5. Iskra - "Eren, mogę dotknąć twojej ręki?"
Kolorowa flara przeszyła wiosenne powietrze, zostawiając po sobie trwały ślad. Sześć par oczu skierowało swój wzrok na starą, nieużywaną już studnię. Z zapartym tchem wyczekiwali jakiejś reakcji, ale gdy po dłuższej chwili nic się nie wydarzyło, Hanji i Levi wymienili ze sobą spojrzenia.
- Przerywamy eksperyment! - krzyknął kapral tak, żeby chłopak siedzący we wnętrzu studni go usłyszał. Ackermann podjechał razem z Zoe na koniach i nachylili się, by zobaczyć, co przeszkodziło w wykonaniu eksperymentu. Eren uniósł zmartwiony wzrok ku przełożonym i ukazał zakrwawione ręce.
- Przepraszam... - jęknął z wyczuwalną obawą w głosie i spuścił wzrok na będące całe we krwi dłonie. Obraz lekko mu się rozmazywał ze zdenerwowania.- Nie mogę się przemienić w tytana...
W czasie, gdy szatynka pomagała dzieciakowi wyjść ze studni, Levi zsiadł z konia i obserwował ich z ubocza. Widok krwi na dłoniach Erena wywoływał w nim dziwne uczucie... Nie umiał go w żaden sposób określić, ale raczej nie należało do tych przyjemnych. Może dlatego, że jednak był za niego odpowiedzialny, a mimo tego pozwalał mu tak siebie okaleczać? Bo to nie było jedno, szybko się gojące ugryzienie. Eren miał rany w przynajmniej pięciu miejscach i cały czas toczyła się z nich krew. Zielonooki jednak nie narzekał, jedyne co, to lekko krzywił się z bólu, gdy musiał wspomagać się rękoma, żeby wyjść ze studni. Już nie wspominając o tym, że żeby dogryźć się do krwi potrzeba bardzo dużej siły woli, a chłopak robił to bez wahania. Może i był tylko głupim szczylem, ale widać było, że żeby osiągnąć swój cel, był w stanie dużo poświęcić.
Levi podszedł do Zoe, która właśnie zakładała bandaże na dłonie Erena. Jego rany wyglądały na dość głębokie i nie goiły się, a w zielonych tęczówkach widniała niepewność.
- Przepraszam, próbowałem wiele razy, ale... - chłopak nadal tłumaczył się przełożonej.
- Eren, to widocznie nie jest takie proste, może jednak w tej studni było za mało miejsca, a może po prostu potrzebujesz jakiegoś zagrożenia - zaczęła tłumaczyć Hange, w ogóle nie przejmując się skruchą zielonookiego. Była już doświadczona w robieniu eksperymentów i wiedziała, że nie zawsze wszystko idzie po jej myśli. Oczywiście była trochę zawiedziona, ale nie okazywała tego, nie chcąc zdołować chłopaka. - Musimy po prostu to wszystko zbadać i się tego dowiedzieć - uśmiechnęła się i skończyła opatrunek.
Chłopak spróbował odwzajemnić uśmiech i dopiero wtedy dostrzegł stojącego blisko kaprala. Wiedział, że miał rano niesamowite szczęście, ale przecież nie może wiecznie go unikać i w końcu poniesie konsekwencje swojego spóźnienia. W głowie cały czas odtwarzał sytuację z rana i bał się, że to właśnie przez to nie mógł się wystarczająco skupić i przemienić w tytana. Oczywiście jednak nikomu o tym nie wspomniał, bo jakby to brzmiało? Że po głowie cały czas chodził mu głos, twarz i dotyk kaprala na jego udzie... Erena przeszedł dreszcz na to wspomnienie. Dlaczego myślał akurat o tym? Powinien bardziej przejmować się tym, jaką karę wymyśli mu Ackermann, a nie co by się stało, gdyby trzymał tam dłoń chwilę dłużej... Uh, nie myśl o tym!
Levi z obojetną miną przyglądał się siedzącemu na drewnianej skrzyni chłopakowi, nie słuchając zbytnio odchodzacej Hanji. Wspominała coś o tym, że musi iść coś zrobić, ale niedługo wróci, nieważne. Skupił się na zielonych tęczówkach, których spojrzenie było utkwione w trawie. Chłopak ewidentnie się nad czymś zastanawiał, ciekawe tylko nad czym. W pewnej chwili na jego młode policzki wpłynęła delikatna czerwień, a on pokręcił lekko głową, jakby chciał wyrzucić niechciane myśli. Następnie podniósł jednak głowę, ponieważ Petra wykrzyknęła jego imię i zaprosiła do reszty oddziału. Eren uniósł lekko kąciki ust i pobiegł w tamtą stronę.
Levi odprowadził go wzrokiem, ale nadal zastanawiał się nad powodem tamtego rumieńca. Czyżby był zakochany? Może właśnie dlatego nie mógł się przemienić? Myślał o jakiejś głupiej smarkuli i nie mógł się skupić na zadaniu. Lepiej dla niego, żeby tak nie było.
Kilka minut później Levi delektował się ciepłą herbatą. Eren siedział przy stole razem z jego oddziałem, wyłączając Petrę. Chłopak z ciekawością i zaskoczeniem słuchał ich słów, jakby trudno było mu uwierzyć, że nie obwiniają go o niepowodzenie eksperymentu. Był zdziwiony, że zamiast czynić mu wyrzuty, zareagowali wręcz pozytywnie, stwierdzając, że jest jednak bardziej ludzki niż myśleli. Levi z uwagą obserwował jak w zielonych tęczówkach pojawia się odrobina ulgi, spokoju oraz nadziei. Ackermann nie podzielał jego radości. Wręcz przeciwnie, zastanawiał się jak niby mają zrealizować plan Erwina, skoro zawiodło ich główne ogniwo. Oczywiście tak jak mówiła Hanji, muszą jeszcze sprawdzić działanie wielu czynników, jednak nie można było wykluczyć opcji, że Eren nie może znowu przemienić się w tytana.
Levi śledził ruch ręki chłopaka, która sięgnęła po łyżeczkę do herbaty. Nie chwyciła jej jednak, ponieważ widocznie chłopak zrobił zbyt gwałtowny ruch i jego ugryzienia zapłonęły bólem. Przedmiot spadł na wilgotną trawę, a chłopak skrzywił się z bólu.
Czyli jego rany nadal się nie goiły. Nawet jeśli przemienić się nie mógł z jakiegoś powodu, to przecież nie tłumaczy on również zniknięcia regeneracji. Może ta moc była chwilowa? Albo Eren potrafił ją kontrolować i wykorzystał ją, żeby wkraść się w ich szeregi, a teraz usypia ich czujność, by potem niespodziewanie zaatakować?
Takich teorii można by snuć mnóstwo, jednak gdy Levi patrzył w te szczere, zielone oczy, nie mógł uwierzyć w żadną z nich. A przecież instynkt rzadko go zawodził.
W chwili, gdy Eren schylił się po łyżeczkę, na jego ręce pojawiły się iskry, a chwilę później pole widzenia zakryła chmura dymu. Levi nawet nie drgnął, gdy ujrzał rękę tytana, która wyłoniła się z ciała Jaegera. Pierwsze co zrobił, to spojrzał w zielone, spłoszone tęczówki chłopaka. Eren tak samo jak wszyscy nie miał pojęcia, co się dzieje.
- Uspokoić się - rzekł chłodnym tonem, a zielone oczy od razu powędrowały w jego stronę. Szatyn zaczął się tłumaczyć, ale przestał, gdy zauważył cztery skierowane na niego spojrzenia i ich dzierżących broń właścicieli.
- Uspokoić się - powtórzył kapitan, jednak na niewiele to się zdało, ponieważ skupieni na Erenie zwiadowcy, mieli przed oczami jeden cel.
Można by uczyć kogoś czegoś przez wiele lat, podawać wiele pasujących przykładów, ale w praniu i tak zawsze wyjdzie inaczej. Oddział Levi'a wiedział, że powinien zachować spokój i w stanie gotowości słuchać rozkazów kaprala, jednak gdy Eren niespodziewanie wytworzył rękę tytana, skupili się na robieniu tego, co uważali za słuszne.
Tym samym każdy z nich wykrzykiwał co innego, dezorientując nie tylko siebie nawzajem, ale i samego "winnego". Chłopak nie miał pojęcia czyich rozkazów słuchać, ponieważ w oddziale Levi'a wszyscy wydawali się być na równi, oczywiście oprócz samego kapitana, który jednak się do niego nie odzywał.
Uspokoić się.
Mimo że rozkaz chyba był skierowany do wyciągającej miecze czwórki, Eren również spróbował się do niego zastosować. Musiał się skupić...
Było to jednak niesamowicie trudne, gdyż z jednej strony był "proszony" o udowodnienie, że nie jest wrogiem ludzkości, z drugiej kazano mu nie wykonywać gwałtownych ruchów, a z trzeciej z kolei, wymagano, żeby wytłumaczył swoje zachowanie. Petra za to myślała tylko o tym, co było dla niej najważniejsze - o bezpieczeństwie kapitana.
- Zamknijcie się chociaż na chwilę! - krzyknął wreszcie Eren, czując, że więcej nie wytrzyma. Musiał coś zrobić z tą głupią ręką, a w takich warunkach nie słyszał nawet własnych myśli. Zanim jednak zdążył coś konkretnego zrobić, podbiegła do niego podekscytowana Hanji z polikami pokrytymi rumieńcami.
- Eren, mogę dotknąć twojej ręki? - spytała jak małe, ciekawe świata dziecko. - Pozwolisz mi, prawda?
Nie czekając na zgodę chłopaka, wyciagnęła dłonie i złapała za czerwoną tkankę.
- Ał, jakie to jest gorące! - odskoczyła, jednak w jej głosie nie było słychać bólu, tylko raczej przyjemność i zafascynowanie. - Eren, jakie to jest uczucie, gdy masz z tym połączoną rękę?! Powiedz mi, jestem taka ciekawa! - ponownie odwróciła się w jego stronę i wpatrywała się w niego z uwielbieniem.
Właśnie, ręka.
Eren wreszcie widząc jakieś rozwiązanie, pociągnął mocno prawą rękę, by wyciągnąć ją z plątaniny tkanek. Nie słuchał już Oluo, który zakazał mu wykonywać gwałtownych ruchów; za bardzo chciał wreszcie się tego pozbyć.
Gdy udało mu się wydobyć prawą dłoń, z impetem przekoziołkował i wylądował na ziemi. Oddech mu przyśpieszył z wysiłku, a na czole pojawiły się kropelki potu. Spróbował się uspokoić, chociaż było to nieco trudne w panujących warunkach. W dość ciężkiej ciszy uslyszał kroki kapitana i z obawą podniósł wzrok na jego kobaltowe tęczówki. O ile w oczach oddziału dotrzegał determinację, odrobinę paniki i złości, to jego spojrzenie było spokojne i opanowane jak zawsze. Eren przez chwilę zatracił się w tym odcieniu, który sprawił, że jego serce wróciło do normalnego tempa, jednak już po chwili spuścił trochę speszony wzrok.
- Jak się czujesz? - spytał rzeczowo kapitan. W jego tonie nie było już pogardy czy irytacji, tylko charakterystyczny dla niego chłód. Zdecydowanie uspokoiło to chłopaka, który udzielił szczerej odpowiedzi:
- Nie najlepiej.
***
Oddział Levi'a przygotowywał właśnie dla wszystkich herbatę, w czym Eren chciał pomóc, jednak wszyscy zgodnie zalecili mu, żeby odpoczywał i nie wysilał się niepotrzebnie. Chłopak, czując, że i tak stracił już powierzone mu zaufanie, nie wykłócał się, tylko usiadł spokojnie na schodach, żeby nikomu nie zawadzać. Patrzył się na swoje ręce i zastanawiał, co mogło być powodem nagłej przemiany. Powoli analizował każdy szczegół eksperymentu i doszukiwał się jakiegoś ciągu przyczyn i skutków. Miał nadzieję, że jak znajdzie jakieś rozsądne wytłumaczenie, uda mu się odzyskać, chociaż w części, stracone zaufanie.
W zamyśleniu nie zauważył nawet, kiedy podszedł do niego kapitan i oparł się o ścianę obok. Ackermann również czekał na herbatę i postanowił podejść do chłopaka, by może dowiedzieć się czegoś więcej o jego nagłej przemianie. Nie oczekiwał od niego jakiejś niesamowitej informacji, szczególnie, że Hanji badała tę sprawę i pewnie niedługo zdradzi jej rozwiązanie, ale chyba wydawało mu się to ciekawsze niż stanie samemu. Dziwne.
Patrzył przed siebie, czekając na jakąś reakcję chłopaka. Dzisiaj miał dość irytujący dzień, a zakłopotanie zielonookiego go nieco rozluźniało, więc z zaciekawieniem oczekiwał pierwszych słów Erena.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że tak mi nie ufają, aż naprawdę nie wyciągnęli mieczy w moim kierunku - rzekł dziwnie melancholijnie jak na niego Eren. Nie chciał siedzieć w niezręcznej ciszy, a ten temat jakoś go dręczył od środka. Słowa praktycznie same wyszły przez usta i dopiero później zielonooki zdał sobie sprawę, że może Levi niekoniecznie jest odpowiednią osobą do zwierzania się z takich przemyśleń.
- Właśnie dlatego ich wybrałem - rzekł Ackermann. Nieco zdziwiło go, że chłopak poruszył akurat ten temat, ale chyba go rozumiał i nie miał nic przeciwko rozmowie na ten temat. Ze spokojem zaczął opowiadać Erenowi o swoim oddziale, który wydawał się naprawdę zaciekawiony jego słowami. Po kilku zdaniach nawet podniósł ma niego swoje zielone oczy.
Eren, słuchając niby tego samego co zawsze, chłodnego tonu głosu kapitana, po pewnym czasie wyczuł w nim coś, czego zwykle w nim nie było. Z ciekawością utkwił w nim spojrzenie swoich zielonych oczu, jednak to tych kobaltowych nadal było skierowane na ścianę. Z tęczówek kapitana i tak nie dało się nic wyczytać, ale Eren jakoś lubił w nie patrzeć. Szczególnie, gdy w mężczyźnie coś ulegało zmianie. Ackermann wydawał się zawsze taki sam: chłodny, opanowany, obojętny, ale Eren chyba chciał dostrzec w nim coś więcej. Było to zdecydowanie dziwne, ponieważ zielonooki zwykle nie zwracał uwagi na szczegóły - pędził przed siebie, nie rozglądając się na boki. Może to właśnie przez to w korpusie treningowym był nazywany samobójczym głupkiem. Zawsze patrzył tylko na swoje cele, nie potrafił postawić się w sytuacji innej osoby, czy dopuścić do siebie, że ludzie mogą mieć inne poglądy. Od myślenia był Armin, on wolał działać.
Dlaczego więc teraz przypatrywał się Najsilniejszemu Żołnierzowi Ludzkości, zwracając uwagę na te wszystkie szczegóły, które zwykle pomijał? Może to była zwykła fascynacja, może chłopak był po prostu ciekawy jaki jest naprawdę ten podziwiany przez wszystkich Levi Ackermann, a może jednak było to coś niezwykłego, na co powinien od razu zwrócić uwagę.
Mężczyzna czując na sobie to natarczywe, zielone spojrzenie, w końcu mimowolnie również przeniósł wzrok na chłopaka, a dokładniej na jego oczy. Były tak różne od tych jego, zawsze wyrażały mnóstwo emocji, co czyniło je takimi żywymi... Ich zielony odcień kojarzył się z soczystą, wiosenną trawą, rośliną, która symbolizowała życie. Właśnie dlatego Ackermann uważał, że niesamowicie pasują do chłopaka, szczególnie gdy pojawiał się w nich ten błysk determinacji czy ciekawości.
Jego oczy były natomiast zupełnym przeciwieństwem; kojarzyły się z zimną, twardą skałą.
Gdy kobalt więc zderzył się z zielenią, tworząc kontrast, ich ciała zrozumiały coś, co umysły pojęły o wiele później. Może gdyby wtedy poznali ten prosty sygnał, wszystko potoczyłoby się inaczej, zabrakłoby słów, gestów, pozostałyby niedopowiedzenia i niezręczne cisze. Jednak obaj żyli na razie w słodkiej niewiedzy, a o dziwnej "iskrze" postanowili nie myśleć, sądząc, że to przypadek, że ten kontakt wcale nie przyniósł im niesamowitego rozluźnienia i zrozumienia, że kobalt i zieleń wcale idealnie się nie uzupełniają.
~2100
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top