Cena władzy ✴ 27.06.2045
Czarny samochód zatrzymuje się pod willą na Belle Isle, a blondynka wysiada z niego i wyjmuje z bagażnika dużą walizkę. Sprawdza jeszcze raz godzinę, teraz trochę żałując, że wylecieli z Waszyngtonu w środku nocy, szczególnie gdy przypomni sobie nieogarniętą Ari, drzemiącą na ramieniu Markusa. Teraz dopiero, gdy jest po szóstej, rozumie, że absolutnie tego nie przemyślała, ale przecież się nie wycofa, gdy jest już pod domem. Wchodzi więc do przedpokoju, gdzie zostawia walizkę i spogląda na zdjęcie wiszące naprzeciwko wejścia, czując przepełniające ją uczucia, które tak stara się wypierać, będąc w Waszyngtonie.
Zoya jest przepełniona żalem i złością na samą siebie.
Żałuje prawie każdej decyzji, którą podjęła, gdy wraca do tego domu, gdy zakrada się do niego jak złodziej. Ma wrażenie, że całe swoje życie poprowadziła zupełnie nie tak, jak ostatecznie tego chce i każdą chłodną, polityczną decyzję traktuje jak swój największy życiowy błąd. Nocami w stolicy zjadają ją wyrzuty sumienia, ale dopiero gdy wraca do Detroit, czuje niemal fizyczne mdłości z rozpaczy, że mogła wszystko przemyśleć, mogła się wycofać, i ostatecznie... nie ma poczucia, że cokolwiek jest w jej życiu w porządku, gdy przekrada się pustym korytarzem willi. Na palcach. W jak największej ciszy. Aż w końcu otwiera drzwi sypialni i wszystkie negatywne uczucia jeszcze mocniej się w niej kotłują. Brunet nie jest w łóżku sam, a ona ma poczucie, że powinna się wycofać i wrócić za kilka godzin.
Zoya patrzy na Elijaha Kamskiego i żałuje absolutnie każdego dnia i każdej godziny, którą spędza w Waszyngtonie, a nie w domu. Dlatego zawsze jest taka znerwicowana, gdy wraca i musi choć odrobinę swojego czasu poświęcić komuś, czemuś innemu, niż byciu ze swoją rodziną.
Niespełna trzyletnia dziewczynka o włosach tak samo czarnych, jak u Kamskiego, śpi niemal w poprzek materaca, a Elijah trzyma dłoń na jej brzuchu, jakby upewniał się, że dziecko wciąż jest obok niego. Co wywołuje u Zoyi uśmiech, choć ani trochę nie anuluje jej wyrzutów sumienia. Blondynka zdejmuje cicho szpilki, odkłada marynarkę na krzesło przy swojej toaletce i w samej wąskiej sukience wślizguje się do łóżka, przytulając się do pleców Elijaha. Przeczesuje palcami krótsze pasma jego włosów, zanim pocałuje jego kark, wkładając dłoń pod cienką kołdrę. Obejmując go, wsuwając dłoń pod jego podkoszulek, przesuwa lekko palcami po jego brzuchu i dopiero słyszy jego cichy śmiech. Więc przytula się do niego jeszcze mocniej, a on sięga po jej rękę i unosi ją do swoich ust.
- Dzień dobry - szepcze mu do ucha, a on kładzie jej rękę przy swojej twarzy tak, by przytulić się do niej policzkiem. Zoya przesuwa się odrobinę i opiera usta o jego ucho. - Jak Este? - pyta, a brunet obraca się w jej ramionach i uśmiecha do niej, obejmując ją i przyciągając do siebie. Całuje jej czoło, oddychając spokojnie i Zoya ma wrażenie, że dopiero teraz, w tej chwili wszystkie elementy jej życiowej układanki są na swoim miejscu.
- Wstawaj - mówi do niej cicho, ale z wrodzoną sobie stanowczością, a ona podnosi się i od razu przechodzi przez garderobę do ich łazienki. Elijah idzie za nią i zamyka za nimi drzwi, opierając się o nie plecami. Zoya staje przy szafce z umywalką i mierzą się wzrokiem przez całą szerokość pomieszczenia, zanim brunet nie podejdzie do niej i znów nie weźmie jej w ramiona. Blondynka od razu łączy ich usta w zachłannym pocałunku, który on oddaje z takim samym pożądaniem. I nim Zoya się zorientuje, brunet już sadza ją przed sobą na granitowym blacie.
- Piekielnie za tobą tęskniłam - mówi blondynka, gdy Elijah przenosi pocałunki na jej szyję, już szukając zamka w jej turkusowej sukience. - Obudzimy ją! Opanuj się... - upomina go, trochę dla zasady, niż bo ma na to ochotę. Elijah odrywa usta od jej skóry i spogląda jej prosto w oczy.
- Przyszła do mnie dopiero, gdy się kładłem, czyli o trzeciej. Nic jej nie obudzi - oświadcza, obejmując zupełnie inną taktykę i wsuwa dłonie pod jej sukienkę, by po prostu ściągnąć z niej bieliznę. - Ale będzie rozsądniej, jeśli nie będziesz protestować i od razu przejdziemy do rzeczy.
- A może powiedziałbyś mi, chociaż: dzień dobry, kochanie. Nie wyobrażasz sobie, jak mi ciebie brakowało... - Kamski zamyka jej usta pocałunkiem, jednocześnie zdejmując z niej majtki. Zoya wzdycha cicho, wtulając twarz w jego szyję, gdy tylko jego dłoń wsuwa się między jej uda. Dotyka jej, śmiejąc się wprost do jej ucha, zanim drugą dłonią złapie ją za włosy i spojrzy jej w oczy.
- Naprawdę muszę ci mówić błahe frazesy o tym, że tęskniłem? Przecież wiesz, że każdy dzień, gdy cię tu nie ma...
- Zoya? - rozlega się wołanie za drzwiami i blondynka otwiera szeroko oczy, po czym błyskawicznie odpycha od siebie bruneta. - Elijah, Zoya chyba wróciła...
- Phineas jest w domu? - Blondynka fuka na męża, który wzrusza ramionami. - Powinien być na obozie...
- Zmieniłem mu turnus.
- Nie wpadłeś na pomysł, żeby to ze mną skonsultować? - pyta, zeskakując z blatu i podnosi swoje majtki z podłogi.
- Elijah? - wola znów chłopak zza drzwi.
- Zaraz przyjdę! - odpowiada mu w końcu brunet i podchodzi do żony. Łapie ją za włosy, znów przyciągając do swoich ust i przypiera ją do szafki. Wymieniają jeszcze jeden długi pocałunek, Zoya kładzie mu dłoń na policzku i odsuwa się, patrząc mu prosto w niebieskie oczy.
- Weź prysznic, ja to wszystko ogarnę - mówi, idąc do drzwi, ale Elijah chwyta jeszcze jej nadgarstek.
- Kocham cię, Zoyu.
Uśmiecha się do niego, zanim wymknie się z łazienki. Na łóżku w sypialni siedzi ciemnowłosy trzynastolatek w za dużej czerwonej koszulce Uniwersytetu Colbridge, a śpiąca wcześniej Estera, teraz chowa się przed nim pod kołdrą. A gdy tylko się spod niej wychyla, chłopak od razu próbuje ją połaskotać. Zoya podchodzi do łóżka i czochra lekko kręcone włosy Phineasa, zanim pochyli się i pocałuje czubek jego głowy.
- Nie miałaś wrócić jutro? - dopytuje Finn, a ona przytakuje mu i czeka aż Este ją zauważy. - Hej, gremlinie. Mama tu jest. - Dziewczynka dopiero teraz wychyla się pewniej ze swojego ukrycia, po czym na widok blondynki od razu podrywa się na nogi. Zoya łapie ją na ręce, zaczynają obsypywać ją buziakami, gdy dziewczynka piszczy radośnie, przytulając się do niej.
- Chodźcie, gremliny. Zrobimy śniadanie - zwraca się do Finna, który podnosi się z łóżka i bierze swoją kulę, którą oparł o ścianę przy łóżku. Zoya czeka na niego w drzwiach, dalej całując Este po głowie. - Uznałam, że nie muszę iść dziś na posiedzenie i że wolę wam zrobić naleśniki.
- Serio? Olałaś posiedzenie Senatu, by nam gotować? Gdzie twoje feministyczne wartości? Nie ma co się dziwić, że ten kraj jest w takim stanie - nabija się Phineas, idąc za blondynką.
- Czy naprawdę nikt za mną w tym domu nie tęsknił? - pyta chłodno Zoya, przechodząc przez jadalnię i próbuje posadzić Este na blacie, ale dziewczynka za nic nie chce jej puścić, zaciskając dłonie na jej włosach.
- Widzisz? Jedna osoba tęskniła, teraz nie odkleisz jej od siebie - śmieje się Finn, otwierając lodówkę. - Elijah będzie wdzięczny, ostatni tydzień to był koszmar. Struliśmy się lodami na mieście i...
- Wiem, dzwonił do mnie, grożąc że się ze mną rozwiedzie, jeśli nie rzucę pracy i nie wrócę do domu - mówi blondynka i podchodzi do chłopaka, znów kładąc mu dłoń na kręconych włosach. - Jak się teraz czujesz?
- Nie no, już spoko. To była trzydniowa katastrofa. Teraz to ja bym zjadł te naleśniki - mówi i obraca się do blondynki, po czym łapie Esterę w pasie. - Dobra, młoda, musisz ją puścić, bo jestem głodny.
Oczywiście w kuchni wywiązuje się afera, gdy Finn próbuje odczepić Este od jej mamy, a Zoya musi przytrzymać swoje włosy, by ich nie stracić. Ostatecznie odpuszczają dalsze próby, bo nie ma szans, żeby młoda panna Kamska zrobiła coś, na co nie ma ochoty. W czym w całości objawia już charakter swoich rodziców. Blondynka instruuje Finna co wyjąć z lodówki, po czym tłumaczy córce, że potrzebuje jej cennej pomocy w przygotowaniu śniadania, a ta przez chwilę patrzy na nią, jakby spodziewała się podstępu, ale ostatecznie daje się w końcu posadzić na wyspie kuchennej.
- Mam dla ciebie propozycję - mówi Zoya, gdy pomaga córce wbić jajka do miski, a Finn kroi owoce stojąc obok. Chłopak spogląda na nią i uśmiecha się szeroko.
- Słucham. Szczególnie tego, co masz mi do zaoferowania.
- Zostaniesz dziś na noc u Nikodema...
- Muszę? Ja nie mogę odpocząć jeden dzień od młodej? Miej dla mnie litość, kobieto! Nie mogę po prostu ustawić się na jutro z Tanem? Zapraszał mnie na noc, ale źle się czułem.
- Zostaniesz dziś na noc u Nikodema, a ten pozwoli ci grać do pierwszej na konsoli i będzie pilnował, żeby Este do ciebie nie przyszła.
- Do trzeciej nad ranem?
- Do drugiej. Kompromis.
- Umowa stoi. - Finn wyciąga rękę w jej stronę, a blondynka ją ściska.
- Spakuj się po śniadaniu, ja ogarnę Este i pojedziemy do nich. Elijahowi przyda się dzień świętego spokoju, dlatego też wróciłam wcześniej.
- To najlepszy prezent, jaki możesz mu dać - odpowiada chłopak, już patrząc w ekran telefonu, a blondynka chrząka znacząco. - Sorry, dawałem chłopakom znać, że dziś ciśniemy trofea... Dobra, już odkładam.
- Dziękuję. A gdzie się podziały koty? - pyta nagle Zoya, rozglądając się po kuchni, bo dopiero zdała sobie sprawę z tego, że brakuje jej miauczenia i domagania się o jedzenie.
- Pewnej Elijah nakarmił je o trzeciej nad ranem, jak się kładł, a gdy wstawałem, to wylegiwały się u mnie pod oknem na fotelu. Mogłem je zamknąć w pokoju...
Zoya przewraca oczami i wskazuje mu, by w takim razie poszedł je wypuścić, a Finn rusza przez jadalnię w stronę korytarza. Blondynka obserwuje uważnie, czy chłopak idzie równo, na tyle na ile pozwala mu jego kula, ale ma wrażenie, że opiera się na niej trochę mocniej i od razu zapamiętuje to, by poruszyć ten temat z mężem. Wraca wzrokiem do córki, która usilnie próbuje wsadzić skorupkę po jajku do buzi, więc Zoya od razu bierze ją na ręce i włącza mikser. Blondynka przez ostatnie trzy lata opanowała pełną wielozadaniowość, jeśli chodzi o jednoczesną opiekę nad Esterą i wszelkie inne czynności, czy to robienie jedzenia, czy uczestniczenie w zdalnych spotkaniach komisji senackich. Czasem nawet zabierała ją ze sobą do biura w Jerychu, gdy wyczuwała, że i ona i Elijah potrzebują choć kilku godzin świętego spokoju od siebie nawzajem. Co zdarzało się naprawdę rzadko, skoro na co dzień blondynka pracuje pół miliona mil od domu.
Niebieski sfinks kanadyjski wskakuje na wyspę kuchenną koło blondynki, a trzymana przez nią Este od razu wyciąga ręce w stronę zwierzaka. Wykorzystując moment, w którym drugi z kotów zaczął miauczeć wokół jej stóp, Zoya od razu odstawia córkę na podłogę, by ta mogła pogłaskać kota. Ciemniejsza kotka, Coffee, podchodzi bliżej blondynki, łasząc się do niej zachłannie i głośno artykułując swoje niezadowolenie z powodu jej długiej nieobecności. Sfinksy pojawiły się w końcu w ich życiu na długo przed dziećmi i każda z nich upodobała sobie innego właściciela. Dlatego cynamonowa Tea, dość szybko wyczerpuje swoją potrzebę interakcji z Esterą i zaczyna się rozglądać za Elijahem. Zoya głaszcze Coffee z uśmiechem i obraca się dopiero, gdy słyszy kroki syna.
- Widzisz? Koty żyją, my żyjemy, świat się bez ciebie nie wali. Twoje sumienie powinno być ukojone - mówi Finn, wchodząc z powrotem do kuchni, a Zoya zgania niechętnie kotkę z blatu i kontynuuje robienie śniadania. Wylewa ciasto na patelnię i idzie włączyć ekspres do kawy.
- Dasz im jeszcze trochę jedzenia i podasz mi talerz? - prosi Zoya, puszczając mimo uszu jego przytyki. A chłopak robimy miny, ale słucha jej poleceń. Phineas wymija Este, która siedzi na drewnianej podłodze i bawi się z Coffee, która nie traci nią zainteresowania, nawet gdy Finn nakłada im jedzenie. Chłopak staje obok Zoyi, gdy ta przewraca zręcznie pierwsze naleśniki i spogląda na niego z uśmiechem. - A powiesz mi, dlaczego zmieniliście datę turnusu naukowego?
- W sierpniu będzie ładniejsza pogoda - odpowiada, wzruszając ramionami, a ona od razu wyczuwa, że coś jest nie tak.
- Jasne. Chodzi o pogodę - mruczy pod nosem blondynka, a Phineas znów wzrusza ramionami. - Chodzi o twoich znajomych? Nie dogadaliście się?
- Finn, zgarnij proszę swoją siostrę z podłogi i nakryj do stołu - odzywa się Elijah, wchodząc do kuchni, a Zoya od razu zauważa, że chłopak odchodzi od niej z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy. A co jeszcze bardziej niepokojące, wymienia porozumiewawcze spojrzenie z jej mężem. Kamski poprawia okulary w cienkich, czarnych oprawkach i idzie po swoją kawę, która zdążyła się już nalać do kubka. Ma na sobie podkoszulek i dres, co daje blondynce jasny znak, że Elijah nie zamierza dziś ruszać się z domu. - Dzięki za kawę, jesteś niezastąpiona - mówi, podchodząc do niej, a Zoya odchyla głowę, by mógł ją pocałować.
- Jak będziecie jeść, to się ogarnę po podróży i zabieram dzieciaki do Stephena i Niko. - Zoya przewraca kolejnego naleśnika, a Elijah opiera się o szafkę obok niej, spoglądając na nią pytająco. - Nie mów, że nie marzysz o jednym dniu świętego spokoju?
- Mhm. Jeszcze powiedz, że uda ci się powstrzymać Adę przed...
- Już się z nią kontaktowałam, da ci spokój. - Elijah pochyla się i całuje krótko jej ramię, a ona kończy robić śniadanie. Stawia talerz na stole, po czym bierze na kolana Este, próbując wmusić w nią trochę naleśników, dziewczynka jednak jest raczej zbyt zaaferowana samą jej obecnością, by w ogóle skupić się na czymś innym. - Poddaję się - oświadcza, wsadzając ją w wysokie krzesełko i wychodzi z salonu.
Zoya idzie się przebrać i spakować pośpiesznie rzeczy córki, która odnajduje ją w swoim pokoju i znów odmawia puszczenia się jej nogawki. Blondynka bierze ją na ręce, chowając ostatnie rzeczy do torby, zanim pogoni jeszcze Finna do wyjścia. Zagląda jeszcze do pracowni, ale Elijah jest już całkowicie pochłonięty swoją pracą, i nie zauważa nawet, że jasna kotka już zadomowiła mu się na plecach, w kapturze jego bluzy. Zoya wychodzi wiec z domu bez pożegnania, nie chcąc mu zawracać głowy. Gdy wsiada do swojego ukochanego czerwonego samochodu, uśmiecha się szeroko, a Phineas siada na miejscu pasażera.
- Więc jeśli chodzi o czwartego lipca, to Tan... - zaczyna chłopak, a Zoya spogląda na niego pytająco, przez co ten od razu się reflektuje. - A, czyli jednak nie rozmawiacie o wszystkim. Elijah pozwolił mi spędzić czas z Tanem i chłopakami, zamiast jechać do Belleville.
- Okej - odpowiada Zoya, przeciągając to słowo. - To nie będzie impreza, prawda?
- Spójrz na mnie i przemyśl to pytanie, Zoe - mówi chłodno Finn. - Wciąż masz do czynienia z kujonami, których nikt nie lubi. Kogo byśmy mieli zaprosić na imprezę?
- Okej, okej. Przepraszam, że spytałam. Powinnam twoim zdaniem tak po prostu przytaknąć, bo Elijah już się zgodził?
- Tak? - parska śmiechem Finn, na co blondynka posyła mu karcące spojrzenie. - Żartuję, po prostu miał ci o tym wspomnieć.
- Jak o zmianie turnusu twojego obozu naukowego?
- Tak. - Zoya kręci głową i gdy zatrzymują się w korku, bierze głębszy wdech.
- A jak się dogadujecie, gdy mnie nie ma? Elijah nie zachowuje się...
- Elijah powiedział, że gdy zaczniesz zadawać takie pytania to mam ci powiedzieć, żebyś nie przenosiła ciężaru emocjonalnego jego leczenia choroby dwubiegunowej na nastolatka, który sam jest na terapii - mówi Finn, a blondynka wybucha śmiechem i wyciąga rękę, by poczochrać kolejny już raz jego ciemne włosy.
- Okej, nie było pytania. Widzę, że dogadujecie się świetnie - żartuje, odkładając dłoń na kierownicę i nie przestaje się uśmiechać. - Ty zawsze byłeś do niego taki podobny, czy może to kwestia wody w naszym domu?
- Zawsze, tylko za słabo mnie znasz, bo wolisz zbawiać świat.
Blondynka spogląda na niego i każe mu spadać, zanim w końcu udaje im się skręcić do centrum. Zoya przejeżdża koło kawiarni Alety, nawet przez chwilę zastanawiając się, czy nie wejść po jakieś ciasto, ale przypomina sobie, że Nikodem i tak jest w pracy. Więc jedzie dalej, aż zatrzyma się na podziemnym parkingu tego samego apartamentowca, w którym jej przyjaciele mieszkają, odkąd się poznali. Blondynka zgarnia najpierw torbę z bagażnika, później bierze za rękę córkę i wsiadają do windy. Phineas cały czas udaje niezwykle zainteresowanego tym, co ma mu do powiedzenia Este, ale Zoya doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że chłopak po prostu powtarza wypowiedziane przez dziewczynkę słowa, tak by miały formę pytającą. Za co go podziwia, bo Estera niespecjalnie już dawała się na to nabierać, ale może tu przeważało jej absolutne zapatrzenie w starszego brata. Wchodzą do mieszkania Palmerów, jak do siebie. Szczególnie Finn, który od razu niedbale zostawia buty w przedpokoju, wchodzi do salonu, gdzie pada na fotel i uśmiecha się szeroko do Stephena. Brunet stoi w przejściu i rozkłada bezradnie ręce, widząc bezczelność nastolatka, a Zoya fuka na niego, by zabrał od niej rzeczy. W tym całym zamieszaniu jedynie starszy biały pers w pośpiechu ewakuuje się do sypialni, chcąc za wszelką cenę uniknąć spotkania z dziećmi.
- Nikodem ma dziś wyjść wcześniej z pracy, więc też będziesz mogła się wyjść o jakiejś ludzkiej porze - mówi Steve, podchodząc do blondynki i całuje jej policzek. Próbuje też zabrać Esterę, ale ta ponownie odmawia współpracy, przyklejona do swojej mamy. - Czyli zostajesz, aż zaśnie?
- Mhm. Jak widać - odpowiada Zoya i siada z dzieckiem na dużej sofie. Estera czeka, aż zostanie pozbawiona butów, po czym zaczyna się przetaczać po siedzisku, dalej starając się przy tym pozostać jak najbliżej mamy. - Plan jest taki, że Finn barykaduje się w sypialni gościnnej i może z moim pełnym błogosławieństwem grać do pierwszej.
- Drugiej! - poprawia ją od razu chłopak, a Stephen przenosi między nimi spojrzenie.
- Drugiej - potwierdza Zoya, Steve jej przytakuje, zanim przegrzebie torbę z rzeczami dla Este, sprawdzając, czy jest tam na pewno wszystko i podrzuca też plecak Finnowi. - Na pewno ogarniecie...
- Na pewno. Nikodem od wczoraj nie mówi o niczym innym niż tym gremlinie, który właśnie próbuje wyrwać guzik z mojej sofy za kilka tysięcy dolarów - śmieje się Stephen, a blondynka domyśla się, skąd w jej domu wzięło się określenie Estery jako gremlina. Zoya odciąga córkę, zanim ta dokona większych uszkodzeń, a Stephen rzuca jej pluszaka, którego wyciągnął z torby. - Co prawda ja przypłacę to rozmową na temat posiadania dzieci, na co absolutnie nie jestem gotowy... W sensie na dzieci, na rozmowę jestem, nie będzie to pierwsza - śmieje się brunet, gdy przyjaciółka uśmiecha się do niego pobłażliwie.
- Możecie adoptować mnie, może będę dorastał w mniejszej presji niż bycie synem polityczki i geniusza - żartuje Finn, ale Stephen wybucha głośnym śmiechem.
- I niby to miało mnie zachęcić do ojcostwa? W sensie twoja osoba? - kpi Dziewięćset, zanim Phineas rzuci w niego poduszką.
Zoya obserwuje to przekomarzanie się z uśmiechem, kolejny raz czując to nieprzyjemne ukłucie świadomości, że za dużo ją omija. Widzi to, zwłaszcza po dzieciach. Elijah zmienił się powoli, wynikało to z dostosowania się do ich życia, do ich relacji, do ich rodziny, do nowej rzeczywistości. I było okupione tysiącem sprzeczek, kłótni, wyznaczania granic, dniami pełnymi milczenia i tymi, w których nie opuszczali łóżka, wzajemnie obiecując sobie poprawę. Aż w końcu wszystko zaczęło działać. Jednak inaczej jest w przypadku dzieci. Tu trzy tygodnie w Waszyngtonie są dla Zoyi jakimś absolutnie nieodwracalnie skradzionym czasem, w którym nie mogła obserwować zmian, jakie w nich zachodzą. Jest jej smutno, nawet jeśli jedyne co zmieniło się znacząco to długość włosów u Finna i rozpieszczenie Estery. Dopiero po tym, jak dzieci pojawiły się w ich życiu, oboje z Elijahem zdali sobie tak boleśnie sprawę z tego, że czas prześlizguje im się przez palce i wszystko zmienia się wokół nich na tyle dynamicznie, że nie mają wyboru, tylko się do tego dostosowywać.
Nikodem faktycznie wraca tego dnia wcześniej, przynosząc zakupy, więc Zoya od razu pomaga mu zrobić obiad. A przy okazji wykorzystuje to, że nikt z pozostałych osób nie zwraca na nich uwagi. Teoretycznie oglądają jakiś film, ale Finn gra jednocześnie na przenośnej konsoli, a Stephen zaplata włosy Este w jakąś fantazyjną wersję warkocza.
- Co się dzieje? - pyta Niko, krojąc paprykę, a Zoya kręci głową, włączając wodę na makaron. - Przecież wiem, że coś się dzieje. Chodzi o to, o czym pisała mama? Że powinnaś startować z pierwszego miejsca w przyszłym roku? Bo masz większe poparcie u demokratów niż Markus.
- Nie chodzi o wybory - odpowiada Zoya, biorąc dymkę do krojenia, po czym odkłada ją na deskę i opiera się dłońmi o blat. Nikodem ją przytula, a blondynka wzdycha cicho. - Dobra. Chodzi o wybory, chodzi o to, że przy starcie wciągnę moją rodzinę w sam środek huraganu...
- Elijah wiedział, na co się pisze.
- Elijah tak. Nasze dzieci nie. Już wystarczająco mam wmawiania mi bycia zbytnią tradycjonalistką na partię progresywną, czy na odwrót. Wmawiania mi, że żadna ze mnie matka, bo jestem androidem. A teraz zajmuję fotel senatora. Co będzie, jak będę chciała zostać prezydentką?
- Też wiedziałaś, na co się piszesz.
- To było, zanim... - Zoya wskazuje brodą na Phineasa, a Nikodem wzrusza ramionami. - Wiem, powinnam zacisnąć zęby i robić swoje.
- A chcesz dalej kandydować? Ostatnia kampania to była rzeź.
- A co? Mam się wycofać i robić naleśniki? Proszę cię. Teraz w tej chwili może i tego chcę, ale wiem, że ostatecznie nie usiedzę na tyłku jako Trad Wife, niezależnie jak kocham moje dzieci i męża. Zresztą nie wyobrażam sobie powiedzenia Elijahowi, że już nie będzie dłużej wiedział o tych wszystkich brzydkich zakulisowych politycznych gierkach.
- Okej, nie powinienem tego mówić i nie powinnaś się o tym dowiedzieć, pani senator Kamska - mówi Nikodem, ściszając głos. - Mamy trochę starannie poskładanych brudów na obecnego prokuratora generalnego Michigan. I być może już na koniec tego roku ustąpi on ze stanowiska. A po niemałym skandalu gubernator będzie chciał wsadzić na to stanowisko kogoś progresywnego. Wiesz, z mniejszości, albo androida, albo kobietę... - Zoya wybucha śmiechem i kręci głową.
- Jak bardzo są to potwierdzone informacje?
- Tak, że mama zabroniła mi ci o tym wspominać, żebyś nie zrezygnowała ze startu w wyborach - odpowiada brunet, mieszając zawartość woka, po czym szturcha ją ramieniem, by na niego spojrzała. - Wouldn't you like to work a little closer to home? - zanucił na melodię z Hamiltona, a blondynka parska śmiechem, podchwytując to od razu.
- When you got skin in the game, you stay in the game. But you don't get a win unless you play in the game. Oh, you get love for it. You get hate for it. You get nothing if you...
- Wait for it - dokończył Nikodem i dźgnął ją lekko łokciem w żebra. - Hamilton też nie był prezydentem.
- Hamilton zdradzał żonę i zginął w pojedynku. Tego mi życzysz? Skandalu i przedwczesnej śmierci? - parska śmiechem blondynka, a Palmer przewraca oczami, wracając do przygotowywania kolacji. - Wiem, do czego pijesz. To byłoby dobre, miałabym wciąż realną władzę, wpływy i wróciłabym na stałe do Detroit.
- A jak dzieciaki będą starsze, będziesz mogła wciąż startować w wyborach. To nie sprint.
- To maraton - odpowiada Zoya i uśmiecha się. - Musiałabym to przedyskutować z Elijahem i Markusem, ale powiem ci, że bardzo mi się podoba twoja propozycja.
- Jest całkowicie egoistyczna. Chcę znów mieć cię w pobliżu.
- Dzięki - mówi, przytulając się do niego i opiera się o szafkę, bo nie ma chwilowo nic do pomocy. - A jak tam u was?
- W porządku.
Nikodem spogląda na nią i kręci głową, dając jej jasno znać, że to nie jest czas i miejsce na takie rozmowy. Zoya przytakuje mu, wiedząc, że on i Stephen ostatecznie mają na dość dużą ilość spraw skrajnie różne poglądy. Niko przypomina jej pod pewnymi względami Elijaha, szczególnie jeśli chodzi o nieustępliwość, a Steve w żadnym wypadku nie jest nią. Rzeczy, na które blondynka nawet nie mrugnęłaby okiem, jej przyjaciel traktuje śmiertelnie poważnie. Ale nie jest to nic zaskakującego. Nie ma idealnych związków. Choć Zoya nieskromnie jest przekonana, że ta zasada ani trochę nie tyczy się jej małżeństwa.
Wieczorem, gdy Zoya ułoży Esterę do snu, zaczyna się zbierać do szybkiej ucieczki, by nie ryzykować, że dziecko się obudzi i nie pozwoli jej wyjść. A wtedy jej cały misterny plan na resztę wieczoru legnie w gruzach. Na szczęście dziewczynka pozwala jej nie tylko opuścić pokój, ale też na spokojnie pożegnać się z chłopakami, zanim w końcu blondynka wsiądzie do windy. Cały czas niepokoi się, że nie zdąży dojechać na Belle Isle, zanim zadzwoni telefon i Nikodem każe jej wracać. Na szczęście nic takiego się nie dzieje i Zoya zakrada się już drugi raz tego dnia do własnego domu. W pracowni świeci się jaskrawe światło, które jasno sugeruje jej, że nic nie wyciągnie stamtąd Elijaha jeszcze przez co najmniej kilka godzin. Wchodzi więc do garderoby, skąd bierze kilka rzeczy i idzie pod prysznic. Kilka minut później nawet przez szum wody słyszy, że nie jest już w łazience sama i otwiera drzwi pod prysznic, wypuszczając kłęby pary. Brunet stoi oparty o umywalkę i patrzy na nią chłodno.
- Widzisz dzieci pierwszy raz od trzech tygodniu i już pierwszego dnia zostawiasz je u swojego brata? - pyta Kamski, a ona przytakuje mu z uśmiechem. - Jesteś okropną matką.
- Ale wspaniałą żoną - odpowiada, przygryzając usta i zarzucając lekko mokrymi włosami, które opadają na jej plecy. - Miałam zamiar przyjść do ciebie za chwilę i odciągnąć cię od pracy.
- Właśnie widzę - mówi, patrząc na przygotowany przez nią szlafrok i bieliznę.
- Popsułeś mi plany - śmieje się blondynka, a on mierzy wzrokiem jej nagie ciało.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz, moja najdroższa.
- Tak, popsułeś mi plany na życie. Nie planowałam za ciebie wyjść, mieliśmy mieć tylko kilka ładnych zdjęć w gazetach.
- Cóż, mogłaś się domyślić, że cię tak łatwo nie oddam, jak już wpadłaś w moje sidła - odpowiada, dalej stoją naprzeciwko niej. - Nawet jeśli czasem doprowadzasz mnie do szału.
- Tym, że przeszkadzam ci w pracy i zmuszam do spania w cywilizowanych godzinach?
- Tym też - mówi, a ona unosi dłonie do góry i przeczesuje palcami mokre włosy. - Głównie jednak tym, że wciąż nie mogę się na ciebie napatrzeć.
- Dołącz do mnie, to ci to jakoś wynagrodzę, panie Kamski.
Obraca się do niego plecami i wraca pod strumienie wody, a brunet jeszcze chwilę obserwuje ją w milczeniu. Wciąż, nawet po tym całym czasie, Elijah jest pod wrażeniem tego, jak się przy niej czuje, tego, jak niezmiennie ją uwielbia. Przy niej, niezależnie od tego, w jakim jest nastroju, w jakiej fazie swojej choroby, ma ulotne poczucie boskości. Bo blondynka z całą pewnością jest boginią, a on nieustannie próbuje dotrzymać jej tempa. I robić wszystko, by Zoya dalej darzyła go takim samym uwielbieniem, jak on ją.
W końcu ściąga z siebie ubranie i dołącza do niej pod prysznicem, co wywołuje u niej szeroki uśmiech, nawet jeśli stoi do niego plecami. Elijah zamyka drzwi, czując ciepłą wodę na swojej skórze i podchodzi do blondynki, która od razu przywiera do niego, obejmując się jego ramionami. Obraca się z nią i przypiera jej ciało do chłodnych kafelków, zanim przesunie dłońmi po jej ciele. Zoya odchyla głowę do tyłu, a jego usta od razu zaciskają się na jej szyi, co wywołuje jej cichy śmiech.
- Powiedz, że za mną tęskniłeś - prosi, przesuwając się mocniej do tyłu, bardziej wciskając w jego ciało. Brunet nie odpowiada, dalej całując jej szyję i błądząc dłońmi po jej piersiach.
- A to nie ty miałaś mi udowodnić, jaką jesteś cudowną żoną? - pyta, obracając ją do siebie, a Zoya uśmiecha się szeroko, zanim zsunie się plecami po ścianie na kolana. Słyszy, jak brunet bierze głęboki wdech, gdy zaczyna go pieścić ustami i ma ochotę się uśmiechnąć.
Kiedyś mu powiedziała, że kocha go obsesyjnie. I do tej pory jest zdania, że dokładnie tak się cały czas przy nim czuje, jak najgorsza i najlepsza wersja samej siebie. Jakby jednocześnie nie mieli żadnych świętości w swoim pozornie bardzo przyzwoitym życiu. Uwielbia to, jak się czuje przez Elijaha. Na co dzień może być jedną z najbardziej wpływowych polityczek w kraju, może przekrzykiwać mężczyzn w garniturach i zawsze dostawać to, czego chce. By później wracać do domu, wracać do niego i czuć się nie tylko kochana i pożądana, ale też... okiełznana. Kiedyś zapytała go, czy gdy zostanie prezydentką, Elijah dalej będzie łapał ją za włosy i sprowadzał na kolana. A on tylko uśmiechnął się do niej bezczelnie i obiecał, że wtedy będzie to robił nawet częściej.
Jego dłoń zaciska się mocniej na jej włosach, gdy przytrzymuje ją przy sobie i wzdycha głośno, kończąc w jej ustach. Zoya odsuwa się od niego i uśmiecha się, gdy dłoń bruneta zmusza ją do podniesienia się, zanim Elijah ją pocałuje, przypierając ją do ściany. Puszcza jej włosy, by przesunąć dłonie na jej pośladki, a Zoya z łatwością wskakuje na jego biodra, gdy wymieniają kolejne zachłanne pocałunki. Bez zbędnych słów decydują się kontynuować ten wieczór już w sypialni, jedynie wycierając się pobieżnie, zanim wylądują w łóżku. Zoya opada na chłodną, jedwabną pościel, gdy Elijah wędruje ustami po jej brzuchu, ale ona przyciąga go do siebie, co wywołuje u niego cichy śmiech.
- Jesteś strasznie niecierpliwa, pani Kamska - mówi, patrząc jej prosto w oczy, a ona zarzuca mu łydkę na biodro.
- Stęskniona.
- Uważaj, bo przestanę być miły i będziemy to robić tak, jak ja tego chcę. - Brunet przesuwa dłoń na jej szyję, co wywołuje u niej szeroki uśmiech.
- Ale to groźba, czy obietnica, mój drogi? - śmieje się dźwięcznie, zanim jego palce zacisną się na jej skórze.
Wzdychają niemal jednocześnie, gdy zaczynają się kochać. Od razu robią to szybko, mocno, jakby chcieli nadrobić cały stracony czas ostatnich tygodni w te kilkanaście minut. Pozwalają sobie wzajemnie stracić kontrolę i pozwalają sobie być głośno, korzystając z tego, że są sami. Zoya właśnie tego dziś chciała, przypomnieć jemu i sobie, że przede wszystkim są idealnym duetem. A dopiero później na tej liście jest cała reszta ich życiowych ról. Przede wszystkim są i zawsze byli sobie pisani, tak by uzupełniali się i zgadzali w niemal każdym aspekcie. I przez co oboje czują się przy sobie niezwyciężeni. Zoya uwielbia wzdychać jego imię w trakcie, uwielbia oddawać mu kontrolę i uwielbia miłość, jaką widzi w jego oczach. Nawet jeśli brunet jednocześnie zaciska dłonie na jej nadgarstkach, dociskając ją do materaca, jakby była tylko jego zabawką. I choć to niefeministyczne i nigdy by nie przyznała się do tego głośno, lubi tak się czuć.
Pociąga ją jego dominujący charakter, pociąga ją to, że każde jego polecenie jest dla niej jak rozkaz. I gdy każe się jej przewrócić, robi to bez chwili zwłoki. Klęka na miękkim materacu, czując, jak jego dłonie zaciskają się na jej biodrach i po samym jego szybszym oddechu, rozpoznaje, że zaraz będzie po wszystkim. Czuje jak Elijah dochodzi i gdy opadają w miękką pościel, Zoya przypomina sobie, jak bardzo wszystko inne na świecie wydaje jej się mdłe i wydaje jej się tanią kopią doskonałości, w porównaniu z tym. Obraca się na bok, a brunet bierze ją w ramiona i całuje jej czoło, wciąż oddychając nierówno.
- Jesteś doskonała - szepcze Elijah, obejmując ją mocniej, a Zoya uśmiecha się szeroko. - Jeśli byś kiedykolwiek miała do mnie nie wrócić, to byłbym gotowy spalić pół świata, żeby tylko cię odzyskać.
- Nigdzie się nie wybieram, możesz spać spokojnie - odpowiada mu, zanim go pocałuje. Tym razem lekko, niemal delikatnie, tak by przypieczętować tę obietnicę.
- Nie pytaj, czy za tobą tęskniłem. Wiesz, że tak. Wiesz, że najchętniej zamknąłbym cię w tym domu na klucz i spędził tu z tobą resztę mojego życia.
- Wiem. Szkoda, że jesteśmy zbyt ambitni i zachłanni, by porzucić prawdziwe życie i kupić sobie jakąś wyspę, na której schowamy się na zawsze.
- Mhm, też tego czasem żałuję, ale później przypominam sobie, ile mi jeszcze zostało do odkrycia - odpowiada, przewracając się na plecy, a Zoya przesuwa się bliżej niego i opiera mu głowę na ramieniu.
- Jak badania? Nad czym pracujesz w tej chwili?
- Powiem ci, gdy będę pewien, że uda mi się osiągnąć to, co planuję. Zaufaj mi.
- Ufam ci - przyznaje bez chwili zastanowienia blondynka, a on całuje czubek jej głowy. - Choć jest sporo rzeczy, o których mi nie mówisz.
- Tak, bo ty jesteś otwartą księgą - odpowiada jej kpiąco. - Masz na myśli Finna i jego obóz naukowy?
- I to, że utyka mocniej, choć nie chce tego pokazać. Pewnie, bo boi się, że znów przeciągniemy go latem po szpitalach, zamiast...
- Dlaczego zawsze zakładasz najgorsze scenariusze, Zoyu? - pyta Kamski wyraźnie rozbawiony, na co blondynka posyła mu pytające spojrzenie. - Zawsze boisz się rzeczy, których nie możesz mieć całkowicie pod kontrolą i to strasznie w tobie męczące. Mówisz, że mi ufasz, ale gdy przychodzi do spraw związanych z naszymi dziećmi, wcale tak nie jest.
- Nie jesteś zbyt uczuciową osobą, Eli.
- Nie, ale jestem skrupulatną - mówi pewnie i uśmiecha się bezczelnie. - Phineas zwyczajnej ufa mi bardziej niż tobie, może nawet bardziej niż ty mnie.
- Jest dzieckiem i patrzy w ciebie, jak w obraz. Jest jeszcze naiwny, nie wie, do czego jesteś zdolny i jak bezwzględny potrafisz być. - Zoya unosi się do siadu, gdy jeden z kotów wskakuje do nich na łóżko. Blondynka owija się kołdrą i pozwala, by Coffee ułożyła się na jej kolanach, domagając się swojej porcji uwagi. - Wiem, że mnie tu nie ma i mam przez to wystarczające wyrzuty...
- Zoyu, ty nie masz sumienia - śmieje się chłodno brunet. - Co z resztą w tobie absolutnie kocham. A nasze dzieci mają absolutnie wszystko. Mają i będą mieć dalej o wiele lepsze dzieciństwo niż ja kiedykolwiek.
- To nie jest wysoko postawiona poprzeczka - mruczy pod nosem Zoya, a brunet uśmiecha się krótko.
- Chodzi o dziewczynę. Finn się zadurzył w koleżance ze stanowego koła naukowego i z tego powodu chciał zmienić termin, by być tam z nią, żeby w ogóle poznać ją trochę lepiej. A jeśli chodzi o zdrowie, to też wszystko jest pod kontrolą, to nie prognoza kolejnej operacji, to wakacje. Był z kolegami na laser tagu i ma kilka siniaków, o których ci nie chce mówić, bo traktujesz go jak dziecko.
- To dziecko.
- To nastolatek. Ponadprzeciętne inteligentny nastolatek z masą traum. Nie bądź zaskoczona, że nie mówi ci o wszystkim.
- Mówi tobie.
- No nie wiem, może dlatego, że też byłem kiedyś ponadprzeciętne inteligentnym nastolatkiem z masą traum? - Kamski parska śmiechem i klepie się delikatnie po klatce piersiowej, dalej leżąc na plecach. - Chodź tu. - Zanim Zoya się ruszy, na to zaproszenie reaguje kotka, który od razu układa mu się na brzuchu. Blondynka uśmiecha się i kładzie na ramieniu bruneta, dalej drapiąc Coffee za uszami, gdy ta mruczy wyraźnie zadowolona.
- Więc chodzi o dziewczynę - śmieje się Zoya, a jej mąż przytakuje jej lekko i obraca głowę w jej stronę. - I co? Dałeś mu kilka dobrych rad, jak ją poderwać?
- Rad? Moja metoda na to, jak zdobyć dziewczynę, to zostać jedną z najbogatszych i najbardziej wpływowych osób na świecie. Zaprosić ją na jedną randkę, później dwa razy uratować życie i poczekać aż sama przyjdzie z propozycją małżeństwa - śmieje się Elijah. - Ostatecznie to było banalne, by zdobyć ideał.
- Nie przypominam sobie, bym to ja przyszła z propozycją małżeństwa. Ja chciałam tylko płomiennego romansu, a to ty mnie usidliłeś i złapałeś na dziecko.
- Nawet na dwoje - mówi bezczelnie, zanim Zoya pocałuje go krótko, nie przestając się przy tym uśmiechać. - Powiedziałem ci już dziś, że zrobiłbym absolutnie wszystko, żebyś została na swoim miejscu.
Blondynka po kilku próbach w końcu zgania kota z jego brzucha, samej wspinając się na niego, z zamiarem pocałowania go kolejny raz. Elijah jednak łapie jej wciąż wilgotne włosy, które opadają wokół jego twarzy i spogląda jej prosto w oczy. A Zoya uśmiecha się szeroko, zanim powie mu, że go kocha. Niezmiennie tak samo obsesyjnie.
Nooo to jak widzicie, u Kamskich wszystko jest jak najbardziej w porządku.
To tak przepotężny statek, że za nic bym go nie zniszczyła gdzieś w międzyczasie i poza kadrem. Tylko po to by zacząć tę część od dramy.
Za bardzo lubię brać was z zaskoczenia.
A przez wizję ich razem w ogóle zaczęłam pisać tę część. Więc to znów wina Kamskiego.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top