Dzień 14

Dzień czternasty: 14.05.2020r.

Temat opowiadania: nr. 9. Nie znasz mnie

Przyczyna konfliktu: nr. 27. Ciche niebo

Największa wada bohatera: nr. 21. Niekompetentny

Wiele jest przypadków, gdy osoba, która nie ma zielonego pojęcia na temat pracy i tak ją wykonuje. Ja właśnie byłam takim przypadkiem. Moi rodzice wzbogacili się zakładając firmę i mieli duże oczekiwania wobec mnie. Chcieli bym kontynuowała rodzinny interes. Ale nie byłam tak inteligentna i bystra jak oni. Po prostu się do tego nie nadawałam. W szkole zawsze gorzej mi szło, zupełnie nie potrafiłam się skoncentrować. Pomimo tego, że ojciec płacił fortunę na różnych korepetytorów to i nawet oni nie zdołali mi pomóc. Chodzenie na dodatkowe zajęcia też nic nie wniosły. Nie miałam słuchu muzycznego, ani talentu artystycznego, w sporcie też mi nie szło. Rodzice nigdy nie mówili mi jaka to ja beznadziejna jestem, choć ja wiedziałam, że oni tak właśnie myślą. Jedyną rzeczą, której nie potrafiłam popsuć było cukiernictwo. Uwielbiałam piec najróżniejsze słodkości i wychodziło mi to świetnie. Moim cichym marzeniem było założyć swoją własną cukiernie. Nie mam odwagi o tym powiedzieć swoim rodzicom, wiem, że oni nie poprą tego pomysłu. Wobec tego dostałam zajęcie u ojca w firmie, byłam sekretarką. Każdy wiedział, że jestem córeczką szefa i wyłącznie dlatego tu pracuję. Nikt nie nawiązywał z mną kontaktu, za to posyłano mi krzywe spojrzenia. Czułam je na sobie przez co było mi niekomfortowo i odczuwałam wstyd. „Nie powinnam tu pracować. I oni wszyscy o tym wiedzą".

W pracy szło mi mocno średnio, żeby nie powiedzieć koszmarnie. Inni to świetnie zauważali i śmiali się za moimi plecami, że nawet nie potrafię wydrukować potrzebnych papierów. Mi pozostało tylko wzdychać i wytrzymywać wiecznie napiętą atmosferę. Pierwszy raz ktoś do mnie odezwał podczas czasu na obiad. Siedziałam wtedy przy swoim biurku i wyjęłam pojemnik pełen ciasteczek, które rano upiekłam.

- Nie powinnaś jeść słodyczy, bo jeszcze bardziej przytyjesz - zwrócił mi uwagę kobiecy głos. Uniosłam głowę w górę i zobaczyłam przed sobą szczupłą jak osę kobietę o czarnych włosach splecionych w koka. „Przy niej wyglądam jak świnia", pomyślałam i od razu zaczęłam zazdrościć jej figury.

- Skończyłaś już robić te papiery, o które wcześniej poprosił szef? - zapytała podchodząc do mojego stanowiska. Palcem wskazującym poprawiła okulary na nosie.

- Um...jeszcze nie...- przyznałam ze wstydem. Było mi głupio, że nie potrafię wywiązać się z tak łatwych obowiązków.

- Gdyby nie twój tato już dawno byś stąd wyleciała - zauważa, ale to nie było wredne. Tylko po prostu bardzo szczere. Poza tym ja o tym dobrze wiedziałam.

- Jest pora obiadowa, nie powinnaś z niej skorzystać? - zapytałam zakładając kosmyk kasztanowych włosów za ucho.

- Nie mam czasu na obijanie się - odpowiedziała z wyższością.

- No tak...- przytaknęłam, bo co innego miałam zrobić. Niespodziewanie ta pochyliła się nade mną i zabrała z mojego pudełeczka jedno z cytrynowych ciastek.

- Pycha...- pochwaliła z ciastkiem w buzi zakrywając dłonią usta - Gdzie je kupiłaś? - dopytywała.

- Sama je zrobiłam - powiedziałam rumieniąc się nieco na pochwałę. Uwielbiam, gdy innym smakują moje wypieki.

- Przynajmniej to jedno ci wychodzi - zabrała jeszcze kilka ciasteczek, a ja nie protestowałam. „Niech je na zdrowie".

- Za pół godziny znów przyjdę. Do tego czasu spróbuj zrobić porządek z tymi papierami i ich nie popsuć, jeśli łaska - powiedziała wychodząc i opychając się moimi wypiekami. „W zasadzie to ona nie jest taka zła", stwierdziłam z lekkim uśmiechem biorąc do ust słodkość.

Od tamtego czasu codziennie brałam do pracy zrobione przez siebie wypieki, gdyby ona przypadkiem przyszła. I rzeczywiście przychodziła.

- Czy nie mówiłam ci już byś się tym nie opychała? Już i tak wyglądasz jak pyza - mówiła za każdym razem zaglądając do mnie w porze obiadowej i podbierając mi słodkości.

- Ano...mogłabyś pomóc mi z tymi tabelkami? - korzystając z okazji prosiłam ją o pomoc w swoich obowiązkach.

- Boże...nawet takie proste rzeczy cię przerastają? Żałosne - komentowała pomagając mi, a raczej robiąc te rzeczy za mnie. To co szło mi przez godzinę ona potrafiła zrobić w ciągu dziesięciu minut. Imponowało mi to. A taki układ „słodycze za pomoc" bardzo mi odpowiadał. I chyba jej też, inaczej nie przychodziłaby codziennie. W sumie to właśnie dzięki niej miałam zapał by wstawać codziennie bardzo wcześnie by zdążyć coś dla niej upiec. Nie chciałam robić tego wieczorami, chciałam by ona dostawała najświeższe ciasteczka jakie tylko były możliwe. Mimo, że zaglądała do mnie praktycznie codziennie ja nawet nie znałam jej imienia. Gdy znów przyszła postanowiłam to naprawić.

- Jak się nazywasz? - zapytałam, gdy ta pomagała mi przy papierkowej robocie.

- Klaudia - odpowiedziała krótko wgapiając się swoimi ciemnymi oczami w monitor komputera.

- Ja Aniela - również się przedstawiłam zaglądając jej za ramię.

- Wiem. Każdy cię tu zna, choć niczym nie zasłużyłaś na taki rozgłos - skomentowała zimno. Nie przeszkadzało mi to, już zdążyłam się przyzwyczaić. I w duszy wiedziałam, że Klaudia nie ma zamiaru mnie obrazić, choć jej słowa na to wskazywały.

- Yeah, wiem - przytaknęłam tak jak zwykle.

- Dlaczego właściwie tu siedzisz? Pewnie się męczysz w tym miejscu - zmieniła temat rozmowy czarnowłosa, patrząc się przez szkła okularów na moją pyzatą twarz.

- Nie widzę innego rozwiązania. Nie mam co liczyć na inną pracę, jestem beznadziejna praktycznie we wszystkim - przyznałam ze wstydem, lecz szczerze.

- Wcale nie we wszystkim. W większości owszem jesteś do niczego, ale jedno ci bardzo dobrze wychodzi - podniosła ciastko z opakowania i wzięła gryza.

- Cóż, to jedyna rzecz, którą potrafię robić - uśmiechnąłem się delikatnie na jej ukryty komplement.

- Więc dlaczego nie założysz własnej cukierni? - zapytała, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

Od czasu tamtej rozmowy z Klaudią, zaczęłam się poważnie zastanawiać nad założeniem swojego małego, słodkiego biznesu. Bardzo chciałam to zrobić, ale to by znaczyło, że już nigdy z nią nie porozmawiam...Po długich rozmyślaniach postanowiłam spróbować swoich sił. Powiedziałam ojcu o swoim pomyśle i ku mojemu zaskoczeniu ten zgodził się dać mi pieniądze na założenie cukierni. Pewnie tak jak Klaudia uważał, że tylko do tego się nadaje. Wobec tego poszłam do swojego miejsca pracy i zaczęłam zbierać swoje rzeczy ze stanowiska.

- Co ty wyprawiasz? - podskoczyłam lekko przestraszona, słysząc znajomy kobiecy głos.

- Nie będę już tu pracować - oznajmiłam nie przestając się pakować.

- Oh...pracownicy będą szczęśliwi, że w końcu nas opuścisz i przestaniesz utrudniać pracę - pokiwałam głową na jej słowa.

- Ty też się pewnie cieszysz, prawda? W końcu nie będziesz musiała zajmować się taką pierdołą jak ja - uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością.

- Oczywiście, że się cieszę - przytaknęła. Wyjęłam z torby pudełko z ciastem.

- Proszę, to na pożegnanie - powiedziałam wręczając jej słodkości. Popatrzyła się na mnie zdziwiona, lecz przyjęła prezent.

- Dzięki, pierdoło - uniosła kąciki ust w górę. To w zupełności mi wystarczyło.

Tak jak miałam w planach otworzyłam swoją własną cukiernie. Tato nawet kupił mi niewielkie mieszkanie bym stała się bardziej samodzielna. Wyprosiłam go jeszcze o pieniądze na kursy, które podszlifowały moje umiejętności. „Kiedy zacznę pracować to oddam mu te wszystkie pieniądze", obiecywałam sobie. Od rana do nocy byłam zajęta swoją nową pracą, jednak robiłam to z pasją. Kochałam to robić i sprawiało mi to ogromną przyjemność. Choć przez nakład pracy nie miałam czasu na inne rzeczy. Miałam w planach odwiedzić Klaudię w pracy i dać jej coś dobrego, ale nie miałam na to czasu. I tak to odkładałam aż w końcu zrezygnowałam z tego pomysłu. Gdy wszystko się ustabilizowało i miałam trochę więcej czasu zaczęły mi dokuczać te ciche, samotne noce. Nie miałam się do kogo odezwać, do kogo się przytulić czy nawet pooglądać film. Byłam szczęśliwa z powodu mojej pracy i to chyba tylko dlatego nie popadłam w jakieś stany depresyjne. Ale w noce i wpatrywanie się w ciche niebo coraz bardziej mnie przytłaczały. W dodatku znów przytyłam.

- Wyglądam jak maciora - powiedziałam na głos patrząc się na swoje ciało w lustrze. Miałam rozstępy na brzuchu, udach, piersiach i pośladkach. A mam dopiero dwadzieścia pięć lat! Ta moja pyzata twarz również doprowadzała mnie do płaczu. Często płakałam, a swoje żale posyłałam do wciąż cichego nieba.

Na samym początku zupełnie sama ogarniałam wszystko w cukierni co po czasie stało się ciężkie. Zatrudniłam więc jeszcze dwie osoby do pomocy. Jedną z nich była starsza pani Jola, która musiała jeszcze trochę popracować do emerytury. Drugą osobą był młody chłopak, który zaocznie studiował dziennikarstwo. I tak jakoś we trójkę dawaliśmy sobie radę.

- Anielko kochana, mogłabyś przez resztę dnia postać przy ladzie? Zięć właśnie do mnie dzwonił czy nie popilnowałabym mojej wnuczki - usłyszałam będąc w kuchni.

- Pilnuj by krem się nie zważył - powiedziałam do Krzysztofa.

- Spoko, spoko - odpowiedział a ja stanęłam za ladą obsługując klientów.

- Dzień dobry - przywitałam radośnie osobę, która weszła do środka. Otworzyłam szeroko oczy widząc znajomy kok i wspaniałą figurę.

- O, więc to tutaj pyza uciekła - jej przytyk wywołał u mnie miłe uczucia. Teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo za nią tęskniłam.

- Widzisz? W końcu coś mi się udało i nawet nie musiałaś mi pomagać - powiedziałam ze śmiechem.

- Gratuluję, pyzo. A teraz powiedz mi, co tam dobrego sprzedajesz - zarządała podchodząc do lady.

I znów przychodziła codziennie co bardzo mnie cieszyło. Jej towarzystwo było dla mnie bardzo ważne i te kilka minut dziennie, które mi poświęcała poprawiały mi humor. Jednocześnie skrycie zazdrościłam jej wyglądu i charakteru. „Ona jest taka super...". To pogłębiało moje kompleksy przez co częściej płakałam. Mimo to, chciałam się do niej jeszcze bardziej zbliżyć.

- Ano...mogłabyś mi pomóc z papierkową robotą? - zapytałam któregoś dnia, gdy Klaudia znów przyszła do mojej cukierni.

- Serio? - zapytała zirytowana. Ja z uśmiechem pokiwałam głową. Ta westchnęła.

- No dobra. Dziś wieczorem przyjdź pod ten adres - podała mi swoją wizytówkę. W rzeczywistości nie potrzebowałam jej pomocy, ale był to dobry pretekst by spędzić z nią więcej czasu.

- W zamian przyniosę ci mnóstwo słodkości - obiecałam szczęśliwa.

Wieczorem z torbą pełną wypieków i z uśmiechem na twarzy szłam pod podany adres. Po niedługim spacerku trafiłam do apartamentu. „Mieszkania tutaj muszą być cholernie drogie", przeleciało mi przez głowę. Pojechałam windą na odpowiednie piętro i zapukałam w białe drzwi. Serce szybko mi biło, nie mogłam się doczekać. Otworzyła mi niemal natychmiast. Ubrana była w różową piżamę w pandy, a swoje czarne włosy zaplotła w dwa warkocze. W pierwszej chwili myślałam, że pomyliłam adresy.

- No? Pierdoła w końcu przyszła - te zdanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak ta dziewczyna, która stała na przeciwko mnie to naprawdę Klaudia - Wchodź do środka - zaprosiła znikając w wnętrzu mieszkania. Otrząsając się z lekkiego szoku weszłam za nią do środka, zamykając za sobą drzwi. I tutaj przeżyłam kolejny szok. Byłam pewna, że te miejsce będzie urządzone w bardzo nowoczesnym, zimnym stylu, taki bardzo mi do niej pasował. Lecz wnętrze było wypełnione pastelowymi kolorami, puchatymi dywanami i starodawnymi meblami, które dodawały temu miejscu przytulnej atmosfery. Ściągnęłam buty i idąc po mięciutkim dywanie weszłam do salonu.

- Usiądź na kanapie. Ja pójdę po herbatę do ciasteczek - oznajmiła. Usiadłam więc na jasnoniebieskiej kanapie i wyciągnęłam na stolik znane jej pudełko ze słodkościami. Korzystając z okazji rozglądałam się w około. Ten jej wygląd i ten wystrój kompletnie nie pasowały mi do Klaudii, którą znałam. Ale jej zachowanie było takie jak zawsze.

- Co się tak gapisz? - zapytała niespodziewanie pojawiając się przede mną. Położyła dzbanek i filiżanki na stoliku. Od razu nalała do nich herbaty.

- J-ja nic, nic...Po prostu jestem zdziwiona tym wystrojem i twoim wyglądem...- wyznałam speszona i podniosłam filiżankę upijając z niej łyka napoju.

- Myślisz, że to do mnie nie pasuje, co? - zapytała nie licząc na odpowiedź - Myślisz tak, bo mnie nie znasz - usiadła obok mnie i otworzyła pudełeczko. Przyjemny zapach słodyczy zaczął unosić się w powietrzu.

- Chciałabym cię poznać - powiedziałam szybko kompletnie się nad tym nie zastanawiając.

- Właśnie mnie poznajesz - stwierdziła i czy mi się wydaje czy ta delikatnie się przy tym uśmiechnęła? - Gdzie masz te papiery, pyzo? - na te pytanie się widocznie zmieszałam.

- Nie gadaj, że ich zapomniałaś? - nie słysząc z mojej strony odpowiedzi, głośno westchnęła - No dobra, w takim razie obejrzymy jakieś głupie komedie - powiedziała ku mojemu zaskoczeniu.

Reszta wieczoru minęła wspaniale! Pierwszy raz usłyszałam jak Klaudia się śmieje w głos. Czułam, że przy oglądaniu tych głupich filmów i jedzeniu ciasta ta otworzyła się przede mną. Ja też to zrobiłam i pomimo zupełnie różnych charakterów mieliśmy mnóstwo tematów do rozmów. Od czasu do czasu słała w moją stronę wredne komentarze, ale przecież, gdyby tego nie robiła to nie byłaby sobą, prawda? Tamten wieczór nie był pierwszym i ostatnim. Zaczęliśmy się spotykać o wiele częściej. Pamiętam jak mówiła, że ja jej nie znam. Miała racje. Na samym początku widziałam w niej poważną, uszczypliwą panią biznesman, która żyła tylko dla pracy. Im więcej z nią czasu spędzałam tym bardziej widziałam w niej czułą, wrażliwą i pomocną kobietę, która kochała słodycze i kolor różowy. Moje płacze czy żale już nie słałam w ciche niebo w nocy. Słałam je do Klaudii dzwoniąc do niej w nocy. I nawet zaspana i podwójnie wredna wspierała mnie jak tylko mogła. Nie czułam się już samotna, mój wygląd już mnie nie smucił. Kompleksy zeszły na drugi plan ustępując miejsca mojej przyjaciółce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top