1. Oczy - Płomień determinacji.

Tylko taka mała prośba, komentujcie w miarę możliwości, choćby jednym zdaniem, żebym wiedziała, który rozdział jest lepszy, który gorszy, co poprawić, a co zostawić.

Pragnę kiedyś w przyszłość napisać coś naprawdę godnego przeczytania, co nie będzie tylko quilty pleasure, a takie opinie bardzo by mi pomogły <3

Z góry dziękuję ^^

Wypowiadał z pasją słowa, nawet ich nie przemyślając. Wyglądał trochę jak szaleniec, zakuty w kajdany, krzycząc na tych, od których zależał jego los. Mimo tego postanowił powiedzieć im wszystko, co zalegało w jego sercu, gdy rozważali czy od razu go zabić, czy może najpierw przeprowadzić na nim sekcję.

Mógł walczyć. Nie. On musiał walczyć. Nie widział innej opcji. Może i w oczach innych był potworem, może nawet w swoich nim był, ale wiedział, że mógł zrobić wiele więcej niż właśnie ci zwykli ludzi decydujący o jego przyszłości.

Był silniejszy. W straszny i niezrozumiały sposób, ale silniejszy. Musiał walczyć!

Z szalonego transu wyrwało go nagłe zetknięcie się czyjejś nogi z jego twarzą. Wśród ciężkiej ciszy dało się usłyszeć dźwięk turlającego się po ziemi zęba. Zdziwiony chłopak jednak się nad tym nie zastanawiał, ponieważ kolejne uderzenie zostawiło czerwony ślad na jego skórze.

Nie miał racji? Nie musiał walczyć?

Po serii brutalnych ciosów z jego ust i nosa pociekła czerwona ciecz, ale stojący przed nim człowiek najwyraźniej się tym nie przejmował. Niepewne spojrzenie zielonych tęczówek spotkało się z chłodnym i tajemniczym kobaltem. Biła od niego niesamowita odwaga i pewność siebie, ale reszta była niemożliwa do odgadnięcia. Jakby ktoś zbudował tam mur nie do przebycia...

- To tylko moja osobista opinia, ale uważam, że ból to najlepsze narzędzie do nauki dyscypliny - skórzany, strannie wypastowany but przyciskał głowę chłopaka do zimnej posadzki. - Człowieka można nauczyć słowami, jednak ciebie trzeba szkolić siłą jak psa. Poza tym, jesteś w dobrej pozycji do kopania.

Zanim mężczyzna wymierzył kolejną serię kopnięć, oskarżony dostrzegł pełną pogardy i chłodu minę z jaką na niego patrzył. Przez jego głowę przemknęło przeczucie, że nie jest skierowana ona do niego. A może to była tylko nadzieja?

W sali dało się już usłyszeć tylko czystą skórę zderzającą się z szatynem i jego pełne bólu jęki. Mózg chłopaka przyćmiony przez ból nie rejestrował już dalszej części rozprawy. Wiedział, że mężczyzna ze stalowym spojrzeniem z kimś rozmawiał i kopnął go jeszcze kilka razy, ale o czym była ta rozmowa - nie miał pojęcia. I chyba nawet nie chciał wiedzieć, mimo że przecież od tej rozprawy zależała jego przyszłość.

Zastanawiał się jedynie czym kierował się kapitan Levi , bo że był jakiś powód jego zachowania, był pewien. Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości nigdy nie postępował pochopnie i bezmyślnie. Zawsze był pewny swego i umiał trzymać emocje na wodzy. Chłopak go za to podziwiał, od dziecka mężczyzna był jego wzorem. Czuł do niego podziw i oczywiście respekt, ponieważ patrząc w te tajemnicze, kobaltowe tęczówki nie dało się go nie poczuć. Po tej rozprawie jednak musiał przyznać, że do jego młodego serca wkradła się również odrobina strachu.

                           ***

- Był wobec ciebie zbyt okrutny. Boli?

Eren niepewnie odpowiedział na pytania Hanji, nadal trochę zdezorientowany po wygranej rozprawie. Starał się okazywać zwiadowcom szacunek i wdzięczność, mimo że czuł się troche zagubiony przez ich dość nietypowe zachowanie. Dlatego też, gdy sam dowódca korpusu do niego podszedł spiął się i automatycznie wyprostował.

- Wybacz, ale dzięki temu zabiegowi mogliśmy cię zdobyć - Erwin uśmiechnął się przyjaźnie do przestraszonego chłopca. Wyjątkowo dobrze znał się na ludziach i wiedział, że Eren na początku musi się oswoić z nowym otoczeniem i zaufać korpusowi. - Ból, którego doświadczyłeś pozwolił nam w odpowiednim momencie wyciągnąć asa z rękawa. - Eren z uwagą chłonął słowa dowódcy, a zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy, gdy niebieskooki przed nim ukucnął i podał mu rękę. - Wyrazy szacunku, nie mogę się doczekać naszej współpracy.

Oddanie i radość zajaśniały w oczach Jaegera, który z szacunkiem i podziwem uścisnął rękę dowódcy i odpowiedział:

- Dziękuję, ja także!

Radosna chwila jednak nie trwała zbyt długo, ponieważ nagle obok Erena na kanapie pojawił się kapitan. W oczach chłopaka pojawił się przebłysk strachu i zdziwienia.

- Oi, Eren - zielone tęczówki spotkały się z kobaltowymi. - Mam pytanie.

- Tak? - odpowiedział niepewnie chłopak. W jego głowie nadal kłębiło się wszystko, co związane z rozprawą, a przecież kapitan uczestniczył w jej kulminacyjnym punkcie. Eren nerwowo przełknął ślinę.

- Nienawidzisz mnie?

Zaskoczenie zapłonęło w oczach chłopaka, które rozszerzyły się automatycznie. Nienawidzić? Da się?

- Nie, wiem, że to było konieczne - starał się odpowiedzieć grzecznie i z szacunkiem. Kapitan z niewidoczną ciekawością patrzył w oczy chłopaka, który jednak po chwili odwrócił wzrok.

Z tych zielonych tęczówek dało się wyczytać wszystko. Z reguły oczy mówią najwięcej, ale te Erena wydawały się być złożone tylko z emocji. Płonęły determinacją i życiem. Tak, życiem. Levi nie spotkał nigdy tak żywych oczu.

Teraz jednak widać w nich było podziw, zaskoczenie i nutkę strachu. Zero nienawiści czy chociażby zdenerwowania.

- Cieszę się.

Wyjaśnię kwestię stopnia Levi'a:

1. Levi jest bezsprzecznie kapitanem (po japońsku Heishishou)'
2. Podwładni zwracają się do niego Heichou, co oznacza kapral, ponieważ zwyczajnie jest to prostsze.

A więc ja, trzymając się pierwotnego uniwersum zrobię identycznie i w dialogach występować będzie kapral, a w opisach kapitan.

Ps. Najprawdopodobniej imię "Levi" powinno się odmieniać bez apostrofa, ale mi zwyczajnie podoba się taki zapis, więc taki już u mnie pozostanie.

~750

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top