Rozdział 15

Perspektywa Gumballa

- Musimy obmyślić jakiś dobry plan... - oznajmiłem ściszonym głosem, gdy znaleźliśmy się pod murem.

- Nie mamy na to czasu! - zakrzyknęła Fiona i wyciągnąwszy miecz z pochwy, rzuciła się biegiem w stronę bramy. - Pora na przygodę!

Cake prędko podążyła za nią, w trakcie gdy ja przejechałem dłonią po twarzy.

- Ach, chodź... - rozkazałem, chwytając Marshalla za rękę.

Chwilę później znaleźliśmy się na zamkowym placu. Podłoże skute lodem skutecznie powstrzymywało bezbronnych mieszkańców przed ucieczką.

- Pokłońcie się waszej królowej! - niespodziewanie usłyszałem dobrze znany mi głos. Na samo wspomnienie uczty po całym moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.

.........

- Pamiętam, jak książę był jeszcze taki mały, a tu proszę... już przejął po tobie koronę... Bardzo wdał się w Anastazję...

.........

Spojrzałem w stronę jednej z wież. Na parapecie siedział nie kto inny, jak Lodowa Królowa. Mierzyła wzrokiem cały ten cyrk, który mnie przyprawiał o dreszcze na całym ciele. Gdy lodowi żołnierze chwytali moich poddanych, ja stałem jak słup soli. Jednak najgorszym przeżyciem było oglądanie śmierci mojego wojska, które zacięcie próbowało do ostatniej krwi bronić zamku. Wystawiłem ręce przed siebie, licząc, że to w jakiś sposób zatrzyma to cholerne piekło! Gdy jednak nic się nie stało, po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Momentalnie ruszyłem do przodu, nie zwracając uwagi na cały ten harmider. Śnieg sypał prosto w moją twarz, a czerwone plamy krwi poległych mocno odznaczały się na białej pierzynie. Oddech stanął mi w piersi w chwili, gdy Fiona zaatakowała jednego z żołnierzy. Wróg zwinnie ominął jej atak, aby chwilę później rzucić się w jej stronę. Na szczęście dziewczyna w ostatniej chwili zamachnęła się mieczem, którego ostrze trafiło prosto w klatkę piersiową napastnika. Westchnąłem z ulgą na dosłownie sekundę. Emocje pobudzały cały mój organizm. Coś z tyłu mówiło mi, abym uciekał, ale wdałem się z tym czymś w niemą kłótnię. W końcu postawiłem na swoim.

- Dosyć! - krzyknąłem na cały głos w stronę wieży. W chwili, gdy kobieta skierowała na mnie swój wzrok, cofnąłem się o jeden krok do tyłu. Po chwili wpadłem w klatkę piersiową przyjaciela. Poczułem jak kładzie mi dłoń na ramieniu, aby chwilę później poprawić czapkę na mojej głowie. Prędko zignorowałem ten opiekuńczy gest i spojrzałem w oczy Królowej. - Moje wojsko na to nie zasłużyło!

Srebrnowłosa posłała mi gardzące spojrzenie, unosząc do góry dłoń. W tej chwili wszyscy wrogowie zaprzestali atak. Nieliczni jedynie nadal chwytali poddanych, którzy chaotycznie starali się opuścić mury zamku.

- Kogo ja widzę? - zakpiła, zerkając na mnie z rozbawieniem. - Książę Słodkiego Królestwa we własnej osobie... I kolega od przyjemności - spojrzała w stronę Marshalla. Na jej słowa moja twarz poczerwieniała ze złości, ale dotyk chłopaka skutecznie mnie uspokoił.

- Dlaczego to robisz?! - zawołałem.

- A dlaczego ty wybywasz na całe noce? Czy poddani nie powinni mieć pewności, że ich dzielny władca zawsze będzie na miejscu? - spytała słodko, składając usta w dziubek.

- To nie powód, aby atakować moje Królestwo!

- Twoje Królestwo?! Tak się składa, że teraz należy do mnie...

- Dziesięć lat temu podpisałaś traktat pokojowy z moim ojcem! Nie masz prawa przejąć zamku!

- Twój ojciec przynajmniej się starał... I nie oszukujmy się, Gumball, powierzenie ci władzy jest dużą odpowiedzialnością...

- Mówisz, że się nie nadaję?! - warknąłem, robiąc dwa kroki do przodu.

- Nadal jesteś nieodpowiedzialnym dzieciakiem, któremu wydaje się, że po kilkuletniej nauce jest się zdolnym do rządzenia.

- Ja przynajmniej nie morduję niewinnych!

- Prawda... Ale to ty ich pogrążasz... Jeśli nie oddasz mi korony zginie ich jeszcze więcej. Chcesz tego?

Przygryzłem dolną wargę w chwili gdy jeden z żołnierzy wrogiego wojska złapał Fionę za nadgarstki i splótł jej ręcę za jej plecami.

- Łapska przy sobie! - warknęła dziewczyna. Postawny mężczyzna podprowadził ją przede mnie, aby chwilę później przyłożyć nóż do jej gardła.

- Wybieraj... książę... - mruknęła Lodowa Królowa, zgrabnie ześlizgując się z wieży.

Perspektywa Marshalla

Była to sytuacja bez wyjścia. Zdawało się, że Gumball nie miał innego wyboru, a jednak przez chwilę stał w ciszy rozmyślając. Byłem na tyle blisko niego, że mogłem wyczuć jak drży.

A gdyby przypadkiem stresu było za mało, poczułem jak czyjeś gorące ręce chwytają mnie za kark. Skuliłem się pod parzącym dotykiem. Doskonale znałem ten dotyk. I tak jak wczoraj sprawiał mi ogromną przyjemność, tak dzisiaj przyprawiał o nieprzyjemne dreszcze. Spojrzałem w stronę mojego oprawcy, a dostrzegłszy szafirowe tęczówki, zmrużyłem oczy. Ognisty Książę obniżył szalik, zakrywający dotąd jego usta.

- Witaj, perełko... - wyszeptał prosto do mojego ucha na co skrzywiłem się z niesmakiem. - ... Jest i twój książę... - zaśmiał się, zerkając kątem oka na Gumballa, który w szoku przyglądał się całej tej scenie. - ... Tak przypuszczałem, że to on...

- O czym on mówi, Marshall? - spytał mój przyjaciel, zerkając na mnie lekko przestraszony.

- Och, książę, wczoraj pod wieczór poznaliśmy się w klubie... - wyprzedził go mój oprawca.

Perspektywa Gumballa

A więc to on... To on wywołał u mnie tę cholerną zazdrość. To właśnie jemu Marshall poświęcił swoją uwagę...

Spojrzałem w oczy Księcia Ognia. Ten tylko uśmiechnął się od ucha do ucha, unieruchamiając ręce wampira.

- A więc? - odezwała się Królowa wyczekująco.

.........

Siedziałem na drzewie, cały czas cicho chichocząc. Po tym jak Marshall mnie na nie podsadził, nie wiedziałem jak zejdę, ale aktualnie miałem coś lepszego do roboty. Na drugim drzewie, stojącym naprzeciwko siedział mój przyjaciel. Chłopak spojrzał na mnie niedowierzająco, ale wtedy zacząłem się śmiać jeszcze głośniej.

- Co cię tak bawi? - szepnął.

- Ty mnie bawisz... - mruknąłem niewinnie.

Marshall tylko przewrócił oczami, uśmiechając się rozbrajająco. Z podnieceniem zerknąłem w stronę placu. Z mojego położenia mogłem świetnie dostrzec zbliżającego się strażnika. Wysoki mężczyzna szedł powoli, przypatrując się najbliższemu otoczeniu. Cicho pogwizdywał wesołą melodię. W tym momencie posłałem Marshallowi porozumiewawcze spojrzenie, uderzając delikatnie dwa razy dłonią w prawy policzek. Wampir tylko uśmiechnął się pod nosem. W chwili gdy mężczyzna przechodził tuż pod nami, przyjaciel zeskoczył z drzewa, aby na prędko przemienić się w małego nietoperza. Podkuliłem kolana pod brodę, starając się zagłuszyć własny śmiech. Zwierzątko podleciało do strażnika, a ten zobaczywszy je, zaczął nerwowo miotać się na wszystkie strony. W końcu nietoperz dostał się do jego szyi, aby wbić się w nią zachłannie. Po kilku sekundach mężczyzna runął na ziemię. Spojrzałem w stronę zwierzęcia, które po chwili wróciło do normalnej formy.

- Ale nic mu nie będzie, prawda? - spytałem, aby się upewnić, mimo że przed samą akcją Marshall w kółko powtarzał mi, że wszystko będzie dobrze.

- Nie, jest tylko osłabiony - mruknął zadowolony, wyciągając ręce w moją stronę.

Niepewnie ześlizgnąłem się z gałęzi, aby chwilę później wylądować w objeciach przyjaciela. Marshall zerknął mi w oczy, po czym ostrożnie odstawił na ziemię. Prędko otrzepałem spodnie.

- Jak ty to robisz? - spytałem, kierując się z przyjacielem w stronę ogrodów.

- To zdolność wrodzona... Tak jakoś przychodzi.

- Też chciałbym być wampirem...

- Och, Gum, ważne jest to, że ja lubię cię takiego, jakim jesteś - zaśmiał się szczerze chłopak, po czym sięgnął dłonią do moich różowych włosów, aby je poczochrać.

.........

Przygryzłem nerwowo dolną wargę. Sześć lat temu życie było takie... beztroskie.

Na prędko odszukałem wzrokiem Marshalla. Gdy nasze spojrzenia się spotkały uniosłem rękę, aby po chwili dwa razy lekko uderzyć swój prawy policzek. Chłopak uśmiechnąwszy się pod nosem, wyrwał się z objęć mężczyzny. Uderzył go łokciem prosto w brzuch, a tem zatoczył się do tyłu. W końcu nastąpiło to, czego już tak dawno nie widziałem. Przeobrażenie. Nie powiem, że ze spokojem przyglądałem się tej całej sytuacji. Tym razem ciało Marshalla zaczęło się niesamowicie szybko powiększać i wydłużać. Zwykle szkarłatne oczy zmieniły barwę na krwistoczerwony, a jego skórę błyskawicznie pokryła długa sierść. Spojrzałem w górę, dostrzegając kilkumetrowego nietoperza, który jedym zwinnym ruchem zgniótł łapą  strażnika, który dotąd kurczowo obejmował Fionę. Dziewczyna odskoczyła jak poparzona, cicho sapiąc. Po chwili zwierzę skierowało wzrok na mnie. Spojrzałem przyjacielowi w oczy z podziwem. Byłem zadowolony z efektów. Przez te kilka lat naprawdę się podszkolił.

Niespodziewanie usłyszałem krzyki, dochodzące ze strony zamku. Spojrzałem w tamtą stronę, dostrzegając spanikowanych mieszkańców, którzy zwinnie wyrwali się z rąk wojska i złapawszy przypadkowe narzędzia, zaczęli biec w naszą stronę.

- Zabić potwora! - zawołał mężczyzna stojący na czele wojowniczej gromady. Poddani skierowali ostre narzędzia w stronę zwierzęcia, które stanęło jak wryte, nie śmiąc się poruszyć.

- Zostawcie go! - krzyknąłem przestraszony, stając przed przyjacielem. Prędko oparłem się plecami o jego futro, wystawiając drżące ręce do przodu. - To tylko  Marshall!

Rozwścieczony tłum nie przestawał krzyczeć. Nie wiedziałem czy nie zdawali sobie sprawy z tego, że ogromny nietoperz jest po ich stronie czy po prostu ogarnął ich ogromny strach przed bestią.

- Tylko Marshall... - mruknęła rozbawiona królowa. Po chwili zwróciła się do mieszkańców. - Czy już widzicie z kim zadaje się wasz władca?

Zgromadzeni spojrzeli po sobie porozumiewawczo, po czym skierowali wzrok na bestię.

- Przemień się... - mruknąłem, szturchając przyjaciela w brzuch.

Już po chwili wampir stał za mną w swojej normalnej postaci. Nabrałem powietrza do płuc.

- Wracaj do Nocosfery, bestio! - warknęła żona krawca, wymachując średniej wielkości patykiem.

- Marshall jest po mojej stronie! - oznajmiłem. - Tylko nas bronił!
I przysięgam na słowo, że nigdy by was nie skrzywdził! - w tej chwili chwyciłem przyjaciela za dłoń. Poczułem jak cały drży. Nie odważyłem się jednak obrócić w jego stronę.

- Nie słuchajcie go! - krzyknęła królowa. - Książę Gumball nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia! Czymże zawiniliście, że los postanowił dać wam takiego władcę?!

- Właśnie! - wykrzyknął jeden z mieszkańców, na co inni mu zawtórowali.

Czułem jak do moich oczu napływają łzy. Nikt nie mógł przewidzieć tego, że poddani zwrócą się przeciwko nam! Spojrzałem na Fionę, która bez słowa przypatrywała się całej tej scenie.

- Jeśli pozwolicie przejąć mi koronę obiecuję, że wasze życie w Słodkim Królestwie przestanie wisieć na włosku - oznajmiła srebrnowłosa, przykładając dłoń do piersi.

Nastała chwilowa cisza, przerywana jedynie cichymi szeptami. Przygryzłem dolną wargę, zerkając na Marshalla, który niepewnie położył dłoń na moim ramieniu. Po chwili mieszkańcy znów spojrzeli w moją stronę, a jeden z nich wyszedł na przód.

- Książę... Oddaj koronę dobrowolnie... albo będziemy zmuszeni odebrać ją siłą...

- Oszaleliście już do reszty?! - warknęła Fiona, wybiegając na środek. - Książę Gumball pomagał wam w każdym możliwym momencie, a wy tak mu się odwdzięczacie?!

- Nie zmuszaj nas do najgorszego! - zawołała kobieta z tłumu, kierując broń w stronę dziewczyny.

Westchnąłem, po czym sięgnąłem drżącymi dłońmi do plecaka. Zdjąłem go z pleców, a otworzywszy zamek, wyjąłem ze środka pozłacaną koronę.

.........

- Synu... Czy przysięgasz bronić krainy Ooo aż do przelania ostatniej krwi oraz troszczyć się o jej mieszkańców z należytym szacunkiem?

- Przysięgam...

..........

Ze łzami w oczach wyciągnąłem dłoń do przodu, podając przedmiot mężczyźnie. Po chwili osunąłem się w objęcia przyjaciela.

Przepraszam, że cię zawiodłem, ojcze...

*

Perspektywa Marshalla

- Nie wierzę, że to zrobili... - mruknęła Fiona, grzebiąc widelcem w jajecznicy. - Niewdzięcznicy...

- Królowa sprawnie nimi manipulowała - westchnąłem, zerkając w stronę drzwi prowadzących do salonu. Wzrok dziewczyny również powędrował w tamtą stronę.

- Ile już tam siedzi? - szepnęła blondynka, po czym pogładziła Cake po głowie. Kotka mruknęła niemrawo, kładąc się na jej kolanach.

- Dwie godziny...

- Ja rozumiem, że chce być sam, ale on nie zdaje sobie sprawy z tego, że możemy się o niego martwić! Nie je, nie pije... Marshall, zrób coś!

- Próbowałem, ale kazał mi wyjść...

- To spróbuj jeszcze raz! - warknęła, podnosząc się z miejsca i opierając dłonie na stole. Nieostrzeżona Cake z impetem wylądowała na drewnianej podłodze. - Zróbcie coś razem, coś co Gumball bardzo lubi! Zajmij go czymś, do cholery!

Uniosłem jedną brew do góry.

- Nie patrz na mnie takim wzrokiem! - syknęła dziewczyna. - Po prostu go pocałuj! No nie wiem... Sięgnij po jakieś radykalne środki... Masz zezwolenie na dotykanie go w każdym możliwym miejscu, tylko zrób coś, żeby chociaż na chwilę zapomniał o tym cyrku!

Uśiechnąłem się pod nosem, dopijając resztkę kawy. Po chwili mozolnie podniosłem się z miejsca i skierowałem w stronę drzwi.

- Zrobię co w mojej mocy... - mruknąłem pod nosem, posyłając dziewczynie zadowolony uśmiech. - ... Tylko z łaski swojej, nie przerywaj nam, tak jak ostatnim razem... - sięgnąłem dłonią do klamki, po czym otworzyłem ją zamaszystym ruchem.

Powoli wszedłem do salonu, zerkając w stronę kanapy, na której już od dwóch godzin nieruchomo siedział były książę Krainy Ooo. Z podkulonymi kolanami, wpatrywał się w kominek przed sobą.

- Miałeś mi nie przeszkadzać... - syknął, nawet nie zerkając w moją stronę. Chłopak przejechał dłonią po różowych włosach, po czym cicho westchnął.

- Samotność ci szkodzi - oznajmiłem, podchodząc do kanapy.

- Wręcz przeciwnie... Czuję się świetnie...

Objąłem wzrokiem całą twarz przyjaciela, który dopiero teraz postanowił podnieść głowę. Jego oczy były zaszklone, a usta drżały niebezpiecznie.

- Zagramy w szachy... - oznajmiłem, kładąc dłonie na biodrach.

- Chcę pobyć sam...

- A ja chcę pobyć z tobą.

*

Perspektywa Gumballa

- Marsh... - zacząłem, ale chłopak skutecznie mi przerwał.

- Cicho - rozkazał, przesuwając wieżę na wybrane przez siebie pole.

Zmarszczyłem brwi, usadawiając się w wygodniejszej pozycji.

- Marshall... Wieża nie porusza się po skosie...

Wampir przeszył mnie spojrzeniem swoich szkarłatnych tęczówek, unosząc zawadiacko jedną brew.

- Nie porusza... - mruknął. - ... Ale dlaczego?

Głupie pytanie...

- Nie ja ustalałem reguły szachów... Takie po prostu są zasady, a prawda jest taka, że zapewne w ogóle ich nie znasz - prychnąłem.

Marshall spojrzał na mnie z ukosa, a położywszy dłoń na moim udzie, pokonał dzielącą nas odległość. 

- Nie potrzebuję zasad, aby z tobą wygrać - mruknął. - Mam ci to udowodnić?

Westchnąłem pod wpływem jego dotyku, po czym drżącymi palcami zsunąłem moje pionki z szachownicy.

- Zamierzasz zrobić coś głupiego, prawda? - spytałem, zerkając mu w oczy. Czułem jak jego dłoń sunie wzdłuż mojego biodra.

- Jak ty dobrze mnie znasz...

Zanim zdążyłem zadać kolejne pytanie, chłopak bez trudu położył dłoń na mojej klatce piersiowej i popchnął do tyłu, tak, że z siadu znalazłem się w pozycji leżącej. Szkarłatnooki błyskawicznie znalazł się nade mną, usiadł na moich biodrach, a następnie złapał moje nadgarstki i położył je na podłodze tuż nad moją głową. Spojrzałem na niego niedowierzająco, mimowolnie się czerwieniąc.

- Szach... i mat... mój władco... - oznajmił półszeptem z usatysfakcjonowanym uśmiechem na twarzy.

- Nie mam ochoty na twoje zabawy... - szepnąłem w chwili, gdy chłopak pochylił się nad moją twarzą.

- Nie masz ochoty? - mruknął, po czym złożył na mojej szyi delikatny pocałunek. Mimowolnie odchyliłem głowę do tyłu, cicho sapiąc.

Podłoga w salonie nie była zbyt wygodna do takich czynności, ale to musiało wystarczyć. Jeszcze przed minutą byłem wewnętrznie rozdarty, jednak w chwili gdy poczułem na sobie usta Marshalla, zapragnąłem go najbardziej na świecie.

- No może trochę mam... - wysapałem, chwytając go za zaróżowione policzki.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem, a przechyliwszy głowę w prawo, cmoknął przelotnie wewnętrzną część mojej lewej dłoni.

- Nie trochę... - wyszeptał, sunąc ustami wzdłuż mojego nadgarstka.

- Bardzo... - sapnąłem zniecierpliwiony.

Wampir ostrożnie pochylił się nad moją twarzą, aby po chwili złożyć na moich wargach słodki całus. Znów miałem okazję skosztować jego ust. Z utęsknieniem przyciągnąłem go do siebie, nieudolnie pogłębiając pocałunek. W chwili gdy chłopak wsunął jedną dłoń pod moją koszulkę, spiąłem wszystkie możliwe mięśnie. Marshall oderwał się ode mnie, aby podciągnąć materiał jeszcze wyżej. Nawet nie próbowałem protestować, gdy pochylił się, sunąc dłońmi wzdłuż mojej klatki piersiowej. Jego dotyk był ukojeniem po ciężkim dniu. Wydałem z siebie niekontrolowany jęk, kiedy poczułem, jak przyjaciel zaczyna drażnić palcem mój sutek. W końcu wziął go w wargi, delikatnie przygryzając. Sapnąłem, przykładając dłoń do buzi. Jednak w chwili, gdy dłoń chłopaka powędrowała do mojego krocza, poderwałem się gwałtownie do góry.

- Nie ruszaj się - nakazał spokojnie, popychając mnie do tyłu.

Prędko chwyciłem go za twarz, przyciągając do namiętnego pocałunku. Robiłem wszystko, aby tylko odwrócić jego uwagę od mojego przyrodzenia. Na szczęście udało się. Jęknął mi w usta zrezygnowany, napierając mocniej na moje biodra.

Byłem niesamowicie podniecony. Przyjemne ciepło w podbrzuszu, pomału spychało mnie w kierunku krawędzi.

Po chwili rozłączyłem nasze usta, odwracając speszony wzrok.

- Co jest? - spytał zaniepokojony chłopak.

- Czekaj, bo... - nie dokończyłem, przygryzając dolną wargę. Niekontrolowanie spaliłem buraka.

- Gumball...

- Chyba mi stanął...

Hej, hej, hej! Jest i nowy rozdział ^^ Wszelkie zażalenia co do kończenia rozdziału w takim momencie... No cóż... Możecie wyżyć się w komentarzach XD Ale pamiętajcie, że robię to wszystko dla waszego dobra ;*

Do następnego <3

*wychodzi jak najszybciej, a ominąwszy leżącą na ziemi puszkę myśli: "Przecież oni mnie zabiją!"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top