33. List do króla
♛♛♛♛♛
Louis
- Czy Harry napisał jakiś list? - zapytałem, siedząc przy dużym stole w jadalni.
Właśnie miałem jeść swoje śniadanie. Towarzyszyły mi moje siostry, Liam oraz mój najlepszy przyjaciel Zayn. Nie przeszkadzało mi to, że ostatnia dwójka nie pochodziła z królewskich rodzin. Byli moimi przyjaciółmi, a cała ta etykieta, której musiałem przestrzegać była uciążliwa. Teraz kiedy byłem królem, nikt nie mógł mi czegoś nakazywać. Zapewne moje posiłki spożywane w towarzystwie niżej urodzonych były tematem rozmów na targach. Raz słyszałem służącą, która szeptała o tym przy pałacowych schodach.
- Niestety nie, Wasza Wysokość - zaprzeczył Liam.
- To już piąty dzień - westchnąłem, sięgając po kielich z wodą. - Martwię się o niego, co jeśli...
- Nawet tak nie myśl - przerwał mi ostro Zayn. - Nie zakładaj najgorszego, może po prostu... jest zajęty?
- Nie znalazłby czasu na napisanie krótkiego listu? - zmarszczyłem brwi, kręcąc głową.- A może masz rację...
Brak wiadomości od Harry'ego nie musiał wcale oznaczać, że coś mu się stało. Prawdopodobnie miał mi za złe pozostanie w ojczystym kraju. Już na samym początku naszej znajomości pałał do mnie nienawiścią. Teraz go zdenerwowałem i nie chce mieć z moją osobą nic wspólnego. Ale nie mam co do tego pewności. Może statek zaatakowali piraci? Na morzu może się wszystko zdarzyć.
Gdy posiłki zostały przyniesione, porzuciliśmy temat, jedząc w spokoju. Po posiłku poprosiłem Liama, aby chwilę ze mną został. Po zapewnieniach Harry'ego wiedziałem, że mogę mu ufać. Niestety we własnym kraju miałem tylko siostry i Zayna, którym mogłem powierzyć swoje sekrety bez obaw, że je rozgadają. Wraz z wyjazdem króla urzędnicy i baronowie zaczęli się prześcigać w pomysłach zdobycia władzy i majątku. Nie potrafiłem nad tym zapanować. Francja potrzebowała godnego władcy, nie ślepego księcia, lecz na niego musiała jeszcze trochę poczekać.
- W czym mogę pomóc, Wasza Wysokość? - odezwał się szatyn, siedząc wciąż w tym samym miejscu.
- Napiszesz list do króla - odparłem, poprawiając się na krześle. - Do Harry'ego.
- Oczywiście - zgodził się. - Pójdę tylko po pergamin i pióro.
Krzesło zaszurało, kiedy się podnosił. Następnie słychać było jego ciężkie kroki i odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. Podczas jego nieobecności starałem się ubrać myśli w słowa. Co chciałbym napisać do własnego męża? Czy jeszcze raz przeprosić i wyznać powód, dla którego tu zostałem? Ale on wiedział. Zapewnił mnie, że rozumie i nie jest na mnie zły, lecz czy na pewno?
Gdy Liam wrócił z potrzebnymi rzeczami, usiadł bliżej mnie. Rozłożył pergamin i czekał, aż zacznę mówić. Nabrałem głęboko powietrza, wydychając je ciężko. Nie potrafiłem się skupić. Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie.
- To nie będzie list ode mnie - powiedziałem na wstępie. - Chcę, abyś napisał go w swoim imieniu. Pisz, co tylko chcesz, lecz zapytaj o jego samopoczucie i sytuację w kraju. Muszę wiedzieć, czy Harry bezpiecznie dotarł do ojczyzny.
- Tak zrobię - zgodził się i przez kilkanaście minut słyszałem tylko odgłos skrobania pióra o pergamin i ciche westchnięcie Liama.
Siedziałem cierpliwie i czekałem aż skończy. Nie pospieszałem go. Dziś nigdzie się nie spieszyłem ani nie musiałem widzieć się z żadnym z urzędników. Miałem czas dla siebie.
- Gotowe - powiedział mężczyzna. - Czy mam to przeczytać?
- Nie - odparłem. - Zanieś go do posłańca. Jeszcze przed obiadem chciałbym udać się do portu.
- Byłbym zaszczycony, gdybym mógł eskortować Waszą Wysokość - powiedział od razu.
- Potrzebuję dziś towarzysza, nie eskorty - powiedziałem po chwili. - To ja byłbym zaszczycony, gdybyś zechciał poświęcić swoje przedpołudnie na znoszenie mojego towarzystwa.
- Jak tylko odniosę list, będę gotowy do wyruszenia.
Po raz kolejny wstał od stołu i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Sam również to zrobiłem, przytrzymując się blatu stołu.
- Liam? - zawołałem go, przez co się zatrzymał. - Kiedy nie ma służących i poddanych nie musisz mnie tytułować.
- To nie będzie w porządku - odezwał się. - Jesteś moim królem, tak nie wypada...
- Zayn tak się do mnie zwraca, jest moim przyjacielem, tak samo jak ty - zauważyłem. - Nie musisz się również krępować przy moich siostrach.
- Zayn to twój przyjaciel od zawsze... Ale postaram się - obiecał. - Louis.
Uśmiechnąłem się na ten ostatni wyraz i już dłużej go nie zatrzymywałem. Umówiliśmy się przed pałacem. To tam mieliśmy spotkać się i wyruszyć do portu. Zayn przez cały dzień był zajęty pomaganiem w kuchni. Wiedziałem, że nie potrafiłby mi odmówić, gdybym zapytał go o towarzyszenie mi podczas wizyty w porcie, dlatego też mu tego nie proponowałem. Nie znosił długich podróży.
Powoli zacząłem kroczyć w stronę wyjścia, licząc kroki. To było niesamowite z jaką łatwością przemieszczałem się po korytarzach zamczyska. W końcu tu się wychowywałem.
***
- Jesteś pewien, że się nie zgubiliśmy? - zapytałem. - Mógłbym przysiąc, że mijaliśmy tę grupę skrzeczących mew jakieś pięć razy.
- Nie, Wasza Wysokość - zapewnił z rozbawieniem Liam. - Dużo tu statków, na których siedzą te ptaszyska. Czy mogę zapytać jaki jest cel tej dzisiejszej wizyty?
- Plotki - odparłem. - Tutaj jest zawsze dużo marynarzy i rybaków. To od nich można dowiedzieć się o większości wydarzeń, jakie dzieją się na morzu. Wieści szybko się rozchodzą.
- Rozumiem.
Przeszliśmy nieco dalej. Zaparło mi dech w piersi, kiedy poczułem mocne popchnięcie. Przewróciłem się na ziemię, brudząc swoje spodnie w błotnistej kałuży. Moje dłonie nieco się pościerały i delikatnie piekły. Nie rozumiałem, co przed chwilą miało miejsce. Ktoś mnie potrącił, ale dlaczego? Nie musiałem się długo nad tym zastanawiać, gdy do moich uszu dobiegł odgłos krzyżujących się mieczy. Padło kilka przekleństw i ciężkich sapnięć.
- Cofnij się, albo będę zmuszony cię zabić! - krzyknął do kogoś Liam.
Powoli podniosłem się na nogi i otrzepałem dłonie. Byłem zdezorientowany. Nie mogłem zobaczyć co się dzieje. Jedynie szczęk ostrzy utwierdzał mnie w przekonaniu, że ktoś nas zaatakował, a Liam właśnie uratował mi życie. Potyczka przyciągnęła tłum gapiów.
- Co się dzieje? - zapytałem wystraszony. - Liam?
- Nie ruszaj się z miejsca - odparł, ciężko dysząc z wysiłku.
- Ale...
Głośny jęk bólu przerwał moje pytanie. Zamilkłem i nasłuchiwałem. Nadeszło jeszcze kilka uderzeń miecza, a odgłos ciężkich, oddalających się kroków ogłosił porażkę napastnika. To zajście trwało kilka minut, lecz dla mnie niewiedza i strach o przyjaciela były okropne. Gdy Liam stanął przede mną, chowając broń, tłum gapiów powoli zaczął się rozchodzić zawiedziony, że nikt nie zginął.
- Co się stało? - zapytałem.
- Ktoś próbował cię zaatakować, lecz mu to udaremniłem - odparł. - Powinniśmy jak najszybciej wracać. Mówiłem, że podróż bez eskorty to bardzo zły pomysł. Mogą nadejść następni i...
Dalej go nie słuchałem. Ktoś z tłumu ludzi powiedział coś, przez co moje serce zamarło. Całe ciało przeszedł zimny dreszcz i przez moment zapomniałem, jak się oddycha.
- ,,Royal Blue'' zatonął podczas ostatniego sztormu na morzu - męski głos odbijał się echem w mojej głowie. - Przetrwało jedynie kilku marynarzy.
♣♣♣♣♣
Witajcie!
Udało wam się zostawić więcej niż 50 komentarzy pod ostatnim rozdziałem x
Co u was ciekawego się dzieje?
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top