

- Tak, oczywiście, chciałeś mnie chronić. Chciałeś mnie też chronić, nie mówiąc mi, że ktoś może nam zagrażać? Bałeś się o swoje życie od czasu tego bankietu w sierpniu i nie dałeś tego po sobie poznać. Tak nie działa zaufanie... że ja mówię ci o wszystkim, czego się boję, a ty mi o niczym. - Zoya nie umie zapanować nad pretensją w głosie, nie umie zapanować też nad swoimi łzami, bo w końcu, po tych dwóch miesiącach niekończących się monologów, które do niego wygłaszała, wie, że na ten w końcu jej odpowie. I ma zamiar wyrzucić z siebie całą złość, frustrację i rozpacz już teraz, by Elijah wiedział, z czym ma do czynienia. Że jego nieustraszona, doskonała żona po prostu się rozpadła na kawałki i będzie musiał użyć dużo pracy i cierpliwości, by poskładać ją jakoś w całość. - Zrobiłeś mi najgorszą rzecz, jaką mogłeś. Założyłeś sobie, co będzie dla mnie najlepsze...

- Gdybyś wiedziała o tej technologii, też mogłabyś zginąć.

- Wiedział o niej nasz syn, Elijah. To żaden argument. Poza tym każdy, kto nas nie zna, od razu zakłada, że jestem wtajemniczona w twoją pracę, że mówisz mi o wszystkim, skoro ze sobą mieszkamy - mówi nerwowo Zoya, nie ruszając się przy tym jednak nawet o milimetr, dalej leżąc przytulona do niego. - Poza tym wiedziałaś, że zagraża nam ktoś bliski, dlatego zwróciłeś się do Gavina. Miałeś podejrzenia i nie powiedziałeś mi o nich? Zakładając najgorsze... Pozwoliłeś mi na to, bym wciąż ufała osobom, które przyczyniły się do twojej śmierci.

- Nie miałem pewności, kto dokładnie...

- Ale miałeś podejrzenia! Ja nie miałam nawet tego - krzyczy na niego Zoya, naprawdę żałując, że nie może po prostu na niego wrzasnąć. Jednak nie chce dodawać synowi kolejnych powodów do stresu, gdy miał go ostatnio dosyć. Irracjonalnie wciąż chce by Finn po tym wszystkim miał szczęśliwe dzieciństwo, a nie takie, w którym jego rodzice na siebie wrzeszczą. - Ja nie wiedziałam, że cokolwiek jest nie tak. Wyszłam do pracy, a gdy wróciłam, znalazłam cię...

- Pokaż mi - prosi, kładąc jej dłoń na policzku. Zoya odsuwa się, by spojrzeć mu w oczy i przygryza usta.

- Nie. Tym się z tobą nie podzielę. Nie masz pojęcia, ile czasu zajęło mi odsunięcie od siebie tego, co wtedy przeżyłam. Nie chcę znów czuć tego bólu...

- Więc pozwól mi go od siebie zabrać. - Zoya ma już znów zaprotestować, ale Elijah kręci głową i patrzy jej prosto w oczy. - Jeśli mnie obwiniasz, to pozwól mi zrobić chociaż tyle.

- Nie obwiniam cię o to, że dałeś się zabić, tylko że nie byłeś ze mną szczery. Nie podzieliłeś się ze mną swoimi obawami, tylko trzymałeś je dla siebie, wmawiając sobie, że to najlepsze wyjście.

- Zoyu, ja wiem, że o zmarłych nie mówi się źle, ale ty chyba nie myślisz o mnie, jak o jakimś bohaterze, który poświęciłby się w imię ratowania tego, co dla niego najcenniejsze - mówi, patrząc jej prosto w oczy. - Nie, jak sama wiesz, wolę rolę antagonisty i ja spaliłbym świat i zabił każdą osobę, która zrobiła wam krzywdę. Więc mogę ci w tej chwili obiecać, że ktokolwiek sprowadził to wszystko na moją rodzinę, słono za to zapłaci.

- Mam nadzieję, bo nie pozwolę na to, by ktoś nie poniósł konsekwencji za to, co stało się naszemu synowi - odpowiada mu pewnie, a on bierze jej brodę w palce i uśmiecha się do niej szeroko. - To jednak nie znaczy, że nic się między nami nie zmieni.

- Już się między nami zmieniło, najdroższa. Myślisz, że nie będę teraz żył ze świadomością, że muszę odpokutować za swoje błędy? - pyta, przesuwając znów palce na jej policzek, a Zoya odpowiada mu nieśmiałym uśmiechem. - Wiesz, że jesteś dla mnie kimś o wiele więcej niż tylko żoną i matką moich dzieci. Wciąż, niezmiennie jestem zdania, że ludzie powinni być przerażeni tym, do czego jesteś zdolna. Więc wybacz mi, że na chwilę o tym zapomniałem, że raz przyszłaś do mnie przestraszona, a ja uznałem, że powinienem trzymać cię w niewiedzy i chronić za wszelką cenę, zamiast z tobą porozmawiać. To był mój największy życiowy błąd, Zoyu, że potraktowałem cię tylko jak moją żonę, zapominając, że jesteś przede wszystkim moją... partnerką w zbrodni. - Zoya śmieje się krótko na jego słowa, nachylając jednocześnie do jego ust, a brunet całuje ją, znów obejmując ją ramionami.

Takiego właśnie Zoya go zapamiętała. Mówiącego jej rzeczy, od których miękną jej kolana, ale jednocześnie też umiejącego przyznać się do błędu i przede wszystkim nie traktującego jej jedynie jako swoją ozdobę. Popełnił błąd, ale ona też popełniła ich wiele i teraz chciałaby powiedzieć, że dostali nauczkę i wyjdą z tego silniejsi, ale to byłoby za proste. Ten ból, choć starała się go od siebie odsuwać, każdego dnia od nowa, cały czas w niej jest. Dla niego to mogło być prostsze, bo póki co zna tylko telegraficzny skrót wydarzeń z jej perspektywy i choć Zoya wcale tego nie chce, choć się tego boi, wie, że musi się tym wszystkim z nim podzielić. Skoro w końcu ma taką możliwość. Gdy może zrobić to bez słów, jedynie pokazać mu swoje wspomnienia, niezależnie jak bolesne by one nie były. Przysięgli sobie w końcu, że będą ze sobą zawsze i na zawsze, bez względu na okoliczności. Przerywa więc pocałunek, bierze jego dłoń, z której od razu znika syntetyczna skóra, w pierwszej kolejności przykłada opuszki jego palców do swoich ust. Tak, jak Elijah zawsze robił to wcześniej, gdy ona dotykała go i bezwiednie próbowała nawiązać połączenie, gdy był jeszcze człowiekiem. Teraz jednak dotyka jego dłoni swoją dłonią i wraca wspomnieniami do najgorszego dnia swojego życia. Dopiero teraz, patrząc na to wszystko z perspektywy, niemal przeżywając to po raz drugi, zdaje sobie sprawę ze stanu tych wspomnień, bo ma wrażenie, że ogląda film, w którym brakuje co drugiej klatki. Wszystko jest jednocześnie chaotyczne i niemal odarte z emocji, jakby Zoya próbowała się odgrodzić od rzeczywistości murem, który teraz on, samą swoją obecnością, zaczyna powoli burzyć. A ona mu na to pozwala.

Elijah prosząc ją o podzielenie się wspomnieniami, chciał przede wszystkim zrozumieć, dlaczego jego żona go obwinia i skąd dokładnie bierze się jej rozgoryczenie. Sam, gdy myślał o tym, że mógłby ją stracić, czuł, że wtedy jego świat rozpadłby się na kawałki, bo nic bez niej nie miałoby dla niego już takiego sensu, a wszystko obróciłoby się w popiół. Jednak to były przypuszczenia. Ona przeżyła to naprawdę. A on teraz czuje się, jakby sam tam był, a z całą pewnością czuje cały jej ból, szok i przerażenie, które niemal odbiera mu mowę. Kładzie dłoń na jej policzku i przyciąga ją do siebie, Zoya opiera swoje czoło o niego i dalej patrzy mu w oczy. A Elijah dałby wszystko, absolutnie wszystko, by ten ból od niej zabrać. By cofnąć czas i poprowadzić wszystko tak, by nigdy mu się nic nie stało, by jego rodzina nie musiała przejść przez to wszystko. To jednak jest niemożliwe. Jednego niemożliwego już dokonał i jest tu z nią znów i będzie mógł ją chronić.

- Nie przestawaj - prosi, gdy Zoya chcę się wycofać i zaciska palce na jej dłoni. - Powiedziałem, że chcę spędzić z tobą wieczność, więc chciałbym też ostatnie dwa miesiące.

- Nie wiem, czy wszystko, co zobaczysz, ci się spodoba.

- Nie, nic mi się nie spodoba. To akurat oczywiste. Nie było mnie przy was - odpowiada, patrząc jej prosto w oczy. - Nie myślisz chyba, najdroższa, że będę cię oceniał. Nie masz pojęcia, do czego ja byłbym zdolny, gdybym cię stracił.

- Ty byś walczył, a ja leżałam i płakałam...

- Jeśli sądzisz, że nie rozpadłbym się tak samo, jak ty, gdybym cię stracił, to naprawdę popełniłem więcej błędów, niż myślałem. Jeśli masz tak małą wiarę w to, ile dla mnie znaczysz i jak bardzo cię kocham - mówi, a ona kręci głową, nie puszczając jego dłoni. - Zoyu, ty wciąż tu jesteś, nasze dzieci żyją, tak samo Ada. Udało ci się utrzymać to, co zostało z naszej rodziny w całości. Ja bez ciebie, zostałbym sam... Dałaś sobie radę o wiele lepiej, niż ja bym był w stanie.

- Zawsze byłeś dobry w mówieniu mi tego, co chcę usłyszeć.

- Zawsze byłem dobry w mówieniu ci prawdy.

- Mamo... - Zoya na dźwięk głosu Finna od razu wstaje z fotela i siada na łóżku, biorąc syna za rękę.

- Jestem, skarbie. Potrzebujesz czegoś?

- Wody - odpowiada, a ona od razu siada po kubek i unosi lekko jego łóżko, by mógł się napić. Przez ilość leków przeciwbólowych jego wzrok wciąż jest nieobecny, ale gdy spogląda na Elijaha, uśmiecha się lekko. - Więc naprawdę tu jesteś, a nie umarłem i...

- Phineas! Nie waż się nawet żartować na ten temat - mówi blondynka i zaciska usta w cienką linię. Jej mąż nachyla się i kładzie jej dłoń na kolanie i też uśmiecha się do syna.

- Właśnie, nie żartuj tak nawet, zawsze miałem cię za zbyt mądrego na wiarę w jakieś bzdury, jak życie po śmierci - komentuje Elijah, a Zoya momentalnie gromi go spojrzeniem.

- Ej, proszę o wyrozumiałość dla mojego poczucia humoru, miałem operację czaszki - odpowiada chłopak i zamyka oczy, nie przestając się uśmiechać. - Wiedziałem, że EL zadziała.

- Pewnie, że zadziałało. To w końcu mój wynalazek.

- Nasz - poprawia go Finn. - Jak długo tu będę?

- Długo - odpowiada mu Zoya i znów bierze go za rękę. - Czeka cię sporo badań, ale jeśli wyniki będą dobre, za dwa tygodnie będziesz w domu.

- Dwa tygodnie?! Nienawidzę szpitali - mruczy pod nosem chłopak i znów otwiera oczy na krótką chwilę. - Powiedziałaś: w domu.

- Wiem, co powiedziałam. - Zoya uśmiecha się do niego, a Elijah przesuwa dłonią po jej nodze. - Nie wyjedziemy z Detroit dopóki, nie poczujesz się lepiej. Więc na razie wrócimy do domu.

Phineas uśmiecha się, a Zoya ma ochotę odetchnąć z ulgą, bo ma jakieś ulotne wrażenie, że wszystko będzie dobrze. Dawno już w to nie wierzyła, więc teraz też podchodzi do tej myśli z niepewnością, ale zdecydowanie jest jej łatwiej, odkąd Elijah trzyma ją za rękę. W nocy powiedziała mu, że nie była w domu od czasu jego śmierci, że jedynie Ada zadbała o to, by ściany zostały odmalowane, a meble wymienione. Myśl o powrocie do tamtego miejsca była dla niej nierealna, aż do wczoraj. Wczoraj to miejsce znów przestało być jedynie budynkiem, a znów kojarzyło jej się z nim. Tam go straciła i tam go odzyskała. Rachunek się wyzerował. Przynajmniej z perspektywy, w której nie musi znów stanąć w salonie i obawiać się koszmarów. Choć te nawet wydają się jej już o wiele mniejsze, jakby Elijah naprawdę był w stanie zabrać część jej strachu, część jej traumy i zastąpić ją zapewnieniem, że wszystko uda im się naprawić.

Cichą, luźną rozmowę z Finnem, przerywa im pukanie do sali, a Zoya obraca się nerwowo, bo wie, że lekarze raczej nie bawiliby się w takie subtelności.

- To Nikodem, pozwoliłem sobie do niego napisać z twojego telefonu - mówi Elijah, a blodnynka mruży oczy, spoglądając na niego pytająco.

- Ściągnąłeś tu mojego brata?

- To było niezbędne, by ściągnąć tu naszą córkę. Mnie wydaje się, że nie widziałem jej dwa dni, ale to były dwa miesiące. Dwa miesiące jej życia, których nikt mi nie odda - odpowiada jej, a Zoya idzie otworzyć drzwi. Nikodem kuca obok krzesełka, na którym siedzi Estera i zdejmuje z niej kurtkę, a przynajmniej próbuje, bo na widok Zoyi, dziewczyna od razu uśmiecha się wyciągając ręce w jej stronę. Blondynka bierze ją w ramiona i zaczyna całować, mając poczucie, że gdyby wierzyła w jakąś siłę wyższą, teraz by jej podziękowała za to, że jej córka jest cała i zdrowa.

- Jak nasz pacjent? - pyta Nikodem, całując blondynkę w czubek głowy i wchodzi do sali, gdzie zamiera w pół kroku. - Nie - mówi pewnie, celując palcem w Kamskiego. - Nie. Nawet mi nie mów, że to naprawdę ty.

- To naprawdę on - wtrąca Phineas, a Palmer cofa się o krok, blady, jak ściana.

- Nie.

- Obawiam się, że właśnie tak - odpowiada Elijah.

- Jeśli mi teraz powiesz, że ostatnie dwa miesiące to była jakaś pierdolona magiczna sztuczka, czy że upozorowałeś swoją śmierć, czy inny chuj...

- Nikodem. Dzieci - poucza go Zoya, a Palmer kręci głową.

- Wiedziałaś?

- Nie wiedziała. I nie upozorowałem swojej śmierci. Elijah Kamski naprawdę zginął ósmego września w swojej willi - odpowiada mu brunet, podchodząc do niego powoli.

- Więc to cud? Jeśli mi teraz powiesz, że skazałeś moją siostrę na dwa miesiące piekła, by coś, komuś udowodnić.

- To dłuższa historia - mówi Kamski i uśmiecha się do niego lekko. - I proszę cię, naprawdę sądzisz, że skazałbym moją rodzinę na to wszystko w imię jakiejś magicznej sztuczki?

- Nie. I mam nadzieję, że się wobec ciebie nie mylę, bo inaczej przysięgam, że mimo tego, że obaj nie jesteśmy fanami rozwiązań siłowych, to złamię ci nos.

- Obawiam się, że jedyne co byś połamał, to sobie palce - odpowiada Elijah, już uśmiechając się szeroko i unosi dłoń, a z jego dłoni na chwilę znika syntetyczna skóra. - Najważniejsze jest, że wróciłem. Kwestie techniczne omówimy sobie kiedy indziej.

- Przy dobrej whisky.

- Tak i tym razem cała butelka będzie dla ciebie - mówi Kamski, a Palmer obejmuje go i klepie po plecach. Zoya specjalnie trzymała się z Ester z tyłu, by dać im choć chwilę przestrzeni, nie mając też najmniejszego pojęcia, jak ich córka się zachowa. - Cześć, moje serce.

Gdy tylko Estera na niego spogląda, od razu zaczyna wyrwać się swojej mamie, która nie ma nic przeciwko temu i oddaje ją Elijahowi. Nikodem obejmuje Zoyę ramieniem, a ona opiera się o niego plecami i nie może oderwać wzroku od męża i córki. Elijah patrzy na Ester z niemal takim samym zachwytem, jak wtedy, gdy wziął ją na ręce po raz pierwszy. A Zoya jest pewna, jak niczego innego na świecie, że pięć lat temu podjęła najlepszą decyzję z możliwych, gdy zakochała się w Elijahu.

- Wiecie, że będziemy musieli porozmawiać, prawda? - pyta Nikodem, przerywając tę uroczą scenę. Kamski posyła mu spojrzenie pełne dezaprobaty i podrzuca lekko córkę do góry, nie wyglądając, jakby miał zamiar ją oddać Zoyi w najbliższej przyszłości. - Nawet nie o tym, jakim cudem znów tu jesteś, Elijah, ale też przede wszystkim, kto jest odpowiedzialny za to, co ci się stało.

- Wiesz coś - mówi od razu brunet, spoglądając na Palmera, który przytakuje mu krótko.

- Mam coś więcej niż wiedzę. Mam dowody - odpowiada Nikodem i uśmiecha się, a Elijah jeszcze raz podrzuca córkę do góry i łapie ją ramiona.

- Skontaktuję się z Adą i myślę, że będziemy musieli to wszystko omówić bez świadków - odpowiada, spoglądając znacząco na Phineasa i Ester.

- Wolałbym odbyć tę rozmowę już teraz i nie czekać na Adę.

- A nie możemy tego odłożyć chociaż do końca operacji Gavina? - prosi Zoya, a jej brat kręci głową.

- Nie chcesz tego, uwierz mi. I jest jeszcze jedna osoba, która wyjaśni to lepiej ode mnie.

Blondynka przytakuje mu, spodziewając się, że zaraz Nikodem wyjaśni im wszystko, co powinno być dla nich oczywiste, aż rzucające się w oczy, jeszcze przed zabójstwem Elijaha. Mówiąc szczerze, to Zoya bardzo chcę wiedzieć, kto ją skrzywdził, kto był na tyle odważny i głupi jednocześnie, by podnieść rękę na jej rodzinę.

Trudno powiedzieć, że Charlotte czuje ulgę. Czuje przede wszystkim niewyobrażalne zmęczenie, przez które woli skorzystać z propozycji Zoyi, dzięki której zostanie na wyspie i nie będzie musiała jechać do swojego mieszkania na drugim końcu miasta. Najchętniej nie opuściłaby szpitala, ale obawia się, że nie przeżyje kolejnej nocy w fotelu, bo jest gdzieś na granicy własnej wytrzymałości. A bycie w ciąży niczego nie ułatwia, bo niezmiennie czuje, że jest jej niedobrze od niemal wszystkich zapachów. Dlatego przyjmuje z wdzięcznością to, że auto, którym jadą do willi, nie pachnie absolutnie niczym i pierwszy raz od ponad doby, Charlie czuje się trochę lepiej.

- Nie wydaje mi się, żebym ja miała iść spać, ale w razie czego dam ci kluczyki - mówi Zoya, gdy zatrzymują się już przed jej domem.

- A ty?

- A ja mam siedem innych samochodów w garażu, które mogę użyć - odpowiada z uśmiechem Kamska i wysiada pierwsza. - Jeśli byś miała jakieś informacje, a ja jakimś cudem jednak bym spała, to możesz mnie śmiało obudzić. I tak mam wyrzuty sumienia, że nie zostałam przy Phineasie.

- Powiem ci to samo, co ty mnie dwadzieścia minut temu: nie obudzi się aż do rana, a nawet jeśli, to będziesz pięć minut stąd. - Wymieniają porozumiewawczy uśmiech; Zoya wchodzi do przedpokoju, a później od razu na prawo do korytarza. Charlie czuje się nieswojo w związku tym, w jakich okolicznościach była tu za pierwszym razem i jest zaskoczona lekkością zachowania Zoyi, która przecież z całą pewnością nie mieszkała tu w ostatnich miesiącach.

- Nie musisz się denerwować, salon i korytarz zostały odnowione pod naszą nieobecność, jednak na półkach może być kurz. Nie chciałam nowej osoby, by się tu kręciła... - mówi Kamska, a Charlotte drepcze za nią korytarzem. - Pewnie chcesz coś na przebranie?

- Jeśli to nie będzie problem.

- Dobrze, więc garderoba...

- Wiem. Pamiętam - wchodzi jej w słowo Flowers i skręca za nią do głównej sypialni. - Mam wrażenie, że powinnam cię przeprosić. Tamtego dnia...

- Tamtego dnia, niemożliwym było zachowanie się wobec mnie odpowiednio. Nie musisz mnie przepraszać, nic to nie zmieni. Uwierz mi, że akurat nie twoją krzywą minę zapamiętałam najbardziej z tamtego dnia - odpowiada, podając jej kolejne rzeczy. Charlie jest kompletnie skonfundowana jej zachowaniem, ale nie ma zamiaru drążyć i pytać, bo jest na to zbyt zmęczona. - Położę cię w pokoju Phineasa, będziesz miała spokój, bo ja zapewne będę się kręcić po garderobie. Chodź, zaprowadzę cię do łazienki.

- Dzięki - mówi nerwowo Flowers i znów rusza za blondynką przez korytarz. - Naprawdę dziękuję. Nie spodziewałam się tego, że...

- Ja też się nie spodziewałam, że kiedykolwiek wybaczę Gavinowi. A co dopiero, że będę zawdzięczać mu to, że mój syn wciąż żyje. Czy, że poprosi mnie o to, żebym zajęła się jego rodziną... - odpowiada Zoya, patrząc na dziewczynę i uśmiechając się nerwowo. - Wiesz, ja naprawdę potrafię być sympatyczna i jestem chyba całkiem nie najgorszą przyjaciółką. Jasne, bywamy z Elijahem bardzo trudni do zniesienia, gdy jesteśmy we dwoje, ale to tylko chwile. Zazwyczaj on milczy, a ja rozmawiam, lub słucham... Nie mówię, że od razu mamy zostać przyjaciółkami, Charlie, ale chcę powiedzieć, że jeśli będziesz potrzebować pomocy, to zawszę odbiorę telefon.

- Nie masz pojęcia, jak się boję - wybucha nagle Charlie i siada na brzegu łóżka w pokoju Finna. Zoya ewidentnie jest zaskoczona, ale nie dopytuje, tylko czeka. - Jeśli on by nie przeżył, jeśli operacja by się nie udała, albo jeśli się nie obudzi, to ja nie wiem, co mam robić.

- Mówisz o ciąży? - pyta w końcu niepewnie Kamska, a Charlie przytakuje i pociera palcami policzki. Zoya siada koło niej i decyduje się objąć dziewczynę ramieniem, choć nie ma pojęcia, jak ta na to zareaguje. - Dlatego nic nie powiedziałaś siostrze, prawda? Boisz się, że jeśli Gavin umrze, to sobie nie poradzisz?

- Tak, to nie miało tak wyglądać.

- Charlie, musisz chyba wiedzieć najpierw, czy chcesz tego dziecka, czy chcesz go, bo Gavin się wobec ciebie zadeklarował.

- Byłam pewna, że chcę, ale teraz...

- Teraz to wszystko jest trudne i chaotyczne. Ja też bałam się, że sobie nie poradzę, gdy zabrakło przy mnie Elijaha...

- Ty masz wsparcie, dwie rodziny, miliony dolarów na koncie i praktycznie nie musisz pracować.

- Więc twoja rodzina nie będzie cię wspierać?

- Nie. Tego...

- Rodzina Gavina bywa trudna, ale Lorraine jest wspaniałą babcią dla moich dzieci, więc nie mam wątpliwości, że dla twojego dziecka też będzie. A jeśli chodzi o pracę i pieniądze, to naprawdę nie byłabyś pierwszą pracującą, samotną matką. Tylko ty będziesz mieć zaplecze finansowe w naszej postaci. Lorrie nie pozwoli żeby jej wnuk mieszkał w wynajętej kawalerce - mówi Zoya, przesuwając ręką po jej plecach. - Najważniejsze jest to, żebyś sama wiedziała, czego chcesz.

- Nie planowałam jeszcze być mamą. Mówiąc szczerze nie spodziewałam się, że Gavin... - Charlotte zaczyna mocniej płakać i przytula się do Zoyi.

- Gavin z tego wyjdzie i wszystko będzie dobrze - zapewnia ją, starając się brzmieć pewnie. - A na dzieci nigdy się nie jest do końca gotowym, Charlie. Ja wiedziałam dokładnie, kiedy urodzi się moja córką, miałam wszystko zaplanowane, a gdy tylko zabraliśmy ją do domu, to i tak świat stanął na głowie.

- Dziękuję - odpowiada w końcu Flowers, a Zoya wstaje i uśmiecha się do niej raz jeszcze.

- Weź prysznic, prześpij się i wrócimy do rozmowy jutro.

Zostawia Charlotte samą w sypialni i idzie do swojej, gdzie zamyka za sobą drzwi, by nie przeszkadzać dziewczynie Gavina, po czym zaczyna sprzątać. Zmienia pościel, przeciera półki z kurzu tu i w garderobie, po czym szykuje sobie ubrania na jutro, a tymczasem instynktownie wybiera podkoszulek Elijaha na piżamę. Uśmiecha się do samej siebie, że zdążyła się już do tego przyzwyczaić, a teraz będzie mogła znów wrócić do jedwabnych koszul nocnych i piżam. Będzie mogła wrócić do kolorów, szpilek, koronkowej bielizny i do samej siebie, przede wszystkim. I pierwszy raz od dwóch miesięcy, uśmiecha się do swojego odbicia w lustrze. Wchodzi pod prysznic, który przeciąga niemal w nieskończoność, rozkoszując się spokojem, ale gdy tylko spod niego wychodzi, słyszy kroki w garderobie. Wciąga na siebie podkoszulek i otwiera drzwi, za którymi widzi Elijaha.

- Zostawiłeś Phineasa samego? - pyta go z niepokojem w głosie. - Poza tym nie powinno cię tu być...

- Nie powinno mnie być w moim własnym domu? - pyta wyraźnie rozbawiony i obraca się do niej, po czym mierzy ją spojrzeniem.

- Jeśli Charlie cię zobaczy bez uprzedzenia, to może dostać zawału, a ostatnie czego potrzebuje w swojej sytuacji, to więcej stresu. Więc może... - Elijah przerywa jej, biorąc ją w ramiona i całuje gwałtownie.

- Co ty masz na sobie, najdroższa? - pyta, gdy Zoya odsunie się od jego ust, ale nie pozwala się jej wycofać dalej, tylko wciąż trzyma ją przy sobie za ramiona. - Myślałem, że moje koszulki są raczej zarezerwowane na wakacje i wypady nad jezioro.

- Ostatnie dwa miesiące nosiłam twoje bluzy.

- To zrozumiałe, że to robiłaś. Nasze koty są związane emocjonalnie z moimi bluzami, szczególnie ze spaniem w nich - odpowiada jej lekceważąco, na co blondynka od razu przewraca oczami i chce się odsunąć, ale Elijah tylko się uśmiecha. Obraca się z nią w ramionach i opiera ją o jedną z najbliższych szafek, więżąc między sobą a półkami. - Trzeba będzie coś zrobić z tymi kiepskimi nawykami, których nabrałaś, moja piękna. I przywieźć tu koty, Tea musi tragicznie za mną tęsknić i pewnie nie może się odnaleźć w nowym miejscu.

- Tak, myślę, że to właśnie ona tęskniła za tobą najbardziej.

- W to akurat jestem w stanie uwierzyć - śmieje się, dalej się z nią drocząc. Zoya próbuje go od siebie odepchnąć, ale brunet nie ustępuje nawet o krok. Zamiast tego nachyla się do jej szyi, na której składa krótki pocałunek, czując jak Zoya od razu łagodnieje w jego ramionach. Więc całuje ją kolejny raz, wędrując pocałunkami w górę po jej skórze, pachnącej przyjemnie pomarańczami.

- Elijah... - wzdycha cicho, chcąc brzmieć, jakby go ganiła za jego zachowanie, ale on doskonale zdaje sobie sprawę, że to tylko pozory. Ona sama zdaje sobie z tego sprawę. Z tego, że tak naprawdę wolałaby, by nie przestał jej całować przez kolejne tygodnie, gdyby tylko mieli taką możliwość. Jego dłonie przesuwają się w górę po jej biodrach, gdy brunet napiera na nią trochę mocniej i znów łączy ich usta. - Eli.

- Trochę zaufania, Zoyu. Nasz syn śpi pod okiem Osiemset, który wpadł do szpitala na twoją prośbę, by też wysłuchać, co miał do powiedzenia Nikodem. Więc nie musisz się o nic bać, moja droga. Nasze dzieci są bezpieczne, dziewczyna mojego brata zamknęła się w pokoju i nic nie wskazuje na to, by cię dziś potrzebowała, a ja wrócę do szpitala, zanim w ogóle się obudzi - mówi Kamski, uśmiechając się do żony i kładzie jej dłoń na policzku. - Więc przejdźmy do tego, co istotne.

- Czyli? - pyta Zoya, unosząc wzrok, by spojrzeć mu w oczy.

- Czyli do tego, że ja potrzebuję cię w tej chwili najbardziej ze wszystkich, pani Kamska.

Jego żona uśmiecha się i przygryza lekko usta, jak zawsze, gdy udało mu się powiedzieć coś, co ta akurat chciała od niego usłyszeć. Jak zawsze, gdy udało mu się ją uszczęśliwić, czy dać jej jakiś świetnie skalkulowany komplement. Ale teraz jego słowa nie były w żaden sposób cynicznie zaplanowane, tak, by odniosły oczekiwany przez niego efekt. Nie, teraz był z nią szczery. Teraz naprawdę jej potrzebował. Swojej ukochanej. W swoich ramionach. Kobiety, dla której zburzył cały porządek istniejącego świata i oszukał śmierć. Co w tej chwili wydaje mu się tak błahe, jak kupienie jej kwiatów, bo wie, że zrobiłby dla niej o wiele, wiele więcej.

Całuje ją kolejny raz, teraz już mniej zachłannie, mniej gwałtownie, a ona wpada kompletnie w jego ramiona. Zarzuca mu ręce na szyję i wspina się na palce, by być jak najbliżej niego jest w stanie, a on podnosi ją z łatwością. Zoya obejmuje go nogami w pasie, gdy niesie ją do sypialni, gdzie kładzie ją na łóżku. Blondynka od razu przyciąga go do siebie, nie przerywając kolejnych pocałunków i napawając się jego bliskością.

- Zoyu, zanim przejdziemy do przyjemnych rzeczy... - zaczyna, odsuwając się od jej ust, a ona od razu zamyka oczy i wzdycha nerwowo. - Potrzebujemy planu moja droga, musimy porozmawiać o przyszłości, zanim jutro wyjdziemy z domu.

- Masz rację, musimy porozmawiać - przytakuje mu i zgrabnym ruchem obraca się tak, by usiąść mu na biodrach. Zoya patrzy na niego z góry, patrzy mu prosto w oczy, a on Elijah przenosi dłonie na jej talię i unosi się do siadu, zamykając ją w swoich ramionach. - Jednak zanim porozmawiamy o przyszłości, w pierwszej kolejności musimy skupić się na przeszłości. Na tych dwóch piekielnych miesiącach, gdy nie wiedziałam, że mam choćby cień szansy, byś do mnie wrócił...

- Jeśli tego chcesz, to oczywiście, ale musisz wiedzieć, że nic co powiesz, nie ma znaczenia. Nie będę cię oceniał za decyzje podjęte, gdy... byłem martwy.

- Zobaczymy - mówi nerwowo blondynka, po czym wybucha cichym śmiechem, a Elijah posyła jej pytające spojrzenie. W odpowiedzi Zoya ściąga z siebie podkoszulek i rzuca go na podłogę. - A właściwie... zacznijmy od przyjemności. Wiesz, na wszelki wypadek, jakbyśmy mieli się o coś pokłócić i reszta nocy miałaby się nie udać.

- Jestem w stanie się na to zgodzić, najdroższa - odpowiada jej, przyciągając ją bliżej do siebie, a Zoya przesuwa dłońmi po jego ramionach, zanim popchnie go z powrotem na poduszki.

Pochyla się nad nim, a jej złote włosy rozsypują się wokół jego twarzy i Elijah momentalnie jest święcie przekonany, że nigdy w życiu nie podjął lepszej decyzji w swoim życiu, niż sprawienie, że Zoya go pokochała tak obsesyjnie.

Z małym opóźnieniem witam w kolejnym rozdziale. Obiecuję, że kolejny będzie bardziej ekscytujący w końcu to już prawie finał.

Trzymajcie się ciepło.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top