Krok w przód ✴ 21.09.2045

Nad Detroit przechodziła kolejna burza, zalewając ulice wodą i przeszywając ciemne niebo błyskami piorunów. To jeszcze jedna z tych ostatnich letnich burz, zanim na dobre zacznie się jesień, więc Zoya docenia tą pogodę jeszcze mocniej, zwłaszcza że żadne z jej dzieci nie boi się burzy. A Ada, z którą została Ester, wręcz uważa taką pogodę za najbardziej urokliwą. I gdy blondynka wyszła z domu, zostawiła je siedzące na podłodze przy oknie sypialni na piętrze, gdzie Ada, ku uciesze Este, liczyła sekundy mijające między grzmotem, a uderzeniem pioruna. Zoya wsiada do taksówki, a Ada wysyła do niej wiadomość, że nie jest zadowolona z tego, że blondynka postanowiła odwiedzić Nikodema. Prawda jest taka, że Zoya coraz bardziej czuje się uwięziona, nie tylko w domu swojej przyjaciółki, ale przede wszystkim we własnej głowie, we własnym duszącym ją nieszczęściu. Ostatnie dwa tygodnie spędziła w większości ubrana w rzeczy Elijaha, snując się po willi Ady i dbając przede wszystkim o swoje dzieci. O sobie myślała tylko w ostateczności, nocami, gdy leżała w łóżku obok córki, nasłuchując każdego najmniejszego dźwięku w domu. Po ostatniej rozmowie z Gavinem dotarło do niej, że nie ma szans, by znalazła jakiekolwiek ukojenie, czy możliwość ruszenia dalej, jeśli nie dowie się, kto zabił jej męża i przede wszystkim, dlaczego to zrobił. Nie chce podejmować nieracjonalnych decyzji, nie chce wystawiać się na ewentualny atak, ale nie chce też dłużej być bezczynna. Dlatego wysiada pod kamienicą w okolicy centrum i korzystając z tego, że ktoś właśnie wychodzi z budynku, wślizguje się do środka. Wspina się po schodach na ostatnie piętro i naciska dzwonek do drzwi, a blondyn, który je otwiera, nie kryje zaskoczenia jej widokiem.

- Witaj, agencie. Poświęcisz mi trochę czasu? - pyta, a on odsuwa się i wpuszcza ją do środka, a z jego twarzy nawet na chwilę nie znika zaskoczenie.

- Czemu zawdzięczam tę wizytę, pani senator? - odpowiada jej w końcu pytaniem na pytanie.

Oscar opiera się plecami o drzwi, które właśnie za nią zamknął i zostaje w tym miejscu, obserwując androidkę, która swobodnie wchodzi do jego apartamentu. Zoya zdejmuje z siebie czarny płaszcz, który rzuca niedbale na oparcie krzesła i nie czekając na zaproszenie, siada na białej sofie. Jej strój, w tym samym kolorze co płaszcz, kontrastuje z całym jasnym wnętrzem, przez co wydaje mu się kompletnie niepasująca do jego przestrzeni, w której pani Kamska chyba poczuła się bardzo swobodnie. A raczej sprawia takie wrażenie. Pierwszy raz od dwóch tygodni, gdy ją widzi, Zoya wygląda na w miarę stabilną, co może być oczywiście spowodowane przez makijaż, ułożone włosy i dopasowane ubrania.

- Chcę porozmawiać o tym, kto zabił mojego męża. To chyba oczywiste.

- Niestety, ale nie mogę rozmawiać z panią...

- Mówmy sobie po imieniu. - To nie jest prośba, jej głos jest stanowczy, nieprzyjmujący odmowy, więc blondyn przytakuje jej i siada w drugim końcu jasnej sofy. - Dobrze, Oscarze. Powiedz mi coś, czego nie wiem. Czego już się nie dowiedziałam z policyjnych dokumentów, które dostarczył mi mój brat.

- Nikodem Palmer jest równie czarujący, co pani mąż.

- Podobno dziewczyny wybierają chłopców podobnych do ich starszych braci - śmieje się Zoya i macha niedbale dłonią. - Chcę wiedzieć, czy macie jakiś trop. Solidny trop. Taki, w którym mój mąż nie jest antagonistą.

- Nie mogę rozmawiać na temat toczącego się dochodzenia...

- Pierdolenie - wchodzi mu w słowo i spogląda na niego stanowczo. Oscar wzdycha i kręci głową, zanim nie uśmiechnie się bezczelnie.

- Wiem, że do tej pory zawsze dostawałaś wszystko na złotej tacy, ale ja nie będę grał w twoją grę, pani Kamska.

- Zoyu - poprawia go i uśmiecha się do niego w tak samo kpiący sposób. Zoya nie wierzy w słowa, które zaraz powie, nie wierzy w to, że powtórzy coś, co sama kiedyś usłyszała od Elijaha i którymi to słowami rozłożył ją na łopatki. Bo choć walczyła z nim jeszcze jakiś czas, tak z perspektywy czasu widzi, że Elijah kupił ją sobie w całości już tamtego popołudnia w jego garderobie. Zdobył ją łatwiej niebieską wstążką niż pierścionkiem zaręczynowym, czy złotą obrączką z brylantami. Jednak Elijah był świetnym strategiem, być może nawet lepszym niż ona. A ona nie ma zamiaru cofnąć się przed niczym, skoro straciła wszystko. - I nie proszę, żebyś grał w moją grę, proszę, żebyś grał w nią razem ze mną.

- Wow. Chyba naprawdę cię nie doceniałem - mówi po krótkiej chwili Oscar i przeczesuje palcami jasne włosy, jakby chciał w ten sposób dać sobie chwilę na zebranie myśli. - Nie powiem, twoja pomoc może okazać się nieoceniona w tym śledztwie, ale problem leży w tym, że absolutnie ci nie ufam.

- Ja w tej chwili nie ufam nawet swoim najbliższym przyjaciołom.

- Dlatego przyszłaś do mnie, a nie do Osiemset?

- Connor byłby przerażony tym, że w ogóle wyszłam z domu. Bałby się o mnie i nie chciałby, żebym była częścią tego dochodzenia. Obawiam się, że by mnie od niego odsunął. Z troski o swoją przyjaciółkę, utrudniłby doprowadzenie zabójców Elijaha przed oblicze sprawiedliwości.

- Zabójców? Liczba mnoga?

- Tak podejrzewam. Ktoś musiał to zaplanować, a ktoś inny go zabić, nie wygląda mi to na działanie jednej osoby. Jednak rzeczą, której brakuje mi najbardziej, jest motyw.

- Nam też go brakuje. I obawiam się, że jeśli mówiłaś mi cały czas prawdę i nie rozmawiałaś z mężem na temat jego badań, to nie będziesz w stanie pomóc. Wszystko wskazuje na to, że śmierć pani Kanaty jest powiązana ze śmiercią pana Kamskiego.

- Nakku wiedziała, nad czym pracował?

- Tak przypuszczamy. Kontaktowała się nawet w tej sprawie z prasą i tę rozmowę właśnie przypłaciła życiem.

- I dlatego podejrzewaliście Elijaha? Myśleliście, że zlecił zabójstwo swojej koleżanki z pracy, bo ta chciała ujawnić jakieś jego badania? - upewnia się Zoya, a on przytakuje jej nieznacznie. Analizuje jej reakcję, każdy minimalny ruch na jej twarzy, czy najmniejszy tik nerwowy, próbując wyczytać z niej cokolwiek, skoro nie może zrobić tego z jej systemem. W końcu w jej specyfikacji czujnik stresu był niemożliwy do odczytania nawet dla jego młodszego kuzyna, a co dopiero dla niego. Dlatego Oscar stara się skupić na tych ludzkich reakcjach, choć jak ją zna, te też Zoya opanowała do perfekcji. - Wybacz, ale to niedorzeczne.

- Dlaczego? Dla większości społeczeństwa Elijah Kamski był zagadką, był antagonistą właśnie...

- Złym wilkiem z bajek - śmieje się Zoya, wchodząc mu w słowo.

- Właśnie. Nikt nie znał go tak dobrze, jak ty. A ty nie jesteś obiektywna.

- Och, Elijah by zamordował jej karierę, gdyby mu podpadła. Nie samą Nakku. Mój mąż był mściwy i bywał bezlitosny, ale nigdy nie skrzywdziłby kogoś w sposób fizyczny, brzydził się przemocą fizyczną. Za co można podziękować Gavinowi i ich wspólnemu dzieciństwu - mówi spokojnie Zoya, gdy on wciąż nie odrywa od niej wzroku. - Sądzicie, że chodziło o coś innego niż baterie, prawda?

- Tak. Tylko niestety nie wiemy, co to takiego. - Oscar podnosi się ze swojego miejsca i idzie do aneksu kuchennego. Zoya obraca się na sofie, by nie spuszczać z niego wzroku i czeka, aż blondyn się odezwie, ale on na razie nalewa Tyrium do dwóch szklanek, zanim wróci do niej po chwili. - Może to będzie twoje zadanie. Dowiedzieć się od Ady, nad czym pracował pan Kamski w chwili śmierci i ile jeszcze osób o tym wie. Jeśli zabójcy chcą zdusić ten projekt w zarodku, to właśnie osoby powiązane mogą wziąć za cel. W tym ciebie i moją drogą kuzynkę.

- Nie wydaje mi się, żebym była celem. Tak, jak mówiłam: nie wiem nic o badaniach męża.

- Z całym szacunkiem, ale nikt w to nie wierzy, Zoyu - mówi z czarującym uśmiechem blondyn, wręczając jej szklankę. - Poza tym, zawsze możesz się tego dowiedzieć. Masz dostęp do laboratorium w domu i możesz z łatwością wejść do tego w EQL, jeśli zdecydujesz się tam pojechać. Nam, nawet z ramienia FBI, nie udało się zdobyć nakazu przeszukania choćby jego gabinetu, a co dopiero możliwości zajrzenia do jego badań.

- To brzmi tak, jakby wystarczyło, że włączę jego komputer i nagle będę mieć wszystko podane na tej złotej tacy, o której wspomniałeś. A to brzmi, jakbyś naprawdę nie doceniał mojego męża.

- Zawsze warto spróbować. - Blondyn nachyla się w jej stronę ze szklanką w dłoniach i uśmiecha ciepło. - Pomóżmy sobie, Zoyu. Ja znajdę osoby odpowiedzialne, ty dostaniesz swoją sprawiedliwość. A domyślam się, że jej właśnie potrzebujesz, by móc żyć dalej.

- Owszem, ale jednocześnie mam tu duży konflikt wewnętrzny - odpowiada, ignorując na razie wysuniętą w jej stronę szklankę i jedynie patrzy Oscarowi prosto w oczy. - Prosisz mnie o jedną rzecz, na którą nigdy się nie zgodzę. Szpiegowanie działań mojego własnego męża...

- Wydaje mi się, że w zaistniałych okolicznościach Elijah Kamski nie będzie miał nic przeciwko temu, że naruszysz zaufanie, jakim cię obdarzył - mówi bez cienia skrępowania, a ona parska kpiącym śmiechem. Uraził ją. Zrobił to z premedytacją. I właśnie w tej chwili zobaczył na jej twarzy pierwszą, w pełni szczerą, reakcję.

- Tylko tu nie chodzi o niego. Chodzi o mnie i to, jak ja się z tym będę czuła.

- A co, jeśli ta wiedza znajduje się w niepowołanych rękach? Jeśli coś, co pan Kamski stworzył, może po jego śmierci być wykorzystane przeciwko naszemu gatunkowi? Jesteś polityczką, Zoyu. Myśl jak polityk i zobacz trochę szerszy obrazek.

- Najpierw kwestionujesz intencje mojego męża, później prosisz mnie o zignorowanie własnych wartości, a teraz apelujesz do mojego poczucia politycznego obowiązku wobec naszych braci. I liczysz na co dokładnie? Moja kariera polityczna to ostatnie, o czym myślę w tej chwili.

- Więc to tylko kariera? Nie potrzeba wywalczenia odrobiny sprawiedliwości i lepszego życia dla naszych braci?

- A to nie może się łączyć? Nie wierzę w to, że mój mąż mógł stworzyć coś, co będzie zagrożeniem dla pokoju między ludźmi a androidami. I wiesz dlaczego?

- Bo cię kochał. Ciebie i twoją polityczną karierę.

- Tak. Dokładnie tak - mówi Zoya i spogląda na zawartość swojej szklanki. - Spróbuję dowiedzieć się nad czym pracował Elijah i kto był w te badania zaangażowany poza Adą. Jednak nie obiecuję, że mi się to uda. Wciąż nie jestem przekonana, czy mam ochotę szpiegować mojego zmarłego męża, bo zaufanie było świętą podstawą naszego związku.

- Wciąż szukamy jego byłej partnerki, Noelle Janssens - mówi Oscar, patrząc na blondynkę obok siebie. - Zdaniem jej męża miała romans z kimś w Stanach i dlatego tu wróciła.

- Connor wspomniał, że była na pogrzebie. Nie wiem, co chciała osiągnąć i nie wiem, czego chciała ode mnie - odpowiada Zoya i wzdycha cicho. - Jeśli miała z kimś romans, to na pewno nie z moim mężem.

- No tak. Zaufanie podstawą związku - kpi blondyn, a ona przewraca oczami, z ostentacyjną miną. - Wybacz, po prostu bawi mnie twoja ślepa wiara w drugą osobę.

- Prędzej uwierzę, że mój mąż stworzył broń masowej zagłady niż w to, że mnie zdradzał.

- To akurat mnie nie dziwi ani trochę. Widziałem, jak na ciebie patrzył na tamtym przyjęciu.

Zoya uśmiecha się na jego słowa, po czym zaciska mocno usta, zanim obróci się, by odstawić szklankę na stolik. Podnosi się z sofy i idzie do aneksu kuchennego, gdzie urywa listek ręcznika papierowego. Oscar zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że jej dzisiejsze zachowanie, ta pewność siebie, to tylko fasada; to maska pod którą Zoya próbuje zakopać swoje prawdziwe uczucia. To, że pewnie jeszcze przez bardzo długi czas jakieś drobne wspomnienia będą doprowadzać ją do łez. Rozumie jej sytuację bardziej, niż sam chciałby się do tego przyznać, bo w końcu pani Kamska w większości reprezentuje wiele rzeczy, którymi Oscar szczerze pogardza. W niewielu rzeczach zgadza się z porucznikiem Reedem, ale niechęć do osób, które uważają się za bardziej przebiegłe, niż są w rzeczywistości, jest zdecydowanie jedną z nich. Tylko w tej chwili, dokładnie w tym momencie, w którym patrzy na blondynkę ubraną w czerń, wcale nie widzi tej obrzydliwej bogaczki w kolczykach o wartości mieszkania. Widzi kogoś, kto stracił ukochaną osobę i chęci do dalszej walki. A on bardzo żałuje, że razem z zabójstwem Kamskiego jego gatunek mógł stracić też jedną z najbardziej zaciekłych polityczek, jakie posiada. Co nie wyjdzie nikomu na dobre. Więc ma ogromną nadzieję, że gdy skażą kogoś odpowiedzialnego za śmierć męża, Zoya znajdzie nowy powód do walki. Tak samo, jak zrobił to on.

- Wiem, co czujesz - mówi, odstawiając swoją szklankę. Podchodzi do niej, by podać jej paczkę chusteczek, zanim ta znów sięgnie po ręczniki stojące w kuchni. - Jeśli to będzie dla ciebie jakieś pocieszenie, to z czasem robi się łatwiej.

- Słucham? - pyta zaskoczona, obracając się do niego. Zoya opiera się plecami o blat kuchenny i delikatnie wyciera łzy spod oczu, starając się przy tym za wszelką cenę nie rozmazać makijażu. - Straciłeś kogoś?

- Tak. Nie mieliśmy co prawda tyle czasu, co wy, ale naprawdę wiem, co czujesz. Rozumiem tę pustkę i rozumiem to zagubienie.

- Twoja partnerka... Wspomniałeś o niej gdy jechaliśmy do Coldbridge - przypomina sobie Zoya i kręci głową. - Mogę spytać, co jej się stało?

- Umówiła się ze znajomymi i nie wróciła do domu. Policja twierdziła, że to było samobójstwo, bo rzuciła się pod rozpędzony samochód. Nie wierzyłem w to. Summer nie miała ku temu powodów i wtedy wyszło, że tego wieczora widziano ją z jakimś facetem. Uwierzyłem w to. Widać ja nie miałem tak niezachwianej opinii o mojej ukochanej osobie, co ty - mówi, patrząc jej prosto w oczy, a Zoya kręci głową, jakby w pewien sposób uraził ją tą uwagą. Gdy ona wyczuwa w niej raczej wyrzuty sumienia i pretensje do samego siebie, które musi wciąż czuć Oscar. - I wtedy usłyszałem o nowym, niebezpiecznym narkotyku, który pojawił się w Detroit.

- Została otruta?

- Nie przeprowadzono toksykologii, więc nie wiem tego na pewno, ale nie widzę innego rozwiązania. Więc wiem też doskonale, jak to jest tkwić w niepewności, co do tego, co tak właściwie się wydarzyło.

- Więc nie jesteś chyba zaskoczony moją obecnością.

- Jestem. Niezmiernie - mówi, patrząc na nią z góry i kolejny raz przeczesuje palcami włosy, które i tak opadają mu na czoło. - Sądziłem, że będziesz trzymać się ode mnie z daleka i nękać raczej Osiemset, lub użyjesz porucznika Reeda, skoro ten postanowił nie spuszczać cię z oka.

- Wiesz, że ja i Reed mamy za sobą długą i nieprzyjemną historię i właśnie przez nią mu nie ufam. O Connorze już rozmawialiśmy, mimo całej mojej miłości do niego, on nie wie, co czuję i nie wydaje mi się, by był w stanie to pojąć. Więc zrobiłam to, co wychodzi mi w życiu najlepiej i poszłam za głosem rozsądku.

- Który przywiał cię do mojego mieszkania...

- Nie chciałam spotykać się na posterunku, czy w miejscu publicznym. Nie da się zapomnieć, że jestem osobą całkiem rozpoznawalną, co przyciąga uwagę. A Ada przykłada ogromną wagę do naszej prywatności.

- Nie mam nic przeciwko temu. Właściwie cieszę się, że możemy porozmawiać. - Oscar uśmiecha się do niej nerwowo, a ona odpowiada mu tym samym.

- Mogę spytać, czy znaleźli osoby odpowiedzialne za śmierć Summer?

- Tak. - Oscar wypowiada to słowo krótko, chłodno, nie pozostawiając miejsca na to, by Zoya zadała mu w tej sprawie kolejne pytanie. - I jeśli to będzie dla ciebie pocieszenie, to pomogło mi to ruszyć dalej. Więc może w twoim wypadku będzie tak samo, Zoyu.

- Mam nadzieję. Chciałabym żeby moje dzieci były ze mnie dumne, a póki co szczytem moich możliwości w ostatnich dwóch tygodniach było to, że dziś się ubrałam w coś innego... - Blondynka znów przerywa, przygryzając mocno usta, a on wyciąga rękę i kładzie jej na ramieniu. Co w sumie jest większym zaskoczeniem dla niego niż dla niej. - Chodzę w jego bluzach, sypiam w jego koszulach, mam ochotę wczołgać się do łóżka w naszej willi i zostać tam na kolejnych kilka miesięcy, dopóki zapach jego perfum nie zniknie z pościeli.

- Wciąż mam butelkę jej perfum, więc wcale nie uważam tego, co robisz, za coś niezwykłego. Minęło mało czasu, masz prawo do tego, by się tak zachowywać - mówi, zaciskając lekko palce na jej ramieniu, zanim nie cofnie dłoni. - Domyślam się, że nie planujesz wracać do domu? Pojechanie tam po pogrzebie musiało być trudne. Ja sam nie mogłem wysiedzieć w mieszkaniu Summer, a z drugiej strony nigdzie indziej też nie czułem się lepiej.

- Nie wiem, czy będę w stanie. Teraz to już tylko budynek - odpowiada, a na jej ustach pojawia się nerwowy uśmiech. - Wspomniałeś, że poznaliście się z pracy... To w sumie mi do ciebie pasuje. Kolejny pracoholik wśród modeli RK.

- Jedynie Dziewięćset się wyrwał z tego kręgu.

- Nie wydaje mi się, skoro jest teraz na Broadwayu, a nie przy mnie. - Jej głos się łamie, choć Zoya ewidentnie tego nie chce. Oscar wyczuwa, że ta boi się okazać przy nim jakieś szczere emocje i ani trochę go to nie dziwi. Sam nie wiedziałby jak zareagować, gdyby pani Kamska postanowiła z jakiegoś powodu wypłakać mu się w ramię.

- Chyba powinnaś wiedzieć, że nie mam zbyt wielu przyjaciół, więc nie będę raczej w stanie zaoferować ci innego emocjonalnego wsparcia niż zrozumienie. - Zoya przytakuje mu, biorąc płytki wdech i uśmiecha się nerwowo. - Może i masz rację, może naprawdę nieświadomie wpisuje się w jakiś wzorzec naszego modelu.

- Patrząc na twoje mieszkanie, to dość blisko ci do Ady - rzuca kąśliwie i wraca na miejsce, które zajmowała na sofie, a on siada obok niej. Zoya jeszcze raz rozgląda się po minimalistycznym wnętrzu w jasnych kolorach, jakby szukała potwierdzenia własnych słów, zanim spojrzy na blondyna. - To służbowe mieszkanie?

- Nie do końca. Wolę sam znaleźć przestrzeń i po części opłacać je z pieniędzy operacyjnych. Mieszkania FBI są raczej przystosowane do ludzi, a ja nie potrzebuje aż tyle przestrzeni - odpowiada i chwilę przygląda się jej w milczeniu. - Mogę spytać, czy wrócisz kiedyś do polityki?

- Nie wiem, w tej chwili chcę skupiać się na jednej rzeczy na raz.

- Nie mogę w tej chwili wykluczyć tego, że zabójstwo twojego męża jest sprawą polityczną. Wydaje mi się prawdopodobne, że mogli go zabić za stworzenie technologii dającej nam życie wieczne i założyli, że będziesz zbyt zdruzgotana na powrót do swojej kariery. To wygodne. Dwa ptaki, jeden kamień.

- Powiedziałam: nie wiem.

- Chcesz poznać moją osobistą opinię?

- Nie, ale zakładam, że i tak się nią ze mną podzielisz. - Oscar wybucha śmiechem, bo na ustach Zoyi pojawił się kpiący uśmieszek, który wcale nie jest chłodny, czy bezczelny. Jest niemal zadziorny, prowokacyjny i domyśla się, że to właśnie nim blondynka tak popisowo wkurzała wszystkich swoich oponentów.

- Powinnaś dać sobie czas na żałobę, a później wrócić do polityki i wyrwać tętnicę każdemu politykowi opozycji, który choćby zająknie się o ograniczeniu nam praw - mówi pewnie, uśmiechając się do niej, a ona przytakuje mu.

Zoya nie umie powiedzieć na jego temat jakiejś konkretnej rzeczy, gdy się nad tym zastanowi. Oscar nie ma w sobie porywającego charakteru Markusa, a jednocześnie, gdy chce, potrafi być oszałamiająco wręcz czarujący. Nie jest też tak wycofany i niezorientowany w emocjonalnych aspektach, jak Connor, ale w żadnym wypadku nie widzi go i siebie płaczących sobie w ramię, jak to bywało ze Stephenem. Dlatego Oscar najbardziej przypomina jej chłodną i zdystansowaną Adę, która umie się otworzyć, tylko gdy sama tego chce i robi to na własnych warunkach. I może przemawia wciąż przez nią niewygojona rana po tym, co zrobił jej Gavin, ale Zoya wcale nie ma poczucia, że Oscar ją rozumie, nawet jeśli przeszli przez to samo. Nawet jeśli on też czuł taki sam ból, z jakim ona zmaga się teraz każdego dnia, to wciąż nie ma w sobie tego kojącego zrozumienia. Raczej nieufność i racjonalną świadomość, że mogą pomóc sobie nawzajem.


22.09.2045

Biuro na ostatnim piętrze wieży EqualLife pierwszy raz od tygodnia nie jest puste. Przy dużym biurku z szarego szkła siedzi nastolatek o ciemnych kręconych włosach, który patrzy w ekran komputera przed sobą. Osoby mijające gabinet zwracają na niego uwagę, ale chyba nikt z nich nie ma odwagi, by zapukać i zapytać Phineasa, co tu tak właściwie robi. A jemu jest to bardzo na rękę. Dość szybko odkrył, że ich żałoba w pewien sposób staje się ich najlepszą zbroją, bo nikt nie odzywa się do nich pierwszy. Zazwyczaj obcy ludzie zasypywali go pytaniami o jego przybranych rodziców, a teraz na szczęście nie wiedzą, co mieliby mu powiedzieć. Więc go unikają. Finn absolutnie nie znosi tego całego współczucia i klepania go po plecach i właśnie woli to, by ludzie uciekali przed jego spojrzeniem. I jeśli jest coś, co męczy go jeszcze bardziej niż kolejne kondolencje i smutne spojrzenia, to poczucie bezczynności. Nie potrafi już wysiedzieć w pokoju w domu Ady i oddałby absolutnie wszystko, by wrócić do domu, do swojego prawdziwego pokoju, do pierwszego miejsca, które było tylko i wyłącznie jego. Domyśla się, że to się jednak nie stanie i nie czuje, że ma jakiekolwiek prawo, by wymagać tego od Zoyi. Tak samo, jak zdaje sobie sprawę z tego, że nie wróci do Coldbride w tym semestrze, a nauka zdalna tylko pogłębia jego poczucie osaczenia.

I straty.

Phineas ma poczucie, że najważniejszy fundament jego życia został zniszczony. Powiedzenie, że Elijah był dla niego jak ojciec, wydaje mu się w tej chwili kompletnie niepasujące i żałosne, a przede wszystkim niewystarczające. Kamski był jego najlepszym nauczycielem i przy nim pierwszy raz Finn poczuł, że nie musi udawać, że nie jest najmądrzejszą osobą w pomieszczeniu. Elijah kazał mu być z tego dumnym i zaakceptować to, że to się już nie zmieni: jest geniuszem i nie może tego potencjału zmarnować. Z czasem stał się jego najlepszym przyjacielem, bo błyskawicznie znaleźli nić porozumienia i Phineas doskonale pamięta, co kilka lat temu powiedziała mu Zoya: Eli nie rozmawiał tyle nawet ze mną o swoim dzieciństwie, więc nie miej nigdy wątpliwości, że ci ufa. Pamięta najlepiej to uczucie wyjątkowości, które wtedy poczuł i to, że kolejnym razem, gdy był w Detroit, już liczył, że z niego nie wyjedzie. Przyznanie się do tego, że czuje się na Belle Isle jak w domu, wydawało mu się głupie. Nigdy nie miał wcześniej domu, a przynajmniej takiego, który by pamiętał i wspominał jakoś dobrze, więc powiedzenie tak o willi Kamskich byłoby kompletnie nie na miejscu. Jednak chodziło mu wtedy, w tym uczuciu, o coś zupełnie innego. O poczucie jakiejś przynależności i swobody zarazem, bo nigdy nie czuł się tak swobodnie, jak siedząc w piżamie w salonie, oglądając filmy po tym, jak Zoya nakrzyczała na nich, że mają w końcu wyjść z laboratorium. Lubił to, że Zoya zawsze jest serdeczna, że przeczesuje mu włosy palcami, że zawsze pyta, zanim go przytuli, że uśmiecha się, gdy patrzy na Elijaha, gdy ten akurat tego nie widzi. Lubił to, że on nie traktuje go cały czas jak dziecka, bo gdy nad czymś pracowali, zawsze mówił do niego, jak do dorosłego. I że nawet jeśli Elijah był wycofany i tak dawał mu poczucie, że zależy mu na bliskich. Na nim.

Chwilami ma wrażenie, że kompletnie nie rozumie i nie umie się odnaleźć w swoich emocjach. Jednocześnie potrafi być zmotywowany, jak dziś, gdy tu przyjechał, jak i kompletnie rozbity, przez co nie wie, czy w ogóle ruszy się zza tego biurka, czy poczeka, aż Ada go znajdzie. Po czym najpewniej urządzi mu prawdziwe gwiezdne wojny, za samą jego obecność w EQL. Nawet jeśli już oficjalnie posiada w nim nieproporcjonalną do swojego wieku, czy wykształcenia, ilość udziałów. Ma ochotę się roześmiać na wspomnienie Elijaha, który kiedyś przyłapał go tu na siedzeniu w jego fotelu. Kamski oparł się wtedy o futrynę i parsknął śmiechem, zanim nie zacytował Króla Lwa. Phineas nie wziął wtedy na poważnie tekstu o tym, że kiedyś to wszystko będzie jego. A już na pewno nie zakładał tego, że tak szybko będzie się musiał zmierzyć ze śmiercią Elijaha. I teraz już wcale nie jest mu do śmiechu, ale nie ma też zamiaru dać się złapać RK100 tak szybko, dlatego wstaje zza biurka i ucieka do windy, gdzie wybiera piętro z laboratorium Kamskiego, po czym przykłada palce do panelu sterującego, modląc się po cichu, by to zadziałało. Winda rusza, a chłopak wzdycha z ulgą, zanim wysiądzie w pracowni i pokręci głową z mimowolnym uśmiechem. To laboratorium nie oddaje prawdziwego charakteru Elijaha tak dobrze, jak to u nich w domu. Nie ma tu za dużych bluz porozrzucanych na krzesłach, czy kubków po kawie, które zawsze zbiera po nim Zoya, ale i tak jest ono obrazem geniusza. Nie dyrektora w drogim garniturze. Właściwie, gdy Finn pierwszy raz zobaczył Elijaha przed wyjściem do pracy, to go wyśmiał, bo przez to, że widywali się tylko w weekendy, raczej był przyzwyczajony do oglądania go w polówkach i potarganych włosach. I wtedy też mniej więcej zrozumiał, czemu wszyscy się boją tajemniczego pana Kamskiego. Bo go nie znają. Być może on i Zoya byli osobami, które znały go najlepiej, ale tylko on może dokończyć jego pracę i być może jakoś to wszystko naprawić.

Dlatego Phineas bierze głęboki wdech, odgarnia z czoła ciemne loki, zdając sobie sprawę z tego, że Zoya miała mu je pociąć już kilka tygodni temu, a teraz żadne z nich nie ma do tego głowy. Po czym siada przy głównym komputerze, który tuż po dotknięciu przez niego panelu sterującego, od razu pokazuje mu pulpit i zapisane przez Elijaha ostatnie postępy w badaniach. Kolejny dowód na to, że Kamski ufał mu bardziej niż komukolwiek innemu, no może poza Adą, w swojej pracy. Finn sprawdza wyniki ostatnich przeprowadzonych przez Elijaha testów i porównuje je z danymi, które jeszcze rok temu wydawały im się nie do osiągnięcia. A jednak wygląda na to, że im się udało. Finn zaciska usta i bierze się za analizowanie kolejnych danych, dokładnie tak, jakby to był kolejny projekt do szkoły, lub gdyby Elijah znów testował jego umiejętności i wymagał od niego ciągłego rozwoju. Chyba to też przeraża Finna podświadomie bardziej, niż by sobie tego życzył. To, że teraz już nikt nie będzie tyle od niego wymagał, popychał go do nauki i motywował, bo nikt na świecie nie jest tak genialny, jak był Kamski. Phineas obraca się do drugiego biurka, by znaleźć tablet, na którym zazwyczaj Elijah zapisywał swoje wszystkie nad wyraz staranne notatki i gdy Finn ma już otworzyć szufladę, zauważa zdjęcie przypięte magnesem do białej tablicy na ścianie i sięga do niego niepewnie. Nigdy nie powiedziałby o swoim ojcu, że ten jest specjalnie sentymentalny, to raczej Zoya używała ich wspólnych zdjęć jako tapety w telefonie, czy przywiązywała wagę do każdego centymetra o jaki rosła Ester. Elijah raczej skupiał się na chwili obecnej, a nie na kolekcjonowaniu wspomnień i fotografii. Dlatego jest zaskoczony, widząc, że na tablicy znajduje się jedno z tych zrobionych przez Zoyę, gdy nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, że je robi.

Tamtego popołudnia, gdy zabrali go na weekend, jak zawsze zatrzymali się na burgery po drodze. Zoya i Elijah sprzeczali się o plany na resztę dwóch dni, bo był początek lata i jej zależało na tym, by pojechać na żagle, a on wyśmiewał ten pomysł, zbijając każdy jej argument. Nie było jednak w ich dyskusji nic, przez co Finn czułby się niekomfortowo, raczej bawiło go to, jak dwie, znane ze swojej medialnej zaciekłości, osoby rozmawiają ze sobą w prawdziwym życiu. Więcej było w tym droczenia się niż prawdziwej kłótni, aż w końcu, gdy usiedli przy stoliku, Zoya dała za wygraną i kazała im wymyślić inne aktywności na nadchodzące dwa dni. Dłuższą chwilę rozmawiali o repertuarze kina i ewentualnym zakupie gry na konsolę, w którą obaj chcieli zagrać, gdy Zoya raczej siedziała obok nich, przewracając teatralnie oczami. I dopiero wtedy Finn zdał sobie sprawę z tego, że jednak powinien czuć się trochę niekomfortowo, bo pozorna lekkość ich zachowania jest właśnie tylko pozorna. Teraz, gdy przyglądał się Zoyi, widział, że ta jest czymś zaniepokojona i gdy wyszła odebrać telefon przed restaurację, Phineas był już pewien, że wcale nie zanosi się na nic dobrego.

- Co jest? - zapytał Elijaha, który wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od menu.

- Nie wiem, o co pytasz. Pewnie dostała kolejny pilny telefon od swojego drogiego Markusa, który łaskawie zostawia dla mnie jeszcze jakieś resztki jej wolnego czasu - odpowiedział kpiąco brunet, a Finn kopnął go pod stolikiem.

- Nie jestem głupi. Wiem, że coś jest nie tak.

- Wiem, że nie jesteś głupi. Gdybyś był głupi, to by cię tu nie było - stwierdził cynicznie Kamski, spoglądając na niego znad menu restauracji. Jego niebieskie oczy, schowane za szkłami okularów, pojedynkowały się z ciemnymi oczami Finna dłuższą chwilę, aż brunet pierwszy odpuścił i odłożył w końcu kartę. - Powinniśmy na nią poczekać. Nie jestem dobry w tym całym prowadzeniu poważnych rozmów, to ona ma wgrany protokół dyplomatyczny.

- Ona mówi miłe kłamstwa, ty jesteś szczery. Więc z dwojga złego, wolę ciebie. - Elijah parsknął śmiechem, a Phineas dalej przyglądał mu się nerwowo.

- Spodobałby się jej ten tekst o miłych kłamstwach.

- Nie musisz go jej powtarzać.

- Oczywiście, że go jej powtórzę.

- Jesteście nie do zniesienia.

- Wiemy o tym - roześmiał się Elijah i pokręcił głową, zanim jego mina znów zrobiła się niepokojąco poważna. Brunet patrzył w stronę wejścia do restauracji, jakby koszmarnie pewny siebie pan Kamski rozpaczliwie potrzebował w tej chwili i przy tej rozmowie obecności swojej żony. Phineas w głębi serca obawiał się, że ta poważna rozmowa dotyczy jego i Kamscy zaraz dokładnie wyjaśnią mu, że ich relacja pozostanie na takim etapie, w jakim znajduje się obecnie. Lub, co jeszcze gorsze, rozmyje się kompletnie. Więc naprawdę wolał usłyszeć to od niego, niż czekać na powrót Zoyi, która ma niebywały talent do tego, by kogoś opierdolić w taki sposób, że ten jej jeszcze za to podziękuje.

- Więc?

- To wszystko nakłada się bardzo na siebie w jednym momencie - westchnął Kamski, sięgając po swoją szklankę z wodą i postukał w nią nerwowo palcami. - Ja też nie jestem teraz w najlepszym miejscu, wiesz, w swojej głowie. Dlatego wolałabym, żeby Zoya wróciła. Leki pomagają, ale nie tak, jak... - Przerwał w pół słowa, jakby samo mówienie o epizodzie depresyjnym w jego trakcie, nie było dla niego w żaden sposób łatwe.

- Och, po prostu powiedz mi prawdę - fuknął Finn, czując się coraz bardziej zdenerwowany na to, że wszystkie najczarniejsze scenariusze się spełnią. A dokładniej, wszystkie paskudne słowa rzucane w jego stronę przez starsze dzieciaki w domu dziecka, że nie ma co się spodziewać, że Kamscy zdecydują się go adoptować.

- Będziemy mieć dziecko - powiedział nerwowo Elijah, a Finn zmrużył oczy. - Najpewniej córkę, jeśli lekarz się nie pomylił, urodzi się w listopadzie. Dlatego Zoya zachowuje się nerwowo, bo wychodzi z siebie na myśl, że coś mogłoby pójść nie tak. Znasz ją już trochę, wiesz, że czuje się najpewniej, kiedy może mieć nad wszystkim kontrolę, a w tej materii... musiała ją oddać komuś innemu.

- Czyli będziesz mieć dziecko z kimś innym?

- Nie. Nie tak, jak myślisz... - Elijah westchnął i zdjął okulary. Potarł palcami nasadę nosa, zanim znów spojrzał na chłopaka, wyraźnie zbierając się w sobie do dalszej rozmowy. - Nie oczekuję, że wszystko zrozumiesz od razu, nie oczekuję też, że będziesz chciał się na to pisać. Niemowlęta są głośne i absorbujące i wymagają masy uwagi, więc nie będziemy mieć jej dla ciebie tyle, ile potrzebujesz. I ile byśmy chcieli.

- Ta, rozumiem.

- Wiesz, nie planowaliśmy, że to się uda tak szybko, raczej ostrzegano nas, że te wszystkie medyczne procedury czasem trwają miesiącami... - Elijah włożył z powrotem okulary i spojrzał na chłopaka, chyba zdając sobie sprawę, że zaczął całą tę rozmowę od bardzo złej strony. - Musisz pomyśleć, czy w takich okolicznościach chciałbyś się do nas wprowadzić. Wiesz, że złożyliśmy dokumenty o opiekę nad tobą...

- Mówisz serio?

- Tak, chcemy żebyś z nami zamieszkał i jeśli sąd wyda zgodę, to od sierpnia możemy być twoimi prawnymi opiekunami. Z tym, że będzie to wyglądać trochę inaczej, niż sobie to z Zoyą planowaliśmy. Jednak widać, że rzeczy nieplanowane wychodzą nam najlepiej.

- Ale mnie to wcale nie obchodzi.

- Szkoda, bo liczyłem, że będziemy mieć jeszcze z co najmniej rok tylko we trójkę. Wiesz, że będę miał czas na docenienie życia z dzieckiem, które umie się już komunikować - zażartował niepewnie Elijah, a Finn parsknął śmiechem. Niebieskie oczy bruneta spojrzały znów w stronę drzwi, a po uśmiechu na jego twarzy Phineas domyślił się, że Zoya już idzie w ich stronę. Blondynka stanęła obok stolika i zmierzyła ich obu karcącym spojrzeniem.

- Czy ja powinnam o czymś wiedzieć? - spytała, a chłopak od razu poderwał się z miejsca i przytulił do niej mocno. Zoya objęła go ramionami, w żaden sposób nie zaskoczona tym gestem i pogładziła go dłonią po włosach. Finnowi dużo łatwiej było zdobyć się na takie wylewne gesty wobec niej niż Elijaha, ale Kamski zdawał się nie mieć nic przeciwko temu, bo sam był czuły tylko wobec swojej żony. - Powiedziałeś mu? - Teraz pytanie zadane przez Zoyę, było już z wyrzutem, a gdy brunet jej przytaknął, ta fuknęła urażona i od razu ukucnęła naprzeciwko Phineasa. - To co, piszesz się na zostanie z nami w Detroit i rolę starszego brata?

Oczywiście, że wtedy się na to pisał. Dziś, w tej chwili, gdy ma wrażenie, że wszystko miało wyglądać inaczej, już sam nie wie.

Gdy Ada zjeżdża windą do laboratorium, jest wściekła, jest przestraszona i jest pewna, że choć nigdy nie była wobec kogoś agresywna, tak Finna złapie za kark i zawlecze do samochodu za włosy. A później, gdy znajdzie Reeda, to jemu dorobi drugą bliznę na nosie za to, że przywiózł tu chłopaka bez jej wiedzy i zgody. Jej zdaniem równie dobrze mógłby mu przykleić do pleców tarczę strzelniczą. Choć oczywiście tego ostatniego absolutnie mu nie powie, nie powie nikomu, że Finn tak dobrze wie o badaniach Kamskiego, bo właśnie w ten sposób mogłaby go narazić. Tak wszyscy ewentualni przeciwnicy skupią się na niej i ewentualnie na pani Kamskiej. Jeśli oczywiście Phineas nie zrobi znów czegoś równie głupiego jak dziś. W pomieszczeniu dostaje czegoś niemal na kształt ataku paniki, gdy nie widzi nigdzie chłopaka, a ten też nie odpowiada na jej wołanie. Znajduje go dopiero pod ścianą w sali obok, siedzącego na podłodze i obejmującego nogi ramionami i momentalnie przestaje być zła, tylko zaczyna być cholernie smutna. Gdy poznała Elijaha, ten był od Finna starszy zaledwie o siedem lat i wtedy jeszcze w niczym nie przypominał wielkiego, tajemniczego pana Kamskiego z okładki Century. Wtedy też był chudym dzieciakiem w za długich włosach, za dużej bluzie od dresu i z za dużą ilością traum, jak na jednego młodego człowieka. Jego też czasem widywała właśnie w takiej sytuacji, skulonego pod ścianą własnego laboratorium, pogrążonego w epizodzie depresyjnym, nie mającego motywacji do tego, by się do kogokolwiek odezwać, a co dopiero działać dalej. Oczywiście ona jeszcze wtedy nie posiadała empatii, ale to nie oznacza, że teraz tamte wspomnienia są dla niej kompletnie obojętne. Więc robi to, czego dla Elijaha wtedy nie zrobił nikt, bo ten nikogo nie miał, i siada obok pod ścianą, po czym unosi ramię, pozwalając Phineasowi się do siebie przytulić.

- Wiem, nie powinno mnie tu być - mówi cicho chłopak, a ona zdaje sobie sprawę z tego, że Finn płacze. - Ale nie mogę dłużej siedzieć w domu nad zadaniami na studia, bo rozwiązałem wszystkie. Całe pierdolone podręczniki, aż do końca semestru. I nic one nie wniosły do mojego życia, poza zabraniem mi z niego kilkudziesięciu godzin.

- Nie przeklinaj - upomina go, zaciskając jednocześnie palce na jego ramieniu. - Po co tu przyjechałeś? EL jest skończone, zrobiliśmy wszystko, co się dało, ale nigdy go nie przetestowaliśmy. Nie możemy tego zrobić teraz, nie mamy nawet pojęcia, czy...

- Jeśli chodzi o aktualizację databanku, to była robiona codziennie, nawet i ósmego - wchodzi jej w słowo Finn, a Ada kręci głową. - Wszystko jest w tym laboratorium, mamy wszystkie narzędzia.

- Ja też chcę go odzyskać, chcę tego najbardziej na świecie. Elijah był osią mojego wszechświata, moim najbliższym przyjacielem, ale był też człowiekiem, Phineas. Ludzie umierają i nie da się ich już naprawić. Gdyby dokończył tę technologię, to wszystko wyglądałoby inaczej, ale bez niego, nie możemy tego przetestować.

- Czemu?

- Wiesz, czemu. Znasz milion odpowiedzi na to pytanie, sam mu je podałeś - mówi Ada, starając się brzmieć jednocześnie dobitnie, jak i nie być przy tym lodowata. Ostatnie, czego sobie życzy w tej chwili, to skrzywdzenie tego dzieciaka jeszcze bardziej, więc obejmuje go trochę mocniej ramieniem. - Przede wszystkim dlatego, że Elijah nie żyje. Też nie mogę się pogodzić z tym faktem, ale mogę pogodzić się z przerażającą świadomością, że zginął przez to, że ktoś niepowołany dowiedział się o EL.

- Kto? Kto mógł się o tym dowiedzieć? Przecież trzymaliśmy te badania w sekrecie i dalej możemy...

- Finn. Samo to, że się tu pojawiłeś, że w ogóle zjechałam z tobą na to piętro windą, może kosztować nas życie. Ktoś śledzi monitoring w willi, ktoś śledzi moje auto. To nie jest zabawa. Nie możemy teraz podjąć żadnych kroków. - Oświadcza pewnie Ada, obracając się w jego stronę. - Moi kuzyni znajdą zabójcę, wtedy porozmawiamy z Zoyą i zobaczymy, czy powinniśmy w ogóle ruszać ten projekt dalej. Na razie chciałabym, żebyś zabrał stąd jakąś osobistą rzecz, którą będę mogła usprawiedliwić twoją obecność w firmie.

- To też moja firma.

- Pogadamy, gdy będziesz mógł się legalnie napić piwa - rzuca kąśliwie androidka, a on przytula się do niej mocniej. Ada obejmuje go ramionami i klepie kilka razy po plecach, zdając sobie sprawę z tego, że siedzi sztywno, ale za nic nie jest przyzwyczajona do takiej wylewności z jego strony. Czy właściwie ze strony kogokolwiek. - Spokojnie, możesz się rozkleić.

- Chcę, żeby wszystko wróciło do normy. Chcę wrócić do domu, chcę zastać go pracującego przy komputerze i znów cieszyć się na resztę życia. Tylko wiem, że to się nie stanie, nie, jeśli nie wrócimy do pracy, a jeśli wrócimy, to możemy zginąć. Z tej sytuacji nie ma wyjścia - wyrzuca z siebie słowa chłopak, przytulając się jeszcze mocniej do Ady. - Więc chcę przestać udawać, że się trzymam, gdy się nie trzymam. Mam dość tego, że wszyscy mi mówią, że będzie dobrze! Jak mam wierzyć, że będzie dobrze, jak patrzę na Zoyę i jej nie poznaję. Wolałbym, żeby przy mnie płakała i była szczera niż żeby... mówiła miłe kłamstwa, licząc na to, że potrzebuję je usłyszeć.

- A wiesz, że ty też nie musisz przy niej udawać bardziej dzielnego, niż jesteś w rzeczywistości? Tak samo przy mnie. Ja po prostu nie jestem emocjonalna z natury.

- Tak, Elijah to w tobie lubił.

- Wiem - przyznaje Ada i mimowolnie przygryza usta, mając wrażenie, że też zaraz się kompletnie rozleci na części, a kto jak kto, ale ona za nic nie może sobie na to pozwolić. - Myślę, że Zoyi to też pomoże, jeśli będziesz z nią szczery co do swoich emocji.

- Przecież nie przyjdę się jej wypłakać w ramię - odpowiada dumnie chłopak i odsuwa się od Ady, wyciera policzki rękawami bluzy, a ona kładzie mu dłoń na karku. Czeka, aż Phineas spojrzy jej w oczy i kręci głową z dezaprobatą.

- Potrzebujesz tego? Wypłakać się swojej mamie?

- Sama słyszysz, jak to brzmi dziecinnie...

- Zoya pięć lat temu też powiedziała Elijahowi, że potrzebuje do mamy po tym, jak została porwana. - Finn spogląda na nią tak, jakby nie do końca wierzył w jej słowa, ale też Ada nie dała mu najmniejszych powodów, by jej nie wierzył. - Elijah nie traktował cię jak dziecka, ale jesteś dzieckiem. Masz pełne prawo tego, żeby się tak zachowywać. I wiem, że się boisz, że Zoya zawsze będzie cię tak traktować, ale przestań myśleć o tym, co będzie za jakiś czas. Wszyscy chyba powinniśmy się skupić na chwili obecnej, niezależnie od tego, jak jest ona paskudna.

Wymieniają jeszcze jedno porozumiewawcze spojrzenie, zanim Ada podniesie się i poda mu rękę. Chłopak wstaje niechętnie i idzie za nią do wyjścia z laboratorium. Gdy czekają na windę, Phineas obrzuca jeszcze raz pomieszczenie wzrokiem, obiecując sobie, że wróci do niego szybciej, niż mu się w tej chwili wydaje. Tymczasem jedzie z Adą na podziemny parking, gdzie kierują się do samochodu Gavina.

- Poruczniku, mogę na słówko? - prosi Ada z uśmiechem i daje chłopakowi znać, by wsiadł do auta. Reed niechętnie wysiada i idzie za androidką, która zatrzymuje się za większym filarem, po czym, gdy tylko się do niej zbliża, uderza go pięścią prosto w żołądek. Gavin łapie rozpaczliwy wdech, zanim pochyli się, obawiając się, że się porzyga na jej czarne półbuty. - Jak jeszcze raz zawieziesz go gdzieś bez mojej, lub Zoyi wiedzy, to obiecuję ci, że następnym razem trafię pięścią trochę niżej i uszkodzę ci organ, który cenisz sobie bardzo mocno. Przynajmniej będę mieć wtedy pewność, że się nie rozmnożysz.

- Przecież przyjechał tu, kurwa, do ciebie - syczy Gavin, prostując się z trudem.

- To mogłeś mnie o tym, kurwa, powiadomić - odpowiada cierpko Ada i spogląda mu oczy. - Znalazłam go po godzinie w laboratorium, w którym nie powinien się znaleźć. Ten dzieciak ma w tej chwili w głowie jeden wielki chaos, więc bardzo proszę... Nie, nie proszę. Wymagam, żebyś konsultował jego pomysły z kimś decyzyjnym.

- Skąd miałem wiedzieć... - zaczyna Gavin, ale przerywa w pół słowa i wzdycha cicho. - Masz rację, muszę wziąć poprawkę na to, że może mieć równie chujowe pomysły, co Zoya po pogrzebie.

- Właśnie. Masz go pilnować, Reed. Jeśli coś mu się stanie...

- Wiem. Zoya już teraz niepokojąco dużo mówi o śmierci.

- Cieszę się, że się rozumiemy - oświadcza chłodno Ada i obraca się na pięcie, po czym znika w windzie. Gavin bierze płytki wdech, upewniając się, że androidka nie połamała mu przypadkiem żeber i wraca do samochodu. Finn siedzi, trzymając w dłoniach jakąś fotografię i chowa ją dość pośpiesznie, gdy tylko Reed opada na miejsce za kierownicą.

- Co to? - pyta, wskazując na zdjęcie. Chłopak nie odpowiada, jedynie wzrusza ramionami i przytula do siebie swój plecak. - To było aż tak ważne, by mnie za to okłamać, co?

- Przepraszam.

- No ja mam nadzieję, że przepraszasz. To nie było fair, młody. Ja nie chcę wchodzić Adzie w drogę, a ty mnie wrzucasz pod autobus.

- Powiedziałem: przepraszam - powtarza się, ale w jego głosie Reed wcale nie słyszy irytacji, tylko mnóstwo smutku.

- Jak ma być między nami okej, to nie ma więcej robienia mnie w chuja, okej?

- Nie przeklinaj - mruczy pod nosem Finn, a Gavin wybucha śmiechem, co wywołuje u chłopaka krótki uśmiech. - Masz rację, nie powinienem ściemniać, że Ada na mnie czeka. Jednak ty też nie powinieneś mi ufać na słowo, mam trzynaście lat.

- Tak, też zjebałem. Myślałem, że jesteśmy kumplami - mówi Gavin, a Finn spogląda na niego zaskoczony, ale uśmiecha się kolejny raz.

- A jesteśmy?

- No po dzisiejszym wpierdolu od Ady...

- Język!

- Więc po dzisiejszej dobitnej wymianie zdań z Adą mam co do tego pewne wątpliwości.

- Nie wiem, czy możemy być kumplami Gavin. Podstawą bycia kumplami jest szczerość, a ja nadal nie mam pewności, czy mogę ci ufać, jeśli Zoya ci nie ufa.

- Zoya ma powody, by tego nie robić. Tobie ich nie dałem - odpowiada Gavin, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. - A przynajmniej mam nadzieję, że tego nie zrobiłem.

- Nie. Jeszcze raz: przepraszam za dziś.

- Spoko, Zoya też nie zachowuje się do końca racjonalnie, masz pełne prawo do tego, by też odwalać głupie rzeczy, młody. Jednak wolałabym być o nich, chociaż w pewnym stopniu poinformowany, bo...

- Wiem, nie chcesz zebrać kolejnego łomotu od Ady.

- Nie, to znaczy to też. Raczej miałem na myśli to, że jeśli mam cię chronić, to muszę wiedzieć gdzie jesteś i z kim jesteś. W życiu bym cię nie puścił do tej paskudnej wieży samego, gdybyś mnie nie zapewniał, że Ada na ciebie czeka - tłumaczy mu Gavin i spogląda na chłopaka, który wygląda jak jedna wielka kupka nieszczęścia, przez co domyśla się, że musiał nasłuchać się już swojego od RK100.

- Mama mnie zabije.

- Możemy się umówić tak, że jej o tym nie powiemy, co? Oboje oszczędzimy sobie i jej nerwów.

- Ada jej powie.

- Poproszę Adę, by tego nie robiła. Zgoda?

- Dzięki, Gavin. - Finn mówi to z wyraźną ulgą i uśmiecha się do niego kolejny raz, znów krótko, znów smutno. A szatyn i tak ma ochotę wyciągnąć rękę i poklepać dzieciaka po ramieniu, zanim zapewni go, że wszystko będzie dobrze, choć ostatnie, na co powinien mieć ochotę, to składanie kolejnych obietnic bez pokrycia. Szczególnie jemu.

- Daj spokój, czego się nie robi dla kolegów - śmieje się jeszcze szatyn.

Gavin pyta ponownie o fotografię, którą chłopak schował do plecaka. Finn więc opowiada mu w skrócie o tym, że nie do końca spodziewał się, że znajdzie ją w gabinecie ojca, ale ostatecznie właśnie przez nią się dziś tak rozkleił. Dla Gavina nieustającym zaskoczeniem jest słuchanie o Elijahu z ust Phineasa. Zoya mogła mówić o Kamskim wszystko i jej nie wierzył, a raczej nie chciał wierzyć w ani jedno jej słowo. Inaczej jest w przypadku chłopaka, który nie dość, że mówi wszystko na temat Elijaha ze szczerym uwielbieniem, jakie dzieciak może mieć wobec rodzica, to jeszcze wobec jego słów nie ma żadnych wątpliwości. Wygląda na to, że Elijah Kamski był naprawdę niezły w roli ojca. Wygląda na to, że Elijah Kamski był od niego lepszy w kolejnej rzeczy, nawet jeśli to rzecz, która jemu jeszcze nawet nie przeszła przez głowę. I jak jeszcze w lipcu, Gavin był gotowy zniszczyć doskonałe życie brata, tak teraz, gdy spędza czas z Phineasem, za nic nie ma ochoty rozbić bańki, w której żyje chłopak. Dzieciak wycierpiał się wystarczająco, nie musi jeszcze dowiedzieć się, że Kamski był narcystycznym dupkiem. Dlatego słucha go z uwagą i odwozi do domu, gdzie odprowadza go do samych drzwi i zostawia dopiero, mając pewność, że Finn wszedł do środka.

Chłopak rozgląda się po pustym salonie, domyślając się, że Zoya musi być na górze, więc wspina się po schodach i puka do jej pokoju. Blondynka odpowiada mu cicho, żeby wszedł do środka i uśmiecha się do niego, powoli wycofując się z dala od śpiącej Estery. Wychodzą z powrotem na korytarz, gdzie Zoya spogląda na niego z nerwowym uśmiechem.

- Wszystko w porządku? - pyta go, a on kręci głową.

- Nie. Chyba potrzebuję się przytulić, mamo - odpowiada, obejmując ją w pasie, a Zoya od razu przyciąga go mocniej do siebie.

Dzień dobry, dzień dobry.

Ada i Phineas to moje ulubione postaci drugoplanowe w tej części. Przysięgam. Pisanie ich było czystą przyjemnością na tym festiwalu depresji.

A co do ulubionych postaci drugoplanowych, to jedna z nich planuje łaskawie wrócić w kolejnym rozdziale.

Trzymajcie się więc ciepło.
K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top