Dokładnie w tym samym miejscu ✴ 30.06.2045
Nawet pomimo włączonej klimatyzacji, w sypialni na piętrze daje się już wyczuć nadchodzący upał. Gavin ignoruje kolejny już raz dzwoniący w telefonie budzik i przewraca się na drugi bok, nie mając najmniejszej siły i motywacji, by podnieść się z łóżka. No może poza tym, że dziś zaczyna się upragniony długi weekend, który zredukuje ilość osób w mieście, a także na posterunku, do absolutnego minimum. Skoro nawet cholerny Harcerzyk wziął wolne na czwartego lipca, to musi być dobry znak, że może dziś też się nie pojawi w pracy. Może gdyby Reed miał chociaż jakaś ciekawą sprawę, to wtedy chciałoby mu się podnieść.
Choć to raczej złudna nadzieja i szukanie usprawiedliwienia dla swojego obecnego stanu. Do którego tak właściwie powinien już po tych kilku latach przywyknąć, ale ma wrażenie, że z każdym dniem tylko pogrąża się coraz mocniej w swoim zniechęceniu do życia. Gdy budzik dzwoni kolejny raz, przyciąga na głowę poduszkę i krzywi się lekko, wyczuwając zapach damskich perfum, który nie zdążył wywietrzeć do końca od wczoraj. Przechodzi mu przez myśl, by zmienić pościel, ale później przypomina sobie grafik patroli, a także to, że jest piątek, więc Charlotte najpewniej i tak skończy tu z nim wieczorem. Co w żaden sposób też nie jest dla niego najmniejszą motywacją, by jednak zacząć ten dzień. Zwyczajnie nie umie wykrzesać z siebie najmniejszego entuzjazmu do czegokolwiek, nawet do wypicia porannej kawy, a co dopiero spędzenia wieczoru w towarzystwie sarkastycznej blondynki.
W końcu jednak się podnosi, resztę poranka odbywając niemal na autopilocie, prysznic, kawa, przy której przegląda pobieżnie wiadomości z miasta, by przygotować się na to, co czeka go w pracy. Jednak nagłówki bardziej skupiają się na zebraniu w ratuszu, niż jakichś sprawach kryminalnych, co jasno daje mu do zrozumienia, że weekend zapowiada się dość standardowo, jak na początek lipca. Jedzie do pracy, słuchając jakiejś składanki pełnej starych kawałków i wypala jeszcze jednego papierosa, zanim w końcu wejdzie na posterunek. W sali nie panuje przesadny spokój, ktoś składa zeznania, w sali konferencyjnej Ben Collins prowadził odprawę, a jeden z nowych detektywów właściwe zbiera opierdol od kapitana. Przynajmniej na to wskazuje atmosfera, w jakiej odbywa się ich rozmowa w przeszklonym gabinecie. Gavin uśmiecha się, bo widok na to, że wyjątkowo ktoś inny otrzymuje od Fowlera srogą awanturę, zawsze poprawia mu humor. Szatyn siada przy biurku, loguje się do systemów i przegląda dokumenty z zakończonego kilka dni temu śledztwa. Spłynął do niego właśnie ostatni protokół z sekcji zwłok, więc siada do pisania raportu, by mieć to jak najszybciej za sobą.
Koło jedenastej wstaje do toalety i już ma wrócić do swojego biurka, gdy ktoś wychyla się z kącika socjalnego, łapiąc go za rękę i przyciąga za ścianę. Młoda blondynka o włosach związanych w niedbały kok, uśmiecha się do niego diabolicznie i daje mu znać, by nie zaczął na nią krzyczeć. Gavin patrzy na Charlie jak na idiotkę, już ma zamiar jej coś powiedzieć, ale ta ciągnie go do drugich drzwi i wskazuje na biurko Connora.
- To nie jest ta senatorka, co jest żoną Kamskiego? Czy ja już słabo widzę przez nadmiar kawy? - pyta, ściskając jego ramię, a Gavin jedyne, na co może się zdobyć, to przytaknięcie jej lekko.
To nie tak, że Gavin nie widział jej przez ostatnie pięć lat. Widywał ją przecież regularnie w telewizji, na zdjęciach w gazetach, na wiecach i ulotkach wyborczych, w ramkach na kominku w domu swojej matki. A przede wszystkim i najczęściej w koszmarach, które regularnie nawiedzają go nocami. Reed wręcz żyje w przekonaniu, że twarz Zoyi jest jego prywatną klątwą, którą sam na siebie sprowadził i od której już nigdy się nie uwolni. Ona nie była jedną z tych anonimowych byłych dziewczyn, o których mógł z łatwością zapomnieć i przeoczyć w tłumie. Ona była wszędzie i tak jak mu obiecała, zamieniła jego życie w piekło, choć pewnie nawet o to nie dbała. O to, że jego relacje rodzinne stały się jeszcze gorsze, bo zwyczajnie przestał bywać w domu, nie chcąc słuchać od matki o udanym życiu rodzinnym swojego przyrodniego brata. Zwyczajnie w nie nie wierzył, nie kupował tego tabloidowego love story i nie zmieniał tego ani czas, ani zwiększająca się ilość fotografii w domu matki. Mówiąc absolutnie szczerze, robił przez te ostatnie pięć lat wszystko, by Zoyi, czy tym bardziej Kamskiego, nie spotkać na dłużej niż kilka sekund.
A teraz zostaje postawiony przed faktem dokonanym. Zoya siedzi na biurku Connora, który zajmuje miejsce w fotelu naprzeciwko niej i śmieją się z czegoś, starając się bardzo zachować powagę. Blondynka ma włosy ułożone w duże loki, jest ubrana w proste jeansy z wysokim stanem, biały podkoszulek z logiem jakiejś fundacji i kobaltową marynarkę. Jednak to nic. To absolutne szczegóły przy tym, w jaki sposób Zoya się uśmiecha, bo nie ma to nic wspólnego z uśmiechem, który pojawia się na jej plakatach wyborczych, czy fotografiach w gazetach. Ten uśmiech jest szczery. Ciepły. I Gavin czuje się, jakby ktoś sprzedał mu porządny cios prosto w żołądek, bo to ten uśmiech, który kiedyś, bardzo dawno temu, był zarezerwowany tylko dla niego.
- Ona i Harcerzyk się kumplują? - pyta Charlotte, dźgając lekko Gavina palcem w bok.
- Tak, od dawna. Jestem zaskoczony, że dopiero teraz się o tym dowiadujesz - mówi Chris, który staje obok nich z kubkiem kawy i też patrzy na blondynkę na biurku Connora. - Kiedyś to były czasy, między nią i Gavinem prawie dochodziło do rękoczynów, gdy tylko musieli razem pracować.
- To wy też się znacie?
Charlie spogląda na niego zaskoczona, a szatyn jedynie wzrusza ramionami. Wciąż nie do końca przekonany, czy powinien się odzywać, bo ma wrażenie, że w gardle utknęła mu ogromnych rozmiarów bryła lodu. W końcu nie wie, jak miałby wytłumaczyć dziewczynie, z którą się spotyka od jakiegoś czasu, kim właściwie była dla niego Zoya. Najprościej byłoby powiedzieć, że tak: kiedyś się znali. Trudniej już powiedzieć, że przez większość czasu darli się na siebie, lub zdzierali z siebie ubrania. Więc gdyby się na to zdobył, mógłby określić Zoyę jako osobę, z którą przez jedno gorące lato miał wcale nie mniej gorący romans. Tylko obawia się, że samo wspomnienie tego, samo odezwanie się na ten temat, sprowadziłoby znów do jego myśli dławiące poczucie żalu, że tak dokumentnie wszystko między nimi spierdolił. Że zachował się jak niedojrzały szczeniak, który zwyczajnie wystraszył się, że znalazł osobę, z którą chciałby spędzić resztę życia. I wolał tę osobę odepchnąć, zanim ona w końcu definitywnie odepchnęłaby jego. Wolał ją skrzywdzić, okłamać, rozzłościć, zrobić wszystko, byleby tylko nie było do ich relacji powrotu. A gdy to zrobił, od razu zaczął tego żałować.
I żałuje tego do tej pory.
I gdyby Charlie naprawdę chciała drążyć temat, musiałaby jej powiedzieć, że właśnie patrzą na jedyną osobę, w której Gavin naprawdę się szczerze zakochał.
- Gdy była prawnikiem, bywała tu prawie codziennie - odpowiada za kolegę Chris i znów wzrusza ramionami. - Nawet się na początku zastanawialiśmy, czy ona i Connor są parą, że tak upodobała sobie nasz posterunek, ale chyba do nas trafiało najwięcej spraw z androidami.
- Cóż, widać laska miała większe ambicje niż detektyw, skoro ostatecznie poślubiła miliardera - mruczy pod nosem Charlotte i uśmiecha się wrednie. - Albo po prostu też jest psycholem, jak on. To w ogóle musi być pojebane, być androidem i poślubić kolesia, który stworzył androidy.
- Ta, pasują do siebie - odzywa się w końcu Reed, przełykając jakoś bryłę lodu w swoim gardle, którą skutecznie zaczęło roztapiać wkurwienie. Na Zoyę, na Elijaha, na cały świat, który kupił ich idealny związek. Bo Gavin bardzo naiwnie wierzy w to, że zeszli się ze sobą, tylko by ostatecznie definitywnie go ukarać. - A po chuj ona idzie do Fowlera?
- Nie słyszałeś o dzisiejszym zebraniu w ratuszu? - pyta Chris, a młoda oficerka i jego kolega jednocześnie posyłają mu pytające spojrzenie. - Prokurator stanowy chcę obciąć fundusze na mundurówkę, dokładniej na kilka posterunków, na których pracuje najwięcej androidów.
- Czyli nam też się oberwie? - dopytuje Charlie, a Gavin parska śmiechem.
- Oczywiście, że nam się oberwie. My zawsze dostajemy po dupie, pokutujemy dalej za zjebanie śledztwa w sprawie defektów - mruczy niezadowolony, a Chris wzdycha ostentacyjnie. - Dobra, już, kurwa, nic nie mówię.
- Wyjmij głowę z własnego dupska, Gavin. Pani senator jest tu po to, żebyśmy właśnie uniknęli cięć, przecież ona z tego już nakręciła razem z Jerychem sprawę o uprzedzenia wobec androidów - tłumaczy im detektyw. - Dlatego gada z Fowlerem, żeby mieć jego stanowisko i rozjebać ich w ratuszu argumentami.
- O, ktoś tu chcę przypinkę wyborczą - śmieje się Charlotte.
- Mam ich całkiem sporo, moja żona pracowała przy kampanii cztery lata temu.
- Przecież nie jest androidem - odpowiada blondynka, mrużąc lekko oczy.
- A musi? Zajmuje się reklamami w social mediach, zatrudnił ją sztab Jerycha i pozwolił pracować z domu. A my mamy dziecko i dużą hipotekę, więc się nie wymądrzaj - odpowiada jej chłodno detektyw i odchodzi do swojego biurka. Charlie otwiera oczy i kręci głową, jakby nie wiedziała, co się właśnie stało.
- A temu co? Zawsze był taki sympatyczny dla androidów?
- Nie znasz się, to czasem się nie odzywaj. Zapierdalamy w tej robocie dłużej niż ty, a Chris ma wybitnie chujowe wspomnienia z okresu rewolucji - mruczy jej w odpowiedzi Gavin i obraca się, by nalać sobie kawy, gdy tak naprawdę chcę uciec od Charlotte.
- Ciebie też coś ugryzło? Tak na was działa obecność tej lalki?
- Rany, naprawdę, czasem powinnaś wiedzieć kiedy się przymknąć.
- Och, że mam niewyparzone usta? - śmieje się blondynka, zbliżając do niego i opiera o szafkę obok. - Mówisz, jakbyś mnie nie znał i jakby ci one tak bardzo przeszkadzały w innych okolicznościach...
- Charlie, do kurwy nędzy, weź idź się przejedź na jakiś patrol i nie zachowuj, jak gówniara.
- Uważaj, bo będziesz dziś spał sam, poruczniku - odpowiada mu już chłodniejszym głosem.
- Założymy się, że nie? - pyta ją bezczelnie, a Charlotte parska śmiechem. - No właśnie. Więc wyluzuj trochę - prosi, a ona wzrusza ramionami i spogląda znów w stronę przeszklonego gabinetu Fowlera. Zoya rozmawia z kapitanem w towarzystwie Connora, a Reed wbija w nią wzrok, jakby bardzo chciał wypatrzyć w niej jakąś zmianę, jakiś dowód na to, że tak naprawdę jest tak samo nieszczęśliwa, jak on przez większość czasu. Ona jednak wciąż wygląda nieskazitelnie i sprawia wrażenie o wiele spokojniejszej, mniej nerwowej, niż gdy byli razem. A jedyną nową rzeczą, którą zauważa, jak blondynka odsuwa palcami włosy za ucho, jest obrączka i brylant pokaźnych rozmiarów na jej palcu.
- Na żywo wygląda na mniejszą sukę niż w telewizji - mówi Charlie, znów wyrywając go z zamyślenia.
- Na żywo jest jeszcze większą suką niż w telewizji - poprawia ją i upija łyk kawy. - A przynajmniej kiedyś była.
- No nie ma co przypuszczać, że małżeństwo z psycholem to wyszło jej na zdrowie.
- Ta, pewnie nie - odpowiada niechętnie.
W tej samej chwili blondynka spogląda na swój zegarek i przeprasza Fowlera. Zoya wychodzi z gabinetu z telefonem w dłoni i nawet nie patrząc w ich stronę, mija ich, zmierzając do łazienki, by tam odebrać połączenie. Gavin wykorzystuje tę chwilę i z kubkiem kawy wychodzi zapalić, a Charlie rusza za nim. Odciąga blondynkę za kraniec budynku, gdzie częstuje ją papierosem i kątem oka cały czas obserwuje wejście do budynku, przy którym stoi czarnoskóra androidka w wysokich szpilkach i obciętych krótko włosach. Charlotte opowiada mu o porannym patrolu, a on przytakuje na co drugie słowo, analizując uważnie strój androidki i jeszcze zanim Zoya do niej dołączy, on ma pewność, że to musi być jej asystentka. Blondynka zaraz po wyjściu z posterunku przystaje obok swojej koleżanki, która wręcza jej tablet, zanim ruszą w stronę parkingu. Gavin odprowadza ją spojrzeniem i wtedy zdaje sobie sprawę z wysokiego, szczupłego blondyna, który z całą pewnością idzie wprost na nie. Przez chwilę, ułamek sekundy, Reed obawia się najgorszego: tego, że mężczyzna je zaatakuje, a on za nic nie zdąży zareagować. Jednak w tej samej chwili zdaje sobie sprawę z tego, że to jakaś niezaleczona trauma z przeszłości, bo blondyn tylko uśmiecha się do Zoyi, zwracając się do niej uprzejmie, zanim każde z nich ruszy w swoją stronę. Gavin widzi, że blondynka i jej asystentka obracają się za mężczyzną ubranym w białą koszulę i trochę za duży lniany garnitur w błękitnym kolorze, zanim wsiądą do samochodu należącego do senatorki. Czerwonego samochodu. Jakby pewne rzeczy w jej życiu się nigdy nie zmieniły.
- Dobra, muszę lecieć na patrol - mówi Charlie, uśmiechając się do niego i odciąga go jeszcze trochę w bok, zanim pocałuje go krótko. - Kupię jakąś chińszczyznę, co ty na to?
- Jak mam przyjechać do ciebie, to wolę żebyś kupiła chińszczyznę niż sama próbowała gotować - śmieje się jeszcze Gavin, przyciągając ją do siebie, zanim pocałuje ją kolejny raz. Jakby chciał się przypomnieć, że to, co ma w tej chwili, jest absolutnie prawdziwe i że nie może dalej zadręczać się kolejne lata, tęskniąc za laską, która w tej chwili nawet nie zaszczyci go spojrzeniem. I która jest żoną jego brata.
- To było miłe, Gav - mówi, całując go jeszcze raz krótko. - Do zobaczenia u mnie.
Charlotte uśmiecha się do niego i ucieka z jego ramion, przesuwając mu jeszcze dłonią po brzuchu. Gavin wraca na posterunek, gdzie odstawia kubek z kawą na biurko i gdy siada przy komputerze, zdaje sobie sprawę z tego, że blondyn, który zaczepił Zoyę na parkingu, znajduje się teraz w gabinecie kapitana. Przygląda się chwilę ich rozmowie, w której Fowler prezentuje się na bardzo zaskoczonego, więc Gavin woli nawet nie patrzeć w jego stronę, żeby nie ściągnąć na siebie niepotrzebnej uwagi. Obraca się na krześle, kątem oka zauważając, że Connor też gapi się na mężczyznę w biurze, zapewne analizując, kim jest. I Gavin trochę żałuje, że też nie może wrzucić ślicznej buźki blondyna w kartotekę, by dowiedzieć się, o co z nim chodzi. Jak na zawołanie, drzwi do gabinetu kapitana otwierają się i Fowler staje w nich, rozglądając się po posterunku. Connor momentalnie obraca się do komputera, starając się wyglądać na zajętego, co trochę bawi Reeda. W końcu Harcerzyk dziś na pewno zaskarbił sobie kilka dodatkowych punktów u kapitana, jak sprowadził na posterunek przyszłą kandydatkę na fotel prezydencki.
- Anderson! Reed! Do mnie w tej chwili - woła ich Fowler, a Gavin wzdycha zrezygnowany.
Ma już w tej chwili serdecznie dość tego dnia, czuje się psychicznie przeżuty i wypluty przez samą obecność Zoyi w tym samym budynku. A teraz jeszcze ponownie czeka go wzbijanie się na wyżyny swojego sarkazmu, jeśli znów zostanie wpakowany w jakieś śledztwo z Connorem. Co byłoby chyba jego gwoździem do trumny. Odkąd zakończyli tamtą sprawę, a dokładniej odkąd odebrało im ją FBI, Fowler ani razu nie przydzielił ich do kolejnych śledztw w duecie. Później, gdy Gavin został porucznikiem i zyskał trochę większą kontrolę, też nie raz spychał na innych wszystkie sprawy, które będą wymagać choćby najmniejszej konsultacji z Connorem, Jerychem, czy, co najgorsze, EQL. Na szczęście na posterunku pojawiało się trochę nowych oficerów i detektywów, którzy nie oponowali za mocno, jak Reed zwalał na nich jakieś niechciane zadania. Dziś jednak ma jakieś przeczucie, że to nie będzie jedną z takich spraw, które z łatwością komuś oddeleguje.
- Anderson, Reed to jest agent specjalny Oscar... - Fowler przerywa na chwilę, jakby nazwisko wyleciało mi z głowy.
- Spokojnie, kapitanie. Nie używam nazwiska. Oscar, model RK600 - przedstawia się i wyciąga rękę najpierw w stronę Gavina, a później Connora. - Wiem, z akt sprawy, że to wy pracowaliście przy śledztwie w sprawie Ice i przyczyniliście się do udaremnienia zamachu terrorystycznego w centrum Ferndale. Dlatego chciałem z wami porozmawiać.
- O co chodzi? - pyta Gavin, mrużąc oczy i przyglądając się uważnie blondynowi, który odpowiada mu tym samym. Jedynie z większym opanowaniem. - Przecież Sarsberg od trzech lat gryzie piach...
- Musisz wybaczyć, porucznik Reed nie pracuje nad żadnymi śledztwami dotyczącymi androidów - wtrąca Connor, wchodząc Gavinowi w słowo, po czym spogląda na niego z taką miną, jakby znów musiał mu tłumaczyć działanie świata. - Owszem. Sarsberg nie żyje, ale jej śmierć nie wpłynęła na zakończenie produkcji Ice. Które nie zniknęło z rynku, ale jest znacznie mniej zabójcze. Raczej przełożyło się na ilość zaginięć. Czy w związku z tym mamy do czynienia z zaginięciem?
- Nie, w żadnym wypadku - odpowiada Oscar i spogląda na kapitana, który wręcza mu jeden z policyjnych identyfikatorów.
- Proszę wprowadzić ich w sprawę i informować mnie na bieżąco, jeśli zajdzie taka potrzeba - mówi Fowler, a blondyn przytakuje mu lekko.
- Halo, halo. Jaką sprawę? Ja się nie piszę znów na ganianie za jakimiś naćpanymi panienkami z mordem w oczach - mówi Gavin, kręcąc głową. - A już na pewno nie na pracę z Andersonem. We dwóch sobie zajebiście poradzicie. Nie jestem wam potrzebny.
- Tak. Zgadzam się z porucznikiem Reedem - przyznaje Connor, nie okazując specjalnie żadnych emocji. - Lepiej dla śledztwa będzie wymienić go na kogoś, kto ma kompetencje do prowadzenia takiej sprawy.
- Agent Garland wyraziło dość jasną opinię na temat prowadzenia przez was śledztwa, więc chciałbym moje prowadzić w tym samym zespole - odpowiada Oscar, a Fowler siada przy swoim biurku i posyła chłodne spojrzenie Gavinowi.
- To decyzja z góry, Reed. Więc lepiej zaciśnij zęby i bierz się do roboty - mówi jeszcze kapitan, a Gavin wychodzi z biura, trzaskając drzwiami.
- On tak zawsze? - pyta Oscar, spoglądając na Osiemset, który mu przytakuje.
- Tak. I obawiam się, że nie da się do tego przywyknąć - odpowiada Connor. - Zaprowadzę cię do biura i omówimy to, z jaką sprawą tu przyjechałeś.
Blondyn przytakuje mu i rusza za nim w stronę schodów na piętro, gdzie przeniesiono część biur. Wchodzi do tego samego, w którym prowadzili śledztwo z Gavinem prawie pięć lat temu i wskazuje Oscarowi, by wybrał sobie któreś biurko. Ten zajmuje to ustawione w centrum pokoju i dotyka dłonią pozbawioną skóry panelu sterującego w komputerze, zanim usiądzie na krześle. Przeczesuje niedbałym ruchem jasne włosy opadające mu na czoło, a po chwili na tablicy multimedialnej pojawiają się dane dotyczące sprawy, którą prowadzi FBI. Oscar już ma zacząć mówić, ale drugi z androidów daje mu znać, by poczekali jeszcze chwilę i ma rację, bo kilka minut później do biura jednak wchodzi też zdenerwowany Gavin.
- Miło, że do nas dołączyłeś, poruczniku - mówi chłodno RK600 i przenosi wzrok na Osiemset. - Usiądźcie, to chwilę zajmie.
Gavin zajmuje pierwsze lepsze krzesło i spogląda na tablicę, na której widzi imię i model Zoyi, przez co, już kolejny raz dzisiaj, ma wrażenie, że ktoś go spoliczkował. Domyśla się, że w tym całym pierdolniku, który najwidoczniej zaczyna się na nowo, blondynka znajdzie się w samym centrum wydarzeń i dlatego nie chce mieć z tym jeszcze bardziej nic wspólnego. Tylko nie ma wyboru. Więc ma nadzieję, że będzie mógł po prostu siedzieć cicho i czekać, aż cudowni mechaniczni detektywi odwalą pracę za niego, bo obaj uznają, że jednak nie ma co go w to wciągać. A z drugiej strony doskonale przypomina sobie miażdżące uczucie strachu i niepowodzenia, które czuł pięć lat temu, gdy był przekonany, że Zoya nie żyje. Do tej pory czasem nawiedzają go wspomnienia ciała blondynki w jej czerwonym samochodzie z głębokimi ranami zadanymi nożem. I nie umie odsunąć od siebie tych wizji. Nawet jeśli ostatecznie okazały się nieprawdziwe. Nawet jeśli ostatecznie Zoya ma życie jak z pierdolonej bajki, a to on nie może się pozbierać.
- Po namierzeniu lokalizacji Ingrid Sarsberg i jej najbliższych współpracowników doszło do wymiany ognia. Sama panna Sarsberg zginęła, a razem z nią jej asystent. Resztę udało nam się aresztować, ale nie dowiedzieliśmy się od nich za wiele na temat działania organizacji, więc nie pozostało nam nic innego, jak rozpracowywać ją dalej - mówi RK600, patrząc na tablicę multimedialną, na której zmieniały się kolejne fotografie. Niektóre pokazujące zdjęcia z kartoteki, inne lokalizacji, w których produkowano Ice. - Zgodnie z tym, co odkryliście sami już w czterdziestym, Ice służyło przede wszystkim handlarzom żywym towarem. Ludzie dalej lubili mieć niewolników, więc mafia powiązana z Reznikowem postanowiła zbić na tym fortunę. W ciągu ostatnich dwóch lat nam udało się posprzątać ich biznes i pozamykać ich w więzieniach...
- No spektakularny sukces - mruczy Reed pod nosem, a Oscar przenosi na niego spojrzenie swoich niebieskich oczu i przygląda mu się, nie wyrażając żadnych emocji. - Skoro rozjebaliście tę organizację, skoro produkcja Ice przeniosła się teraz na chałupnictwo i służy tylko do porwań na mniejszą skalę, czy nadużyć seksualnych, to po co zaszczyciłeś nas swoją obecnością?
- Gdybyś mi nie przerwał, poruczniku to już bym to dawno wyjaśnił - odpowiada w końcu, odrobinę zrezygnowanym głosem blondyn i wraca wzrokiem na tablicę. - Od trzech miesięcy zaczęliśmy obserwować niepokojące poszlaki, że ktoś zbiera ponownie siatkę utworzoną przez Ingrid Sarsberg. Jednak w przeciwieństwie do niej, tą osobą nie zostawia po sobie żadnych śladów. Połączeń, przelewów, kontaktów osobistych. Jest duchem. I tak jak określamy: Duch. Tym co skłoniło mnie do przeniesienia się tutaj, jest strzępek wiadomości, który dotarł do jednej z osób aresztowanych w poprzedni weekend w stolicy.
- Niech zgadnę: ktoś chce odstrzelić kogoś ważnego z Jerycha? - mruczy pod nosem Reed, a Oscar nic sobie z tego nie robi. Na ekranie pojawiają się zaszyfrowany ciąg znaków, który Connor błyskawicznie odczytuje jako koordynaty.
- Belle Isle. Wieża EQL?
- Tego nie wiemy dokładnie, czy chodzi o Jerycho, czy o EQL czy... most prowadzący na wyspę. To może być wszystko, ale wszystko wskazuje też na to, że nasz Duch jest w Detroit.
- Lub planuje tu coś dużego. Mieliśmy już w końcu kilka wybuchów, gdy badaliśmy tę sprawę - mówi Gavin, a Sześćset mu przytakuje. - Jakie mamy powiązania z tamtą sprawą, poza siatką Sarsberg? Znów podejrzewacie przestępczość zorganizowaną jakichś faszystów?
- Podejrzewamy, że są krok przed nami - przyznaje chłodno Oscar. - Nie wiemy, jakie w tej chwili są ich cele, ale śledzę ich ruchy od pięciu lat i wiem, że niebawem się dowiemy...
- Czyli co? Mamy siedzieć i czekać, bo macie w biurze złe przeczucia? Wybacz, ale mam lepsze rzeczy do roboty - mruczy pod nosem Gavin i podnosi się z krzesła.
- Na twoim miejscu bym został, poruczniku Reed - oświadcza jasnowłosy android. - Mamy swoich informatorów w Detroit i wszyscy zgodnie twierdzą, że ta sprawa jest powiązana z jedną osobą. Twoim bratem. Dlatego chcę, żebyś był częścią tego dochodzenia, bo wieści o waszych nieistniejących relacjach są dość oczywiste, a mogą być bardzo przydatne.
- Bratem? - dopytuje Connor, spoglądając to na Reeda, to na RK600.
- Och, rozumiem, że trzymasz dla siebie informację, że Elijah Kamski jest twoim przyrodnim bratem - stwierdza chłodno Oscar, nie robiąc sobie nic z tego, że szatyn obraca się powoli w jego stronę, zaciskając dłonie w pięści. Connor zna ten wzrok u Reeda i spodziewa się, że ten zaraz wybuchnie, ale ostatecznie stoi tylko, patrząc rozwścieczonym wzrokiem na agenta FBI. - Nie musisz się przejmować, jeśli zależy ci nadal na dyskrecji, ta informacja nie opuści tego pomieszczenia, prawda Osiemset?
- Jasne - zapewnia Connor, choć Gavin w żaden sposób nie reaguje na jego słowa. - Jakie macie podejrzenia wobec Kamskiego?
- Nasze źródła w EQL podają, że Kamski prowadzi nowe badania, w których przebieg wprowadził jedynie naszą kuzynkę, RK100. Co nas zaniepokoiło to fakt, że EQL przekazało na nie znaczną kwotę pieniędzy, której, jak usilnie twierdzą, nie posiadają. I nie może to oznaczać nic dobrego.
- To spekulacje - mówi Osiemset, a blondyn spogląda na niego szczerze zaskoczony. - Nie zrozummy się źle, nie jestem w żaden sposób jego zwolennikiem, ale Elijah Kamski nie ma powodów, by działać przeciwko androidom, gdy jest mężem senatorki Nowego Jerycha.
- Która z tego, co wiemy, jest osobą o nieskalanych motywacjach - mruczy pod nosem Gavin, a Oscar niespodziewanie parska krótkim śmiechem.
- Tak, to też. Jednak to, co mnie przekonało, by tu przyjechać, jest fakt, że nie wierzę w zbiegi okoliczności. A EQL znajdujące fundusze na tajemnicze badania, niebezpiecznie zazębia się czasowo z pojawieniem się tego Ducha w Detroit. Nie zdziwię się, jeśli niebawem dojdzie do jakiegoś zamachu, a naszym zadaniem jest to, by dowiedzieć się na kogo ma on paść, zanim dojdzie do skutku - mówi android i znów przenosi wzrok swoich niebieskich oczu na Gavina. - Pytanie czy zostajesz, czy wychodzisz, poruczniku?
Reed nie odpowiada, tylko zajmuje z powrotem miejsce przy biurku, a Oscar uśmiecha się szeroko, jakby wszystko poszło gładko po jego myśli. Po czym przenosi wzrok na ekran multimedialnej tablicy, na której wyświetlają się dane finansowe EQL, które zaczyna im objaśniać, aż dotrą do tych, do których albo nie mają dostępu, albo nie mają pojęcia skąd się wzięły. Obaj policjanci są boleśnie świadomi tego, że czeka ich mnóstwo pracy, ale jednocześnie Reed nie ma nic przeciwko temu. Pierwszy raz od dawna czuje w sobie jakąś chęć do życia, jakąś motywację, by w ogóle pojawić się na posterunku, a nie przeleżeć cały dzień w łóżku bez celu. Oscar doskonale wiedział, jak go podejść, w subtelny i stanowczo nawet nieświadomy sposób, proponując mu rewanż. Jeśli Kamski naprawdę jest zamieszany w coś większego, to Gavin nie odmówi sobie przyjemności, by to ujawnić i zburzyć tę idealną fasadę doskonałego życia, którą ufundowała mu Zoya. Bo kto wie, może ostatecznie okaże się, że to on jest górą i od początku miał rację, każąc blondynce trzymać się od swojego brata z daleka. I na samą myśl o tym, ma ochotę się uśmiechnąć. A na pewno ma ochotę napisać do Charlie, że wpadnie dziś do niej później, ale wynagrodzi jej to butelką jej ulubionego wina.
Connor za to nie wie, o czym zacząć myśleć w pierwszej kolejności. Dopóki skupia się na sprawie, wszystko idzie dobrze, ale za każdym razem, gdy spogląda na jasnowłosego androida, od razu narasta w nim milion pytań. Tak samo jest, gdy Gavin się odzywa. Connor przypuszczał, że Reed ma zwyczajny uraz do założyciela CyberLife, bo nienawidził androidów, a później, bo ten przykuł uwagę Zoyi. Teraz, gdy wie, że Kamski i Reed są spokrewnieni, to stawia wszystko, całą sprawę, całe jego podejście i zaangażowanie w ich śledztwo pięć lat temu w zupełnie innym świetle. I w zupełnie innym świetle stawia też Zoyę. Connor wciąż ją lubi, wciąż uważa ją za jedną z najbliższych sobie osób, ale teraz ma wrażenie, że jego przypuszczenia w jakiś sposób znalazły swoje potwierdzenie. To, co łączy jego przyjaciółkę z Elijahem Kamskim nie ma za wiele wspólnego z miłością, a raczej potwierdza słowa, które kiedyś powiedziała mu Iona: umówili się, że ich relacja jest korzystna dla obojga i tylko odcinają od tego kolejne benefity. On pomaga jej, ona jemu i dobrze razem wychodzą na zdjęciach.
Dlatego, gdy kończą pracę, kontaktuje się z Ioną i dopytuje ją o szczegóły imprezy czwartego lipca, a ta z radością przyjmuje to, że spędzą ten dzień razem z przyjaciółmi. Connor ma zamiar opuścić posterunek tak samo szybko, jak zrobił to Reed.
- Czy możemy chwilę porozmawiać, Osiemset - prosi Oscar, widząc, że brunet zbiera się do wyjścia.
- Możesz zwracać się do mnie po imieniu - odpowiada chłodno, bo nie chce się zdradzać z tym, że nie lubi, gdy ktoś zwraca się do niego w ten sposób. W sposób, który jest głównie zarezerwowany dla dwóch osób, które trudno mu znieść, Ady i Kamskiego.
- Jasne, jeśli tak wolisz. - Blondyn wzrusza ramionami i przygląda mu się uważnie. - Znasz się dobrze z naszą senatorką Zoyą, prawda?
- Tak, przyjaźnimy się.
- I tu właśnie występuje dla mnie konflikt interesów, jeśli chodzi o nasze śledztwo. Zoya jest żoną Kamskiego, który jest moim głównym podejrzanym o bycie osią tego dochodzenia.
- Nie przyjaźnię się z Elijahem Kamskim, niemal go nie widuję. Zoya wie, że nie darzymy się sympatią - tłumaczy Connor, podtrzymując swoją zachowawczą postawę. - Poza tym Gavin, jak się okazało, też jest stroną w tym śledztwie, skoro jest spokrewniony z twoim głównym podejrzanym.
- Tylko jeśli chodzi o podejście porucznika Reeda do państwa Kamskich, będzie ono o wiele mniej przyjazne niż twoje. Co akurat jest mi na rękę. Jeśli chodzi o ciebie, kuzynie, to obawiam się, czy niektóre szczegóły sprawy nie trafią bezpośrednio do pani senator, a co za tym idzie, do jej czarującego małżonka.
- Nie masz ku temu powodów, czy podstaw.
- Nawet jeśli się okaże, że jest w niebezpieczeństwie, to nie będziesz chciał jej ostrzec? - pyta Oscar, a Connor mruży oczy, utrzymując jego spojrzenie. - Chodzi mi o hipotetyczny konflikt interesów.
- Hipotetyczny?
- Niczego nie chcę wykluczać na tym etapie - odpowiada wymijająco Sześćset. - Więc? Mogę ci zaufać w kwestiach zawodowych? Nie, żebym nie zebrał na twój temat odpowiedniego wywiadu, zanim się spotkaliśmy...
- Szkoda, że ja nie miałem takiej okazji. Nikt z nas nie miał, nikt z modeli RK.
- Zostałem stworzony po odejściu Kamskiego z firmy i przydzielony do pracy w FBI. Moje istnienie, i moje działania, nie miały nigdy być wiadome opinii publicznej. I mam swoje życie w Waszyngtonie, więc niespecjalnie potrzebowałem poszukiwania jakichś więzi rodzinnych z innymi modelami naszej linii - tłumaczy chłodno. - Jednak jeśli już tu jestem i będziesz chciał spotkać się w okolicznościach poza zawodowych, nie będę miał nic przeciwko temu. Może nawet sam skontaktuję się z Markusem, skoro ten przebywa obecnie w Detroit.
- Zobaczymy, jak będzie toczyć się to dochodzenie, ponieważ na razie mam wrażenie, że próbujemy złapać...
- Ducha? - pyta kpiąco Oscar. - Tak, próbuję to zrobić od dawna.
- Po prostu mam poczucie, że mamy za mało punktów zaczepienia.
- Dlatego nie lubię pracować z policją. Wy zawsze musicie mieć trupa, porwanie, czy kradzież, żeby w ogóle zwrócić na coś uwagę...
- Więc skoro tak bardzo obawiasz się o moje priorytety i nie lubisz pracować z policją, to co tu robisz? Nie możesz prowadzić sprawy z biura FBI? Mogę podać ci adres.
Pojedynkują się na spojrzenia w milczeniu, bo chyba żaden z nich do końca nie spodziewał się tego, jak potoczy się początek ich znajomości. Connor nie lubi osób z FBI, ale nie pozwala też sobie, by osobiste uprzedzenia brały górę nad profesjonalizmem. Dlatego też współpracę z Garland, czy Bridgers pięć lat temu, wspomina jako udaną. Ta się wcale na taką nie zapowiada. Nie podoba mu się, że Oscar jest wyniosły, oschły i już na starcie wykorzystuje przewagę, którą ma, bo wie o nich więcej, niż pewnie oni się o nim dowiedzą do końca tej sprawy.
- Wiesz, w sumie to może źle na to patrzę... - mówi Oscar, opierając się wygodniej na krześle i patrzy na bruneta z uśmiechem, zanim wyceluje w niego palcem. - Może twoja znajomość z Kamskimi to wcale nie wada, to może być zaleta. Reed jest zmotywowany, by znaleźć brudy na swojego przyrodniego brata, ty, by pani senator włos z jej pięknej głowy nie spadł... To może mieć swoje plusy. Tym bardziej, że możesz się do nich z łatwością zbliżyć.
- Tak, jak wspomniałem: nie jestem blisko z rodziną Zoyi. A ona nie zwierza mi się ze swoich problemów rodzinnych - mówi cierpkim głosem Connor, a jasnowłosy android nie przestaje się uśmiechać.
- Ale może zacząć - sugeruje bezczelnie i rozsiada się jeszcze wygodniej w swoim obrotowym fotelu. Connor posyła mu gniewne spojrzenie, a Oscar przestaje się uśmiechać i unosi dłonie w obronnym geście. - Ja tylko sugeruję, żebyś miał oczy otwarte. Może zauważysz coś, co mnie umyka. Podobnie, jeśli chodzi o kontakty z naszą kuzynką...
- Adą? Uważasz, że mam jakiś kontakt z Adą? - doptuje Connor, po czym wybucha głośnym śmiechem i zbiera swoją marynarkę z oparcia. - Wiesz co? Mogłeś jednak poświęcić trochę czasu na lepszą analizę naszych relacji "rodzinnych". Ada nie istnieje poza wieżą EQL i już ci współczuję, gdy będziesz chciał z nią porozmawiać.
Zanim RK600 doda coś więcej, Connor wychodzi z biura i kieruje się do wyjścia z posterunku, zarzucając na siebie marynarkę. Czuje się wyprowadzony z równowagi, a jednocześnie już nie może się doczekać momentu, w którym Oscar spróbuje być takim wyniosłym, chłodnym cwaniakiem w towarzystwie Ady. Bo Connor jest przekonany, że najstarszy model z ich linii rozniesie agenta na strzępy, jeśli tylko nie będzie miała akurat humoru na jego obecność. Niesiony własnym zdenerwowaniem wsiada do samochodu i kieruje się na Michigan Drive. Zatrzymuje się pod domem i od razu wchodzi do środka, gdzie już w progu skacze na niego roczny golden retriever.
- Sugar, uspokój się - prosi, próbując ją od siebie odepchnąć, ale ta z uporem dalej zarzuca na niego swoje duże łapy. - Siad. Nie. Siad.
- Ona nikogo nie słucha, ale możesz próbować dalej ją czegoś nauczyć - mówi Hank, odkładając na bok czytnik, ale nie ruszając się z fotela.
- Sugar, proszę cię - fuka jeszcze na suczkę, próbując wejść głębiej do salonu. - Chcesz coś do picia? Odgrzać ci obiad?
- Nie, dzięki. Czekam z obiadem na Letie - mówi Anderson, a syn przytakuje mu i siada na sofie, na którą zaraz pakuje się też pies. - Możesz ją później zabrać na spacer.
- Z chęcią - przyznaje Connor, uśmiechając się do Hanka. - Jak się czujesz?
- Jakbym trzy tygodnie temu przeszedł operację serca - odpowiada chłodno, zanim weźmie głębszy wdech. - Męczy mnie siedzenie bezczynnie w domu i patrzenie, jak ten kundel robi się coraz bardziej nieznośny, bo nie mam siły jej porządnie czegoś nauczyć. - Sugar jakby doskonale wiedząc, że mowa jest na jej temat złazi z sofy i siada obok fotela Hanka. Opiera mu łeb na kolanie i uderza mocno ogonem w podłogę, oczekując głaskania. - Jest w porządku. Wyniki są dobre. Lepiej powiedz, co u ciebie? Jak urlop? Co u Iony?
- Pogoda nam nie do końca sprzyjała i ostatecznie Iona chyba nie była zadowolona. Ja spędziłem miło czas, a na koniec poznałem nową dziewczynę Markusa.
- Tę z wiadomości?
- Tak, Ari - potwierdza Connor, a Hank uśmiecha się szeroko. - Tak, jest bardzo ładna i trochę inna, niż się spodziewałem.
- To znaczy?
- Jest miła i całkiem urocza. Markus do tej pory wybierał raczej zupełnie inne partnerki, takie które są bardziej, jak...
- Zoya.
- Czy North. A Ariadna sprawia wrażenie bardzo ciepłej osoby.
- Cóż, co innego spotykać się z takimi zołzami, a co innego myśleć o zakładaniu z kimś takim rodziny. Więc ja tam chłopaka rozumiem - śmieje się Hank.
- Mam wrażenie, że Iona za nią nie przepada, ale nie chce powiedzieć nic więcej. A może tylko mi się wydaje? - Connor wzrusza ramionami i uśmiecha się lekko. - Zobaczymy czwartego lipca, zdecydowałem się pojechać z Ioną na imprezę.
- O. To coś nowego. Co się zmieniło? - pyta Anderson, przyglądając się uważnie synowi.
- W sumie to nic. Widziałem się dziś też chwilę z Zoyą i...
- Co u niej? - wchodzi mu w słowo Hank, a on czuje się lekko zbity z tropu, bo nie do końca wie, jak odpowiedzieć na to pytanie.
Szczególnie w świetle tego, co powiedział im Oscar o toczącym się dochodzeniu. O którym to nie chce teraz rozmawiać z Hankiem, by już na samym początku nie dostać niechcianych podpowiedzi i teorii. Nie chce też mówić o samym RK600 obawiając się niekończącej się ilości pytań, na które Connor teraz nie znajduje jeszcze odpowiedzi. Pierwsze wrażenie, jakie zasiał w nim Oscar, to dziwne połączenie tego, co najbardziej niepokojące w Adzie i tego, co musiało być na początku irytujące w nim samym: bezemocjonalnego profesjonalizmu. Przez co dochodzi na razie do wniosku, że dopóki nie pozna go lepiej, to nie będzie w ogóle poruszał jego tematu.
- W pracy jest niezmiennym utrapieniem dla wszystkich w opozycji - odpowiada po dłuższej chwili Connor. - Poza tym cieszy się, że wróciła na lato do domu.
- To też żadne zaskoczenie, jak tęskni za małą. Letie umówiła się z nią w przyszłym tygodniu, zanim wyjadą nad jezioro, żeby zobaczyć Este - mówi Hank, dalej drapiąc psa za uszami. - Ostatnio obawiałeś się, że coś może być u niej nie w porządku, dlatego pytam.
- Nadal mi się tak wydaje, ale mogę po prostu czegoś nie rozumieć. Zoya jest skomplikowana, podobnie jak całe jej życie - odpowiada wymijająco. - Poza tym Markus jest bliżej niej na co dzień i mówi, że nie mam czym się przejmować.
- Bardziej ufam twojemu instynktowi niż zdaniu kolegów - stwierdza chłodno Hank, a jego syn podnosi się, informując, że zabierze teraz psa na spacer.
Connor poświęcił bardzo dużo czasu na to, by zaakceptować, że nie musi w swoim życiu na siłę spełnić wszystkich pokładanych w nich oczekiwań. Jednak przez cały czas ma wrażenie, że jego relacje z Hankiem mogłyby być o wiele lepsze, gdyby potrafili ze sobą lepiej rozmawiać. On jednak nie umie kompletnie odnaleźć się w rozpoczynaniu głębszych konwersacji. Dlatego uważa, że jego relacja z Ioną jest tak udana, ponieważ dziewczyna umie bardzo zręcznie pokierować każdą ich wymianą zdań, by dowiedzieć się wszystkiego, co się w nim kłębi. I Connor zaczyna szczerze żałować, że nie może jej po prostu zabierać ze sobą zawsze, gdy odwiedza Hanka. Jednak to z kolei prowadziłoby do pytań i insynuacji, które mogłyby odbić się na jego znajomości z Ioną.
I tak przez cały długi spacer z Sugar, próbuje sobie przypomnieć wszystkie dobre rady, jakie dostał w życiu na temat komunikacji, ale nic nie przychodzi mu do głowy. Szczególnie w okolicznościach, gdy nie chce rozmawiać o śledztwie. Dlatego po powrocie do domu, w którym pojawiła się też Aleta, zdaje po prostu trochę bardziej szczegółową relację z urlopu i spotkania z Markusem, licząc na to, że w ten sposób nie da po sobie poznać, że jest więcej rzeczy, o których woli nie mówić niż takich, którymi faktycznie pragnie się podzielić.
Przynajmniej w tej chwili.
" Can We Get Back to Politics? Please?"
Witam w nowym rozdziale.
Kto tam wciąż jest wściekły na Reeda? 😏
Ja mój nastrój zobrazuje memem zrobionym dla mojej Bety:
Pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień 😉
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top