14. Usta - Gorzki smak zwycięstwa.

Tytan z głośnym rykiem zaatakował siedzącego pod murem przeciwnika, którego lewa ręka właśnie przestała parować. Dym unosił się jeszcze tylko przy łydce i oczach, w których tkwiły dwa ostrza. Nie miały zatem one na razie szans na regenerację.

Annie przesunęła się w lewo i celnie uderzyła w przedramię Erena, drugą ręką w tym samym czasie wyciągając ostrza z oczu. Może i nie widziała przeciwnika, ale doskonale go słyszała i znała jego sposób walki.

Uderzenie spowodowało zmianę kierunku uderzającej pięści, która już po chwili uderzyła w lewą pierś tytana atakującego. Zatoczył się, a z jego ust wydobył się kolejny zwierzęcy ryk, który umożliwił Annie ustalenie jego położenia. Dziewczyna rzuciła się w jego kierunku, powalając go i siadając na nim okrakiem. Uniosła prawą dłoń i utwardziwszy palce, zadała mocny, szybki cios. Nie udało jej się jednak trafić w cel, ponieważ Eren zdążył przekrzywić głowę. Odłamki cegieł z mocą uderzyły w bok jego twarzy, na szczęście omijając oko.

Annie ponownie uniosła rękę, ale Eren nie zamierzał leżeć bezczynnie. Uniósł gwałtownie nogi i splótł je wokół szyi dziewczyny, a następnie z siłą uderzył jej głową o ziemię. Z ust dziewczyny wydobył się wrzask, a chłopak błyskawicznie usiadł na niej okrakiem, nachylając się, by nie powtórzyła jego ruchu.

Jego świecące, zielone oczy wpatrywały się w te niebieskie, tymczasowo ślepe. Eren krzyknął, a był to wrzask pełen bólu i nienawiści. To Annie zabiła oddział Levi'a. Zrobiła to bez wahania.

Tytan uniósł obie dłonie, by z dwóch stron zmiażdzyć jej szczękę. Annie słysząc świst powietrza, szybko podniosła swoje i złapała za pięści Erena, uniemożliwiając mu ciosy. W tym samym czasie spróbowała zahaczyć lewą nogą o szyję przeciwnika, ale ten schylił głowę jeszcze bardziej, skazując jej próbę na niepowodzenie. Na to czekała. Błyskawicznie uderzyła głową w czoło Erena, ponownie zmieniając ich pozycję. Znowu górowała i tym razem musiała wygryźć chłopaka z szyi.

Jej dłonie zacisnęły się na nadgarstkach piętnastometrowca i przygwoździły je do ziemi. Schyliła się by zakończyć pojedynek.

Teraz.

Haki wystrzeliły i wbiły się w lewą łopatkę kobiety-tytan. Ostrza zabłysnęły w promieniach słonecznych i nieuchronnie zbliżały się do Leonhart. Annie czując wbijające się w nią haki, błyskawicznie utwardziła skórę na karku. Dziewczyna była inteligentna i ani na chwilę nie zapomniała o zagrożeniu ze strony bruneta. Nie była ona jednak w stanie prawidłowo odczytać jego trajektorii lotu. Ostrza błysnęły i jednym ruchem rozcięły szczękę Tytana Kobiecego, uniemożliwiając mu wygryzienie Erena.

Levi nie dał Annie czasu na reakcję, tylko wykonując błyskawiczne obroty, porozcinał najważniejsze mięśnie w jej prawej ręce, która zaraz po tym opadła bezwładnie, uwalniając nadgarstek Erena. Tytan Atakujący od razu to wykorzystał i wyciągnął rękę w kierunku jej głowy. Jego olbrzymie palce zacisnęły się na czaszce przeciwniczki i z impetem pociągnęły ją w bok, uderzając nią o podłoże. Druga ręka, już uwolniona od dłoni Annie, przytrzymała jej klatkę piersiową, w czasie gdy Ackermann zaatakował jej lewą górną kończynę.

Z daleka wyglądało to jak przedstawienie, jakby każdy ruch został dokładnie zaplanowany, a Levi i Eren godzinami ćwiczyli swoje niesamowite zgranie. Pozory jednak zwykle są mylne i tak też było tym razem. Wszystko działo się błyskawicznie i niespodziewanie, nie było nawet czasu na wymienianie spojrzeń.

Eren wgryzł się w szyję Annie, zadając tym decydujący cios. Zaskoczona dziewczyna nie zdążyła ochronić skóry kryształem i jej prawdziwe ciało zostało odkryte.

A po jej policzkach płynęły łzy. Widok ten błyskawicznie doszedł do świadomości Erena, jednak jego oczy przyćmiewał obraz trupów Gunthera i Elda, wyplutych zwłok Oluo, bryzgającej krwi Petry i ręki próbującej zabić Levi'a. Te zielone tęczówki nie widziały już w niej przyjaciela. Annie była teraz jego wrogiem.

Eren nie zawahał się, jego ręka powędrowała do wątłej postury dziewczyny i wyrwała ją z gorącego, bezpiecznego miejsca. Nie spojrzał nawet na jej twarz, gdy rzucił nią w budynek obok. Nie był też pewien, czy jej tym nie zabił.

Wypluł z ust fragmenty skóry, mięśni i żył kobiety-tytan. Po jego skórze spływała parująca krew, a oczy lśniły niebezpiecznym błyskiem.

Wygrał.

Ulga spłynęła na jego ciało, a determinacja i adrenalina razem z siłą ulotniły się z jego ciała. Usiadł zmęczony pośród ruin budynków i zwiesił głowę. Jego mózg był przyćmiony satysfakcją i ulgą, ale serce nadal boleśnie pulsowało na myśl o Petrze, Oluo, Eldzie i Guntherze. Ile osób jeszcze zginęło? Czy pokonanie kobiety-tytan było tego warte?

Z zamyślenia wyrwał go czyjś głos i dźwięk przecinanej skóry.

- Oi, dzieciaku - chłodny i obojętny ton otulił jego uszy, jednak zamiast go w pełni ocucić, sprawił, że zachciało mu się jeszcze bardziej spać. Poczuł silne ramiona wyciągające go z gorącego ciała tytana. Uchylił na chwilę powieki. Inteligentne spojrzenie kobaltowych oczu było ostatnim, co zapamiętał przed utraceniem świadomości.

                         ***

Levi od samego początku czuł, że ta rozmowa będzie inna. Mężczyzna nie był tak pewny siebie i milczący, jego brwi nie były lekko zmarszczone, jak wtedy gdy rozpoczynał kolejną grę o dużą stawkę. Tym razem milczenie nie miało przynieść szczęścia. Były pewne kwestie, które po prostu trzeba była omówić, a Ackermann ze swoim błyskotliwym umysłem wydawał się najlepszą opcją.

- Eren na razie leży w zamku, są przy nim kadeci Arlert, Ackermann i Kirschtein - zrelacjonował Levi, siadając na biurku i patrząc się na stojącego przy oknie Erwina.

- Trzeba będzie go jak najszybciej stąd wywieźć, tutaj może nie być bezpieczny - niebieskie oczy leniwie śledziły muchę chodzącą po framudze. Myśli były w tej chwili w pełni odcięte od zmysłu wzroku. Erwin patrzył teraz oczami wyobraźni, w której rozpatrywał wiele możliwych posunięć.

- Żandameria przejęła się znieszczeniami? - prychnął Ackermann, krzyżując ręce na piersi. Gdyby nie Eren, nie udałoby im się złapać kobiety-tytan, a oni znowu chcą mu zaszkodzić? Żałośni tchórze.

- Według nich straty są zbyt duże, a Eren ma jakieś powiązania z Annie, więc podważają jego niewinność - Erwin obserwował jak niczego nieświadome stworzenie wpadło w pułapkę mądrzejszego od niej zwierzęcia. Mucha zaczęła szarpać się w pajęczynie, jedynie bardziej się w nią zaplątując. A była pewna, że jest bezpieczna...

- Myślisz, że mogą nam go odebrać?

- Wątpię, chyba że mają jakiegoś asa w rękawie - blondyn wreszcie podszedł do biurka i usiadł na wygodnym krześle. - Chcą grać na czas, który działa na naszą niekorzyść.

- Mamy zdrajcę w swoich szeregach - stwierdził Levi, a właściciel krzaczastych brwi skinął głową.

- Musimy się nim bezzwłocznie zająć, ale sprawa w stolicy nie wygląda zbyt ciekawe. Będę musiał tu na dłużej zostać, żeby wyjaśnić całą sytuację. Eren powinien być w tym czasie jak najdalej stąd.

- Mam go już dzisiaj zabrać do kwatery? - spytał Levi nie owijając w bawełnę. Nie mieli czasu na takie głupoty.

- W jego stanie nie byłoby to zbyt rozsądne. Wróg może wykorzystać zamieszanie i go z łatwością uprowadzić. Eren nawet nie będzie miał jak się bronić.

- Zatem gdzie?

- Do domku w lesie na terenie muru Rose.

Levi podniósł na niego obojętny wzrok, ale nie podważał jego decyzji. W zakresie obowiązków kapitana znajdowało się wykonywanie rozkazów, a nie ich roztrząsanie.

- Będziemy jechać wozem czy konno? - kobaltowe tęczówki wbiły spojrzenie w niebieskie, spokojne oczy Erwina. Niby były takie jak zwykle, ale Levi wiedział, że takie sytuacje go męczyły. Zdecydowanie bardziej wolał planować kolejne ekpedycje i intrygi, czuć pęd wiatru we włosach i wygłaszać przemowy. Właśnie do tego był stworzony i mimo że radził sobie bardzo dobrze z polityką i musiało to istnieć w jego wachlarzu umiejętności, nie lubił rozwiązywać kolejnych sporów z Żandarmerią.

- Na początku wozem, przy bramie przesiądziecie się na konie, żeby nie rzucać się za bardzo w oczy.

- Jaeger da radę w takim stanie?

- Nie ma wyboru. Lepsze to niż sekcja przeprowadzona przez Nile'a - W niebieskich tęczówkach Erwina pojawił się nieprzyjemny błysk, a z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie. Sytuacja była niezbyt ciekawa.

- Kogo mam ze sobą zabrać? - Levi spojrzał na zegarek, licząc ile czasu im jeszcze zostało.

- W tym jest problem - Erwin przetarł dłonią oczy. - Hanji i jej oddział zajmują się przesłuchaniem Annie i szukaniem szpiega, ja i Mike musimy zostać w stolicy, a twój oddział...

- Nie żyje - dokończył twardo Levi. Ackermann nie lubił unikania niewygodnych tematów; zawsze był szczery oraz bezpośredni i wymagał też tego od innych. - Czyli mamy jechać tylko we dwóch? - Levi nie wiedział czemu, ale jakoś nie podobał mu się ten pomysł... Może dlatego, że przy innych niektóre sytuacje po prostu nie miały prawa bytu, a gdy zostaje się sam na sam, powstaje napięcie i charakterystyczna atmosfera? Levi obiecał sobie, że nie pozwoli więcej zepchnąć rozsądku na drugi plan, ale z pewnością wolałby, żeby czynniki zewnętrzne mu w tym pomagały.

- Na razie tak. W najbliższych dniach przyślemy ci wsparcie, ale najpierw musimy upewnić się, że ci, których ci przydzielimy nie są zdrajcami.

- Macie już jakieś podejrzenia? - Levi ponownie skupił się na rozmowie, nie pozwalając myślom zamglić jego umysłu.

Erwin zawahał się, ponieważ nie lubił dzielić się swoimi domysłami nim nie zostaną one sprawdzone, ale wiedział, że sytuacja była wyjątkowa.

- Podejrzewamy kadetów ze sto czwartego korpusu treningowego, w którym była Annie.

- Myślisz, że mogą być wśród nich Opancerzony i Kolosalny, czy może być ich jeszcze więcej?

- Nie mamy pojęcia. Tytan Kobiecy nie zaatakował wtedy Shiganshiny, więc nie ma pewności, że nie istnieje takich więcej.

- Sądzisz, że przełamanie muru było tylko po to, by zdołali wniknąć w nasze szeregi?

- Pewnie było to ich celem, ale niewiadomo czy jedynym - Erwin znowu spojrzał w stronę okna. -Ale podczas ataku na Trost był tam właśnie sto czwarty korpus treningowy, więc myślę, że to nie był przypadek.

- Sądzisz, że wiedzieli o mocy Erena i chcieli go sprowokować do jej użycia?

- Niewątpliwe, że chodziło im właśnie o nią, ale gdyby wiedzieli, to pewnie by go od razu porwali, a nie ryzykowali pożarciem przez tytana, a później przejęciem go przez nas.

Levi skinął głową. Myślał dokładnie o tym samym, ale chciał znać zdanie Erwina, a myśl, że wróg mógł specjalnie dać im nadzieję, by później niespodziewanie ją zburzyć, nie dawała mu spokoju. Co jeśli to wszystko było ich pokręconym planem? Może zrobili to wszystko po to, żeby osłabić i odizolować Erena?

- Ktoś jeszcze wie, gdzie zabieram Jaegera?

- Nie, tylko ja i ty, tutaj masz dokładne wytyczne. Wyruszycie za jakąś godzinę, więc około południa powinniście być już na miejscu. Mike wie, że wyruszacie i wam w tym pomoże, ale nie wie gdzie.

- Czy dwaj zwiadowcy przekraczający bramę w nocy nie będą podejrzani?

- Będziecie przebrani za handlarzy, a ci ostatnio często przemieszczają się nocą, by już od rana móc pracować.

- Czyli mamy zostawić sprzęt do trójwymiarowego manewru? - Levi ledwo powstrzymał się przed prychnięciem. Ten plan nie podobał mu się coraz bardziej. Miał silne wrażenie, że pakują się w jakąś pułapkę. A może to tylko obawa przed instynktem chcącym przejmować nad nim kontrolę, gdy był przy Erenie?

Nie, na pewno nie.

- Tak, jeśli chcecie przemknąć niezauważeni - Niebieskie tęczówki wpatrywały się w te kobaltowe. Erwin zdawał sobie sprawę, że Levi'owi z jakiegoś powodu nie podoba się ten plan, ale wiedział również, że nikt nie wykona tego zadania lepiej niż on. - Wszystko będzie już na was czekać, za godzinę wyprowadź Erena pod pretekstem kąpieli, a przy łazience będzie czekał na was Mike, który resztę wam wyjaśni - Erwin podał brunetowi mapę i przez chwilę jeszcze patrzyli sobie w oczy, po czym Levi bez słowa opuścił tymczasowy gabinet dowódcy zwiadowców.

                          ***

- Eren, jak się czujesz? - to były pierwsze słowa jakie zapisały się w jego świadomość po przebudzeniu. Delikatnie uchylił swoje jasne powieki i ujrzał nachyloną nad sobą Mikasę.

- Co się stało? - spytał, podnosząc dłoń do bolącej głowy. Skrzywił się lekko.

- Oj, księżniczka ma amnezję? - zgryźliwy ton głosu spowodował, że Eren przeniósł wzrok na opierającego się o ścianę Jeana.

- Niestety, twojej końskiej mordy nie da się zapomnieć - odgryzł się, ale w sercu czuł przyjemne ciepło. Zawsze z Kirschteinem toczyli drobne pojedynki, czy to na słowa, czy podczas zajęć, ale obaj wiedzieli, że mogą sobie zaufać i mimo sytuacji będą siebie wspierać. Sam fakt, że Jean był teraz z nim to pokazywał.

- Przynajmniej jest wyjątkowa, nie to co twoja nudna facjata - prychnął Kirschtein, przerwacając oczami.

- Wow, Jean, czy ty właśnie przyznałeś, że masz końską mordę? - odezwał się tym razem Armin z delikatnym uśmiechem.

- I ty przeciwko mnie? - piwnooki złapał się teatralnie za serce, na co chłopcy się zaśmiali. Dla takich właśnie chwil, walka z tytanami zdawała się nabierać sensu.

- Oh Jean, on tylko stoi po stronie prawdy, nic nie poradzisz - Eren spojrzał na niego z udawanym współczuciem, zupełnie zapominając o bólu głowy.

Fakt, że udało im się złapać zdrajcę działał uspokająco na wszystkich i budził nadzieję. Dopiero później miało do nich dotrzeć wiele innych, mniej korzystnych informacji. Informacja, że wrogiem była ich przyjaciółka z Korpusu Treningowego miała zasiać w ich sercach ziarno nieufności i zagubienia, a to, że nikt im nie chciał podać szczegółów siało nieprzyjemne uczucie odrzucenia i podważania ich prawdomówności. Mimo że udało im się wygrać, ta sytuacja miała straszliwie obniżyć morale zwiadowców.

Armin, jako jeden z tych inteligentniejszych, zdołał już połączyć ze sobą te fakty, jednak nie chciał psuć przyjaciołom humoru. Zdawał sobie sprawę, że Eren wyzdrowieje zdecydowanie szybciej w lepszym humorze.

- To, że coś ci się przyśniło, Jaeger, nie oznacza, że to prawda - Jean wypowiedział to kpiącym tonem, ale po jego ustach również błąkał się uśmiech. Eren za to spiął się lekko na słowo "przyśniło". Do jego głowy ponownie wkradł się ostatni sen i zaczął po raz kolejny buszować w jego umyśle.

- Wszystko w porządku, Eren? - następne czułe pytanie ze strony Mikasy. Dziewczyna z uwagą lustrowała stan chłopaka, nie zwracając uwagi na ich głupie wymiany zdarzeń. Kierowała się zupełnie innymi priorytetami niż obecni w pomieszczeniu. Chciała tylko chronić Erena.

- Tak, po prostu zamyśliłem się... - chłopak podrapał się po tyle głowy, próbując zakryć zaczerwienione uszy. - Jak długo spałem?

- Licząc drogę do stolicy, pięć godzin - odparł Armin, patrząc na powieszony na ścianie zegar.

Eren już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale przerwał mu odgłos otwieranych drzwi. Cztery pary oczu automatycznie skierowały się na wchodzącego, niskiego zwiadowcę. Ich ciała błyskawicznie się spięły, a beztroskie uśmieszki zniknęły tak szybko jak kurze w pokoju Levi'a.

- Oi, gówniarze, koniec wesołych pogawędek - chłodny ton przeszył cztery organizmy, odganiając resztki beztroski, a kobaltowe tęczówki zmierzyły wzrokiem obecnych. Tylko te zielone odważnie wyszły im na przeciw, ale uciekły, gdy tylko na policzkach ich właściciela zakwitł rumieniec. - Arlert, Kirschtein, Ackermann, możecie wyjść.

Dziewczyna posłała szatynowi pocieszające spojrzenie, a blondyn pełen wsparcia uśmiech. Jean odwrócił się do niego dopiero w progu, gdzie czujne oczy kapitana nie mogły go już dostrzec. Z głupim uśmieszkiem wykonał palcem przy szyi poziomą linię, przechylając przy tym głowę.

- O, Kirschtein, akurat szukałem kogoś do mycia kibli, cieszę się, że jesteś chętny - obojętny głos bruneta szybko zmył uśmieszek z twarzy Jeana i zmroził krew w jego żyłach. - Wiem, że to nie jest tak ciekawe jak dokuczanie Jaegerowi, ale żeby to robić, musisz kimś być, coś osiągnąć. A mycie kibli to krok w bardzo dobrą stronę.

Na twarz Erena mimowolnie wpłynął drobny uśmieszek, gdy zauważył bladą twarz przyjaciela i usłyszał jego ciche, niepewne przeprosiny.

- A ty szczylu się tak nie ciesz, bo mamy do pogadania - Jean ledwo powstrzymał się przed zwycięskim parksnięciem; mycie kibli zdecydowanie było lepsze niż spędzanie czasu w towarzystwie kapitana.

Gdy drzwi wreszcie się zamknęły za trójką nastolatków, Levi podszedł do łóżka chłopaka, przysuwając sobie krzesło. Eren nadal był spięty, a czerwień z jego polików znikała bardzo powoli. Ze zdenerwowania bawił się swoją dolną wargą, to ją zagryzając, to puszczając, to z kolei oblizując. Levi chwilę patrzył w tamtym kierunku, ale szybko się otrząsnął.

- Pamiętasz przebieg walki? - spytał bezpośrednio Ackermann, nie tracąc czasu na pytania o samopoczucie.

- Niezbyt... - odpowiedział nieśmiało Eren.

- Co pamiętasz jako ostatnie?

Twoje oczy.

To było pierwsze co przyszło do jego głowy. Nie mógł jednak tego powiedzieć, bo jakby to zabrzmiało? Kłamać też nie powinien, ponieważ Ackermann od razu to wykryje... Cóż, spróbować zawsze można.

- Byłem w celi z Annie... - zamyślił się, przygryzając wargę. - Później błysnęło, coś oplotło mnie w pasie, a później zaczęły lecieć cegły, pył i gruz... - Eren zmarszczył brwi, próbując sobie jeszcze coś przypomnieć, ale po głowie chodziły mu tylko kobaltowe tęczówki. - Dalej już nic nie pamiętam...

Ackermann wpatrywał się chwilę w jego twarz i zaczerwienione uszy. Czyli nadal próbuje go okłamywać? Ale co on takiego mógł jeszcze pamiętać, że nie chciał się przyznać?

- Jesteś pewny? - spytał, unosząc jedną brew.

Czy był pewny, że nic więcej nie pamięta?

Nie.

A czy był pewny, że już nic więcej nie chce powiedzieć kapitanowi?

Zdecydowanie tak.

Levi patrzył, jak Eren uniósł wzrok i pewnie skinął głową.

- Co się wydarzyło podczas mojej przemiany, kapralu?

Ackermann westchnął cicho, przypominając sobie wydarzenia sprzed pięciu godzin. Nawet wtedy w oczach chłopaka widniało otępienie i niedowierzenie. Nie ma szans, żeby uwierzył mu na słowo.

- Udało nam się pojmać zdrajcę, Hanji zajmuje się przesłuchaniem - odpowiedział ogólnie, mając nadzieję, że Eren nie będzie dalej wypytywać. Widocznie zapomniał o tym jak wielkie pokłady ciekawości posiada szatyn.

- Kto nim był? - zielone oczy chłopaka zabłyszczały, a jego ciało automatycznie nachyliło się w stronę kapitana, który właśnie szukał najlepszego wyjścia z sytuacji. Chłopak mu nie uwierzy, a niewiadomo jak się wtedy zachowa. Jest zbyt nieprzewidywalny, żeby ryzykować. Więc jakby go tu zniechęcić?

- To są na razie ściśle tajne informacje - dzieciak przez najbliższe kilkanaście godzin nie będzie miał kontaktu z żadnym zwiadowcą poza nim i Mike, więc była to bardzo wygodna odpowiedź.

W oczach Erena błysnął cień zawodu, ale skinął głową ze zrozumieniem.

- A czemu przemieniłem się w tytana? - jedna porażka nie była w stanie wystarczająco zniechęcić Erena i mimo że zdawało się to być oczywiste, kapitan liczył, że na tamtym pytaniu poprzestanie. Cóż, nadzieja umiera ostatnia.

- Sami byśmy sobie nie poradzili - rzekł obojętnie. Nie to, że on nie dałbu rady, ale może lekkie połechatnie ega Erena zakończy tę głupią rozmowę.

- Rozumiem - chłopak skinął głową i się zamyślił. Levi już chciał wyjawić powód swojego przyjścia, gdy z ust Erena ponownie zaczęły wypływać słowa. - Skoro wróg był tak niebezpieczny, to... - dłonie chłopaka nerwowo zacisnęły się na pościeli, a zęby ponownie chwyciły wargę. Bał się spytać. Bał się odpowiedzi. Ale musiał wiedzieć. - Czy ktoś... umarł?

Levi widział z jakim trudem ostatnie słowi opuściło usta chłopaka. Nie było mu co się dziwić.

- Będziesz przejmował się tym później, a teraz...

- Heichou, proszę, powiedz mi - Levi już wstawał z krzesła, ale zatrzymał się w trakcie wykonywania czynności i przeniósł beznamiętny wzrok na chłopaka. Czy ten szczyl właśnie mu przerwał?

Już chciał go skarcić, ale spojrzał w te błyszczące, zielone oczy i westchnął głęboko. Ten dzieciak chyba sprawiał, że stawał się miękki. Kurwa.

- Z mojego oddziału jedynie my żyjemy - przekazał ten bolesny fakt delikatnie. To było jak zaprzeczenie jego zasadom i poglądom. Ale do cholery nie chciał oglądać smutku pomieszanego z szokiem w tych zielonych tęczówkach.

- Czyli... - Eren przełknął głośno ślinę. Ten fakt nie chciał zagnieździć się w jego świadomości. - Oni... Petra, Eld... Gunther i Oluo... oni...

-Nie żyją.

I jak tu nie lubić Erwina, gdy wydaje takie rozkazy, co?

~3100 (możecie być ze mnie dumni!)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top