7. Iskra - "Ich celem jest Eren, prawda?"

Nowicjusze, którzy dopiero wczoraj dostali swoje zielone płaszcze i nie byli traktowani na razie zbyt poważnie, stali w równym szeregu przed ich przełożonym. Wszyscy się od siebie tak różnili, a jednak byli niezwykle podobni do swoich poprzedników. Może nie licząc faktu, że tym razem młodzi zwiadowcy decyzję wstąpienia do zwiadowców podjęli w pełni świadomie, gdyż przyszło już im spotkać się twarzą w twarz z tytanami. Doprawdy musieli być odważni lub szaleni.

Każdy oczywiście posiadał swój prywatny powód, dla którego wybrał właśnie szeregi zwiadowców, ale wszyscy mieli ramię w ramię walczyć o przyszłość ludzkości. Teraz jednak ta chwila wydawała się odległa i jedyne co mieli przed oczyma, to jak najszybciej skończyć trening.

Levi podszedł do zwiadowcy z białą chustką na głowie i stanął obok, nie przerywając mu monologu, który kierował do kadetów. Mężczyzna widocznie się speszył i przerwał, patrząc znacząco na kapitana, żeby ten wyjawił swoje zamiary. Ackermann jednak dał mu znak głową, żeby kontynuował, a sam z uwagą przyglądał się nastolatkom, wśród których poszukiwał winnych.

Był praktycznie pewien, że byli to chłopcy; dwaj lub trzej. W większej grupie rzucaliby się za bardzo w oczy, a jeden raczej nie miałby wystarczająco odwagi.

W oczy od razu mu się rzucił wysoki, dobrze zbudowany blondyn, który patrzył się przed siebie z determinacją w oczach i poważną miną. Raczej nie wyglądał na rozrabiakę, chociaż w jego oczach dostrzegł coś na kształt wyrzutów sumienia starannie tuszowanych pewnością siebie i zdecydowaniem.

Kolejny.

Jego wzrok przeniósł się na stojącego obok blondyna wysokiego szatyna. Wydawał się raczej spokojny i rozsądny, choć nieco nieśmiały.

Kolejny.

Następny chłopak był niski i gładko ogolony. Stał obok wyższej od niego szatynki i widać było, że obaj ledwo powstrzymywali śmiech. Chłopak nie wyglądał raczej na inteligentnego, a łobuzerski błysk w oczach czynił go podejrzanym.

Kolejny.

Spojrzenie kapitana spoczęło tym razem na równie niskim blondynie, który na pierwszy rzut oka wyglądał trochę jak dziewczyna. Jego niebieskie tęczówki wpatrywały się w kapitana, ale gdy tylko ten na niego spojrzał, odwrócił wzrok. Winny? Nie wyglądał na rozrabiakę, raczej na popychadło, chociaż w jego oczach widać było błysk inteligencji. Może był po prostu ciekawski, ale bał się nawiązać kontaktu wzorkowego z kapitanem?

Kolejny.

Obok blondyna stał szatyn, w którego piwnych oczach widniał podobny błysk determinacji co u Erena. Jego twarz również miała zacięty, gniewny wyraz, ale również trochę kpiący... Wyglądał raczej na dobrego żołnierza, ale w oczach kryła się podobna iskierka co u łysego. Ponadto, gdy kapitan się w niego wpatrywał, ten spuścił trochę speszony wzrok, a jego poliki lekko się zaróżowiły. Winny.

- Kapralu? - odrząknął mężczyzna obok, sygnalizując, że skończył już swój wykład.

- Czy któryś z bachorów spóźnił się na zbiórkę? - spytał swoim chłodnym tonem, z którym większość kadetów nie miała jeszcze do czynienia. Niektórych z nich przeszedł nawet zimny dreszcz, ale Ackermann nie zwracał na to uwagi.

Mężczyzna w chustce uniósł brwi ze zdziwieniem, ale bez wahania odpowiedział na pytanie.

- Arlert, Kirschtein, wystąp! - zawołał, a blondyn i piwnooki wykonali dwa kroki przed siebie i zasalutowali.

- Ile? - kapitan wpatrywał się w niebieskookiego blondyna. A jednak?

- Sześć minut - odpowiedział z dokładnością mężczyzna, wiedząc, że Ackermann ceni sobie pieczołowitość.

- Mogę? - spytał Levi, nadal patrząc na speszonego jego spojrzeniem Armina.

- Oczywiście, kapralu - odparł zwiadowca, ukrywając swoje zdziwienie. Ackermann był jego przełożonym, więc to pytanie było oczywiście tylko formalnością.

- Wy dwaj, idziecie ze mną - Levi zmroził Jeana i Armina wzrokiem. Chłopcy spojrzeli po sobie i niepewnie ruszyli za kapitanem, dopiero po chwili dostrzegając otwierającego usta ze zdziwienia Erena. Wsypał ich? Kirschtein automatycznie zapomniał o idącym przed nim kapitanie i mierzył wkurzonym wzrokiem szatyna. Od początku swojej znajomości sobie dogryzali, ale nigdy nie mieszali do tego przełożonych. Jak mógł złamać tę niepisaną zasadę?!

- Zamknij usta, bo ci mucha wleci, bachorze - rzekł kapitan i zatrzymał się, czekając na pozostałą dwójkę. Eren szybko zacisnął usta w linię i wbił niepewny wzrok w ziemię. W życiu by się nie spodziewał, że tak rozpocznie się jego kolejny dzień w korpusie zwiadowczym.

- Jak mogłeś nas wsypać? - szepnął zdenerwowany Jean, gdy tylko stanął obok Erena. Zielonooki chciał coś odpowiedzieć, ale przerwało mu chrząknięcie kapitana. Odwrócił głowę w jego kierunku.

- To wasza dwójka obudziła Jaegera? - spytał prosto z mostu, nie owijając niepotrzebnie w bawełnę.

- Nie, sir!

- Tak, sir!

Jean i Armin odpowiedzieli równocześnie, jednak ich zdania były podzielone. Trzy pary oczu skierowały się na Kirschteina, który widocznie tak bardzo chciał uniknąć kary, że zapomniał o myśleniu. Levi już go nie lubił.

- Tylko ja to zrobiłem, sir! - rzekł Jean, postanawiając uratować chociaż swój honor, skoro kary i tak nie uniknie.

- Dlaczego zatem i Arlert się spóźnił? - spytał kapitan, patrząc kpiąco na piwnookiego. Znał takich jak on i nie robiły na nim wrażenia takie przedstawienia.

Jean zerknął na blondyna i wymienił z nim porozumiewawcze spojrzenie.

- Krył mnie, sir - odpowiedział piwnooki. Różnił się od Erena również tym, że w niektórych sytuacjach przejawiał zdolność myślenia, której często brakowało pochopnemu szatynowi.

- Czyli współwinny, nie marnuj mojego czasu, bachorze - Eren dostrzegł, wcześniej dla niego niezauważalną, zmianę w kobaltowych tęczówkach. Był dumny z siebie, że był w stanie rozpoznać chociaż jedną emocję u kapitana - irytację; z tego, że ją wywoływał, już niezbyt. Ackermann spojrzał na swój zegarek i nie marnując więcej czasu, zwrócił się do dzieciaków:

- Pięć okrążeń za każdą minutę spóźnienia, ciebie też to się tyczy, szczylu - kobalt na chwilę zderzył się z zielenią, a Eren poczuł nagły przypływ determinacji i wyprostował się automatycznie. Teraz się nie bał, był gotowy przyjąć każdą karę. - plus dziesięć dla Kirschteina, za inicjatywę obudzenia Jeagera, przez którą mnie podglądał - Gdy kapitan zobaczył tę pewność siebie w oczach dzieciaka, jakoś nagle zapragnął ją zmienić w zawstydzenie. A to, że przy jego kolegach? No trudno, może chłopak wreszcie nauczy się wstawać o właściwej godzinie. - Dzieciaku, ty jeszcze przebiegniesz się dwadzieścia za to, że nie zapukałeś. Może to cię czegoś nauczy - spojrzał na zarumienionego szatyna, na którego przyjaciele patrzyli się z niedowierzeniem. Prawy kącik ust Levi'a drgnął - Za pomyłkę w liczeniu kolejne pięć. - posłał piwnookiemu znaczące spojrzenie, na co ten spuścił wzrok. Kapitan zlustrował jeszcze nastolatków wzrokiem, po czym oddalił się w kierunku zwiadowcy nadzorującego trening nowicjuszy. Trójka przyjaciół odprowadziła mężczyznę wzrokiem.

Gdy Jean był już pewny, że zwiadowca nagle nie zawróci i nie zgromi ich wzrokiem, odwrócił się z podejrzaną miną w kierunku szatyna.

- Kręci cię? - piwnooki poruszył w zabawny sposób brwiami.

- Oszalałeś koniomordy? Nie mam takich dziwnych upodobań jak ty, więc nie bój nic, nie podkradnę ci go - odpyskował zwiadowca, szturchając Kirschteina.

- Że niby mi?! To ty...

- Chłopaki, chodźmy już lepiej biegać - odezwał się Armin, chcąc przerwać tę bezsensowną kłótnię. Przecież to oczywiste, że kapitan nie poleci na żadnego z nich. - Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.

Szatyni niechętnie ruszyli za przyjacielem w stronę niewielkiego lasku, wokół którego była wydeptana dość szeroka drożka. Jedno okrążenie miało jakieś sześćset metrów i zwiadowcy zwykle w ramach rozgrzewki biegali od pięciu do dziesięciu.

- Ile musicie zrobić? - spytał Eren, przypominając sobie słowa kapitana.

- Ja trzydzieści, więc Jean czterdzieści - Armin kolejno wskazał palcem na siebie i przyjaciela. Przystanęli przy narysowanej czerwoną farbą trochę już startej linii. - A ty?

Eren zaczął się rozciągać, wiedząc, że czeka go długie bieganie. Zignorował burczenie w brzuchu i głośno wzdychając, spojrzeł na dróżkę.

- Sto dziesięć - odpowiedział wreszcie, a Jean i Armin wytrzeszczyli oczy z niedowierzeniem.

- Pff, wymiękniesz przy pięćdziesiątym - zaśmiał się Kirschtein, klepiąc się w kolano.

- Dasz radę? - Armin zupełnie zignorował piwnookiego i ze zmartwieniem spojrzał na przyjaciela.

- Muszę - odpowiedział bez zawahania i jakiejkolwiek niepewności. W jego oczach błyszczała determinacji. Armin znał ten wyraz twarzy i wiedział, że chłopak będzie biegał, aż całkowicie nie opadnie z sił. Westchnął cicho. - Zresztą myślę, że to i tak łagodna kara. Naprawdę myślałem, że kapral mnie zabije - parsknął śmiechem, przeciągając się po raz ostatni.

- Uuu, czyżby było coś jeszcze oprócz podglądania? - spytał Jean, znowu sugestywnie poruszając brwiami.

- Tak, opowiedziałem, że mam przyjaciela z końską mordą, ale mi nie uwierzył, więc musiałem mu ciebie pokazać. Oznajmił, że będę za tę traumę płacić do końca życia - odpowiedział z udawaną, zbolałą miną Eren, a blondyn parsknął śmiechem. Kirschtein tylko prychnął, odwracając głowę w drugą stronę.

- Nadal nie mogę uwierzyć, że nas wkopałeś - odgryzł się po chwili Jean. Eren już otworzył usta, żeby temu zaprzeczyć, ale przerwał mu Armin.

- Nie zrobił tego - rzekł, spoglądając w stronę zwiadowcy z chustką na głowie, który właśnie spojrzał w ich stronę. Blondyn udał, że rozgrzewa jeszcze mięśnie, ale wiedział, że jeśli za chwilę nie zaczną biegać, mogą dostać kolejne karne okrążenia. Chłopak domyślił się, że Levi zlecił ich przełożonemu doglądanie ich podczas odbywania kary. - Kapral nie wypowiedział naszych imion, tylko spytał o spóźninych. Musiał jednak być zapoznany z sytuacją, skoro w ogóle padło takie pytanie - blondyn spojrzał znacząco na szatyna, ale jego uwagę przykuł nadal patrzący się w ich stronę zwiadowca. - Lepiej zacznijmy już biegać, bo nasz przełożony się na nas od jakiegoś czasu patrzy i obawiam się, że ma prawo przyznać nam kolejne okrążenia za zwlekanie.

Chłopcy skinęli głowami i truchtem przekroczyli czerwoną linię. Armin od razu zadbał o równomierny oddech i patrzył się przed siebie, zamiast na Jeana, który widocznie chciał kontynuować rozmowę. Blondyn nie miał zbyt dobrej kondycji i mimo że trzydzieści nie było przerażającą liczbą, wolał nie męczyć się dodatkowo rozmową. Jego przyjaciele jednak nie byli tak inteligentni.

- Co więc się stało? - spytał piwnooki, nie rozumiejąc już zbytnio sytuacji.

- Nie mam pojęcia jak to zrobił, ale jest niesamowicie inteligentny - rzekł z zauważalnym podziwem chłopak. - Tak właściwie wszystkiego się domyślił, a to czego nie wiedział, rozpoznał po moich odpowiedziach, mimo że starałem się nic nie zdradzać. Przed nim nie da się kłamać!

Szatyn patrzył ze zdziwieniem jak przyjaciel wychwala człowieka, który kazał mu biegać sto dziesięć okrążeń, nazywał dzieciakiem i upokorzył przed nim oraz Arminem. Po chwili wzruszył jednak ramionami. Eren nigdy nie był zbyt normalny.

- Ale to ty mu powiedziałeś, że cię obudziliśmy? - dopytywał się Jean, chcąc usłyszeć coś ciekawszego od "niesamowitej inteligencji" kapitana.

- Nie, gdy się pytał, powiedziałem, że nie mogę odpowiedzieć.

- Miałeś tyle odwagi? - spytał się Kirschtein, zanim zdążył ugryźć się w język. Nie powinien przecież wychwalać swojego rywala!

- Wiesz, byłem pewien, że mnie zabije, więc nie miałem zbyt dużo do stracenia - wzruszył ramionami. - Spytał się mnie, czy chcę uniknąć kary, ja zaprzeczyłem, więc on zapytał, czy chcę, żeby ktoś inny uniknął kary. - Eren zauważył jak mijają czerwoną linię. Podczas biegania rozmawiało się o wiele wolniej, żeby móc utrzymać w miarę regularny oddech. Za to bieganie zdawało się mijać o wiele szybciej. - Ja nie wiedziałem, co odpowiedzieć, ponieważ, jak już wspomniałem, przed nim się nie da kłamać, a on wtedy spytał, jak macie na imię.

- Ej, a może on spytał się tych twoich strażników i tylko udawał takiego mądrego? - zapytał nagle Jean, dumny ze swojej teorii.

- Nie, nie miał kiedy tego zrobić. -odrzekł pewnie Eren.

- Skąd wiesz?

Głowę Jaegera zapełniły wspomnienia z dzisiejszego ranka, a na jego policzki wpłynął lekki rumieniec.

- Po prostu wiem, lepiej skupmy się na bieganiu - Eren przyśpieszył, by ostatecznie zaznaczyć, że nie zamierza kontynuować tematu. Gdy znalazł się w odpowiedniej odległości, westchnął głośno i spojrzał w białe chmury swobodnie płynące po jasnym niebie.

                           ***

Po korytarzu roznosił się stukot szybkich kroków. Wypastowane buty równomiernie uderzały o zimną posadzkę, mimowolnie tworząc cichą melodię. Mieszała się ona ze spokojnym oddechem kapitana, który wydawał się jakiś wyjątkowo rozluźniony, sam nie wiedział dlaczego. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zmierza do gabinetu dowódcy zwiadowców, żeby omówić kolejną wyprawę za mury. Erwin rzadko dzielił się swoimi domysłami nawet z wysoko postawionymi członkami korpusu, jakby bał się, że powiedzenie czegokolwiek, może przekreślić szansę na wygraną. Chociaż może to złe określnie. Erwin w to wierzył, bo na strach nie było miejsca w jego sercu. Często stawiał wszystko na jedną kartę, jak doświadczony hazardzista, którym zresztą był. Tyle że gra toczyła się pomiędzy nim a tytanami, a stawką była przyszłość ludzkości. Zwiadowcy byli tak naprawdę tylko pionkami w jego rękach, a on doskonale zdawał sobie sprawę z tej brutalnej prawdy i z brzemienia jakie niósł.

Levi zapukał w drewnianą powłokę, przestawiając swój mózg na myślenie na wyższym poziomie. Przecież od tej wyprawy zależało życie wielu zwiadowców, a może i los ludzkości.

- Wejść - rozległ się spokojny głos dowódcy, na co Ackermann pewnie wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Bez salutowania podszedł do biurka i usiadł na krześle. Mężczyźni znali się zbyt długo, żeby tracić czas na zbędne formalności.

- Po co mnie wezwałeś? - spytał jak zwykle bezpośrednio Levi.

- Wyprawa odbędzie się już za miesiąc, twoim głównym zadaniem będzie zapewnienie ochrony Erenowi.

- Czyli to nie będzie wyprawa rozpoznawcza - bardziej stwierdził niż spytał, na co w oczach blondyna pojawił się znajomy błysk. Erwin nie przepadał za zdradzaniem swoich planów, ale Levi znał go tak długo, że wielu rzeczy się domyślał, chociaż rzadko o tym wspominał. Nie przepadał za bezsensownym gadaniem, więc czemu tym razem rozpoczął ten temat? - Ich celem jest Eren, prawda?

- Najprawdopodniej - dowódca spojrzał w kobaltowe tęczówki i tyle wystarczyło, żeby mężczyźni zrozumieli, że posiadają wspólny tok myślenia.

Wróg zaprzestał dalszego niszczenia murów tuż po przemianie Erena w tytana, po czym pozwolił mu załatać wyrwę w bramie. To nie mógł być przypadek.

Erwin podał Levi'owi dokument ze szczegółami, które miał przekazać swojemu oddziałowi, po czym ten opuścił pomieszczenie.

~2100

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top