16. Usta - Zdeptany honor.

Odkąd Levi pamiętał, męczyły go bezsenność i koszmary, a spokojne przespanie trzech godzin zdawało się być cudem. Próbował zmieniać miejsce spania, ale za każdym razem było tak samo, nieważne, czy to była twarda, zimna ziemia w Podziemiu, czy wygodne i czyste łóżko w kwaterze. Często zdarzało mu się również zasypiać przy biurku, podczas wypełniania dokumentów i budzić się po jakichś dwóch godzinach, gdy jego ciało już w pełni zesztywniało. Było to jednak i tak lepsze od nocy spędzonych na ponownym przeżywaniu jego pierwszej misji za murami. Martwe oczy Isabel i rozczłonkowane ciało Farlana skutecznie spędzału mu sen z oczu lub fundowały skąpaną w zimnym pocie, nieprzyjemną pobudkę. Prawie że sine cienie pod oczami i blada cera były już normą, a zmęczenie codziennym problemem zwalczanym mocną herbatą i bieganiem o świcie. Początek dnia zdawał się być jednak, jedną z niewielu, miłą rzeczą w tym brutalnym świecie. Pierwsze promienie słońca budziły nadzieję i determinację, a te ostatnie przyniosiły raczej żal i myśli o rzeczach, których się nie zrobiło. Albo o tych, które sié wydarzyły.

Tym razem jednak było inaczej. Jego ciało czuło w sobie nienapędzaną silną wolą energię i swojego rozdzaju spokój. Nos z ulgą wciągał świeże powietrze, a mięśnie nie bolały tak bardzo, jak powinny po śnie na drewnianych deskach.

Brunet powoli otworzył blade powieki, jednak zamiast jasnego nieba, przed jego oczami rozpościerała się ciemność. Jego ciało automatycznie się spięło i w mniej niż sekundę przeszło w stan pełnej gotowości. Gwałownie sięgnął ręką do oczu i zrzucił z nich czarny materiał z zadziwiającą łatwością. Zmrużył oczy z jeszcze większym zdziwieniem, nie rozumiejąc sytuacji. Już był przygotowany na to, że podczas jego drzemki, ktoś ich zaatakował i związał, a tymczasem nadal znajdował się na znajomym wozie, a kilka metrów od niego jechał Eren. Zlustrował uważnie okolicę i ulga spłynęła na jego ciało, gdy nie zauważył niczego podejrzanego. Wrócił wzrokiem do tajemniczego materiału, którym okazała się być zwykła czarna koszulka, złożona w pasek, o szerokości odpowiedniej do zakrycia oczu, prawdopodobnie służąca do zablokowania promieni słonecznych, które mogłyby go zbudzić. Tylko jak to znalazło się na jego twarzy?

- Heichou, już nie śpisz? - dwa szmaragdy utkwiły w nim swoje spojrzenie, a Levi powoli przeniósł wzrok na chłopaka. Wyglądał identycznie jak o czwartej w nocy, ale w jego oczach widniało zaniepokojenie i obawa. Coś się stało?

- Nie, śpię z otwartymi oczami - rzekł kpiąco, ale jego ton był wyjątkowo ciepły jak na niego. Oczywiście jego temperatura nadal nie przekroczyła zera, ale było blisko. Pewnie to efekt dobrego snu.

Levi spojrzał w niebo, zastanawiając się ile czasu spędził w objęciach Morfeusza. Z zaskoczeniem zarejestrował, że słońce już od dłuższego czasu było widoczne i radośnie oświetlało ten smutny świat. Uniósł swój blady nadgarstek, na którym jak zawsze znajdował się zegarek i ze zdziwieniem patrzył na wskazówki, pokazujące kilkanaście minut po ósmej. Spał aż pięć godzin?

To świeże powietrze tak na niego wpłynęło? A może nawarstwiające się zmęczenie? Możliwe, jednak tak dobry sen nie mógł mieć byle jakiej przyczyny...

- Heichou... - chłopak zaczął trochę drżącym głosem, kuląc się w sobie. Levi od razu rozpoznał, że coś musi być nie tak. Wyprostował się automatycznie i wygrzebał z tymczasowego posłania. Z zaskoczeniem dostrzegł dwa grube koce położone na deskach, które musiał mu przygotować Eren, gdy sam zmieniał koszulę na luźny t-shirt.

Miło.

Tch, uważaj, bo jeszcze się rozczulisz.

- Bo ja... - rumieniec wstydu delikatnie naznaczył poliki Erena, a jego opalona ręka znowu drapała tył głowy. Były już tam od tego jakieś blizny? - J-ja nie wiem gdzie jesteśmy...

Ackermann spiął się, a cała beztroska i spokój po dobrym śnie momentalnie z niego uleciały. W oczach pojawiła się niebezpieczna iskierka, a ręka sięgnęła po idealnie złożoną koszulę. Eren zatrzymał wóz, niecierpliwie oczekując wyroku, a Levi szybko się przebrał.

- Pytałem się przecież, czy umiesz korzystać z mapy, jak mogłeś skłamać w tak ważnej kwestii? - warknął wreszcie Ackermann, gdy przesiadł się już na konia i wyrwał papier z rąk dzieciaka.

Błagam, żeby tylko nie trzymał jej do góry nogami.

- Ale ja umiem korzystać z mapy! - bronił się Eren z nagłą dostawą odwagi. - To z terenem jest coś nie tak!

- Tch, najlepiej zgoń wszystko na matkę naturę, Jaeger - prychnął brunet, ale z ulgą zauważył, że mapa była trzymana prawidłowo. Dzieciak jeszcze trochę pożyje. - Jestem pewien, że już biegnie nas przeprosić za swoje haniebne czyny.

Szatyn spuścił speszony wzrok, a kapitan przyglądał się mapie, cały czas czując, że coś jest nie tak, jednak nie wiedząc co. Może jeszcze do końca się nie obudził.

- Opowiedz wszystko na spokojnie, Jaeger. Kiedy zdałeś sobie sprawę, że się zgubiłeś?

Eren zbliżył się do kapitana i stając w strzemionach pokazał wioskę na mapie.

- Powinniśmy ją minąć już jakiś czas temu od strony południowego-zachodu, a tymczasem widziałem tylko jakąś wioskę na północnym-wschodzie...

- Jesteś pewien, że po prostu nie zboczyłeś z trasy? - Levi zmarszczył brwi i przyglądał się intensywnie mapie.

- Nie, a jeśli już to raczej zjechałbym za bardzo na wschód, a nie odwrotnie - chłopak był pewny swoich słów i Ackermann czuł, że Eren ma rację. Podniósł wzrok i rozejrzał się po okolicy. Rzeczywiście, patrząc we wskazanym przez nastolatka kierunku, można było zobaczyć zarys domów i gospodarstw.

- Kiedy powinniśmy tamtą minąć?

-Ponad pół godziny temu, a blisko tej jechaliśmy zaledwie dziesięć minut przed twoim przebudzeniem, sir.

- I do cholery nie pomyślałeś, żeby może mi o tym wtedy powiedzieć? - wzrok Levi'a znowu należał do tych niosących śmierć, a lodowe ostrza wyczuwalne w głosie, boleśnie wbijały się w skórę Erena, pozostawiając po sobie gęsią skórkę.

- Heichou, zasłużyłeś na ten sen i po prostu nie miałem serca cię budzić... - Eren nie był już niczego pewny, a jego pełen niepokoju wzrok, skanował nagle bardzo ciekawą trawę. Gdzie popełnił błąd?

- Bo w twoim zakresie obowiązków jest myślenie na co zasłużyłem, a na co nie - Levi prychnął i ponownie spojrzał na mapę. - A serca nie będzie mieć Żandarmeria, gdy... Cholera, to nie ta mapa!

Eren z zaskoczeniem przeniósł na niego spojrzenie zielonych tęczówek, a Ackermann z niedowierzeniem patrzył na czerwony "x" w lesie, do którego kazał zmierzać dzieciakowi. Teraz wszystko stało się takie oczywiste...

- O czym kapitan mówi? - spytał zbyt zdezorientowny chłopak, by się bać.

- Wyjąłeś złą mapę - chłodny ton, znowu był w pełni obojętny, bez żadnych przebłysków kpiny czy irytacji. Złość nic nie da, teraz trzeba było się skupić.

Papier, który trzymał w rękach był mapą muru Maria, na którego teren mieli się zapuścić podczas planowanej misji. Iksem było oznaczone miejsce w Lesie Wielkich Drzew, w którym miała zostać zastawiona pułapka na wroga. O ironio, włożył tę mapę do tej samej sakwy, co tą drugą i Eren musiał wybrać akurat tę niewłaściwą. - Cholera.

Z wrodzoną gracją złożył mapę i sięgnął po drugą. Rozłożył ją, a Eren otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Te dwie kartki papieru były do siebie bardzo podobne, z tylko dwiema znaczącymi różnicami. Na złej "x" był czerwony, a na właściwiej czarny. Drugim dość ważnym aspektem był fakt, że Las Wielkich Drzew znajdował się na wschód od bramu w murze Maria, a miejsce do którego zmierzali - na zachód.

- Skoro i tak już mamy tak poważną zmianę w trasie, to możemy zatrzymać się pod tamtym drzewem i zjeść śniadanie.

Eren tylko skinął głową i ruszył we wskazanym kierunku, zastanawiając się, jaką to karę wymyśli mu przełożony. Bardzo możliwą opcją było sprzątanie do nieprzytomności, ale zdecydowanie gorszą było uderzenie w któryś z jego słabych punktów. Levi był inteligentny i z tego co mówili, lubił się bawić w wymyślne kary. Podobno kiedyś jednej przeraźliwe bojącej się pająków dziewczynie, kazał posprzątać rojącą się od nich piwnicę i każdego robala jakiego znajdzie, wynieść na odkrytej ręce na dwór. Okropne.

(Nikt nie mówił jednak, że pozwoliło to dziewczynie pokonać fobię, z którą od dawna nie mogła sobie poradzić, a przy okazji znaleźć obiekt swoich westchnień.)

                        ***

- Jesteśmy prawdopodobnie tutaj - Levi wskazał wysuniętą na wschód wioskę na, właściwej już, mapie. - Jechaliśmy prawie pięć godzin w złą stronę, przez co jesteśmy ponad dziewięć godzin w plecy - głos Ackermanna był taki jak zwykle; chłodny, obojętny, opanowany. Erena zdziwiło to jak szybko pogodził się z jego błędem, ale nie odezwał się ani słowem, nie chcąc znowu wzniecić ognia w tęczówkach kapitana. - Wątpię, żebyśmy zdążyli jeszcze dzisiaj przed zmrokiem dojechać na miejsce, będziemy musieli się gdzieś zatrzymać - Levi wyglądał jakby go w ogóle nie ruszały te informacje, ale przecież jeszcze przed posiłkiem aż wypływała z niego irytacja. Zdążył to tak szybko zaakceptować czy po prostu nałożył na siebie kolejną maskę?

- Czemu się tak patrzysz? Mam tytana na czole czy może kolonię mrówek? - spytał w końcu Ackermann, nawet nie obdarzając go spojrzeniem. Eren trochę speszony odwrócił wzrok, ale nadal co chwilę zerkał na twarz kapitalna, doszukując się w niej jakichś istotnych zmian. Jedyne co zauważył, to mocniej zaciśniętą szczękę, ale mógł to być przecież przypadek.

- Przepraszam, sir, zamyśliłem się - powiedział na głos, wiedząc, że nie wypadałoby zostawić kapitana bez odpowiedzi.

- Ciągle tylko się zamyślasz, a gdy jest to potrzebne, w ogóle nie potrafisz ruszyć głową - prychnął Ackermann, ale jego ton nie wydawał się zdenerwowany czy oskarżający. Ot, takie tam zwykłe zdanie typu "ładna pogoda". - Ciekawe, czy gdy będzie pożerał cię tytan, akurat będziesz się zastanawiał, czy mu nie śmierdzi z ust - kapitan prychnął i schował mapę do sakwy. Jedzenie spakowali już wcześniej, więc byli praktycznie gotowi do drogi.

Eren nie potrafił się powstrzymać przed cichym wybuchem śmiechu, gdy słowa kapitana przywołały jedno z tych lepszych wspomnień do jego głowy. Ackermann momentalnie odwrócił się w jego kierunku i zlustrował podejrzliwym wzrokiem.

To on oszalał czy ja?

- Czego rżysz jak Kirschtein? - ton kapitana był jak zwykle chłodny, a mina obojętna, ale przez jego słowa, chłopak znowu zaczął niepohamowanie chichotać. Rzeczywiście musiał mieć coś z głową, żeby robić to w jego obecności.

- Przepraszam, sir, przypomniało mi się coś - Eren próbował zachować powagę, ale na jego twarz nadal cisnął się uśmiech, a w zielonych oczach błyszczało rozbawienie. Kapitan ze zdziwieniem stwierdził, że jeszcze nie ma ochoty boleśnie uśmiercić dzieciaka, a złość powoli upływała z jego ciała. Śmiech chłopaka był dźwięczny, w pewien sposób rozluźniający... I tak rzadki w ich czasach... Może obaj po prostu potrzebowali odetchnąć po ciężkich przeżyciach.

- Oh, czyli jednak miałem rację z tym oddechem? - spytał zgryźliwie, jednak zamiast irytacji w jego oczach zabłysnęło chyba rozbawienie. Zdecydowanie za dużo czasu spędza z tym dzieciakiem.

- Co? Nie, to nie tak! - chłopak zawstydził się i odskoczył gwałtownie. Kapitan przewrócił obojętnie oczami, co w tym przypadku mogłoby być równoznaczne z delikatnym uśmiechem. Najpierw dobry sen, później śmiech Erena i teraz te głupie rumieńce na jego twarzy. Jakoś go to wszystko rozluźniło...

Ogarnij się. Rozsądek zawsze na pierwszym miejscu.

- Jesteś dziwny, Eren - mruknął jeszcze kapitan i wsiadł na konia, ucinając tę rozmowę.

Chłopak zmarszczył zdziwiony brwi, jednak zamiast się obrazić, poczuł przyjemne ciepło na sercu, ponieważ nieważne jak idiotycznie brzmiałyby te słowa, skoro było w nich jego imię, odebrał to jako dziwny, ale szczery komplement. Eren mimowolnie uniósł lekko kąciki ust i bez słowa wsiadł na konia.

Kapitan spojrzał na niego kątem oka, rejestrując każdy drobny szczegół na jego twarzy.

Tak, jesteś dziwny, Eren.

Levi w życiu by się nie przyznał, że w jego głowie brzmiało to jak wyjątkowy.

                          ***

Podczas drogi zrobili jeszcze dwa postoje, jednak poza krótkimi, niezbędnymi wymianami zdań, nie zamienili ze sobą ani słowa. Kapitan nie zdawał się być zbyt skory do rozmowy, chociaż Eren zauważył, że chyba miał dzisiaj ciut lepszy humor. Mimo długich rozważań, nastolatek nie potrafił tego do niczego porównać. Może Ackermann i jego charakter byli zbyt wyjątkowi, żeby szukać czegoś podobnego, a może Jaeger po prostu nie miał do tego głowy.

Levi nie potrzebował zegarka ani mapy, żeby wiedzieć, że nie ma szans, żeby dotarli przed zmrokiem na miejsce. Jeszcze gdyby była to wioska, to zaryzykowałby jechanie nocą, ale wolał tego nie robić przez gęsty las, gdy nawet nie mieli sprzętu do trójwymiarowego manewru. Dlatego gdy tylko zauważył, że słońce dotyka horyzontu, zaczął szukać potencjalnego miejsca do spędzenia nocy. Najlepsza byłaby jakaś oddalona od cywilizacji jaskinia, jednak na tym terenie nie można było na coś takiego liczyć. Istniała też opcja zatrzymania się przy jakimś drzewie, jednak rzucaliby się w wtedy za bardzo w oczy, a niewiadomo, czy Żandarmeria już ich nie szuka.

- Kapralu, a może zatrzymamy się tam? - spytał Eren, widząc, że mężczyzna od kilku minut rozgląda się w poszukiwaniu czegoś. Chłopak miał wystarczająco czasu, aby domyślić się, o co może chodzić.

Levi spojrzał w kierunku wskazanym przez szatyna. Była to nieduża wioska, oddalona od nich o jakiś kilometr, ale widoczna na w miarę równym terenie.

- Myślisz, że po prostu wpuszczą do siebie dwóch obcych ludzi na noc? - spytał się chłodnym tonem, jednak w rzeczywistości był ciekawy odpowiedzi chłopaka. Ackermann wychował się w Podziemiu, gdzie głównym priorytetem ludzi było przetrwanie, a ufanie obcym raczej temu nie sprzyjało. Na powierzchni jednak z pewnością było inaczej, czego Levi niestety jeszcze nie zdążył doświadczyć, zbyt skupiony na zabijaniu tytanów.

- Warto spróbować - Eren nieśmiało wzruszył ramionami. Ackermann nie był pewien, czy to przez zwątpienie w swoje słowa, czy obawę przed reakcją kapitana. - Moja mama czasem nocowała u nas zbłąkanych wędrowców, więc czemu tutaj mieliby nas nie przyjąć?

Brunet przez chwilę wpatrywał się w te dwa zielone szmaragdy, po czym skinął głową i ponownie utkwił wzrok przed sobą. Jeśli była jakaś szansa na spanie w ciepłym budynku, a nie na twardej ziemi, chętnie z niej skorzysta.

Gdy dojechali do wioski, słońce już praktycznie schowało się za horyzontem. Ostatnie promienie muskały jeszcze kilka gospodarstw i dwie jadące na koniach postacie. Na niebie ropościerała się szeroka gama barw, na której Eren chętnie zawiesił wzrok. Do jego głowy wpadło wspomnienie jego rozmowy z kapitanem o zachodzie słońca. Później kilkugodzinne sprzątanie... które chyba poszło na marne, bo kapitan prawdopodobnie nie był od tamtego czasu w lochach, a teraz zieją one pustkami i Eren nie może nawet dbać o zaprowadzony porządek. Ciekawe czy Ackermann by to docenił. A może uznał za zwykłe podlizywanie się? Albo skoro tak dobrze mu to szło, to rozkazałby mu w nagrodę posprzątać resztę zamku...

Może jednak lepiej, że się nie dowiedział.

Bo co jeśli musiałby sprzątać jego pokój? Eren wspominał swój sen już tyle razy, że na szczęście przestał się rumienić na samą myśl, ale gdyby przebywał w miejscu, w którym to "się wydarzyło" pewnie czerwień by wróciła jak bumerang. Zdecydowanie lepiej tego uniknąć.

- Oi, zatrzymaj się, dzieciaku - zwrócił się do niego kapitan, który zsiadał już z konia, a zamyślony chłopak nawet tego nie dostrzegł.

Eren śledził mężczyznę, który nawet nie zdejmując kaptura, podszedł do pierwszych drzwi i zapukał zdecydowanie. Po chwili otworzył mu dość chudy mężczyzna i spojrzał na niego pytająco. Ackermanna ze startu zirytowała duża różnica wzrostu i to oceniające spojrzenie, toteż nawet nie próbował być miły.

- Czy mógłbyś może nas przenocować? - ton głosu, tak samo jak twarz, był chłodny i obojętny, a w oczach błyszczała irytacja, której przeciętny człowiek jednak nie potrafił dostrzec. Mężczyzna zlustrował przybysza wzrokiem i bez słowa zamknął mu drzwi przed nosem. Jeszcze czego, żeby w tych czasach wpuszczał takiego chamskiego kurdupla do domu, co nawet nie ma szacunku do starszych.

Ackermann prychnął pod nosem i zbierając swoją podeptaną dumę, odwrócił się w stronę dzieciaka, który patrzył się na niego z dziwnym zakłopotaniem w oczach. Przeklął pod nosem i wsiadł na swojego konia. Nie dość, że jakiś palant zamknął mu właśnie drzwi przed nosem, to jeszcze ten gnojek chyba stracił do niego szacunek. Tak się kończy godzenie na takie durnowate pomysły.

- Lepiej poszukajmy jakiegoś drzewa - mruknął obojętnie brunet i już miał zawracać konia, gdy Eren się odezwał.

-A może spróbujemy jeszcze raz? - spytał niepewnie, jednak bez żadnej kpiny czy chamstwa. Zwykłe, spokojne pytanie. - Zazwyczaj na obrzeżach wioski są najbardziej nieufni ludzie - dodał jeszcze, by przekonać tym kapitana. Chłopak wiedział, że noc pod dachem będzie dla nich obu korzystniejsza i bezpieczniejsza. Nie skomentował jednak ani słowem metod Ackermanna. Może po prostu był zmęczony po całym dniu drogi.

Brunet zlustrował szatyna wzrokiem, w którym jaśniał niebezpieczny błysk, ale gdy zauważył, że w postawie chłopaka nic się nie zmieniło, a z jego spojrzenia nadal można było wyczytać szacunek, westchnął cicho i ruszył w głąb wioski. Zdecydowanie nie chciał ponownie narażać swojego honoru, jednak jeśli dzieciakowi tak bardzo na tym zależało... W końcu nie zapowiadała się zbyt ciepła noc.

Po chwili ponownie zsiadł z konia i zbliżył się do kolejnych drzwi. Wchodząc po schodkach, kątem oka zauważył jak Eren zdejmuje kaptur i poprawia włosy. Pogięło go?

Jego blada dłoń zdecydowanie uderzyła w drewnianą powłokę i już po chwili w progu stanęła dość otyła dziewczyna. Musiała mieć sporo pieniędzy, żeby w tych czasach na coś takiego sobie pozwolić. Co robiła w takiej małej, oddalonej od reszty świata wiosce?

- Mogłabyś nas przenocować? - spytał obojętnym głosem, na którego ton dziewczyna drgnęła przerażona. Skierowała wzrok na Erena, który przyjaźnie się do niej uśmiechnął, co chętnie odwzajemniła, ale następnie wróciła spojrzeniem do stojącego przed nią mężczyzny. Przygryzła wargę, bijąc się w myślach. Jej ciocia nie miała zbyt dużo wolnego miejsca, ale ten szatyn był niesamowicie przystojny...

Nagle w progu pojawił się jej wuj, który zdziwionym, ale doświadczonym wzrokiem przyjrzał się Ackermannowi. Jego wyczulone oczy od razu dostrzegły przypiętą do pasa kaburę, ledwie widoczną pod fałdami peleryny

- Ida, odsuń się, ten kurdupel ma broń - ostry głos przerwał ciszę, a dziewczyna od razu odskoczyła od drzwi. Levi zacisnął pięści, słysząc to przezwisko, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Zanim mężczyzna zdążył coś jeszcze dodać, odwrócił się i błyskawicznie wskoczył na konia. Złość buzowała w jego żyłach i najchętniej skazałby tamtego mężczyznę na dożywotnie mycie kibli, ale doskonale wiedział, że nie może robić tutaj zamieszania. Musiał przełknąć gorzki smak porażki i dumnie odjechać z uniesioną głową. Przedtem jednak wykorzystał chwilę, gdy wiatr zawiał nieco mocniej i odsłonił część jego twarzy. Czarne kosmyki kontrastowały z bladą skórą, a jedyne widoczne oko, wpatrywało się w nadal stojącego w progu mężczyznę. To śmiercionośne spojrzenie miało zostać w jego głowie do końca życia i z pewnością nie należało do tych przyjemnych wspomnień. Levi, trochę usatysfakcjonowany przerażeniem mężczyzny, który śmiał nazwać go kurduplem, odwrócił się w stronę Erena. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy go tam nie zobaczył.

Mamy wreszcie jakiś ciekawy zwrot akcji, chętnie poczytam teorie 😏

Wgl to chyba największy polsat jaki na razie zrobiłam XD

~2900

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top