27. Jeszcze przed naszym ślubem mi groził
♛♛♛♛♛
Louis
- Już widać ląd, panie - odezwał się Liam, przyjaciel Harry'ego.
Styles zabrał go ze sobą wraz z kilkoma innymi zaufanymi rycerzami. To oni mieli zapewnić nam bezpieczeństwo na wypadek napadu. Piraci coraz częściej pojawiali się na tych wodach. Nie mogłem przez to przestać rozmyślać o tonącym statku rodziców, o ich śmierci. Payne wraz ze swoimi słowami przerwał trwającą ciszę, którą przesiąknięte było to pomieszczenie. Statek kołysał się na falach, wywołując u mnie okropny ból głowy i brzucha. Czułem się niekomfortowo. Przy mocniejszej fali mocno zaciskałem powieki, pilnując, aby spomiędzy warg nie wydostał się cichy jęk. Wtedy dłoń króla uspokajająco ściskała tę moją.
- Dziękuję, Liam - odezwał się Harry, poprawiając się na sofie, na której obaj siedzieliśmy. - Dopilnuj wszystkiego.
Rycerz pokłonił się, co wywnioskowałem po szeleście materiału, a następnie wyszedł. Teraz znów zostaliśmy we dwóch. Towarzystwo Harry'ego podnosiło mnie na duchu. Nie chciałbym być teraz sam. Już nie płakałem. Starałem się ze wszystkich sił pozostać spokojny, godny noszenia korony.
- Jeszcze chwila i przytulisz swoje siostry - powiedział cicho.
Skinąłem głową i zacząłem się zastanawiać, jak będzie wyglądało to spotkanie. Zapewne dziewczynki się rozpłaczą i to ja będę osobą, która będzie musiała je pocieszać. Bałem się nadchodzących wydarzeń. Czekało mnie przemówienie do ludu, który już nie był mi podwładny. Następne będą rozmowy z doradcami i wybór nowego króla. Nie było wątpliwości, że najstarsza z moich sióstr zasiądzie na tronie wraz ze swoim mężem. Zapewne zorganizują najpierw ślub, a dopiero później odbędzie się koronacja. Tak było ze mną, choć w innych okolicznościach.
- Cały czas będę przy tobie, Louis - dodał Harry, ściskając moją dłoń, jak na potwierdzenie swoich słów. - Pamiętaj, że łzy nie są oznaką słabości.
- Ale król...
- Zapomnij o wszystkim, co ci mówiłem, co mówił mój ojciec. Teraz jesteś tutaj, w swoim domu - powiedział pewnie. - Dla nich jesteś francuskim księciem.
Zagryzłem dolną wargę i zacząłem myśleć o tym, co przed chwilą powiedział. Przez te kilka dni Harry zmienił się diametralnie. Stał się czuły, spokojny i choć czasem się z czymś nie zgadzał, nie sprawiał mi przykrości. Często miał inne zdanie od swojego ojca, przez co dochodziło między nimi do kłótni. Przestał ślepo wykonywać wolę byłego króla. Potrafił mu się przeciwstawić.
Gdy przybiliśmy do portu, ludzie zaczęli biegać po pokładzie. Zarzucali liny i przygotowywali się do opuszczenia statku. Chwilę temu wraz z Harrym opuściliśmy kajutę i staliśmy na drewnianych deskach pokładu. Po raz kolejny słyszałem skrzeczenie mew. Z nieba spadały zimne krople, lecz ani myślałem chować się przed deszczem.
Siostry już na mnie czekały. Z chwilą zejścia na suchy ląd, poczułem dwie pary rąk, które mocno oplotły mnie w pasie. Rozpoznałem w nich moje małe dziewczynki. Przytuliłem je mocno do siebie, wypowiadając jedynie ciche ,,wróciłem". Harry stał z boku i starał się nie przeszkadzać. Mogłem sobie wyobrazić, jak na nas spogląda i zastanawia się, co ma ze sobą zrobić. Zanim jednak się odezwałem, moje siostry odeszły ode mnie, by przywitać się ze Stylesem. Nie używały oficjalnych zwrotów, lecz potraktowały jak mnie, czyli przytuliły się do przesiąkniętego deszczem płaszcza Harry'ego, wywołując u niego jęk zaskoczenia.
Pomimo złej pogody, tłum ludzi wytrwale stał nieopodal i wykrzykiwał pozdrowienia, ciesząc się na mój przyjazd. Dopiero w powozie mogłem odetchnąć i skryć się przed zimnymi kroplami deszczu. Harry zajął miejsce obok mnie, moje siostry naprzeciw.
- Czy... był już pogrzeb? Odbyła się uroczystość? - zapytałem, starając się poprawnie ubrać myśli w słowa, lecz pod koniec zadrżał mi głos, grożąc ponownym rozpłakaniem się.
- Nie znaleźliśmy naszych rodziców - odezwała się Charlotte - Staraliśmy się ich odnaleźć, naprawdę, ale uznali, że...
Wybuch płaczu uniemożliwił jej dokończenie tego zdania. Zacisnąłem usta w wąską kreskę i pokiwałem głową. Rozumiałem to, wielu ludzi ginęło na morzu, a ciał nigdy nie odnaleziono. To tak zginął mąż Opheli. Wypłynął na morze i nie wrócił. Wiedziałem już, czemu kobieta tak bardzo przeżywała kolejne wyprawy swoich synów. Po prostu bała się, że nigdy więcej ich nie zobaczy. Tak było z moimi rodzicami, których nie dane mi było ujrzeć ponownie. Bardzo nad tym ubolewałem i miałem ogromny żal.
Usłyszałem szmer, a po chwili Felicite wdrapała się na moje kolana, mocno oplatając rękami szyję. Oparła głowę na moim barku i zaczęła cicho pochlipywać. Szeptałem jej pocieszające słowa otuchy, jednocześnie głaszcząc po długich włosach upiętych w wymyślą fryzurę, którą zrobiła jej służąca. Chciałem za wszelką cenę zabrać cały ból z moich sióstr na mnie. One nie powinny tak cierpieć, były przecież takie młode.
Deszcz rozpadał się na dobre i głośno uderzał w dach powozu. Kiedy znaleźliśmy się w zamku, nasze ubrania były przesiąknięte wodą. Felicite zaprowadziła nas do komnaty, która miała służyć nam za naszą sypialnię. To tam Harry pomógł mi ściągnąć mokrą koszulę, która przykleiła się do mojego ciała. Służący w pośpiechu dostarczyli nasze kufry z ubraniami, więc mogliśmy ubrać suchą odzież.
- Są bardzo dzielne - odezwał się Harry, przerywając ciszę, która zapadła z chwilą, gdy jako pierwszy zrzuciłem ze swoich ramion przemokniętą pelerynę. - Twoje siostry, ty zresztą też.
- Mają to po ojcu - odparłem, podwijając nieco rękawy koszuli. - On zawsze wiedział, jak zachować się w danej sytuacji, był najodważniejszym człowiekiem jakiego znam... znałem.
- Nie mogę się z tym nie zgodzić - dodał, podchodząc bliżej mnie. - Ty jesteś taką osobą.
- Nieprawda - zaprzeczyłem od razu. - Nie jestem nim, skoro boję się własnego... - urwałem kręcąc głową.
Odwróciłem się w celu podejścia do łóżka, by na nie usiąść, lecz Harry mi to uniemożliwił. Złapał mnie za rękę, zatrzymując w miejscu. Nie chciałem z nim walczyć. Nigdy nie byłem silny. Dlatego też nie walczyłem, tylko czekałem na to, co za chwilę nastąpi.
- ...męża - dokończył za mnie. - To chciałeś powiedzieć? Boisz się mnie?
- Nie, to nie tak - po raz kolejny próbowałem wyswobodzić rękę z uścisku, lecz bezskutecznie.
- O co chodzi, Louis? - mógłbym przysiąc, że zmarszczył brwi. Ophelia często naśmiewała się z jego wyrazu twarzy, gdy coś go zaskoczyło lub wprawiło w zakłopotanie.
- Po prostu... - zastanowiłem się nad dalszymi słowami. Nie chciałem go zdenerwować, naprawdę. - Nie rozumiem cię. Starałem się ciebie zrozumieć, ale nie potrafię. To trwa tak długo. Raz wydaje mi się, że najchętniej byś spełnił swoją groźbę i uwięził mnie w lochu bez jedzenia i wody, skazał na śmierć, a innym razem mnie przepraszasz i mocno tulisz w swoich ramionach nocą. Pogubiłem się...
- Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy - przyrzekł, uwalniając mój nadgarstek. - Staram się zmienić, dla ciebie. Po prostu... taki jestem. Ojciec powtarzał, że silny władca powinien być surowy i wzbudzać strach. Ale to już słyszałeś. Nie zaznałem innego życia - wyznał. - Byłem sam, nie miałem przyjaciół poza Liamem. Nie miałem zresztą na to czasu. Wykonywałem polecenia ojca, gdyż nie chciałem go zawieść. Z chwilą gdy pojawiłeś się ty... zazdrościłem ci. Jako dziecko byłeś kochany przez rodziców, przez ojca i nawet twoja... ślepota nie była czymś, co stanęło temu na przeszkodzie. Twój ojciec patrzył na ciebie z ogromną miłością, jakiej ja nigdy nie zaznałem od Desmonda.
- Harry...
- Zaczekaj - poprosił, przerywając mi. - Pozwól, że powiem ci wszystko. Chcę, abyś mnie choć trochę zrozumiał.
Już rozumiem - pomyślałem. Zawsze wiedziałem, że Harry nie może być złym człowiekiem. Nikt nie rodzi się kimś takim. To po prostu okoliczności, otoczenie nas kształtuje. Czasem nie mamy na to wpływu lub po prostu się z tym godzimy. Żal mi było Harry'ego. Naprawdę ciężko przyszło mi słuchać o tym, co czuł przez tyle lat.
- Ciebie kochali wszyscy. Zanim jeszcze pojawiłem się we Francji, słyszałem same dobre rzeczy o twojej osobie. Jako dziecko zazdrościłem ci wolnego czasu, który mogłeś spędzać na zabawach z rodzeństwem czy przyjaciółmi. Ja byłem sam. Z siostrą widziałem się jedynie podczas posiłków lub krótkiej przerwy pomiędzy nauką łaciny a fechtunkiem. Najbardziej zabolało mnie, gdy zobaczyłem cię tak radosnego i szczęśliwego w ogrodzie. Siedziałeś beztrosko na kocu, bawiąc się zabawkami. Ich też ci zazdrościłem. Moje mój ojciec kazał spalić, każąc się temu przyglądać, choć byłem paroletnim chłopcem. A ty... tamtego dnia uśmiechałeś się szeroko, a twój ojciec nie spuszczał bacznego wzroku z twojej małej osoby. Zwykłe zabawki spowodowały, że cię znienawidziłem. Pragnąłem z całych sił sprawić, abyś nie był szczęśliwy. I udało się. Mój ojciec zmusił mnie do ślubu z tobą, a ja...
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej, Harry? - odezwałem się cicho, podchodząc do niego.
- Nie jestem słaby - odparł od razu, błędnie odczytując moje intencje. - Nie potrzebuję współczucia.
- Nikt nie uważa cię za słabego - zapewniłem. - Jesteś bardzo silny, przeżyłeś samotnie tyle lat, ale teraz masz mnie. Ślepego księcia z Francji. Jeśli tylko będziesz ty tego chciał, nie twój ojciec czy poddani, a właśnie ty... zostanę przy tobie do końca swoich dni. Nie opuszczę cię i nigdy w ciebie nie zwątpię.
- Pomożesz mi? - zapytał. - Pomożesz mi stać się dobrym królem?
- Już nim jesteś - odparłem szczerze, ośmielając się przytulić go do siebie mocno. - Mój ojciec zawsze widział w tobie silnego władcę.
- Chyba niezbyt mnie polubił - odparł, śmiejąc się cicho, przyciągając mnie do swojej ciepłej klatki piersiowej.
- Pokochał cię z chwilą, gdy cię poznał.
- Wątpię w prawdziwość tych słów - zapewnił. - Jeszcze przed naszym ślubem mi groził.
- To była jedna z jego cennych rad - odparłem poważnie. - Nigdy nie pozwoliłby mi wypłynąć do innego kraju gdyby wiedział, że byłbym w nim nieszczęśliwy. Nie zrobiłby tego mnie, swojemu małemu księciu. Widział w tobie dobrego człowieka.
- Był wspaniałym królem - powiedział zamyślony.
- A jeszcze wspanialszym ojcem - zgodziłem się, pozwalając lekkiemu uśmiechowi zagościć na mojej twarzy, odczuwając błogi spokój.
♣♣♣♣♣
Witajcie kadeci!
W końcu skończyłam ten rozdział. ^.^
Równie kiepski jak cały ten ff, ale jak to mówią, kapitan tonie razem ze statkiem, więc będę ciągnąć to do końca.
Chciałabym serdecznie polecić wspaniałą pracę, którą czytałam niedawno, a jest genialna!
Zajrzyjcie do niej konicznie i nie żałujcie gwiazdek czy komentarzy, kadeci!
SUCK IT & SEE - autor Darrrow
Do następnego! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top