Rozdział 14

Perspektywa Marshalla

- Jak to... Był tutaj?!

- Był i cię szukał... - mruknęła dziewczyna.

- Jak wyglądał?

- Niski, różowe włosy... Wystarczy? Jak mu powiedziałam, że obsługujesz faceta, to nie wyglądał na zadowolonego...

- Dlaczego go nie zatrzymałaś?! - spytałem z wyrzutem, opierając łokcie na blacie.

- Marshall, pierwsza zasada tego lokalu mówi, aby zostawiać życie prywatne w domu...

Westchnąłem, kierując się w stronę wyjścia. Nie chciałem słuchać ani jej ani nikogo więcej. Nie obchodziły mnie żadne reguły... w przypadku Gumballa.

Co robił? Gdzie teraz był? Dlaczego postanowił mnie znaleźć akurat teraz?! Te pytania męczyły mnie przez całą drogę do domu. Odruchowo wyjąłem z kieszeni klucz. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że drzwi są uchylone. Zaniepokojony przekroczyłem próg mieszkania. Od razu uderzył mnie ostry zapach alkoholu, a chwilę później usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła.

- Szlag... - dobiegł do mnie doskonale mi znany głos.

Zaskoczony nawet nie zdejmując z siebie kurtki, wślizgnąłem się do kuchni. Niska postać w czarnej bluzie stała na samym środku pokoju tyłem do mnie. Chłopak mamrocząc coś pod nosem, oparł dłonie na biodrach.

- Ty... dupku... - wyszeptał.

Nie zastanawiając się dłużej podszedłem do niego od tyłu. Nie odwrócił głowy. Zupełnie jakby kaptur i alkohol całkowicie przytłumiały dźwięki. Delikatnie objąłem przyjaciela w pasie, na co ten spiął maksymalnie wszystkie swoje mięśnie. Skamieniał, nadal się nie obracał.

- Kto jest dupkiem? - spytałem, ściągając kaptur z jego głowy i odsłaniając różowe, rozwichrzone kosmyki. Przeczesałem jedną dłonią jego włosy.

- Ty jesteś dupkiem... - oznajmił niemrawo, nadal nie racząc mnie spojrzeniem. - ... Dlaczego przespałeś się z innym... skoro miałeś poczekać na mnie...?

Miałem poczekać? Czy była szansa, że w ogóle mogłem czekać? Gumball ewidentnie miał na mnie ochotę.
Pochyliłem się, aby zobaczyć bok jego twarzy. Ten jednak uparcie wpatrywał się w ścianę przed nami.

- Nie spałem z nim... - mruknąłem z zadowoleniem, po czym przyłożyłem usta do jego jasnej szyi.

- Dlaczego?

- Bo pomyślałem wtedy o tobie...

Prędko chwyciłem jego dłoń, unosząc ją do góry. Przyjaciel pierwszy raz od kilku minut zerknął na mnie kątem oka, gdy złączyłem nasze palce. Po chwili powoli obrócił się w moją stronę. Nie zdążyłem nawet wziąć inicjatywy w swoje ręce, czując jak przyciąga mnie do siebie, chwytając za materiał kurtki. Gumball złączył nasze usta na dosłownie chwilę. Znów poczułem mocną woń alkoholu, a mimo to, zapragnąłem brnąć w to dalej.

- Marshall, pocałuj mnie tak jak wtedy... - poprosił, przygryzając dolną wargę.

- Teraz? - spytałem zaskoczony, mimowolnie obejmując jego twarz.

- Teraz... tak bardziej... intymnie... - wyszeptał, sunąc dłońmi wzdłuż mojej tali.

Jego łapczywe spojrzenie wprawiało mnie w obłęd!

- Nie zrobię tego, gdy jesteś pijany - zaprzeczyłem kategorycznie, kręcąc głową. - Chciałbym żebyś pamiętał...

Perspektywa Gumballa

- Ale ja nie chcę zaprzestać na dzisiaj... - mruknąłem bez zastanowienia.

Nie wiedziałem co robię, ale w tej chwili miałem na niego tak ogromną chcicę! Nie widzieliśmy się od miesiąca i brakowało mi jego dotyku.

- Otwórz usta... - zamruczał chłopak, przyciągając mnie do siebie jeszcze mocniej. Posłusznie wykonałem jego prośbę.

Zamknąłem oczy w chwili, gdy jego język wtargnął do mojej buzi. Chłopak złapał mnie za biodra, popychając na krawędź stołu. Sunąc językiem wzdłuż mojego podniebienia, muskał moje wargi. To było coś... niesamowitego! Podniecającego, a zarazem zbliżającego. W tej chwili byliśmy tylko ja i on. Nie mogłem zrozumieć, jak byłem w stanie mu wtedy przerwać.

Bez namysłu zarzuciłem ręce na jego szyję, w chwili gdy sam niepewnie wprawiłem swój język w ruch. Wampir tylko uśmiechnął się przez pocałunek. Połączyliśmy się we wspólnym tańcu i walce o dominację. Po krótkiej chwili wahania usiadłem na blacie, po czym chwyciłem chłopaka za biodra i mocnym, pewnym ruchem przyciągnąłem go do siebie. Sapnął cicho przez pocałunek, wplatając palce w moje włosy. Stanął dokładnie między moimi nogami. Gwałtownie rozłączyłem nasze usta, czując jego wzwód. Zerknąłem w dół, ciężko oddychając.

- Tęskniłeś... - mruknąłem, sunąc dłońmi wzdłuż jego klatki piersiowej. Zjechałem palcami niżej. W końcu zahaczyłem o skórzany pasek od jeansów chłopaka.

- A ty tęskniłeś? - spytał, po czym cmoknął mnie przelotnie w usta.

- Nie musisz pytać, żeby się dowiedzieć... - sapnąłem napierając na niego biodrami.

Perspektywa Marshalla

Poczułem, że już jest twardy. Gumball zerknął na mnie pożądliwym spojrzeniem, a w jego oczach dostrzegłem błysk podniecenia.

- Pomogę ci... - szepnął, bez ostrzeżenia rozpinając mój rozporek. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, chwytając go za dłonie.

Jego codzienna nieśmiałość została przyćmiona złudną pewnością siebie. A wszystko to przez promile alkoholu krążące w jego żyłach. Nie podobała mi się ta sytuacja. Wolałem, aby zaczął się czerwienić, jak miał w zwyczaju podczas każdego naszego choćby najmniejszego zbliżenia. Co nie zmieniało, że ogromnie się podnieciłem.

- Nie chcesz? - spytał, sunąc nosem po mojej szyi.

Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć, gdy przyłożył usta do mojej skóry i lekko się na mniej zassał.

- Tego nie powiedziałem... - oznajmiłem nieśmiało, odchylając głowę do tyłu.

- A więc... Co z tym zrobimy? - mruknął zachęcająco, zerkając
na moje usta.

- Nic.

Perspektywa Gumballa

Ze zdziwieniem patrzyłem jak chłopak odrywa się ode mnie. Ciepło, które jeszcze chwilę wcześniej mi dostarczał odpłynęło tak szybko, jak się pojawiło. Zeskoczyłem z blatu, przekrzywiając głowę w bok.

- Co ty robisz? - mruknąłem niezadowolony w chwili, gdy chłopak stanął w drzwiach. Odwrócił się mozolnie w moją stronę, unosząc do góry jedną brew.

- Porozmawiamy o tym, jak wytrzeźwiejesz...

- Marshall, chyba mnie z tym nie zostawisz samego?! Wiesz, że nigdy nie robiłem sobie dobrze! - warknąłem odpychając się od stołu.

Niestety jego już nie było. Wyszedł jeszcze zanim zdążyłem wypowiedzieć całe zdanie. Prychnąłem pod nosem zażenowany, po czym przetarłem spoconą twarz.

*

Perspektywa Marshalla

Noc minęła praktycznie jak każda. Rozmyślania o Gumballu dręczyły mnie dopóki mimowolnie nie przysnąłem ze zmęczenia. Obudziłem się z jednym pytaniem. Czy on nadal jest w moim domu? Cicho wyszedłem z pokoju, po czym skierowałem się do salonu. Momentalnie przystanąłem, dostrzegając szczupłą postać, która przykryta jedynie cienkim kocem leżała na mojej kanapie. Podszedłem bliżej, starając się stąpać jak najciszej. Dostrzegłem jego różową twarz. Jego policzek był mocno wbity w jedną z poduszek przez co usta miał lekko rozchylone.

- Marshall... - wymamrotał przez sen, zmieniając położenie ręki, która momentalnie powędrowała w stronę twarzy i oparwszy ją na bladym czole, wplótł palce w różowe kosmyki.

Mimowolnie przykucnąłem przed kanapą, aby po chwili usiąść po turecku. Przypominając sobie zdarzenia z wczorajszego wieczoru, przygryzłem dolną wargę. Czy nie potraktowałem go zbyt surowo? W końcu to z mojej winy się upił...

Ostrożnie pochyliłem się nad chłopakiem, aby chwycić w palce jego drobną dłoń. Przyjrzawszy się jej z bliska, złożyłem na niej delikatny pocałunek. Był taki chłodny. Noc na kanapie w nieogrzewanym salonie zdecydowanie nie wpłynęła dobrze na jego organizm.

Gwałtownie otworzyłem wcześniej przymknięte oczy w chwili, gdy przyjaciel poruszył się niespokojnie. Budził się. Bez speszenia pozostałem w tym samym miejscu, nawet nie myśląc o tym, aby puścić jego dłoń. Po chwili zerkały na mnie zamglone, malinowe tęczówki. Gumball spojrzał mi w oczy, uśmiechając się lekko zaskoczony.

- Dzień dobry, księżniczko... - wyszeptałem, obejmując drugą dłonią jego policzek.

- Czyli to nie był sen... - mruknął, uśmiechając się rozbrajająco. - ... Naprawdę urwałem się z zamku... Jezu, jak łeb mnie boli - jęknął, przymykając oczy. - Piłem?

- Piłeś... z zazdrości...

Przyjaciel podniósł na mnie oczy zaskoczony, a na jego policzkach wykwitły soczyste rumieńce.

Perspektywa Gumballa

- Rozpędziłeś się wczoraj - ciągnął dalej wampir. - Włamałeś się do mojego domu, po tym jak... - niespodzewanie przerwał.

Powoli przypomniałem sobie wczorajsze zdarzenia. Do czynów prowadziła mnie chęć poczucia jego dotyku... Jednak, gdy dowiedziałem się, że ten dotyk nie jest zarezerwowany tylko dla mnie...

- Pamiętam... - mruknąłem, przysiadając. Przetarłem twarz, biorąc głęboki wdech.

- Do niczego między mną a nim nie doszło - oznajmił chłopak.

- Spokojnie... Przecież masz prawo... - mruknąłem niepewnie, zdając sobie sprawę, że sam sobie zaprzeczam.

Zazdrość - to coś, czego się wstydziłem. Nietrudno było ją wykryć. Kiedy dowiedziałem się, że Marshall jest z innym, targały mną różne emocje. Raczej te złe. Nie wiadomo dlaczego, ale nie mogłem znieść myśli, że mój przyjaciel mógłby poświęcić więcej uwagi jakiemuś innemu ciału niż moje. Było to bardzo samolubne z mojej strony... A jednak byłem po prostu zazdrosny!

- Co wczoraj robiliśmy? - spytałem, podkulając kolana pod brodę. - Tylko proszę, mów szczegółowo...

- Pocałowałeś mnie... I w sumie później robiliśmy to dość długo i bardziej... intymnie...

- Podnieciliśmy się?

Chłopak tylko kiwnął twierdząco głową, po chwili kładąc ją na oparciu kanapy.

- Zaproponowałeś, że zrobisz mi dobrze... - dodał nieśpiesznie przyjaciel, uśmiechając się pod nosem i przekrzywiając twarz w moją stronę.

Na jego słowa poczerwieniałem z zawstydzenia, wyobrażając sobie wiele scenariuszy. Po alkoholu zachowywałem się zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Normalnie nigdy nie zaproponowałbym czegoś takiego! Prędko schowałem twarz w ramionach, czując, że palę się ze wstydu. Jęknąłem zażenowany, zastanawiając się jak długo jeszcze zamierzam przegrywać.

- Ej, skarbie - usłyszałem głos chłopaka. Po chwili poczułem jak jego dłoń chwyta moją brodę, unosząc ją do góry. Zmusił mnie do spojrzenia w swoje oczy, mimo że natarczywe próbowałem odwrócić wzrok. - Nie pozwoliłem ci na to...

- Co? - spytałem zaskoczony, unosząc brwi. - Jak to nie...

- Nie byłeś sobą, a ja nie chciałem podejmować decyzji pod twoją niobecność.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie skorzystałeś z okazji tylko z powodu mojej nieświadomości?

- Zrobiłem to, ponieważ wiem, że niegdy byś tego nie chciał...

Perspektywa Marshalla

Na swoje własne słowa momentalnie posmutniałem. Taka była prawda. Gumball nigdy nie posunąłby się tak daleko.

Kiwałem twierdząco głową. Po chwili książę wykonał gest, którego się zupełnie nie spodziewałem. Na jego twarzy wykwitł uradowany uśmiech, a po chwili jego usta same powędrowały do moich warg. Chłopak musnął je zalotnie, po czym przyłożył dłoń do mojego karku, przyciągając mnie do siebie. Przymknąłem oczy, kładąc dłoń na jego biodrze.

- Jesteś niesamowity... - szepnął przez pocałunek. Zamurowało mnie. Oderwałem się od niego na dosłownie chwilę, aby objąć spojrzeniem całą jego twarz. - ... Nie mogę uwierzyć, że udało nam się dobrnąć w takie bagno - zaśmiał się szczerze.

- Mógłbym brnąć wszędzie... ale tylko z tobą... - szepnąłem, obejmując palcami jego policzek.

W końcu nie mogąc się powstrzymać popchnąłem go do tyłu. Gumball z siadu znalazł się w pozycji leżącej. Prędko wpiłem się w jego usta, w chwili gdy on zatopił palce w moich włosach.

- I spróbuj tylko powiedzieć, że to bezuczuciowe pocałunki... - wysapałem w przerwie na wzięcie oddechu.

- Istnieją pocałunki bez uczuć... - mruknął niepewnie chłopak, zerkając mi w oczy.

- Nie w naszym przypadku - oznajmiłem, po czym znów złączyłem nasze wargi.

Gumball świadomie zaczął błądzić dłońmi po moim ciele. Po chwili poczułem, jak podwija moją koszulkę, aby zacząć muskać palcami skórę pod nią. Sapnąłem mu prosto w usta, czując jak dreszcze drażnią się z każdą częścią mojego organizmu.

- W której szafce trzymasz kakao? - na doskonale znajomy nam głos momentalnie oderwaliśmy się od siebie.

Prędko podniosłem się do góry, przysiadając na biodrach przyjaciela. Z ciężkim oddechem, przekrzywiłem głowę w stronę dziewczyny.

- Nad zlewem - mruknąłem, przecierając twarz dłońmi. Zerknąłem z góry na Gumballa, który aktualnie przyciskał do twarzy jedną z poduszek. - Jeśli mogę wiedzieć... Ile już tu jesteś?

- Szukałam Gumballa... - oznajmiła Fiona, nonszalancko opierając się o framugę drzwi. - ... Wiedziałam, że jest tutaj, więc przyszłam kilka minut temu, ale byliście sobą zajęci... - blondynka uśmiechnęła się pod nosem. - ... No i chciałam zrobić sobie kakao...

Westchnąłem. Mimowolnie niespokojnie poruszyłem biodrami, na co przyjaciel jęknął prosto w poduszkę.

Mozolnie odsunął materiał od twarzy, zerkając na mnie zawstydzony. Jego policzki były pokryte soczystymi rumieńcami.

- Nie rób tak... - poprosił zmieszany.

- Jak? - zaśmiałem się pod nosem. Naszła mnie nagła ochota na podroczenie się z nim. - Tak? - w tej chwili znów niespokojnie się poruszyłem, napierając na jego krocze.

- Przestań! - zawołał, próbując podnieść się do siadu, niestety bezowocnie. Opadł na dół, mierząc mnie groźnym spojrzeniem. Mimo to wyglądał na podnieconego.

Fiona tylko parsknęła śmiechem, przeczesując grzywkę, wystającą spod czapki.

- To żenujące... - mruknął przyjaciel, jeszcze mocniej się czerwieniąc.

- Nie przeszkadzajcie sobie... - mruknęła dziewczyna, aby po chwili znów zniknąć w kuchni.

Perspektywa Gumballa

Spojrzałem na Marshalla wyczekująco. Ten tylko uśmiechnął się zwycięsko, po czym nachylił się nade mną i złożył na moich ustach przelotny pocałunek.

- Książę! - znów oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni, słysząc krzyk. Zmachana Cake właśnie wbiegła do salonu.

Marshall zszedł ze mnie, aby przysiąść na kanapie.

- Oblężyli zamek! - wysapała kotka. Na jej słowa gwałownie podniosłem się z miejsca.

Głowa Fiony momentalnie wychyliła się z pomieszczenia obok.

- Nie było mnie przez jedną noc... - mamrotałem, podchodząc do wieszaka, aby chwycić w dłonie kurtkę.

- Zachowajmy spokój! - oznajmiła blondynka. - Uda nam się odeprzeć atak, jeśli szybko dotrzemy na miejsce...

- Pomogę wam... - na słowa Marshalla, odwróciłem się w jego stronę. - ... Mogę się przemienić...

- Nie, ty zostajesz w domu i starasz się nie zrobić sobie krzywdy... - oznajmiłem kategorycznie, zakładając buty. - Z resztą... w postaci niewielkiego nietoperza nie dasz rady pokonać zbyt wielu ludzi...

- Och, książę, uwierz mi, że w tej kwestii nieco się rozwinąłem...

Hej, hej, hej! I mamy następny rozdział ^^ Przepraszam za długą nieobecność, ale przez tydzień byłam poza domem, zasięgu brak i no... ciężko było XD Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu, a na razie się z wami żegnam ;*

Do następnego ^^

*odchodzi, potykając się o krzesło

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top