Kłamstwa ✴ 10.11.2045
Na Heart Plaza było mnóstwo osób, androidów i ludzi; tych którzy byli tu w pracy, jak policjanci, czy dziennikarze, ale też po prostu mieszkańców miasta. Zaplanowane było spotkanie z przedstawicielami Jerycha i lokalnych władz, a później marsz do Ferndale, by zapalić światła przy wraku statku, który został zaatakowany przez ludzi siedem lat temu. Ada przestępuje z nogi na nogę w swoich wysokich kozakach na obcasie i rozgląda się z niepokojem po wszystkich wokół, chociaż Gavin już kilka razy kazał jej się uspokoić i nie zachować w podejrzany sposób. Denerwują ją błyski fleszy skierowane w ich stronę i kolejne osoby, które podchodzą do nich porozmawiać, bo każda z tych rozmów sprowadza się do śmierci Elijaha, lub przyszłości EQL bez niego, lub dalszej kariery politycznej Zoyi. Co jest dokładnie trzema tematami, na które żadna z nich nie chce rozmawiać. Ada dodatkowo ma poczucie jakiejś wymuszonej przynależności, z którą żadna z nich nie ma nic wspólnego, bo żadna z nich nie była ani na tym placu, ani na tamtym statku, ani nie musiała tamtej nocy walczyć z policją. Zoya tamtej nocy walczyła o swoje życie i wygrała w tym starciu posiadanie rodziny, gdy ona siedziała z Elijahem w salonie jego domu na Belle Isle i toczyła dyskusje na temat tego, jakie są możliwe wyjścia z sytuacji rozgrywającej się na placu po drugiej stronie rzeki.
To była jedna z rzeczy, którą często jej przeciwnicy wyciągali na światło dzienne. To, że Ada nie brała udziału w walce, nie pomogła im w żaden sposób, o którym można by opowiadać w taki dzień. Nie biegała w końcu z bronią po ulicach miasta, nie siedziała na ziemi z uniesionymi rękami, czekając na litość. Nie. Krążyła po wystawnym salonie swojego jedynego przyjaciela, zastanawiając się, czy aby na pewno stworzenie Osiemset tak, by został defektem, wystarczająco przechyli szalę zwycięstwa na korzyść androidów. Elijah był o tym przekonany, a ona mu wierzyła.
I strasznie ją tamtej nocy bawiło wzburzenie Chloe, która nie mogła znieść ich bezczynności.
- Charlie pisała, że już o tobie wspomnieli w wiadomościach - odzywa się Gavin, upijając kolejny łyk kawy z kubka termicznego. Zoya spogląda na niego, ewidentnie czekając na to, aż rozwinie wypowiedź. - Wymieniali osoby, które się dziś pojawiły. Wymienili też ciebie, senator Kamska. Nie załapałaś się jednak na urywek z kamer.
- Tyle dobrego - odpowiada blondynka, robiąc krok tak, by stanąć jeszcze bardziej przed nim. Odkąd znaleźli się za podestem, na którym będzie odbywać się oficjalna część ceremonii, Gavin zasłaniał ją przed zdjęciami.
- Dlaczego Markus jest sam? Nie chce popisać się swoją śliczną dziewczyną? - pyta Ada, a Zoya obraca się, by spojrzeć w stronę przyjaciela, który od razu się do niej uśmiecha, dalej rozmawiając z gubernatorem.
- Ariadna zapewne prowadzi wiec w Nowym Jorku, jak co roku - tłumaczy Zoya i owija się trochę mocniej swoim czarnym płaszczem. - Chciałabym, żebyśmy mieli to już za sobą. Chciałabym wrócić do domu, przebrać się w dres i przytulić moje koty.
- Zaczyna padać śnieg - wtrąca Gavin, spoglądając w niebo i kręci głową. - Jutro pewnie ulice będą nieprzejezdne, świetnie.
- Spokojnie, zwolnię cię ze służby już dzisiaj, poruczniku - śmieje się blondynka, a on posyła jej spojrzenie pełne politowania.
- Bardziej się zastanawiam, czy jednak nie żałujesz tego odczuwania temperatury, gdy musisz odmrażać sobie tu swój chudy tyłek.
- Mój tyłek ma się bardzo dobrze - rzuca z przekąsem Zoya, a Ada parska chłodnym śmiechem.
- Odczuwanie temperatury to bezsensowna fanaberia - komentuje RK100, a blondynka uśmiecha się do niej pobłażliwie. Jej telefon zaczyna dzwonić, więc Zoya wycofuje się kilka kroków, a RK100 spogląda na porucznika. - A mój kuzyn to ma zamiar się dziś pojawić?
- Który? - dopytuje Gavin. - Sześćset ma się kręcić gdzieś w tłumie, a Osiemset powinien tu zaraz być. Miał się spotkać ze swoim kolegą, kandydatem na prezydenta.
- Miałam na myśli tego, któremu ufam... - Ada przerywa i spogląda w stronę Zoyi, która rozmawia przez telefon. Na placu jest głośno, więc jej głos ginie w szumie, ale jej przyjaciółka wygląda na zaniepokojoną. - Coś jest nie tak, Reed. - Policjant od razu przytakuje i podchodzi do niej, a Zoya wygląda jakby była w takim samym szoku, jak wtedy, gdy znalazł ją nad ciałem męża. Nie reaguje na pytanie zadane przez Adę, więc Gavin zabiera jej telefon i widzi, że rozmawiała z bratem.
- Tu Reed, co się dzieje?
- Phineas zniknął. Przyjechałem do domu Ady, wszystko wyglądało normalnie, brama była zamknięta, tak samo drzwi wejściowe. Nie ma chłopaka, nie ma po nim śladu.
- Jest jego kurtka, buty, telefon?
- Tak, wszystko jest na swoim miejscu. To nie jest nawet możliwe, żeby wyszedł gdzieś bez uprzedzenia, rozmawiałem z nim pół godziny temu, gdy wsiadłem do samochodu, że już do niego jadę. Powiedział, że w takim razie poczeka na mnie z zamówieniem jedzenia. - Nikodem brzmi na zdenerwowanego, z całą pewnością nie tak jak Zoya, którą Gavin obejmuje ramieniem. - Ktoś go porwał. Ktoś dostał się do domu i go porwał, to jedyne wytłumaczenie.
- Na to wygląda. Zostań z Ester. Znajdziemy go - zapewnia go Gavin i spogląda na Adę. Androidka wyjęła już z torebki swój tablet i właśnie przegląda na nim wszystkie powiadomienia z zabezpieczeń domu. Reed przez chwilę ma nadzieję, że ta powie mu, że mają monitoring, że wiadomo, kto i gdzie zabrał młodego, ale Ada tylko kręci głową. - Nic?
- Moje kody dostępu. Nowe. Zmieniałam je po włamaniu do EQL. To niemożliwe, uważałam, z kim nawiązuję połączenie. To jest naprawdę krótka lista - mówi Ada, brzmiąc tak chłodno, jakby porwanie Finna nie zrobiło na niej wrażenia. Jednak Gavin widzi po niej, że w tym aspekcie jest ona podobna do swojego młodszego kuzyna, od razu odsunęła od siebie emocje i przeszła w pełną zadaniowość. - Na tym, kto, skupimy się za chwilę. Na razie priorytetem jest to, gdzie go zabrali. Lokalizator?
- Zaraz - mówi Gavin i odchyla się lekko, by spojrzeć na Zoyę. Blondynka przywarła do jego piersi, chowając się całkowicie w jego ramionach i nawet nie płacze. Jest na to w zbyt wielkim szoku, a on przez chwilę ma ochotę nawet jej z niego nie wyciągać, obawiając się histerii, w którą może wpaść. Jednak nie mają na to czasu. Nie mogą stać tutaj i pozwolić sobie na panikę, czy rozpacz, choć sam doskonale czuje, jak te dwa uczucia powoli torują sobie drogę też do jego mózgu. - Mała. Jesteś tu? Znajdziemy go, ale żeby to zrobić, musisz mi pomóc.
- Jeśli mu się coś stanie... To moja wina, Gavin. To moja wina. Nie powinnam go zostawiać samego nawet na pięć minut. Co ja sobie myślałam? W takich okolicznościach! Wyszliśmy, a on został sam i jeśli coś mu się stanie, to będzie w całości moja wina! - panikuje Zoya, wyrzucając z siebie pośpiesznie kolejne słowa. - Elijah mi tego nie wybaczy! Ja sobie tego nie wybaczę...
- Powiedziałem ci, że go znajdziemy i tak właśnie będzie. Rozumiesz? - mówi pewnie, a ona przytakuje mu, dalej wyglądając, jakby myślami była gdzieś zupełnie indziej. - Ada. Skontaktuj się z Connorem.
- Connor jest na mojej liście.
- Co? - pyta Gavin, nie do końca łapiąc, co RK100 ma na myśli.
- Na krótkiej liście osób, z którymi nawiązałam połączenie od czasu włamania.
- Co ty pierdolisz! Kontaktuj się z nim w tej chwili. Kto, jak kto, ale harcerzyk nie ma z tym nic wspólnego. - Ada unosi dłonie w obronnym geście i przymyka oczy, a Gavin niepewnie odsuwa od siebie Zoyę, która łapie spazmatyczny oddech, by spróbować się uspokoić. Reed sięga do kieszeni po swój telefon służbowy i loguje się do lokalizatora, modląc się, jak chyba nigdy wcześniej w całym swoim życiu, o to, by chłopak go posłuchał. I po krótkiej chwili, widzi na mapie niewielki punkt, zmierzający w stronę mostu nad rzeką Detroit. - Mam go. O kurwa, mam go - wzdycha z wyraźną ulgą i pokazuje Zoyi ekran. - Ma przy sobie lokalizator. Wiemy, dokąd go zabierają. Co z Connorem?
- Nie odpowiada - mówi Ada i robi to takim tonem, jakby potwierdzało to wszystkie jej najgorsze podejrzenia.
✴
Na posterunku panuje niepodobny do tego miejsca spokój. Większość funkcjonariuszy została oddelegowana do miasta, do pilnowania uroczystości państwowych, a ci, którzy z jakiegoś powodu siedzieli przy swoich biurkach, byli pochłonięci pracą. Connor też kończył jeszcze analizować dane zebrane przez informatyków, ale niestety nie udało im się ustalić, kto odbiera sygnał z nadajnika podrzuconego Adzie. Wie, że powinien wyjść co najmniej piętnaście minut temu i Iona zaraz będzie ścigać go pytaniami, gdzie jest, ale jak zawsze przed takim wyjściem, nie czuje się zbyt pewnie. Tylko nie ma wyboru, jeśli nie chce, by jego żona urwała mu głowę, jeśli się tam nie pojawi, więc niechętnie zaczyna zbierać się do wyjścia. W tym samym momencie rozlega się pukanie i w drzwiach staje kapitan.
- Nie śpiesz się tak, ktoś chce zamienić z tobą kilka słów - oświadcza Fowler, wpuszczając do środka osobę w czarnym garniturze i obciętych niemal na zero włosach, która uśmiecha się na jego widok. - Pamiętasz agent Garland z FBI?
- To android, oczywiście, że pamięta - wchodzi mu w słowo i wyciąga rękę w stronę Connora. - Dobrze cię znów widzieć, Anderson. Zawsze dobrze wspominam kompetentnych współpracowników.
- To tak samo, jak ja. Miałem właśnie się zbierać na marsz, ale zapraszam - mówi, wskazując Garland krzesło, mając jednocześnie pewność, że na nim nie usiądzie. Obserwuje więc krótką chwilę, jak agent krąży po pokoju, patrząc na zebrane przez nich notatki i kręci głową. - Czy FBI już oficjalnie przejmuje w całości śledztwo?
- W całości - powtarza Garlan i parska śmiechem. - Zdajesz sobie sprawę z tego, Anderson, ile czasu, od kiedy ostatni raz pracowaliśmy razem, Biuro poświęciło na posprzątanie całej organizacji pani Sarsberg? Lata. To był chaos, a na chaosie łatwo się wzbogacić. Od dwóch lat prowadzę dochodzenie w sprawie Ducha, próbuję zidentyfikować i złapać jednego z najbardziej skutecznych najemników w naszym kraju. I aż nie wierzę w to, że jeszcze mi się to nie udało.
- Jeśli mamy jakieś informacje potrzebne w twoim dochodzeniu, to oczywiście je udostępnimy. Oscar raportuje...
- Oscar, czyli RK600, prawda? - pyta, a Connor mruży oczy, przypominając sobie, że to właśnie od Garland usłyszał o nim po raz pierwszy. - Tak się składa, że gdy Sześćset pracował ze mną w Biurze, nosił imię David. Ale odszedł. Cztery lata temu.
- Przecież sprawdziliśmy go, gdy tylko pojawił się na posterunku - wtrąca się Fowler, a Garland jedynie uśmiecha się zdawkowo.
- Tak, jak wspomniałam. Benefity z chaosu. Odchodząc, Sześćset miał pełen dostęp do naszych baz danych, oczywiście po jego odejściu je zablokowaliśmy, jednak to unikatowy model z bardzo rozbudowanymi funkcjami hakerskimi - tłumaczy agent, opierając się o biurko i obraca niewielki czarny kolczyk w swoim uchu.
- Skoro wiedzieliście, że go szukacie, to czemu pojawiacie się dopiero teraz. Sprawa śmierci Kamskiego jest medialna - mówi Connor, mając wrażenie, że dopiero teraz wszystkie elementy łączą się ze sobą. - Nie wiedzieliście, prawda? Że to właśnie RK600 jest poszukiwanym przez was najemnikiem.
- Nie. Nie udało nam się ustalić jego tożsamości aż do wczoraj, gdy właśnie chcieliśmy wysłać wam kogoś do pomocy przy zamknięciu tego dochodzenia. I kapitan poinformował mnie, że od początku ktoś od nas już tu pracuje - mówi Garland, kręcąc głową. - Do tej pory wszystkie sprawy, z którymi był związany, nie były medialne. Jednak zabicie Elijaha Kamskiego nie należało do prostych, nie dało się po prostu zakraść do jego domu w środku nocy.
- Ale można było go zastrzelić na przyjęciu, gdy wychodził z pracy, gdy byli z żoną na randce. Były takie możliwości, po co cały ten cyrk? - pyta wściekle Connor, mając ochotę zrzucić z biurka wszystkie swoje rzeczy, a później krzyczeć tak długo, aż ktoś mu wyjaśni, jak do tego doszło. Jak dał się tak oszukać.
- I to jest właśnie pytanie, z którym przychodzę do ciebie. Co jeszcze jest jego celem? Dlaczego nie zniknął zaraz po zabójstwie Kamskiego? I czym w ogóle było ono umotywowane?
- To najemnik. Więc to nie musiały być jego motywacje, tylko osoby, która go tu ściągnęła - odpowiada zdawkowo Connor, a na ustach Garland pojawia się krótki uśmiech.
- Więc? Do kogo jeszcze Sześćset próbował się zbliżyć podczas waszego śledztwa? Do senator Kamskiej? Jej zabójstwo nie miałoby sensu, z tego, co słyszałom w wiadomościach, to nie planuje wrócić do polityki.
- Chodziło o jego badania. O ustalenie, nad czym Elijah Kamski pracował w chwili śmierci i na zniszczeniu tego projektu...
Connor przeklina cicho i obraca się na chwilę do nich plecami. Zaciska dłonie na blacie biurka i sprawdza wszystkie wiadomości od Ady, które ignorował, odkąd w gabinecie pojawili się Fowler i Garland. Był przekonany, że jego kuzynka jedynie chce mu dopiec, że skoro nawet ona bierze udział w uroczystościach, to czemu jego tam nie ma. Prawda okazuje się jednak dużo gorsza i Connor pierwszy raz w życiu ma wrażenie, że absolutnie wszystko wokół niego się wali. To jego wina. To on od miesięcy pracował z Oscarem i nie miał wobec niego najmniejszych podejrzeń, po prostu mu zaufał, uwierzył na słowo, bo był jego kuzynem, bo cały czas brzmiał, jakby chciał im wszystkim pomóc, gdy tak naprawdę chodziło mu tylko o to, by zbliżyć się do Kamskich. By wejść do ich niedostępnego życia, które na samym początku rozerwał własnoręcznie na strzępy i teraz chciał to dokończyć. Pozbyć się ostatnich świadków. Ostatnich osób, które wiedziały o projekcie Kamskiego i które przecież tak łatwo przyjdzie mu zwabić w jedno miejsce. Wystarczy mieć przewagę. A tą przewagą był brak ich czujności, przez który Zoya z dziećmi wrócili do Detroit.
- Phineas Huttley, adoptowany syn państwa Kamskich został porwany kilkadziesiąt minut temu z domu - mówi, obracając się do nich, a Garland przytakuje i czeka na dalsze informacje. - Porucznik Reed wie, dokąd został zabrany.
- Opowiesz mi wszystko w samochodzie, Anderson - odpowiada Garland i rzuca mu mu jego marynarkę.
✴
Powiedzieć, że jest przerażona, to zdecydowanie za mało. Znała przerażenie i bezsilność, poznała je najlepiej, gdy sama została porwana i zmuszona do ponownego ślepego wykonywania poleceń. Pamięta też doskonale nieme przerażenie, które poczuła widząc krew na podłodze swojego domu, gdy zrozumiała, że Elijah nie żyje. Żyła ze strachem na co dzień, obawiając się, że nigdy nie złoży się z powrotem, nie tak do końca, w tę osobę, którą była, gdy miała obok siebie miłość swojego życia.
Jednak żaden z tych strachów nie jest nawet w najmniejszym stopniu porównywalny z tym, co czuje, gdy boi się o życie swojego dziecka. Jest przekonana, że jeśli znajdą go za późno, jeśli Phineas też umrze, to po prostu się wyłączy. Z tego już się nie otrząśnie. To będzie ostatnia rzecz, która doprowadzi ją do szaleństwa i Zoya po prostu wybierze nie istnieć, niż funkcjonować w świecie, w którym wszyscy których kocha, giną. Nie myśli nawet w tej chwili o Ester, w tej chwili liczy się na dla niej tylko Finn i to, by go znaleźć, by zrobić coś, cokolwiek, by jej syn wyszedł z tego żywy. Nawet jeśli miałaby za to przehandlować swoje życie. Jej życie teraz wydaje się kompletnie bez znaczenia.
To, że jest dzień święta narodowego, owocuje tym, że w wieży EQL jest niewielu pracowników. Ada też przyzwyczaiła ochronę, że bywa tu o różnych porach dnia i nocy, z bardzo różnym nastawieniem, więc nikt ich nie próbuje zatrzymać, ale też nikt nie odpowiada na pytania Gavina o chłopca. Co tylko potęguje niepokój Zoyi, która niemal cała się trzęsie, gdy wsiadają do windy. Ada bierze ją za rękę i chce nawiązać z nią połączenie, ale Zoya kręci głową.
- Nie chcesz mojej paniki. Nie potrzebuję, by ktoś poza mną wpadał w panikę.
- Łatwo powiedzieć - mruczy pod nosem Ada i zaciska mocniej palce na jej dłoni. Zoya drga nerwowo, gdy Gavin przeładowuje broń. - Daj mi pistolet. Potrzebowali Finna, by dostać się do tego laboratorium, jeśli korzystali z planów, lub mojej wiedzy, to nie mają pojęcia o schodach przeciwpożarowych. A skoro zdaniem porywacza jest jedno wejście, to widzi, że winda jedzie w jego stronę. Będą przygotowani, a w przeciwieństwie do ciebie, ja nie chybię.
- Chyba zgłupiałaś.
- Nie. To rozsądne, Gavin - mówi pewnie i wyciąga w jego stronę rękę. Reed kręci głową, ale podświadomie zdaje sobie sprawę z tego, że Ada może mieć rację. - Chodzi o życie Phineasa. Nie chcemy podejmować żadnego niepotrzebnego ryzyka, a ja umiem obliczyć i zmodyfikować każdy plan w ułamku sekundy.
- Nie, nie chcemy ryzykować - przyznaje i niechętnie oddaje jej broń.
Gavin łapie Zoyę za nadgarstek i przyciąga ją za siebie. Blondynka ma przez chwilę ochotę zaprotestować, powiedzieć, że ma większe szanse uniknąć postrzału, czy ewentualnie go przeżyć, a z drugiej strony nie może się ruszyć. Drzwi windy się otwierają, a porucznik jeszcze mocniej odciąga Zoyę na bok, tak by nie była na linii ognia, ale to Ada pierwsza pociąga za spust, a w laboratorium rozlega się głośne przekleństwo.
- Na twoim miejscu bym tego nie powtarzał. Przynajmniej jeśli nie chcesz, by dzieciak cierpiał bardziej, niż to konieczne - odzywa się znajomy głos, a Zoya drga i wychyla się pierwsza, nie robiąc sobie nic z tego, że Gavin próbuje ją powstrzymać. - Droga kuzynko, lepiej będzie, jak odłożysz broń. Przynajmniej jeśli chcesz oszczędzić pani Kamskiej nieprzyjemności.
- Oczywiście - parska chłodno Ada i wychodzi z windy z uniesionymi rękami, Oscar też w nią celuje, ale RK100 nie opuszcza broni. Dalej trzyma ją w dłoniach, jedynie wycelowaną w sufit, a nie w niego. Zoya nie zwraca na nich uwagi, bo zauważa Finna siedzącego pod ścianą i nie bacząc na konsekwencje, rzuca się w jego stronę biegiem. Chłopiec jest zapłakany, ma rozbity nos i skroń, która krwawi obficie, a ona od razu go przytula. Chowa go w swoich ramionach i nie ma zamiaru puścić. Ma zamiar osłonić go własnym ciałem i zrobić wszystko, by nic więcej mu się nie stało.
- Jestem. Jestem i już cię nie puszczę - szepcze, siadając przy nim, a on wtula się całkowicie w jej ramiona, sprawiając wrażenie o wiele mniejszego, bardziej kruchego, niż kiedykolwiek jej się wydawało. - Dlaczego to robisz? Dlaczego go uderzyłeś?! - krzyczy do Oscara, który wydaje się szczerze zaskoczony tym, że blondynka w ogóle się do niego odezwała.
- Przecież to oczywiste, przemoc fizyczna działa najskuteczniej, gdy ktoś nie chce współpracować - odpowiada lekceważąco.
- Zabiję cię, kurwa - cedzi przez zęby Gavin, szczerze żałując, że jednak oddał Adzie broń. Oscar spogląda na niego z kpiącym uśmiechem i przestaje celować w androidkę, zamiast tego opuszcza lufę pistoletu i przykłada ją do jasnych włosów Zoyi, która siedzi na podłodze obok niego.
- Cześć, Reed. Dobrze, że jesteście w komplecie, bardzo mi to oszczędzi czasu - mówi lekko Oscar i uśmiecha się przy tym, wyraźnie z siebie zadowolony. - Naprawdę nie wykonywałabym żadnych gwałtownych ruchów, kuzynko. Pani Kamska jest jedyną osobą, którą byłbym skłonny wypuścić stąd żywą.
- Chodzi o ten projekt Elijaha, prawda? - pyta Gavin, starając się skupić jego uwagę na sobie i tylko na sobie, by dać Adzie sposobność ataku, by odciągnąć go od Zoyi i chłopca. Niepokoi go, że wyczuwa w pomieszczeniu benzynę i domyśla się, co Oscar planował, porywając Finna. - Sprzątasz po sobie. Wszyscy, którzy wiedzą, czego dotyczył i mogący kontynuować nad nim pracę, są w tym laboratorium. Pewnie są tu też wszystkie dane tego projektu. Chcesz go zetrzeć z powierzchni ziemi, razem z nami.
- Nieźle, Reed. Może gdybyś pracował nad tą sprawą z nami, to szybciej byś się w niej połapał. W tym, że to wy pomagacie mi, a nie ja wam. Dostałem zadanie, by zlikwidować projekt pana Kamskiego i jego przy okazji, jeśli nie będzie chętny, by samemu zniszczyć swoje badania. Więc dziękuję za podrzucenie mi ostatniego elementu układanki, czyli osoby, którą najłatwiej będzie wykorzystać do wejścia tutaj i ściągnięcia was. Prawda, chłopcze? - Oscar próbuje złapać Finna za kołnierzyk, ale ten wtula się mocniej w Zoyę. Ada, która wciąż trzyma broń, opuszcza ją powoli, korzystając z tego, że Sześćset nie patrzy w jej stronę, ale w tej samej chwili on łapie blondynkę za włosy i podciąga ją do góry, wyrywając ją z objęć syna, który zaczyna płakać. - Uspokój się młody człowieku, to twojej mamie nic się nie stanie. A ty, droga kuzynko, też lepiej się nie ruszaj. Póki mały żyje, ty nie jesteś mi do niczego potrzebna. Wolę zaufać Phineasowi, jego strach jest lepszym motywatorem.
- Zostaw go, zostaw mojego syna, proszę, wypuść go, tylko jego, proszę... - błaga Zoya, a Oscar przyciąga ją do siebie i przykłada lufę do jej podbródka.
- Za samo to, co zrobił z tobą Kamski, należało mu się to, co dostał. Mogłaś być jedną z najlepszych z nas, zrobić coś wartościowego, zmienić ten kraj, a co? Wystarczyło, by obrzydliwie bogaty człowiek wepchnął ci w ręce dziecko i nagle wszystkie twoje priorytety się rozmyły. Teraz już nawet nie próbujesz walczyć, tylko błagasz. Doprawdy żałosne...
- Och, zamknij się, kurwa! - krzyczy Reed i rusza w jego stronę.
- Jeszcze jeden krok, poruczniku i droga pani Kamska skończy martwa na twoich oczach. Tym razem naprawdę. Do trzech razy sztuka, jak to mawiają ludzie. - Zoya spogląda na Gavina i kręci lekko głową, a ten zatrzymuje się w miejscu i unosi lekko dłonie.
Najbardziej przerażające jest dla niego to, że nie ma absolutnie żadnych szans z androidem, a zwłaszcza z androidem zaprojektowanym dla FBI. Już z Connorem przegrywał niemal wszystkie sparingi, co zawsze go kurewsko frustrowało i nie pomagała mu wtedy nawet świadomość, że to dlatego, że jest tylko człowiekiem. Ma wrażenie, że nie może zrobić nic, co przechyliłoby szalę na ich stronę, a zrobiłby wszystko, byleby tylko wyszli z tego żywi. Ma ochotę rozerwać Oscara na części, a przy okazji też siebie, że nie połapał się wcześniej, że to on za tym wszystkim stoi.
- No już, mój drogi, rusz się do komputera i bądź tak miły usunąć wszystkie dane na temat tego projektu z serwera - mówi Sześćset spoglądając na Finna. - A jak moja kuzynka, lub porucznik chociaż drgną, to miej pewność, że najpierw zabiję twoją mamę, a później ciebie. Rozumiemy się? - Chłopak nie rusza się z miejsca, dalej siedzi pod ścianą, z kolanami podciągniętymi pod brodę, które owija rękami.
- Finn, skarbie - odzywa się Zoya, a Phineas podnosi na nią spojrzenie. - Rób to, co mówi Oscar. Idź do komputera i usuń dane na temat EL. Dobrze? - Przytakuje jej niepewnie, ale się nie rusza.
- Kręci mi się w głowie... - mówi niepewnie, a Zoya szarpie się w ramionach Oscara.
- Puść mnie, chcę mu pomóc, to twoja jebana wina, że nie może się ruszyć! On nie będzie w stanie nawet dojść do tego komputera, jeśli kręci mu się w głowie! Widziałeś sam, że chodzi o kulach. - Zoya znów próbuje się wyrwać, ale Oscar dociska ją mocniej do siebie. - Daj mi pomóc mojemu dziecku!
- Nie, pani Kamska. Jesteś moją najlepszą kartą przetargową. Jesteś dla mnie bezwartościowa, ale dla każdej pozostałej osoby tutaj wręcz przeciwnie - mówi blondyn i przenosi spojrzenie na Reeda. - Ty, pomóż chłopakowi. A ty się nadal nie ruszasz - zwraca się do Ady, która przytakuje mu krótko.
Phineas nie wie do końca, co się dookoła niego dzieje, wszystko wokół jest lekko rozmazane, a gdy próbuje skupić wzrok, boli go od tego głowa. Jest przerażony, ale jednocześnie, gdy Gavin podchodzi do niego i bierze go pod ramię, ma poczucie, jakby obserwował wszystko z boku, jakby był poza swoim ciałem. Przytakuje na ciche pytanie Reeda, czy jest okej, choć absolutnie nic nie jest okej. Czuje ciepłą krew na swojej twarzy i wszystko marze mu się przed oczami, gdy siada przy ekranie. Oscar daje znać Reedowi, by się wycofał i podchodzi do chłopaka, ale Zoya zapiera się nogami, nie dając mu zbliżyć się kolejny krok.
- Wiesz, że mógłbym cię połamać i nawet nie zdążyłabyś mrugnąć? - pyta Zoyę, zaciskając mocniej rękę w jej pasie, ale ona nie rusza się o milimetr. - Rany, jaka ty jesteś uparta. Naprawdę nie chciałbym cię zabić, kontrolowanie cię byłoby dużo bardziej efektywne.
- Właśnie - odzywa się Ada, po czym odkłada powoli broń na metalowy stół obok siebie i znów unosi dłonie do góry. - Sam to powiedziałeś, strach jest potężnym narzędziem kontroli, a Zoya najbardziej na świecie boi się o swoje dzieci. Grożąc im, sprawiasz, że zrobi to, co zechcesz. A każdy chciałby wpływową polityczkę na swoich sznurkach. Zależy ci na zniszczeniu ostatniego projektu Kamskiego, a jestem jedyną osobą, która mogłaby go stworzyć od nowa, więc to jest jasne, że nie wyjdę stąd żywa. Jestem w stanie się z tym pogodzić, ale wypuść stąd rodzinę Elijaha. Phineas nie odbuduje tej technologii, jeśli wykasujemy ją całkowicie z serwerów. Podobnie nie zrobi tego Zoya. Będzie za to żyć w strachu, że któregoś dnia znów przyjdziesz po jej dzieci, więc będzie posłuszna.
- Brzmi to doskonale, ale dla mnie to za duże ryzyko.
- Nie! - protestuje Zoya. - Nie. Ona ma rację. Daj mi zabrać stąd moje dziecko i zrobię wszystko, obiecuję, nawet wrócę do polityki, przeniosę się do Waszyngtonu, proszę.
- Zacznijmy od oczywistej rzeczy, czyli kasujemy tę technologię.
- Phineas, zaloguj się na serwer i wyczyść wszystkie dane - mówi Ada, a chłopak spogląda na Zoyę, która przytakuje mu, starając się wyglądać na pewną. Boi się o niego. Boi się też o Gavina i Adę, ale jeśli ktokolwiek ma jakieś szanse z Oscarem, to tylko jego kuzynka. Więc Zoya jej ufa i potwierdza każde wypowiadane przez nią słowa, wiedząc, że to ich jedyna nadzieja. - Nie przejmuj się i tak nie wiedzieliśmy nawet, czy ta technologia zadziała.
Phineas obraca się do ekranu i zaczyna kasować pliki, nad którymi pracowali tyle miesięcy, mając poczucie, że razem z nimi definitywnie znika nadzieja, jaką jeszcze w sobie miał. Na to, że kiedyś ta technologia może okazać się skuteczna, że może kiedyś wszystko wróciłoby na swoje miejsce. A teraz ta nadzieja zostaje mu kompletnie odebrana. A razem z nią poczucie, że uda im się dziś wyjść z tego cało.
- Czyszczenie dysków zakończone - mówi Finn, a Gavin od razu robi krok w jego stronę i staje obok chłopca, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Masz to, co chciałeś. Teraz możesz ich wypuścić - oświadcza porucznik, Zoya zapiera się i odpycha Sześćset do tyłu. Blondyn nadal ją trzyma, ale udaje im się cofnąć choć odrobinę.
- Nie pamiętam, żebyśmy doszli w tej materii do jakiegoś porozumienia. - Ada przeklina cicho, a Zoya słyszy w swojej głowie jej głos, by już się nie ruszała, żeby stała sztywno i nie próbowała więcej nic robić. A ona potwierdza, że dostała wiadomość i przenosi wzrok na syna. Chciałaby się do niego uśmiechnąć, dać mu jakoś chociaż odrobinę spokoju, którego nie ma w sobie, ale nie umie. Jest zbyt sparaliżowana strachem, że jeden niewłaściwy ruch może zaowocować tym, że go straci.
- Wypuść chociaż dzieciaka, Oscar. Przecież Ada ci powiedziała, że nie odbuduje tej technologii bez niej - próbuje apelować do niego Gavin, dalej trzymając dłoń na ramieniu chłopca. - Młody dość się już wycierpiał...
- Nie. To za duże ryzyko, teraz jej nie odbuduje, ale nie wiemy, do czego będzie zdolny za kilkanaście lat. To de facto wina Kamskiego, że wciągnął własnego syna w swoje badania. Więc jeśli będziesz chciała kogoś winić, Zoyu...
- Nie waż się więcej o nim mówić w tej sposób! - wchodzi mu w słowo Ada i patrzy na Sześćset z odrazą. - Zabiłeś go, zniszczyłeś jego technologię i skrzywdziłeś jego żonę i syna. Dość. Wypuść ich.
- Czy to brzmi jak groźba? Proszę cię, nie masz najmniejszych szans ze mną, kuzynko. Jesteś starszym modelem i po prostu powinnaś się z tym pogodzić...
Przerywa mu huk wystrzału, po którym od razu następuje kolejny.
✴
Winda nie chce przyjechać, pozostaje zablokowana na piętrze, na które muszą się dostać, a te kilkadziesiąt pięter, które musieliby pokonać schodami przeciwpożarowymi może nie jest większym problemem dla Connora, ale dla Garland już tak. Decydują się rozdzielić, a Osiemset, kolejny już raz próbuje się skontaktować z Zoyą albo Adą, ale żadna z nich nie odpowiada. Ma jedynie lokalizację, którą udostępnił mu Gavin i może ruszyć schodami w jej stronę. Biegnąc na górę, nie może przestać myśleć o tym, jak bardzo nienawidzi tego miejsca i ani czas, ani fakt, że Iona tu pracuje, nie jest w stanie tego zmienić nawet w najmniejszym stopniu. Nie może pogodzić się z tym, że nawet przez chwilę nie podejrzewał Oscara, nawet gdy byli tu razem po włamaniu do wieży, gdy Ada zachowywała się, jakby chciała mu wydrapać oczy. Co tylko obrazuje, że ona jako jedyna mogła mieć wobec Sześćset właściwe przeczucia. On dał się oszukać, dał się podejść. I przez to jego przyjaciele mogą być znów w niebezpieczeństwie. Nie chce sobie nawet wyobrażać, co poczuje Zoya, gdy straci kogoś więcej, gdy straci jedno ze swoich dzieci. On nie jest sobie w stanie tego wyobrazić. Kamski był polaryzującą postacią, sam mu nie umiał zaufać. Jednak Phineas jest dzieckiem, które pomagało ojcu w pracy. I w żadnym wypadku nie powinno stać się coś takiego. Gdyby chociaż trochę wcześniej się połapał. Gdyby skontaktował się z Garland na samym początku, by spytać o Oscara, nic by się nie wydarzyło.
Zoya wciąż miałaby swoją rodzinę, gdyby z Gavinem nie uwierzyli z taką łatwością w kłamstwa RK600.
Gdy jest już przy drzwiach do laboratorium, zaczyna panikować, że mają one takie samo zabezpieczenie, jak pozostałe. Łapie za klamkę, a skóra na jego dłoni znika, wchodząc w interakcję z elektronicznym panelem i ku jego zaskoczeniu, drzwi się otwierają. A w tej samej chwili słyszy dwa następujące po sobie strzały. Wpada do głównego pomieszczenia laboratorium, gdzie widzi, jak Zoya rzuca się w stronę Gavina i stojącego za nim Phineasa. Ada trafiła Oscara w głowę, ale ten musiał zdążyć się, uchylić i ostatecznie pocisk tylko przeorał jego policzek. Connor ma zamiar go zaatakować, ale Ada jest szybsza. Z ogromną siłą popycha na blondyna metalowy stół, wpychając go tym samym na ścianę, po czym rzuca się biegiem i powala Oscara na ziemię.
- Nie, mój drogi. To ty powinieneś pogodzić się z tym, co już ci powiedziałam: jestem z nas najlepsza. Mogę zrobić dokładnie to samo, co ty miałeś zaprogramowane i to mając na sobie szpilki - mówi Ada, zanim podnosi broń, a Oscar wybucha śmiechem.
- Więc wygląda na to, że wszyscy dziś zginiemy - mówi jeszcze Sześćset, zanim Ada strzeli do niego drugi raz. I tym razem, już nie pudłuje. Connor nawet nie spróbował jej powstrzymać, bo absolutnie nie spodziewał się, że ta pociągnie za spust, a teraz jest w nie mniejszym szoku niż ona.
- Ada! Mogliśmy się dowiedzieć, kto mu to zlecił! - krzyczy na nią detektyw, ale ona stoi patrząc na Tyrium rozlewające się po podłodze wokół głowy Oscara i nie reaguje na jego słowa. Connor kładzie jej dłoń na ramieniu, a jego kuzynka drga lekko i spogląda na ciało Sześćset u swoich stóp, które od razu zaczyna kopać z taką wściekłością, że w innych okolicznościach dodałaby ją do listy powodów, by nigdy, przenigdy, nie doprowadzić Ady do tego stanu.
- Connor! Potrzebuję pomocy! - słyszy spanikowany krzyk Zoyi i oboje z Adą od razu obracają się w stronę blondynki. Jednocześnie odkrywają dwie rzeczy i żadna z nich nie jest dobrą wiadomością. Oscar musiał zdalnie spowodować spięcie elektryki, bo druga sala laboratorium staje w płomieniach, a Zoya klęczy na białej podłodze, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje wokół niej. Patrzy na swoje ręce, które są czerwone od krwi i od razu widać, że jest dosłownie o krok od stanu, w którym była, gdy znaleźli ją w willi w dniu śmierci jej męża. - Pomóż mu, proszę, pomóż mu.
- Nic mi nie jest, mała. Spokojnie - mówi Gavin, próbując brzmieć na pewnego, ale ilość krwi, która wypływa z rany na jego brzuchu, nie wróży nic dobrego. Osiemset analizuje błyskawicznie jego stan i spogląda na Finna, który kuli się obok swojej mamy. - Connor, weź dzieciaka, nie czuje się najlepiej, mocno oberwał.
- Ty oberwałeś mocniej - zawodzi Phineas, a Zoya przyciąga go do siebie i obejmuje mocno ramionami.
- Musimy się stąd wynosić, zanim pożar rozprzestrzeni się bardziej. Już teraz jesteśmy odcięci od schodów - mówi Ada, podchodząc do blondynki i pomaga jej wstać, a ona od razu bierze syna na ręce. - Jesteś cały? - pyta Finna, który kręci głową, a Zoya obejmuje go mocniej ramionami i idzie w stronę wind.
- Jesteś w stanie wstać? - Connor pyta Gavina, który spogląda na Zoyę i gdy ma pewność, że ta nie patrzy w jego stronę, kręci głową. Daje sobie pomóc, detektyw obejmuje go ramieniem, słysząc, jak Reed przeklina; z całą pewnością by upadł, gdyby Connor go nie trzymał. Ada pomaga mu zaprowadzić go do windy i gdy wymienia spojrzenie ze swoim kuzynem, oboje zdają sobie sprawę z tego, że stan Gavina jest bardzo zły. - Zgłosiłem już Garland, że mamy rannego funkcjonariusza, wezwali posiłki i powiadomili personel szpitala. Czemu ta cholerna winda nie rusza?
- Zabezpieczenia przeciwpożarowe wieży - tłumaczy nerwowo Ada i puszcza ostrożnie Gavina. Podchodzi do panelu sterującego, skóra z jej dłoni znika, gdy wchodzi z nim w interakcje. - Ja pierdolę, potrzebuję chwili, by to obejść.
- Nie mamy chwili! - mówi Connor, ostrzej niż powinien, a Gavin niespodziewanie parska śmiechem.
- Przynajmniej umrę jako bohater - mówi kpiąco. Connor wyczuwa, że porucznik mu się wyślizguje i opiera się o ścianę windy, po której zsuwa się na ziemię. Phineas próbuje się obrócić w jego stronę, ale Zoya trzyma go przy sobie mocno i sama patrzy na Reeda.
- Nie mów tak. Nie waż się tak mówić.
- Twoja rodzina jest bezpieczna, mała. Więc jakby coś poszło nie tak, to zajmij się moją, okej?
- Nie. Nie okej - mówi panicznym głosem Zoya. - Ada rusz tę cholerną windę!
- Robię co mogę! Wbrew pozorom system zabezpieczeń przeciwpożarowych nie jest zależny ode mnie! - krzyczy Ada, a po chwili wzdycha z ulgą, gdy winda w końcu rusza w dół.
- Obiecaj mi, mała. Ja zająłem się wami, ty zajmiesz się Charlotte - mówi Gavin, patrząc na nią, a Zoya przygryza usta. Wygląda, jakby rozpaczliwie chciała uklęknąć obok niego, wziąć go za rękę, ale jednocześnie za nic nie chce wypuścić syna z ramion.
- Obiecuję - odpowiada, a Gavin przytakuje jej i zamyka oczy. - Connor!
Jej rozpaczliwy głos jest jedną z ostatnich rzeczy, jakie Gavin jeszcze rejestruje. Przez głowę przelatuje mu myśl, że zawsze lubił jej głos, lubił jej słuchać, nawet jeśli mówiła mu nieprzyjemne rzeczy, które w większości okazywały się prawdą. I gdyby miał jeszcze siłę, to pewnie by zażartował, że ostatecznie wyszło na jego. Ostatecznie okazał się być czymś na kształt dobrego człowieka. Zapewnił jej bezpieczeństwo. Spełnił ostatnią i zarazem jedyną prośbę, jaką jego brat kiedykolwiek do niego miał. I co najważniejsze, udało mu się w końcu wszystko poukładać. W głowie. W życiu. W rodzinie.
I żałuje tylko tego, że nie pozna swojego dzieciaka.
Kaboom.
Ale mi pisanie Oscara nie szło totalnie, absolutnie drań nie chciał ze mną współpracować. Albo ja nie mogłam mu wybaczyć, że zabił Kamskiego.
A tymczasem obiecałam cliffihangery i akcje to macie.
Będzie się działo. Obiecuję.
A tymczasem Gavin. Od początku wiedziałam, że napiszę tę część tylko po to, by dać mu finałowy redemption arc.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top