17. Usta - Dwa małe stworki.
Eren od małego dziecka, gdy tylko usłyszał o Najsilniejszym Żołnierzu Ludzkości, podziwiał go i szanował całym sercem. Może nawet trochę zazdrościł, bo za wszelką cenę chciał osiągnąć jego poziom. Nigdy jednak nie myślał, że uda mu się spędzać z kapitanem tyle czasu i że będzie miał szansę go poznać. Nigdy też nie pomyślałby, że jako jeden z niewielu dostrzeże, że jest coś, czego kapitan po prostu nie umie. Innych by to może usatysfakcjonowało, bo przecież burzyło to idealny wizerunek Ackermanna (co było dowodem na brak ludzi idealnych), ale Erenowi zrobiło się po prostu smutno, gdy siwy mężczyzna zamknął brunetowi drzwi przed nosem. Najchętniej już wtedy wziąłby sprawę w swoje ręce, ale bał się jeszcze bardziej urazić kapitana. Wiedział jednak, że spanie pod rozgwieżdżonym niebem, nie tylko byłoby niekomfortowe, ale też przypominałoby o porażce. Dlatego, gdy usłyszał jak stojący w progu blondyn nazwał Ackermanna kurduplem, jego ciało napełniła nie tylko wściekłość, ale i determinacja. Nachętniej boleśnie uświadomiłby mężczyznie z kim ma do czynienia, ale na szczęście zrezygnował z tego, widząc jak dłonie kapitana zaciskają się w pięści, zamiast uderzyć blondyna. Skoro brunet się powstrzymał, on też musiał.
Nie oznaczało to jednak, że zamierza po prostu stać i patrzeć. Wręcz przeciwnie; jego priorytetem stało się zapewnienie im ciepłego posłania, w którym z pewnością łatwiej będzie kapitanowi ochłonąć. Bo pomijając już altruizm Erena i jego sympatię do Levi'a, jego mózg zdawał sobie sprawę, że to przecież na nim Ackermann wyładuje swoją złość, nie mając nikogo innego pod ręką.
Chłopak szybko zsiadł z konia i podbiegł pod drzwi jakiegoś domu z zadbanym ogrodem. Rosły tu kwiaty, więc musiała tu mieszkać kobieta, a taką o wiele łatwiej przekonać niż jakiegoś zatwardziałego starca. Poprawił włosy i grzecznie zapukał, łacząc dłonie na wysokości pasa. Jego poza i uśmiech na twarzy, wręcz emanowały niewinnością i nie dało się z nich wyczytać złych zamiarów, toteż kobieta, która mu otworzyła, od razu uniosła delikatnie kąciki ust.
- Dobry wieczór - przywitał się grzecznie, a kobieta skinęła mu głową. Zanim ponownie się odezwał, usłyszał jak kapitan podjeżdża na koniu pod dom i wlepia w niego swoje kobaltowe spojrzenie. Bał się reakcji Ackermanna, ale nie mógł tego po sobie w żaden sposób pokazać. - Przepraszam, że panią niepokoję o tej porze - jego oczy zabłysnęły skruchą, a uśmiech ewidentnie należał do tych przepraszających.
- Nic się nie stało, chłopcze - z twarzy kobiety od razu można było poczuć emanującą dobroć, a jej brązowe tęczówki pytająco wpatrywały się w te zielone. - Co cię do mnie spawdza?
- Nie chciałbym nadużywać pani dobroci, ale czy nie znalazło się by może miejsce dla dwóch zbłąkanych wędrowców? Jesteśmy już cały dzień w drodze i nie mamy gdzie spędzić nocy... - z jego zielonych oczu biła nadzieja, a Berta po prostu nie miałaby serca się nie zgodzić. Przedtem jednak spojrzała jeszcze na drugiego przybysza, siedzącego na koniu. Zmarszczyła brwi, widząc, że jego twarz jest przykryta kapturem, mimo braku deszczu. Eren od razu wyczytał z jej miny obawę i gorączkowo myślał jak rozwiąć jej wątpliwości.
- Oh, przepraszam za mojego przyjaciela! - nastolatek doskonale zdawał sobie sprawę, że Levi ma świetny słuch i słyszy całą ich rozmowę, ale przecież robi to wszystko w dobrym celu, prawda? Po prostu teraz musiał zadbać o to, żeby nie znaleźć się z Ackermannem sam na sam, póki nie ochłonie. - Jest strasznym zmarźluchem i nosi ten kaptur, żeby uszy mu nie odmarzły - zaśmiał się pogodnie, do czego dołączyła kobieta, ale Eren wiedział, że nie pozbędzie się wątpliwości, póki Levi nie zdejmie nakrycia głowy. I chociaż zdawał sobie sprawę, że wtedy zauważy jego mordercze spojrzenie, musiał zaryzykować.
Już otwierał usta, żeby go zawołać, gdy przypomniał sobie, że nazwał go przyjacielem, więc musi się do niego zwrócić po imieniu. To było chyba równoznaczne z kopaniem sobie grobu.
No cóż, jak się bawić, to się bawić; jego wkurzyć, siebie zabić.
W ostatniej chwili przypomniał sobie jednak, że przecież nie po to przebrali się za handlarzy, żeby teraz się zdemaskować. W fałszywych dokumentach mieli zapisane nowe imiona, ale Eren nawet na nie nie spojrzał. Jakie zatem ma krzyknąć, żeby kapitan na pewno zareagował?
- Eld! Zdejmij już ten kaptur! - nie chciał tego robić. Naprawdę nie chciał tym ranić siebie i Levi'a, ale miał jakąś sekundę na namysł, a to było pierwsze, co przyszło mu do głowy. Tak jak się spodziewał, brunet utkwił w nim swój zdziwiony wzrok, ale rozumiejąc co próbuje osiągnąć chłopak, posłusznie zdjął nakrycie głowy.
Berta uspokoiła się, widząc młodą twarz Levi'a, na szczęście nie dostrzegając z tej odległości jego śmiercionośnego, kobaltowego spojrzenia.
- Wejdźcie - uśmiechnęła się ciepło, na co Eren posłał jej pełne wdzięczności spojrzenie. - A ten wóz z końmi chyba najbezpieczniej będzie wprowadzić do stodoły, zaprowadzę was.
Kobieta zniknęła na chwilę w domu, zapewne zmieniając buty, a Eren podszedł zadowolony do swojego konia. Pogłaskał go po szyi, starannie unikając kontaktu wzrokowego z Levi'em. Chciał jeszcze trochę pożyć.
- Nie mogłeś tego zrobić od razu, szczylu? - prychnął zirytowany Ackermann, zsiadając z konia. Eren jednak nie zdążył udzielić mu odpowiedzi, ponieważ w progu pojawiła się brązowooka blondynka z kluczami w ręku i kaloszami na stopach. Zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się ciepło do mężczyzn, co Eren chętnie odwzajemnił, a Levi tylko skinął głową. Nie będzie się szczerzył jak Sasha do mięsa.
- Chodźcie, to blisko - kobieta ruszyła przed siebie, z wrodzoną gracją kręcąc biodrami. Po chwili skręciła w wydeptaną w trawie drogę i podeszła do drewnianych drzwi. Przekręciła klucz w zamku i otworzyła pomieszczenie, w którym znajdowały się dwie krowy, ale było wystarczająco miejsca, by wóz i konie się zmieściły.
- Jak uporacie się z tym wszystkim, to zamknijcie drzwi i wejdźcie do domu, akurat robię kolację - kobieta uśmiechnęła się i podała klucz Erenowi. Chłopak skinął głową i zajął się oporządzaniem swojego konia. Levi jednak wreszcie postanowił się odezwać.
- Nie musisz tego robić... - spojrzał na nią z wyczekiwniem.
- Berta - przedstawiła się kobieta, a obaj przybysze pomyśleli, że to imię w ogóle nie pasuje do jej delikatnej urody.
- ...Berta, mamy własne jedzenie. - Ackermann wskazał wóz, od którego właśnie uwalniali konie.
- Ależ to żaden problem! - zapewniła wesoło blondynka. - Gospodyni zawsze jest milej, gdy więcej osób zachwyca się nad jej kuchnią - mrugnęła i skierowała się w stronę domu.
Eren tylko się uśmiechnął i wrócił do swojego zajęcia. Levi lekko zmarszczył brwi na ten wyraz twarzy, ale bez słowa zajął się swoim koniem. Niech chłopak cieszy się póki może, bo jak tylko znajdą się w tamtym domku w lesie, nasprząta się za wszystkie czasy.
***
Levi niepewnie przekroczył próg domu, chociaż w duszy cieszył się, że nie muszą spędzić tej nocy na dworze, ponieważ gdy wracali, poczuli pierwsze krople deszczu. Ackermann ostrożnie rozejrzał się po mieszkaniu, zamykając za sobą drewniane drzwi. Eren zdecydowanie czuł się bardziej beztrosko, a jego zielone oczy błyszczały radośnie. Może ta specyficzna, domowa atmosfera przypominała mu dawne czasy?
Levi miał wrażenie, że to ciepło, zapach wypieków i nieco złudne poczucie bezpieczeństwa otulały go z każdej strony i próbowały dostać się do jego serca. Mimo że wydawało się to być dość miłe, brunet czuł się jakoś obco, jak intruz. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył i wręcz chyba wydawało się to absurdalne, żeby poznał to w takiej sytuacji, mając obok siebie tego szalonego dzieciaka. Tyle że Eren wydawał się być w swoim żywiole i Levi chyba nawet nie potrafił sobie wyobrazić domowego ogniska bez jego radosnej obecności i błyszczących zielonych oczu.
Cała beztroska i dziwne poczucie spokoju i bezpieczeństwa błyskawicznie zniknęły, gdy zza ściany wyłoniły się dwa małe stworki, powszechnie nazywane dziećmi. Levi spiął się, a jego powieki opuściły się trochę niżej, czyniąc jego oczy jeszcze bardziej zwierzęcymi i niebezpiecznymi Nienawidził bachorów.
- Mamo, kim są ci panowie? - spytała nieśmiało mała brunetka, a Eren miał wrażenie, że jej głos mógłby zostać dodany do słodyczy; budził tak miłe i rozczulające uczucia.
- To Eld i... - kobieta spojrzała na szatyna pytająco, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że ten jeszcze się nie przedstawił. Do Erena dotarło to też dopiero teraz i zastanawiał się, czy mógłby podać swoje prawdziwe imię, które przecież chyba nie jest zbyt znane, czy jednak lepiej nie ryzykować.
- Gunther - Levi uprzedził go, wskazując na niego palcem. Skoro zrzucił ten ciężar na niego, to niech sam też go niesie. Zresztą tego imienia nie miał prawa zapomnieć.
- Gunther - powtórzyła miłym głosem Berta, jednak odniosła wrażenie, że to imię nie pasuje do chłopca o takiej urodzie. - Twoi przyjaciele używają jakiegoś przezwiska czy zdrobnienia? Bo jakoś nie pasuje mi do takiego chłopca takie imię... Na mnie na przykład wszyscy mówią Bety.
Eren podrapał się zakłopotany po głowie, nie wiedząc zbytnio co odpowiedzieć. W życiu nie spodziewałby się takiego pytania.
- Czasem mówią na niego Gras* przez jego niezwykły kolor oczu, ale ja zwykle nazywm go po prostu dzieciakiem - z opresji uratował go zawsze szybko myślący Levi. Ackermann powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, ale kobieta najwidoczniej to łyknęła jak nigdyś tytan Erena.
- A wy nie jesteście w podobnym wieku? - spytała zaciekawiona kobieta. Według niej Eld wyglądał bardzo młodo, chociaż z jego oczu i twarzy biło coś niepokojącego... Jakby niósł na swoich barkach olbrzymi ciężar, a pod płaszczem chował życia wielu osób.
- Jestem od niego trochę starszy, nie dzieciaku? - Levi zerknął na Erena, który parsknął śmiechem, ale skinął posłusznie głową. To była zdecydowanie jedna z tych dobrych chwil.
Do czasu.
- Cześć Eld, jestem Agnes! - czarnowłosa dziewczynka wystrzeliła do przodu i wystawiła przed siebie malutką rączkę. Ackermann spojrzał na nią zdziwiony, po raz pierwszy znajdując się w takiej sytuacji.
Brat dziewczynki, widocznie nie chcąc zostać w tyle, również wykonał kilka kroczków przed siebie, stając jednak przed Erenem.
- A ja jestem Alex! - szatyn kątem oka spojrzał na kapitana, po czym uśmiechając się, ukucnął przed chłopakiem i uścisnął jego malutką rączkę.
- Miło cię poznać, mnie zwą Gras - nastolatek podkreślił delikatnie to słowo, co Levi doskonale wyczuł i ledwo powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Ukucnął jednak również przed dziewczynką, z irytacją spostrzegając, że w tej pozycji jest od niego wyższa. Serio, nawet dziecko?
- Cześć Agnes - odparł obojętnie, perfekcyjnie ukrywając swoją niechęć. Dziecko spojrzało na niego swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami i otworzyło lekko usta, napawając się jego widokiem. Jej kąciki uniosły się wysoko, prawie że do nieba, chcąc dotknąć gwiazd. Polubiła go.
- Jesteś niski - Levi uniósł z niedowierzeniem brew i wpatrywał się chwilę w czarnowłosą istotkę.
- A ty bezczelna - odpowiedział chłodno, nie zwracając uwagi na utkwione w nim cztery pary oczu. Obchodziły go teraz tylko te błyszczące, brązowe, wpatrujące się w te jego. Zdecydowanie zbyt dużo osób uraziło dzisiaj jego dumę i nie pozwoli, aby robił to też obcy bachor.
- Groźny - dziewczynka nachyliła się z jeszcze większym uśmiechem.
- Rozpieszczona.
- I przystojny - jej oczy błysnęły radośnie. Widocznie niebezpieczny błysk w tych kobaltowych oczach w ogóle jej nie obchodził.
- A ty nadal rozpieszczona - tuż po tych słowach dziewczynka błyskawicznie go obiegła i wskoczyła na jego plecy. Levi jednak nawet nie drgnął, jedynie jego szczęka zacisnęła się jeszcze bardziej. - Zejdź.
- Nie, póki nie powiesz, że ja też jestem ładna! - zawołała wesoło i mocniej zacisnęła swoje drobne rączki na jego szyi. Eren nie wytrzymał i parsknął śmiechem, a Berta przyglądała się tylko temu z rozbawieniem. Alex za to patrzył się na siostrę z zazdrością i rozgoryczeniem. On też by chciał wskoczyć komuś na barana! Jego twarz jednak szybko zmieniła swój wyraz, gdy czyjeś silne ręce oplotły go w pasie i podniosły do góry.
- Zejdź, Agnes - niebezpieczna nutka w głosie Levi'a rozniosła się po pokoju, ale mała dziewczynka tylko pokręciła głową.
Eren za to szczerze rozbawiony złapał chłopczyka tak, że ten oplótł go rączkami i nóżkami, a jego usatysfakcjonowana twarzyczka patrzyła z góry na Ackermanna. Nawet on?
- Ależ Eld, to się robi tak! - zaprezentował radośnie szatyn, nie przejmując się konsekwencjami swoich czynów. I tak mu się przecież oberwie.
Levi przeniósł na niego swoje wściekłe spojrzenie. Kiedy ten szczyl stał się taki bezczelny?
- Nie zejdziesz, smarkulo? - spytał brunet, nadal patrząc się w te szczęśliwe, zielone tęczówki.
- Nie!
- Zatem ci pomogę - słowa zostały wypowiedziane równocześnie z zrzuceniem dziewczynki. Ackermann gwałtownie przychylił się do przodu, przez co Agnes poleciała do przodu. Zanim spadła chwycił ją w tali i podszedł z nią do Erena, sadzając na jego karku. Zdziwiony chłopak zachwiał się i prawie poleciał do tyłu, ale Ackermann w ostatniej chwili złapał go za koszulkę i pociągnął.
- Gras uwielbia nosić dzieci na barana, korzystajcie póki możecie - rzekł zgryźliwie i z satysfakcją ruszył w kierunku stołu, zostawiając za sobą zdezorientowanego chłopaka. Eren trzymał jedną ręką nogi chłopczyka splecione w jego pasie, a drugą te Agnes, złączone na jego szyi.
O ile jedno dziecko nie stanowiło żadnego problemu, to dwójka siedmiolatków i osiem ich splecionych kończyn, zdecydowanie go przerastała. Jak ich ma teraz z siebie zdjąć?
- Czekaj, pomogę ci - zaśmiała się Bety i podeszła do zakłopotanego chłopaka. Tak się kończy zadzieranie z kapitanem.
Alex trochę niezadowolony, że siostra znowu była od niego wyżej, podbiegł do stołu, a Agnes zafascynowana wpatrywała się w plecy Ackermanna. Gdy zielonooki postawił ją na ziemi, powiedziała mu ciche "dziękuję" i rzuciła się w stronę stołu, by usiąść obok Levi'a.
Eren westchnął głęboko i uwolniony od ciężaru, również podszedł w ślady dzieci.
- Tutaj siedzi dzieciak - rzekł twardo kapitan, wywołując niezadowolenie w dwóch osobach; Agnes i Erenie. Mała dziewczynka zmarszczyła z zawodem brwi, ale nie kłóciła się, gdy Levi posłał jej chłodne spojrzenie. Eren za to z szybko bijącym sercem usiadł obok przełożonego, zastanawiając się, czy ten zrobił to, żeby uwolnić się od Agnes, czy może by dokonać zemsty.
Nie odezwał się jednak ani słowem, tylko wlepił wzrok w parujące placki. Ciekawe, czy były tak pyszne jak te mamy...
- Smacznego - rzekła wesoło blondynka, siadając również przy stole i biorąc do rąk sztućce. - Mąż będzie późno w nocy, więc pewnie poznacie go dopiero rano.
Zbłąkani wędrowcy skinęli głowami i zabrali się do jedzenia. Eren nie omieszkał się, żeby wychwalić dzieło kobiety, chociaż Levi dostrzegł w jego tęczówkach błysk nostalgii. Sam w ciszy delektował się pysznym posiłkiem, zastanawiając się, czy zwykłe dzieci na powierzchni jedzą tak codziennie.
- A was co tak właściwie tutaj sprowadza? - padło w końcu pytanie, na które Ackermann przygotował już odpowiedź jakiś czas temu, więc szturchnął pod stołem dzieciaka, żeby ten mu nie przerywał.
- Od niedawna próbujemy rozwinąć własny interes i w tym celu zmierzaliśmy do Stohes, jednak przez to całe zamieszanie nie udało nam się tam dostać - kobieta skinęła głową ze zrozumieniem w oczach. - Dlatego postanowiliśmy spróbować we wschodnim dystrykcie.
- Cóż, w takim razie życzę wam powodzenia. - blondynka posłała im ciepły uśmiech. - Tylko czemu zjechaliście tak bardzo na południe? Nie lepiej jechać blisko muru?
- Zdecydowanie lepiej, ale niepotrzebnie pozwoliłem sobie na krótką drzemkę, ponieważ w tym czasie dzieciak pojechał w złą stronę - Eren spuścił zażenowany głowę. Najchętniej by wytłumaczył jak naprawdę było, ale to podważyłoby ich wiarygodność. Bo po co Eld miałby kłamać?
- Wystarczy wam jedno posłanie? - spytała po chwili Berta, zmieniając temat. - Bo mam na poddaszu starą kanapę, na której właśnie moglibyście przenocować. To jedna noc, więc chyba nie sprawi to wam problemu?
Eren spiął się, a na jego policzki wstąpił lekki rumieniec, jednak na szczęście chyba nikt tego nie zauważył. Ma spać w jednym łożku z kapitanem?
- Nie będzie to problemem - odparł Levi, widząc więcej plusów niż minusów w tym rozwiązaniu. Po pierwsze będzie miał chłopaka pod nosem, więc jakby się coś działo, będzie mógł szybko zareagować. Po drugie to będzie dobra okazja do przeprowadzenia dłuższej, spokojnej rozmowy. Minusem było jednak naruszanie jego prywatności i obecność Erena tak blisko może sprawić...
Nie. Nie może.
Kobieta już chciała wstać i posprzątać po posiłku, gdy niespodziewanie drzwi otworzyły się z rozmachem.
* Das Gras (z niemieckiego, rodzaj nijaki) - trawa
Nie podoba mi się końcówka tego rozdziału, ale może was zadowoli ^^
~2500
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top