22. Żądza - "Zagramy w pytania?"
Szatyn utkwił wzrok w drewnianym suficie i westchnął głęboko. Od prawie dwóch godzin nie mógł zasnąć. I nie było to spowodowane tylko przez natrętne myśli o pocałunku, ale też przez panującą w pokoju duchotę. Niby deszcz pokropił poprzedniej nocy, ale temperatura charakterystyczna dla początku lipca dawała się mocno we znaki, a fakt, że otworzył okno w tym pokoju pierwszy raz od jakichś kilku miesięcy, z pewnością mu nie sprzyjał. Chłopak już dawno zrzucił z siebie koc i koszulkę z wiązaniem na dekolcie, jednak niewiele to pomogło. Próbował wykorzystać ten czas na znalezienie powodu, przez który kapitan zdecydował się go pocałować, jednak nie wpadł jeszcze na nic godnego brania pod uwagę. Gorsze było to, że zdecydowanie mu się to podobało i chciałby to powtórzyć, a Ackermann zapewne zdawał sobie z tego sprawę. Czy ich wspólnie spędzony czas będzie teraz wyglądał za każdym razem tak samo? Sprzątanie, jedzenie, przekładanie rzeczy z wozu, oporządzanie koni i wszystko inne w tej gryzącej ciszy?
Eren wieczorem przemógł się i powiedział ciche "dobranoc", jednak kapitan tylko coś wymruczał w odpowiedzi i zniknął w swojej sypialni. Ogółem od chwili pocałunku wydawał się być zirytowany i pogrążony w myślach. Nastolatek był pewien, że to wina pocałunku, który jednak przecież sam zaczął i sam przerwał w najmniej spodziewanym momencie. A co jeśli kapitan chciał po prostu sprawdzić jak Eren na to zareaguje, a gdy chłopak odwzjamnił pocałunek, pomyślał, że jest w nim zakochany?
Cholera.
Chłopak wstał z głośnym westchnięciem i najciszej jak potrafił wyszedł z pokoju. Powoli zamknął drzwi i skierował się w stronę kuchni. Przechodząc przez salon z zaskoczeniem poczuł, że jest tu zdecydownie chłodniej niż w jego sypialni. Najchętniej położyłby się teraz na kanapie i chociaż na chwilę zmrużył oko...
Ale jakby zareagował na to Levi? Przecież kazał mu położyć się w pokoju i chociaż było to raczej mało ważne polecenie, to jednak nadal jego rozkaz. Może miał on jakiś większy sens? Bo w końcu jakby ktoś się tutaj zakradł to do sypialni jest dłuższa droga niż do salonu i w razie czego można z niej wykraść się oknem...
Ziewając sięgnął po czystą szklankę i nalał sobie zimnej wody. Wypił ją duszkiem, rozkoszując się jej niską temperaturą. Przeciągnął się i otworzył okno. Z zadowoleniem zauważył, że nocne niebo pokrywały chmury, które mogły zwiastować deszcz. Mimo że lubił słoneczną pogodę, to teraz zdecydowanie chętniej zobaczyłby stado drobnych kropelek uderzających o ziemię. Wczorajszy deszcz nie był zbyt obfity w wodę i jedynie delikatnie zrosił spragnione rośliny, zamiast dotrzeć do ich korzeni. Eren usiadł na parapecie i przez kilka minut obserwował uspokajającą go przyrodę.
Liście oraz gałązki wesoło tańczyły poruszane wiatrem, a księżyc czasem wyglądał zza chmur by z ciekawością oglądać wystawiane przedstawienie. Przemykający przez nocne powietrze nietoperz zdawał się je nieuprzejmie ignorować, zawzięcie szukając pożywienia. A może widział je już po prostu zbyt wiele razy? Znudziły go za każdym razem podobne do siebie ruchy roślin, które przecież starały się jak najlepiej wykorzystać wrodzoną grację. Widocznie dla niego liczył się tylko efekt. Wolał pogrążyć się w swojej rutynie niż przystanąć na chwilę i przyklasnąć staraniom natury.
Ale czy ludzie nie byli do niego podobni? Interesowała ich tylko wyznaczona przez nich rutyna, nie lubili tracić czasu na coś, co przecież zawsze jest obok. W każdej chwili mogą to podziwiać, więc odkładają to na później, na czas kiedy akurat zapragną. Teraz wolą gonić za czymś, co jest niesamowicie ulotne i próbują wykorzystać każdą okazję, by to złapać i nawet jeśli będzie się to dusiło w ich brudnych i zniszczonych dłoniach, już nigdy nie puścić. Napawać się faktem, że się ma, nawet z tego nie korzystając.
A nocnego wiatru i przedstawienia liści nie da się kupić i zamknąć w klatce. Dlatego ludzie mijają to z obojętnością, nawet nie obdarzając spojrzeniem. Gdyby tylko mogli pokazać komuś akt własności i dostrzec zazdrość w ich oczach... Bo przecież o to chodzi, a nie o napawianie się tym niby wiecznym, a jakże ulotnym szczęściem.
Eren przymknął na chwilę oczy, by skupić się na chłodnym wiaterku mile otulającym jego skórę. Wciągnął głęboko świeże powietrze i wypuścił je powoli ustami. Niechciane myśli odpłynęły gdzieś daleko niczym liść poniesiony przez prąd rzeki, a ciało wreszcie się rozluźniło.
- Chyba nie zamierzasz tu spać? - chłodny ton głosu przeszył ciszę, która szybko schowała się w cieniu. Eren żałował, że też nie może tego zrobić.
- Heichou? - chłopak drgnął, a następnie obrócił się w stronę mężczyzny, który nonszalancko opierał się o blat. Kiedy on tu wszedł? - Oczywiście, że nie!
- Czyli tak po prostu siedzisz tu sobie już pół godziny? - chłopak zmarszczył zdziwiony brwi i przeniósł wzrok na wiszący zegar. Rozszerzył zaskoczony oczy, widząc późną godzinę. Naprawdę usnął na parapecie?
- Bo ja... - zaczął niepewnie, drapiąc się po tyle głowy. Po chwili jednak coś sobie uświadomił i zepchnął pytanie bruneta w odmęty zapomnienia. - Kapralu, skąd wiesz, że jestem tu pół godziny?
Zwiadowca przewrócił oczami, jednak zignorował fakt, że Eren nie odpowiedział na jego pytanie. Przecież i tak już domyślił się, jak było.
- Słyszałem jak opuściłeś swój pokój i wyszedłem, gdy długo nie wracałeś.
- Czyli kapral też nie spał? - spytał szatyn, trochę zdziwiony tym, że mężczyzna i tak go usłyszał, mimo wszystkich jego starań. - Więc nie tylko w moim pokoju było za duszno...
Levi nie odpowiedział, tylko jeszcze chwilę patrzył na chłopaka, po czym podszedł do parapetu i wyjrzał przez okno. Eren automatycznie się spiął, co Ackermann oczywiście wyczuł. Była to przecież ich pierwsza rozmowa po czymś, co nie miało prawa się wydarzyć. Ponadto chłopak był młody i niedoświadczony; na każdą bliskość reagował intensywniej niż powinien. Levi nie zamierzał jednak tego komentować, po prostu usiadł na parapecie po drugiej jego stronie i wyjrzał przez okno. Dla niego duchota była najmniejszym problemem i gdyby tylko ona mu przeszkadzała, byłby doprawdy szczęśliwy. O ile potrafił taki być. Nie zamierzał jednak zdradzać tego młodemu zwiadowcy, więc po prostu grzecznie zaprosił ciszę z powrotem, wiedząc, że chłopak odbierze to jako potwierdzenie.
Czuł, że chłopak chętnie rozpocząłby temat pocałunku, ale chyba nie posiadał wystarczającej ilości odwagi i nie zamierzał irytować kapitana. Co niepokojące, Eren potrafił coraz więcej z niego wyczytać i Levi nie był w stanie nic na to poradzić. Zbyt dużo czasu musiał spędzać w jego towarzystwie. Chociaż przecież teraz robił to z własnej woli... Wracając, było mu to jednak tym razem na rękę, ponieważ mimo wielu godzin poświęconych na roztrząsanie tamtej sytuacji, nie byłby mu w stanie odpowiedzieć. Bo przecież nie zdradziłby mu prawdy. Jeszcze chłopak zupełnie straciłby do niego szacunek, a po powrocie wśród zwiadowów krążyłyby o nim różnorakie plotki.
Chociaż pieprzyć opinie innych osób. Nie chciał się do tego przyznać, ale tak naprawdę chodziło o to, jak zareagowałby Eren. Mógłby pomyśleć, że to coś na kształt miłości i ubzdurać coś sobie w tej swojej pięknej główce. A przecież z tym legendarnym uczuciem nie miało to nic wspólnego. Ot, dał się ponieść chwili i pozwolił żądzy przejąć kontrolę nad jego ciałem. Ale tego też by chłopakowi nie powiedział. Zbyt bardzo brzmiało to jak popełnienie błędu. Teorytycznie to nim było, ale praktycznie Ackermann tego nie żałował i czuł, że Eren też nie.
- Jak długo tu będziemy, kapralu? - Levi przymknął oczy, gdy wiatr trochę mocniej zawiał w jego twarz, wprawiając w ruch jego czarne kosmyki. Skupił się na głosie chłopaka, właśnie w tej chwili uświadamiając sobie, że ma on przyjemną dla ucha barwę. Szczególnie, gdy jest on zbliżony do szeptu i wyraża szacunek, układając się w słowo "kapral". Kiedyś denerwowało go, że żołnierze nie zwracają się do niego jego prawdziwym stopniem, jednak z czasem zdążył się do tego przyzwyczaić i dostrzec tego plusy. Wiedział, że na przykład podziwiająca go Petra nie śmiałaby umniejszać jego roli, a jednak i ona wymawiała "Heichou" zamiast "Heishichou", ponieważ było to po prostu krótsze. Zastanawiał się czy Eren w ogóle wiedział o błędzie, jaki podłapał od oddziału Levi'a... - Heichou?
- Dopóki nie znajdą i nie unieszkodliwią zdrajcy - odparł krótko, zupełnie ignorując fakt, że na chwilę zatracił się w brzmieniu głosu Erena. Po prostu był zmęczony.
- Tak właściwie, to skąd pewność, że on jest wśród nas? - spytał niepewnie chłopak. W jego głosie pobrzmiewała ciekawość, ale Ackermannowi wydawało się, że głównie chodziło mu o przepędzenie niezręcznej ciszy.
- Tylko Korpus Zwiadowczy wiedział, gdzie trzymamy schwytane tytany, a Annie była z Żandarmerii - Levi nie widział żadnych przeciwwskazań do zdradzenia chłopakowi prawdy. Fakt, że był kadetem i to w dodatku ze sto czwartego korpusu treninowego nie grał tutaj żadnej roli, ponieważ Eren posiadał niezwykłą moc przemiany w tytana i nawet niewiadomo kiedy, zdobył zaufanie kapitana, co przecież nie było prostą rzeczą.
- Ale przecież te namioty rzucały się w oczy i raczej każdy by się domyślił, że to właśnie tam są trzymane... - zauważył dość inteligentnie chłopak.
- Tyle że Żandarmeria w ogóle nie wiedziała, że udało nam się je złapać - chłopak dopiero teraz przeniósł wzrok na bruneta, zbyt zaciekawiony rozmową, by myśleć o tym, czy na widok jego niezwykłych tęczówek się nie zarumieni. - Oprócz nas wtajemniczeni byli tylko niektórzy wyżej postawieni członkowie Korpusu Stacjonarnego i wątpię, żeby powiedzieli o tym takiej osobie jak Leonhart. A jeśli nawet tam miałaby wtyki, to jest duże prawdopodobieństwo, że u nas też.
- Rozumiem... - chłopak ponownie utkwił wzrok w liściach i tańczących na nich plamkach księżycowego światła. Zdawały się one idealnie pasować do panującej między nimi atmosfery. - Heichou... Myślisz, że w naszych szeregach mogą kryć się Tytan Opancerzony i Kolosalny? Czy może istnieje ich jeszcze więcej?
Ackermann przeniósł wzrok na profil szatyna. Jego opalona skóra pięknie współgrała z biało-niebieskim blaskiem księżyca. Brązowe kosmyki czasami delikatnie się poruszały muskane przez chłodny wiatr, a zielone tęczówki śledziły taniec liści, mimo że chłopiec wydawał się mieć "przed oczami" inne obrazy.
- Nie wiem, dzieciaku - przyznał się Ackermann, jednak nie poczuł się z tym niekomfortowo. Jego blokada przed przyznawaniem się do słabości zdawała się zanikać przy Erenie, zresztą podobnie jak zdrowy rozsądek. Jednak Levi lubił z nim przebywać. Uświadomił to sobie właśnie tej ciepłej nocy, podczas której razem siedzieli na czystym parapecie i wpatrywali się w spowitą w bladym świetle księżyca przyrodę. Nie irytowała go obecności chłopaka, nie chciał uciec od jego towarzystwa i pogrążyć się w samotności. Eren był inny niż reszta ludzi i mimo ciążącego na jego barkach brzemienia, zdawał się szukać pozytywów w tym brutalnym świecie. Chociaż Petra też emanowała tym swoim optymizmem i chęcią pomocy... Jednak nie miała tych fascynujących, zielonych tęczówek, które miały w zwyczaju błyszczeć determinacją. - Oczywiście, że może być ich więcej. Musimy być na to przygotowani, ponieważ niewzięcie tej opcji pod uwagę w kwestii Leonhart przypłaciliśmy zbyt wieloma istnieniami... - mężczyzna wbił wzrok w swoje blade dłonie, którymi zabił już tak wielu tytanów. Nie zmieniło to jednak faktu, że wszyscy wokół niego ginęli w ich obrzydliwych paszczach. Nie mógł pozwolić, by Eren skończył tak samo.
Chłopak spojrzał kątem oka na bruneta, gdy wyczuł dziwną nutkę w jego głosie. Kiedyś już ją słyszał...
Otworzył usta by spytać, czy wszystko w porządku, jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język. Oczywiście, że nie było. To pytanie zadawało się zwykle po to, by spytana osoba mogła się zwierzyć i zrzucić z siebie ciężar wszelkich trosk. Levi jednak był inny niż reszta ludzi, do niego nie można było podchodzić w ten sam sposób. Przy nim trzeba było wystawić swój umysł na próbę.
Eren zagryzł wargę i spojrzał w niebo, które zostało po części oczyszczone z chmur przez wiatr.
- Gdybym miał kogoś winić za śmierć Petry, Oluo, Gunthera i Elda... - zaczął z głębokim westchnieniem, czując jak kobaltowe tęczówki zaczynają się w niego wpatrywać. - ...to z pewnością byłbym to ja - Levi zmarszczył delikatnie brwi na to dziwne wyznanie, jednak nie przerwał chłopakowi. Ukrył też zdziwienie, które poczuł, gdy szatyn rozpoczął dręczący go temat. Skąd wiedział? - Żałuję, że wtedy w celi na chwilę się zamyśliłem, a następnie nie posłuchałem od razu twojego rozkazu, sir, i gdybym mógł cofnąć czas, z pewnością bym to zmienił. Jednak tak naprawdę, czegokolwiek bym nie myślał i jak bardzo nie dręczyłyby mnie wyrzuty sumienia, to nie ja ich zabiłem. Ja mogłem jedynie zapobiec ich śmierci, o ile było to możliwe... - chłopak przerwał na chwilę i w końcu zdecydował się złączyć swoje spojrzenie z tym chłodnym kobaltem mieniącym się w księżycowym świetle. Zdecydowanie była to jego najpiękniejsza odsłona. - To Annie ich zabiła i nie jestem w stanie tego zmienić, nieważne jak bardzo bym nie chciał i ile nocy bym przez to nie spał.
Słowa chłopaka zawisły w powietrzu, skłaniając obecnych do pogrążenia się we własnych myślach. Ta cisza nie była niezręczna. Sprzyjała ich zmęczonym umysłom i idealnie komponowała się z dwoma spokojnymi oddechami.
Levi tak samo jak Eren oparł głowę o ścianę i utkwił wzrok w rozgwieżdżonym niebie.
Skąd ten dzieciak wiedział, co mu chodzi po głowie? Tak szybko nauczył się czytać z jego głosu, gestów i wzroku? Nie wyglądało na to, żeby czytał z niego jak z książki, tak jak to robił z nim Levi, jednak nawet odczytanie tego, czy Ackermann ma w danym momencie dobry czy zły humor jest trudny zadaniem. Brunet przecież od małego dziecka uczył się maskowania emocji i był w tym mistrzem. Ale czy na pewno tak było, skoro Erenowi udało się rozpoznać o czym myśli? Tak, ten fakt nie zmieniał przecież tego, że wśród żołnierzy jest uważany za człowieka bez serca. Większości zwiadowców sądziła, że to przez to jest taki silny, więc nawet nie marzyli o dosięgnięciu jego poziomu. Po części była to prawda, jednak przecież Eren się tym nie przejmował i cały czas próbował go doścignąć.
Właśnie, to przez to, że przy właścicielu zielonych tęczówek zachowywał się inaczej niż zwykle. Czyżby jego maska wtedy stawała się mniej skuteczna? Może to chłopak tak emanował emocjami, że aż się nimi dzielił?
Przeniósł na chwilę wzrok na szatyna, który przymknął delikatnie powieki, plecami całkiem przylegając do ściany. Znowu zasnął?
Brunet spojrzał na księżyc, którego ponownie zaczęły przykrywać chmury. Na początku ich delikatne nitki zaczęły ograniczać jego pole widzenia, by później niepostrzeżenie zajmować coraz większą część jego powierzchni. Księżyc jednak nie wydawał się protestować. Przez ostatnie kilka chwil przyglądał się jeszcze przedstawieniu przyrody, po czym całkiem zatonął w objęciach chmur.
***
Tej nocy nie obudziły go koszmary czy bolesne wspomnienia. Po raz kolejny udało mu się spokojnie przespać cztery godziny, tym razem nawet więcej. Nie wiedział, co jest powodem tak dobrego snu, chociaż po głowie krążyło mu kilka opcji. Może to ulga po pojmaniu Kobiety Tytan lub podróż. Albo zdjęcie sprzętu do trójwymiarowego manewru go odciążyło nie tylko fizycznie, ale i psychicznie... Jednak najbardziej prawdopodobną opcją wydawała się być obecność chłopaka. Czy to jego spokojny oddech, czy ciepło którym emanował, a może po prostu świadomość, że był obok. Ackermann nie był w stanie tego stwierdzić, jednak cieszył się z faktu, że obudził go dźwięk kropel uderzających o okno, a nie wspomnienie martwych oczu Farlana czy Isabel.
Uchylił powoli powieki i poruszył się. Dopiero wtedy poczuł ból w kręgosłupie i kości ogonowej, spowodowany snem na twardym parapecie. Ciała będą zapewne boleć ich cały dzień...
Przeniósł wzrok na nadal pogrążonego we śnie Jaegera i chwilę przyglądał się jego spokojnej twarzy. Westchnął i powoli zszedł z parapetu, a następnie przyciągnął się, strzelając kośćmi. Spojrzał kątem oka na chłopaka i po dość krótkiej walce z samym sobą, postanowił przenieść go na kanapę i przykryć kocem. W końcu nadal był bez koszulki...
Poszedł do sypialni chłopaka i chwycił materiał, odruchowo poprawiając resztę pościeli i składając koszulkę chłopaka. W sumie nie było już tutaj aż tak duszno, a to czy zaniesie Erena na kanapę, czy tutaj, nie sprawi mu zbyt dużej różnicy.
Zostawiwszy uchylone drzwi, wrócił po chłopaka i delikatnie, jak na niego, podniósł go z parapetu. Niosąc go, zamiast patrzeć pod nogi, wpatrywał się w jego pogrążoną we śnie twarz. Wyglądała wtedy tak spokojnie i niewinnie... W życiu by nie pomyślał, że mógłby to być człowiek-tytan.
Ostrożnie ułożył szatyna na zdecydowanie wygodniejszym od parapetu materacu i zamykając drzwi opuścił pokój.
***
Chłopak ziewnął głośno, przecierając zaspane oczy. Plecy trochę go bolały, ale mimo tego czuł się naprawdę wyspany. Uchylił delikatnie powieki, ze zdziwieniem stwierdzając, że promienie słoneczne nie rozświetlają jego pokoju. Czyżby było jeszcze przed wschodem słońca?
Dopiero wtedy usłyszał kojący dźwięk zderzających się z ciałami stałymi kropelek i ze zrozumieniem wstał z łóżka. Czyli jednak padało i to porządnie...
Do głowy chłopaka od razu wpadły wydarzenia z nocy... Tylko czy nie były one tylko snem? Rozejrzał się po pokoju, szukając czegoś, co rozwiązałoby jego dylemat, a jego wzrok spoczął na złożonej koszulce. Levi tu był. Ale przecież mógł tu po prostu rano wejść i sprawdzić, czy chłopakowi nic nie jest...
Eren wzruszył ramionami i szybko się przebrał, chcąc jak najszybciej zobaczyć się z kapitanem i dowiedzieć się, czy ich nocna rozmowa nie była tylko senną marą.
Otworzył drzwi, przeczesując dłonią brązowe kosmyki, jednak gdy w oczy rzucił mu się idealny porządek, od razu zawrócił i pościelił starannie łóżko.
Levi byłby dumny.
Gdy opuścił pokój, zastał Ackermanna pijącego swoją ulubioną herbatę i żałującego, że nie zdążył zabrać żadnej książki, chociaż tego drugiego Eren nie wiedział.
Po krótkim przywitaniu chłopak zjadł w ciszy śniadanie i usiadł przy stole, tak samo jak Levi. Utkwił wzrok w jego zamyślonym profilu i zagryzł wargę, zastanawiając się nad tym, jak przerwać niezręczną ciszę. Po chwili do głosy wpadł mu dość głupi, ale zdecydowanie ciekawy pomysł.
- Heichou? - spytał, a jego zielone tęczówki zabłyszczały radośnie. Ackermann przeniósł na niego leniwie wzrok i uniósł pytająco brew. Jego twarz wyrażała skrajne znudzenie. - Zagramy w pytania?
~2850
Rozdziały będą pojawiać się co 3-4 dni w zależność od i ich długości (tym dłuższy rozdział tym dłużej czekacie ;).
Każdy komentarz mile widziany ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top