•,° 5: Family

Był pewien, że najgorsze miał już za sobą. Wyznał przyjaciołom prawdę. Powiedział swojemu chłopakowi co mu leżało na sercu. Zaakceptowali go. Myślał, ze już nic nie może pójść źle.

Tak bardzo się mylił.

Najgorsze dopiero miało nadejść i poczuł to gdy zbliżał się do swojego domu. Nagle ogarnął go strach. Zaczął robić coraz wolniejsze kroki odwlekając w czasie spotkanie z rodzicami, lecz to nic nie zmieniało. Z każdym ruchem czuł narastający niepokój. Choć w głębi duszy miał nadzieję, że rodzice zareagują pozytywnie, bał się odrzucenia. Bał się, że wyrzucą go z domu. W jego głowie zaczął pojawiać się obraz obelg rzucanych przez jego matkę, w stronę chłopaka i choć był to częsty widok, to wiedział, że dopiero teraz naprawdę by go uderzyły. Kochał swoich rodziców i miał świadomość, że oni kochali go, jednak jak wiele mogła przeżyć ta miłość wynikająca z przywiązania?

Bo czy naprawdę uczucie pomiędzy nimi można było nazwać miłością? Czy uczucie pomiędzy jakimikolwiek rodzicami, a dziećmi można nazwać czymś innym niż przywiązaniem? W końcu potomkowie starszych znali swoją rodzinę od dnia narodzenia. Była ona z nimi zawsze, więc było to czymś w rodzaju przyzwyczajenia, a człowiek po latach przywiązuje się do tych z którymi jest. Nie jest to już czysta miłość, nieprawdaż? Tak samo było w tym wypadku.

W takim razie: czy to przywiązanie było wstanie zostać nienaruszone po wyznaniu Bakugou?

Nie wiedział tego. Właśnie to go przerażało najbardziej. Myśl o odrzuceniu przez własnych opiekunów była wręcz na swój sposób przerażająca. Jednak nie powinien od razu zakładać najgorszego, prawda? Stanął na środku chodnika, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Chwile stał tak uporządkowując swoje myśli, a gdy już choć odrobinę się uspokoił ruszył pewniejszym krokiem w stronę domu rodzinnego.

Otworzył metalowym kluczem furtkę, a następnie zapukał do drzwi wejściowych. Już po chwili przed oczami ukazał się mu brązowowłosy mężczyzna uśmiechający się delikatnie do syna. Wpuścił go do środka, ówcześnie się z nim witając. Zaczął rozmowę, na temat tego, jak bardzo byli zaskoczeni wiadomością Kasumi, że przyjdzie do nich na obiad. W głowię Masaru zabrzmiało to jak zażalenie, że czerwonooki w ogóle do nich przyszedł, więc przeprosił go szybko, na co blondyn machnął tylko ręką. Przywitał się również z rodzicielką, która nakładała niedawno przygotowane dania na talerz. Zasiedli do stołu i jedli w ciszy, którą starał się od czasu do czasu przerwać ciemnooki.

— O czym chciałaś z nami porozmawiać? — Blondyn uniósł brew. — Kasumi, nie wmówisz mi, że chciałaś sobie po prostu zjeść sobotni obiadek z rodzicami. — Mitsuki przewróciła oczami. — Co masz zamiar nam powiedzieć?

— Jesteś w ciąży? — Mężczyzna przeraził się, a Kasumi zakrztusił się ryżem, który właśnie spożywał.

— Co? — To było wszystko co potrafił z siebie wykrztusić. Patrzył się raz zszokowany to na matkę, to na ojca nie rozumiejąc skąd coś tak głupiego mogło im przyjść do głowy.

— To jedyne co nam przychodzi do głowy. Jesteś taka poważna, Kasumi. Nawet nie krzyczysz dzisiaj! Co cię martwi? — Mitsuki popatrzyła się na chłopaka zmartwiona. Westchnął cicho patrząc się w talerz makaronu.

Tak naprawdę nie chciał zaczynać tej konwersacji. Bał się. Ostatnie dni nie były wypełnione niczym innym jak strachem. Choć początkowo był on niewielki z dnia na dzień zwiększał się, a Bakugou próbował oszukać samego siebie, że wszystko jest w porządku. Dopiero gdy musiał się zmierzyć twarzą w twarz z potworem, pod postacią jego rodziców, zrozumiał jak wielki i przytłaczający był strach, który się w nim zrodził. Wiedział, ze nie pozbędzie się go póki nie powie co mu leży na duszy. To właśnie w tym wszystkim było najgorsze. Nie potrafił okazywać uczuć. Nie ustnie. Dlatego wyciągnął z kieszeni, małą pogniecioną kopertę i wręczył ją im, nakazując aby natychmiast przeczytali jej zawartość.

Drodzy Rodzice.

Pisze ten list gdyż nie umiem wyrażać uczuć słownie. Obawiam się, iż wyszłaby z tego paplanina niepotrzebnych słów. Zapewne skończyłoby się to kłótnią zanim by cokolwiek się zaczęło, dlatego postawiłem na takie, a nie inne rozwiązanie. Na samym początku pragnę was poprosić abyście przeczytali ten list do końca.

Jestem wam wdzięczny za to co dla mnie zrobiliście. Wychowaliście mnie na kogoś, kto się nie wstydzi siebie. Kogoś kto jest pewny swojego i nie obawia się innych. Między innymi to właśnie dzięki wam stałem się tą osobą, którą jestem. Może to nie najlepszy komplement patrząc na to co mam wam dalej do powiedzenia, ale dla mnie znaczy to naprawdę wiele. Prawdopodobnie jest to najbardziej szczera rzecz jaką przeczytacie, lub nawet usłyszycie ode mnie. Jest to dla mnie naprawdę ważne, dlatego nie skreślajcie mnie wraz z tym co tu napisze.

Od czasów gimnazjum nie czuję się dobrze sam ze sobą. Moje piersi mi przeszkadzały, a wzrok chłopaków na nie skierowany obrzydzał. Zacząłem wstydzić się swojego ciała, choć nie bardzo to wtedy rozumiałem. Wszystko co nie było spodniami na dole mojej garderoby wprowadzało mnie w uczucie dyskomfortu. Myślę, że nienawidziłem ludzi wokół siebie właśnie dlatego, że nie potrafiłem pierw pokochać siebie. Jak mogę zrozumieć kogoś innego, skoro nie rozumiem samego siebie, czyż nie?

Aż w końcu, jakiś czas temu pojawiła się osoba, która pomogła mi zrozumieć kim tak naprawdę jestem. Mina Ashido to dziewczyna z mojej klasy, która sprawiła, że zaakceptowałem siebie tym samym sprawiając, że zyskałem wsparcie w kimś. W osobie dla mnie ważnej. Mam nadzieję, że wy również mnie zaakceptujecie.

Przejdę do sedna.

Mamo, tato. Jestem osobą transpłciową. Co to znaczy? Nie identyfikuje się ze swoją płcią biologiczną. Prościej mówiąc: jestem mężczyzną. Nie czuję się kobietą. Nie chcę nią być. Czuję się okropnie ze swoim ciałem i z tym, że wszyscy biorą mnie za"płeć piękną". Chciałbym abyście zwracali się do mnie zaimkami męskimi oraz abyście zrozumieli, że tak naprawdę nigdy nie byłem waszą "córeczką".

Wciąż kochacie mnie tak mocno jak wcześniej czy się mną brzydzicie?

~Kasumi

Patrzył się niepewnie na rodziców, którzy przyswajali to, co przed chwilą przeczytali. Spojrzeli się na siebie jakby pytając "czy widzisz to samo co ja?". Kasumi przełknął dość głośno ślinę, czując co zaraz najprawdopodobniej nadejdzie: krzyk, płacz i zawód. Zaczął pomału żałować swojej decyzji. Był gotowy w każdej chwili wyjść z domu i nigdy nie wrócić. W końcu jaki sens miało mieszkaniu z ludźmi, którzy nie potrafili pokochać jego prawdziwego "ja". Próbował ukryć negatywne emocje pomału się w nim kumulujące pod maską obojętności. Żył w głupim przekonaniu, że "prawdziwi mężczyźni nie płaczą". Do tego nie chciał pokazywać swoich prawdziwych uczuć osobom, które miały go za chwilę wyśmiać.

— Kocha- — zaczęła blondynka, jednak nie było jej dane dokończyć gdyż głos zabrał jej mąż.

— Co ty sobie wyobrażasz, Kasumi!? Urodziłaś się kobietą, posiadasz piersi oraz układ rozrodczy kobiety! Co to za jakiś głupi wymysł!? Jakaś nowa moda się zrobiła! Nie rozśmieszaj mnie. To jest jakiś absurd. Widzę przed sobą piękną, dojrzałą kobietę, która w przyszłości będzie mieć kochanego męża i dzieci. Ty jesteś normalna. Wychowaliśmy cię na porządną osobę, dlaczego więc wygadujesz teraz takie bzdury?

Blondyn zacisnął mocniej pięści i popatrzył się na ojca z mordem w oczach. Po chwili uśmiechnął się rozczarowany i zagryzł wargę, ówcześnie prychając. Wstał od stołu cały czas patrząc się w ciemne tęczówki ojca.

— Tak długo jak nie zaakceptujesz tego, że nigdy nie miałeś córki tylko syna, nie masz dziecka. Wolę żyć bez rodziców, wśród ludzi, którzy mnie rozumieją, niż z kimś takim jak wy. — Chłodny głos nastolatka był przeszywający. Rzucił ostatnie, pewne spojrzenie ojcu i ruszył ku drzwiom aby wyjść z domu.

Założył szybko buty i opuścił miejsce, w którym nie miał wsparcia. Początkowo szedł pewnym, szybkim krokiem, lecz czym dalej był od swojego miejsca zamieszkania tym bardziej zwalniał. Do oczu zaczęły napływać mu łzy, a już po chwili znalazły ujście, spływając po policzkach Bakugou. Nie minęła jednak minuta, a chłopak poczuł dłoń na ramieniu, sprawiając tym samym, że się odwrócił. Jego oczom ukazała się Mitsuki tak samo zapłakana. Przytuliła Kasumi do siebie i zaczęła gładzić uspokajająco po głowie. Siedemnastolatek zrezygnowany oddał się drobnej pieszczocie.

—Kasumi... — zaczęła delikatnie kobieta. — Dla mnie zawsze będziesz moim dzieckiem. — szepnęła. — Jest to dla mnie dość dziwne, ale jeśli tak jesteś szczęśliwy i tak czujesz się dobrze to nie mam zamiaru ci wmawiać, że to złe. Daj mi trochę czasu aby się przyzwyczaić, bo nie obiecuję, że od początku będę mówić do ciebie w formie męskiej. — Odsunęła delikatnie młodego bohatera od siebie aby na niego spojrzeć i uśmiechnęła się do niego delikatnie. — Jesteś moim synem, będę cię wspierać i kocham cię nad życie.

To były najpiękniejsze słowa jakie blondyn mógł usłyszeć od czerwonookiej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top