3. Oczy - Marzenie.

Odgłos dokładnie wypastowanych butów kapitana uderzających o zimną posadzkę rozbrzmiewał echem w wąskim korytarzu. W lochach panował niezbyt przyjemny zapach stęchlizny i, szczególnie w nocy, drażniący chłód. Wszystkie dźwięki roznosiły się tu głośniej i budziły w sercu niepewność lub nawet strach. Skąpo rozstawione pochodnie rzucały nikłe światło na chłodne ściany, sprawiając, że korytarz pozostawał przez większość czasu w półmroku. Gdzieniegdzie na cegłach pojawiały się ślady grzybów, a przy stopach przebiegały drobne żyjątka. Z pewnością nie było to wymarzone miejsce do spędzania nocy.

Wzrok kapitana natrafił na wiszące przy suficie pajęczyny. Automatycznie się wzdrygnął. Jednak co się dziwić, skoro w podziemiu od wieków nikt nie sprzątał, ponieważ nie dość, że był to ogromny obszar, to w dodatku rzadko używany. Brunet najchętniej wyszedłby stąd w tej chwili, jednak są rzeczy ważne, ważniejsze i człowiek-tytan w celu poniżej.

Stukot skórzanych butów dotarł do dwóch par uszu, jednak nie do świadomości ich właścicieli, którzy byli pogrążeni we śnie. Levi ledwo powstrzymał pełne pogardy prychnięcie, które najchętniej wydałby na ten widok. Zdawał sobie sprawę, że jako człowiek powinien ich choć w drobnej części zrozumieć, w końcu ciężko wśród półmroku i ciszy przez całą noc nie zmrużyć oka. Ponadto mężczyźni nawet nie potrafili sobie wyobrazić potencjalnego zagrożenia, więc nic dziwnego, że je lekceważyli. Mimo tego Levi najchętniej kazałby im teraz robić karne okrążenia wokół zamku za niedopatrzenie.

Rzucił im ostatnie chłodne spojrzenie i skierował się w stronę celi, nie chcąc robić w tej chwili zamieszania. Był jednak pewien, że strażnikom nie ujdzie na sucho spanie podczas służby.

Wyjął z kieszeni ciężki klucz, wcześniej dokładnie przez niego wyczyszczony, i otworzył żelazne drzwi, prowadzące do "komnaty" Erena. Zardzewiały metal wydał z siebie niezbyt przyjemny dla uszu odgłos, ale Levi nie dostrzegł żadnej reakcji ze strony chłopaka. Zostawiając uchylone drzwi, kapitan ostrożnie wszedł do niewielkiego pomieszczenia i rozejrzał się. Jego wzrok przemknął po pajęczynach, kurzu oraz niewielu rzeczach należących do chlopaka. Z umeblowania znajdowały się tu tylko łóżko, krzesło i niewielka komoda. Meble wyglądały raczej na stare oraz niezbyt wygodne, zapewne znoszone w pośpiechu, ponieważ stały nierówno. Levi najchętniej zabrałby się teraz za sprzątanie, ponieważ ciężko mu było sobie wyobrazić choćby kilka minut w takich warunkach.

Bałagan przypominał mu, w tej chwili odległe, lata spędzone w podziemiu. Nienawidził tamtych brudnych zaułków wypełnionych ściekami i drażniącym zapachem. Nienawidził chłodu kąsającego skórę przez cienkie szmaty, którymi był okryty. Nienawidził wtedy również ludzkich oczu. Przepełnionych chęcią przetrwania za wszelką cenę, która upodobniała ich do dzikich zwierząt.

Westchnął cicho i podszedł do krzesła, na którym leżały zmięte ubrania. Zniesmaczony podniósł je z zamiarem złożenia, jednak wtedy przed oczami mignęła mu skórzana okładka. Odłożył je na, o dziwo czystą (jeśli można tak nazwać coś znajdującego się w lochach), komodę. Spojrzał na chłopaka, chcąc upewnić się, że śpi i ostrożnie sięgnął po książkę. Wiedział, że podchodziło to pod naruszanie prywatności, ale poniekąd był za niego odpowiedzialny i wolał później nie odpowiadać za coś o czym nie wiedział. Przecież i rodzice czasem przeszukują pokoje swoich pociech dla ich "dobra". Przynajmniej takie informacje obiły się o jego uszy, ponieważ sam czegoś takiego nie zaznał.

Pewnie otworzył książkę i skupił wzrok, żeby mimo słabego światła poznać jej zawartość. Na pierwszej stronie zamiast rzędu liter zauważył staranny, choć nieco nieudany, szkic. Przedstawiał brzeg... jeziora? Nie było widać końca wody, więc raczej nie była to rzeka, jednak powierzchnia zdawała się być pomarszczona na kształt fali. Levi dostrzegł w rogu drobny podpis, jednak w panującej ciemności nie był w stanie go odczytać. Rozejrzał się po pomieszczeniu i nie widząc lepszego rozwiązania, chwycił świecę i zapałki leżące na komodzie. Osłaniając ogień ręką, ostrożnie przyłożył płonący patyczek do knota i po chwili nachylił się z książką w tamtą stronę.

"Morze" przeczytał i zmarszczył brwi. Nigdy czegoś takiego nie widział, ale nie zdążył się nad tym dłużej zastanowić, ponieważ usłyszał jak Eren przewraca się na drugi bok.

- Heichou? - do uszu Levi'a doszedł niepewny, zachrypnięty głos. Zielone, świecące w półmroku tęczówki z niedowierzeniem wpatrywały się w profil kapitana. Eren trochę spanikowany przygryzł wargę i wpatrywał się w mężczyznę, zastanawiając się czy to sen, czy jawa. Co kapitan miałby robić w lochach o tej godzinie? Tak właściwie to która była? Szatyn przeniósł niepewnie wzrok na niewielkie okienko tuż przy suficie, zakryte w połowie kratami. Zrobił to szybko i nerwowo, bojąc się, że jak tylko straci kapitana z oczu, mężczyzna zniknie.

Przez kraty dostrzegł skrawek czarnego nieboskłonu oświetlanego jedynie przez nikłe światło księżyca schowanego w większości za chmurami. Musiała być późna noc, ponieważ z tego co orientował się Eren, księżyc był widoczny z tego okienka dopiero po pierwszej, a promienie zachodzącego słońca już dawno zniknęły.

Gdy chłopak nie doczekał się odpowiedzi od kapitana, przypomniał sobie swój brak taktu. Nieważne czy to jawa, czy sen, czy są w jego pokoju, czy też nie, przełożonemu trzeba okazać szacunek. Eren mając nadzieję, że jeszcze nie zdenerwował zbytnio kapitana, gwałtownie spróbował wstać z łóżka, jednak niefortunnie zaplątał się w pościel i runął prosto pod wypastowane jego buty. Mimo starań nie udało mu się powstrzymać cichego jęku, a rumieniec zażenowania od razu wpłynął na jego poliki.

Levi wreszcie odwrócił wzrok od książki i spojrzał na leżącego chłopaka. Niezdara - przemknęło mu przez myśl, jednak następnie zdał sobie sprawę, że nie przygotował sobie scenariusza na taką sytaucję. Cóż, będzie trzeba zaimprowizować.

Obserwował jak chłopak, tym razem ostrożniej, wstaje i z determinacją salutuje.

Ładnie salutował.

Kobaltowe tęczówki uważnie zlustrowały chłopaka i mimo nikłego światła dostrzegły zaczerwienione policzki oraz przepełnione zdziwieniem i błyskiem obawy zielone oczy. Eren jednak zawzięcie milczał, nie wiedząc czy to przez panujące reguły, czy może po prostu nie miał pojęcia, co powiedzieć.

Levi rzucił ostatnie spojrzenie na zarysowaną kartkę i pewnie zamknął książkę, która wydała charakterystyczny dźwięk. Młody zwiadowca dopiero teraz dostrzegł przedmiot trzymany przez kapitana i rozszerzył oczy z niedowierzeniem. Już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak wtedy brunet utkwił w nim swój wzrok i Eren szybko złączył wargi w linię.

- Spocznij - rzucił krótko, nie chcąc przedłużać niezręcznej, przytłaczającej ciszy.

Eren automatycznie wykonał rozkaz, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że stoi przed przełożonym w samych bokserkach i pomiętej koszulce. Czerwień na jego policzkach wzmocniła swój odcień, co nie uszło uwadze Levi'a.

- Czego się tak czerwienisz, szczylu? - spytał kapitan z irytacją w głosie. Jakoś musiał wybrnąć z tej sytuacji, a chyba nie będzie się przed tym gnojkiem tłumaczyć? Miał swoją dumę i nie pozwoli, żeby jakiś tam dzieciak ją deptał.

- Ja... - zająkał się chłopak, trochę zdziwiony słowami kapitana. Słyszał już, że mężczyzna jest drażliwy, ale nigdy nie spodziewałby się takiej sytuacji. Może to jednak sen?

Brunet uniósł ze zirytowniem jedną brew. Właśnie dlatego nie lubił dzieciaków. Nigdy nie wiedziały czego chciały, zachowywały się nieodpowiedzialne i rumieniły, co chwila bez powodu. On nigdy nie był takim bezrozumnym szczylem choć może nawet wolałby to od dzieciństwa w podziemiu, jednak nie miał czasu na takie bezsensowne gdybanie, a niechęci do małolatów buki i tak się nie pozbędzie.

Chłopak widząc gest kapitana, automatycznie się wyprostował, a determinacja zabłysnęła w jego oczach. Co prawda obecność kapitana zawsze go nie wiedzieć czemu peszyła, ale chyba to nie oznacza, że musi za każdym razem robić z siebie ciotę, prawda?

- Przepraszam kapralu, to niestosowne stać przed panem w takim stroju! - powiedział żołnierskim tonem, wreszcie wykorzystując swoje pokłady pewności siebie.

W oczach kapitana pojawił się błysk, jednak był on niezrozumiały dla Erena. Levi nie spodziewał się takiej reakcji ze strony chłopaka, ponieważ mimo, że w teorii byłaby ona logiczna (choć jednocześnie głupia), to ta sytuacja ostro wykraczała poza granice logiki... Ale wybrnął nieźle.

Wpatrując się w te żywe, przepełnione pewnością siebie tęczówki, nabrał dziwnej ochoty zamienienia ją w zmieszanie... Jakoś nie wiadomo dlaczego bawiły go zaróżowione poliki i spłoszony wzrok chłopaka. Levi wiedział, że nie powinien, jednak tym razem miał tak wielką ochotę zrobić to, co chciał. W jego życiu wszystkie wybory ograniczały się do ważnych i bardzo ważnych, a decyzje podejmował na podstawie tego, po których nastąpi najmniej szkód. Czy rzeczywiście jako Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości nie mógł sobie pozwolić na jeden głupi wybór?

Nie powinien, ale chciał.

Niedbale oparł się o komodę, zakładając nogę na nogę, jednak gdy przypomniał sobie w jakim ona jest stanie, prawie że gwałtownie wrócił do pionu. Obrzydliwe.

Dla osoby trzeciej mogłoby okazać się to śmieszne, jednak z pewnością nie dla znajdujących się w celi postaci. Zbyt dużo wiedzieli o osobie, która to zrobiła, mimo że jedna z nich nie wiedziała prawie nic.

- Zamknij się gnojku, to ja tu wtargnąłem, a ty jakieś cyrki odstawiasz - rzekł obojętnym i chłodnym tonem, jednak ktoś, kto go znał naprawdę dobrze, potrafiłby się doszukać w nim nutki ironii i satysfakcji. Niestety, takich ludzi już nie było.

Z ciekawością przyglądał się zielonym tęczówkom, z których właśnie ulatniała się pewność siebie. Nie widzieć czemu poczuł w sercu satysfakcję. Czy to podchodzi pod sadyzm?

- Przepraszam... -zaczął Eren, mimowolnie drapiąc się w tył głowy. Levi zatrzymał wzrok na sekundę na tamtym właśnie miejscu, ale gdy przerwał chłopakowi, od razu wrócił do jego zielonych tęczówek.

- Nie przepraszaj.

Chłodny ton zbił chłopaka z tropu, jednak widocznie nie na tyle, by się poddać. Eren za wszelką cenę chciał pokazać przed kapitanem, że nie jest taką ciotą, za jaką chyba go uważał. Przynajmniej w taki właśnie sposób odczytywał spojrzenie kobaltowych oczu, którym kapitan go obdarzał.

- Wybaczy, kapral, że zapytam... -zaczął znowu chłopak, a Levi ponownie uniósł jedną brew w geście zirytowania, przed czym przecież się zwykle powstrzymywał. Cóż, postanowił nad tym nie myśleć. - ale czemu trzyma pan mój szkicownik? - dokończył nastolatek z szacunkiem w głosie, jednak dało się w nim wyczuć również ciekawość.

- Znalazłem go pod stertą niezłożonych ubrań - kapitan mocniej zaintonował przymiotnik, posyłając chłopakowi znaczące spojrzenie. Ten na chwilę spuścił wzrok, zawiedziony, że znowu zdenerwował kapitana, jednak już po momencie przegrał z ciekawością i znowu przyglądał się mężczyźnie. - i postanowiłem zajrzeć, żeby dowiedzieć się co tam skrywa przed korpusem "człowiek-tytan" - słowa te niby zostały wypowiedziane niedbale, jednak ich sens w zupełności tuszował to wrażenie.

Chłopak widocznie się zmieszał, a w jego oczach zabłysnęło zakłopotanie. Znowu spotkało się to z nutką satysfakcji w chłodnym sercu kapitana. Levi trochę się rozluźnił, bo przecież Eren o czymś takim nikomu raczej nie powie, a też nie wyrządza to żadnej krzywdy, więc czemu miałby przestać? To tylko pare rumieńców zażenowania na tych młodych polikach więcej. Postanowił zatem zadać cios za ciosem.

- Na przykład to tajemnicze "Morze"... - zaczął otwierając książkę na pierwszej stronie. Błysk zaskoczenia zatańczył w zielonych tęczówkach. Czyżby trafił w sedno? - Czym to tak naprawdę jest? Może tajemniczą bronią, której masz użyć, gdy już ci zaufamy?

W oczach szatyna pojawiło się niedowierzenie, przez które tak je rozszerzył, że przez chwilę miał wrażenie, że mogą wypłynąć. W następnym momencie jednak na pierwszy plan wstąpiło rozbawienie i Eren mimo usilnych prób parsknął śmiechem, co niesamowicie zirytowało kapitana.

- Czego rżysz, gnojku? - spytał, a szatyn aż zadrżał na ton tego głosu. Ponownie się wyprostował i starał przybrać poważną minę, co w tej sytuacji okazało się dość trudne.

- Z całym szacunkiem, ale czy naprawdę sądzi pan, że umieściłbym tajną broń na pierwszej stronie położonego na wierzchu rysownika i jeszcze ją podpisał? - spytał poważnie chłopak, z odwagą wpatrując się w kobaltowe tęczówki.

Levi'a zbiły nieco te słowa z tropu, ale nie dał po sobie tego poznać. Przecież nie takie rzeczy już przeżył, ten chłopak serio myślał, że go zagnie?

- Właśnie dlatego, że nikt by tak nie pomyślał, gnojku - fuknął kapitan, a chyba tym razem szczęśliwie dla niego, szatyn wyczuł w tych słowach irytację. Starał się nie okazywać zdziwienia, że właśnie odkrył chociaż małą część jego emocji, dlatego spuścił wzrok na książkę i westchnął głęboko, chcąc zakończyć temat.

- Nie, kapralu, to nie jest żadna broń. To morze - wypowiedział to słowo z taką tęsknotą i pewnego rodzaju czułością, że Levi nie był w stanie mu nie uwierzyć.

- Więc co to dokładnie jest, szczylu? - spytał znowu obojętnym, chłodnym tonem bez żadnych przebłysków emocji.

Eren zawahał się, jednk doszedł do wniosku, że lepiej podzielić się z kapitanem cząstką siebie niż być podejrzewanym o posiadanie tajnej bronie. Wciągnął głęboko powietrze, zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów.

- Tak naprawdę nie wiem, czy morze istnieje, ale w to wierzę...- podrapał się w tył głowy z zakłopotanym uśmiechem, a wzrok kapitana znowu powędrował za jego ręką. - Pewnego dnia przybiegł do mnie przyjaciel z ciężką książką pod pachą. Od zawsze lubił książki, więc niezbyt mnie to zdziwiło, jednak tym razem był wyjątkowo podekscytowany. Okazało się, że dostał ją od dziadka i opisywała ona świat za murami... - chłopak urwał na chwilę, zastanawiając się, czy kapitan zareaguje na informacje o zakazanym przedmiocie, jednak ten milczał, a wpatrujące się w niego kobaltowe tęczówki zachęcały do kontynuowania opowiesci. - Tam właśnie przeczytaliśmy o morzu, dużym, pełnym soli zbiorniku wody. Armin mówił, że i wszyscy handlarze świata nie byliby w stanie jej sprzedać.

Eren spojrzał kapitanowi w oczy, a ten, mimo zaciekawienia zupełnie obojętnie zadał kolejne pytanie.

- Co jeszcze było w tej książce?

- Podobno za murami są pustynie, duże powierzchnie pokryte lodem, płonąca woda... - zaczął Eren z pasją i błyskiem w zielonych tęczówkach.

Levi rozpoznał to od razu.

Ten chłopak również miał marzenie.

~2100

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top