09.

„I'm gonna wear you down
I'm gonna make you see
I'm gonna get to you
You're gonna give into me"

Intensywne pukanie do drzwi niosło się po całym salonie, przypominając mi uporczywie, że zostawianie sąsiadki, w trakcie rozmowy, nie było najlepszym pomysłem. I chociaż nigdy nie sądziłam bym mogła określić się mianem źle wychowanej, nie umiałam otworzyć jej i dokończyć rozmowę, na której najwyraźniej kobiecie zależało. Chociaż prędzej chodziło o informację, by dalej mogła rozpowszechniać plotki, powołując się na rzetelne źródła wiedzy.

Westchnęłam ciężko i potarłam dłońmi ramiona, czując że chłód jakoś tak przenika wewnątrz mnie. Nawet jeśli na zewnątrz było naprawdę ciepło i przyjemnie.

Dodatkowo, miałam pewność, że cały niepokój, który mnie atakował, miał swoje właściwe podstawy. I z upływem czasu, dostrzegałam to jak bardzo mało wiedziałam i, że mój świat przypominał bańkę mydlaną, w której zamknął mnie małżonek. Nie dopuszczał do mnie nikogo, właściwie izolował mnie, tłumacząc to tym, że powinnam odpoczywać i dochodzić do siebie w swoim rytmie.

Początkowo, ta forma wydawała się mieć sporo sensu, chociaż z czasem dostrzegałam w niej coraz więcej luk i zawiłości.

Chciałam pamiętać, chciałam odzyskać własne życie, a jednocześnie przerażało mnie to, co kryło się za kurtyną niepamięci.

Nie miałam pojęcia, jak długo sąsiadka uderzała w drzwi, aż w końcu zrezygnowała, ale byłam jej wdzięczna, ponieważ się poddała.

Nie miałam siły, ani tym bardziej odwagi przyznać się, że nie pamiętałam nic. Zupełnie nic. Że w mojej głowie panowała pustka, a miliardy pytań zdawały się być jej podwładnymi, z którymi komunikacja wcale jej nie wychodziła.

Zupełnie straciłam poczucie czasu, tkwiąc na kanapie, dręcząc się niechcianymi myślami, które atakowały mnie niczym najgorszy koszmar i nie dawały mi spokoju. Najprostszym rozwiązaniem byłoby wyjście z domu i zadanie odpowiednich pytań sąsiadce. I chociaż pozornie było to łatwe, nie miałam na tyle odwagi by się tego podjąć. Przerastało mnie to. Byłam tchórzem i nie chodziło o sam fakt zapytania, a o to, że odpowiedzi, które mogłam uzyskać mogłyby mi się nie spodobać, a nawet przestraszyć mnie nie na żarty, bo co jeśli naprawdę coś było nie tak? Co jeśli miałam wypadek, o którym Mateusz nie chciał mi powiedzieć? Co jeśli za moją amnezją kryło się coś traumatycznego, dramatycznego i ciężkiego do przyjęcia? Co jeśli istniały pomiędzy nami problemy, które mój mąż chciał zataić? I co jeśli podejrzewałam go, gdy on tak naprawdę był niewinny?

W mojej głowie panował istny zamęt.

Potarłam palcami wskazującymi skronie i westchnęłam ciężko, podnosząc się z miejsca. Przeszłam kilka kroków wzdłuż jasnego salonu i rozejrzałam się dookoła.

Musiałam coś wymyślić, musiałam coś zrobić, ponieważ byłam bliska obłędu. Potrzebowałam zajęcia, więc ruszyłam w kierunku korytarza, gdzie za rozsuwanymi, białymi drzwiami znajdował się mały składzik na przybory do sprzątania, czy też przeróżne substancje myjące.

Wyjęłam ściereczkę do kurzy i odpowiedni płyn, wiedząc, że od czegoś muszę zacząć.

A nic nie pomagało bardziej na brak porządku w życiu jak ład w domu, czy też otoczeniu.

Z tego powodu skupiłam się na bieganiu po całym budynku i wycieraniu półek, szafek, regałów i całej reszty mebli. Wyczyściłam wszystkie lustra, a nawet wypolerowałam wszelkie ozdoby. Pośpiewałam z odkurzaczem i potańczyłam z mopem podczas mycia wszystkich podłóg.

Łącznie zajęło mi to coś około dwóch, a może i trzech godzin, ale nie to było istotne. Ważnym faktem było to, że sprzątanie mi pomogło.

Zastąpiłam chaos w myślach porządkiem w domu.

Nieco zmęczona opadłam na kanapę i rozejrzałam się dookoła, odkrywając, że Mateusz umieścił mnie w złotej klatce, która na pierwszy rzut oka wydawała się być spełnieniem marzeń. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wątpliwości, czy pytania, które powodowały poczucie dyskomfortu: bo co jeśli wszystko czym się otaczałam było nieprawdą?

(...)

Otworzyłam oczy, słysząc dźwięk mojej komórki, do którego nadal się nie przyzwyczaiłam. Rozejrzałam się, chcąc zlokalizować urządzenie i podniosłam się z leżaka, na którym siedziałam, odstawiając na bok kieliszek z białym, półsłodkim winem. Zerknęłam na wyświetlacz, gdzie pojawiło się imię i nazwisko mojego męża, a nawet jego zdjęcie. Bez wahania odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha:

— Tak?

— Cześć, kochanie — zaczął, a jego głos brzmiał całkiem radośnie, co jakoś tak mimowolnie sprawiło, że na moje wargi wkradł się lekki uśmiech. — Tęskniłaś?

— Cześć, dzwonisz, ponieważ? — Zignorowałam jego pytanie, nie będąc zupełnie w humorze do takiego typu rozmów i przymknęłam powieki, biorąc kilka powolnych, głębokich oddechów.

Konfrontacja przez telefon była naprawdę kiepskim pomysłem.

— Chciałem przeprosić, że mnie jeszcze nie ma, to po pierwsze, a po drugie, w naszej sypialni, w komodzie, w drugiej szufladzie jest czerwona teczka, wpadnie po nią Tomek, potrzebuję jej na gwałt — wyjaśnił.

— Tomek?

— Mój pracownik, nie mam czasu na wyjaśnienia, porozmawiamy jak wrócę — odpowiedział pospiesznie.

— Czyli kiedy?

— Czyli jutro rano, musisz wytrzymać jeszcze te dwanaście godzin. Chciałem tylko powiedzieć, że Tomek lada moment u nas będzie, więc jeśli mogłabyś być tak miła i przygotować tę teczkę byłbym wdzięczny.

— W porządku.

— Dzięki, mała, do zobaczenia, kocham cię, pa! — Dodał, nie czekając na resztę moich słów i tak po prostu się rozłączył.

Westchnęłam ciężko i zerknęłam na ekran, chcąc upewnić się, że połączenie zostało zakończone. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i uznałam, że faktycznie spełnię jego prośbę, by nie szukać tych dokumentów przy niejakim Tomku.

Odwróciłam się i skierowałam do środka domu, rzucając w międzyczasie telefonem w stronę leżaka, chcąc by tam pozostał.

Po chwili weszłam do sypialni i wysunęłam drugą szufladę, w której według mojego małżonka powinna być wspomniana teczka. Przejrzałam całą jej zawartość, ale niczego takiego nie znalazłam, więc uznałam, że Mateusz pomylił miejsce. Odsunęłam kolejno pozostałe szuflady i dopiero w ostatniej była czerwona aktówka, na której mu zależało. I chociaż powinnam przestać, coś mnie tchnęło by ponownie otworzyć trzecią szufladę, w której znajdowała się srebrna szkatułka, która jakoś tak przykuła moją uwagę.

Sięgnęłam po nią i zajęłam się przeglądaniem jej zawartości. Byłam typową kobietą i uwielbiałam świecidełka, dlatego też dłuższy moment wpatrywałam się i oceniałam wszystko, co znalazłam w środku. Kilka pierścionków, kolczyków i innych drobiazgów, aż w końcu moje palce trafiły na obrączkę. Wykonana była z białego złota i wysadzana była diamencikami. Z ciekawości wsunęłam ją na serdeczny palec i pasowała. Zmarszczyłam brwi i chwilę ją oglądałam i wiedziona jakimś dziwnym instynktem zdjęłam ją i moim oczom ukazał się wygrawerowany napis: 22 czerwiec 2013, nadal wybrałbym Ciebie, Mateusz.

Otworzyłam z niedowierzaniem usta, orientując się, że to musiała być moja obrączka. Bez dwóch zdań.

Obserwowałam ją i nie do końca wiedziałam, co czułam? Dlaczego nie nosiłam jej na palcu? Dlaczego tkwiła w szkatułce pełnej biżuterii? Dlaczego nie zauważyłam wcześniej jej braku? I dlaczego nie miałam pewności, czy na palcu Mateusza również tkwi jego obrączka? Nie zwracałam na to uwagi, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie, czy faktycznie nosił ją.

Miliardy pytań i wątpliwości przelatywało przez moją głowę, a z każdą kolejną sekundą czułam się coraz gorzej. Panikowałam i jednocześnie byłam przerażona. A jeśli wcale nie byłam już żoną? A co jeśli rozwiodłam się i o tym zapomniałam?

Jęknęłam cicho, czując jak łzy zbierają się pod moimi powiekami, powodując u mnie tym samym znajome pieczenie oczu.

Pokręciłam głową, podniosłam się i już byłam gotowa biec do ogrodu, by zadzwonić do Konstancji i wypytać ją o wszystko, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.

I wiedziałam kto za nimi stał.

Pospiesznie zamrugałam powiekami, chcąc pozbyć się spod nich łez i potarłam dłońmi policzki, sięgając po teczkę.

Jednocześnie, automatycznie, bez większego namysłu wsunęłam obrączkę na właściwy palec i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych.

Dźwięk dzwonka rozległ się ponownie, więc przyspieszyłam kroku i otworzyłam wejście, by móc dostrzec całkiem młodego, ciemnowłosego, opalonego mężczyznę. Przesunęłam wzrokiem po jego szczupłej, niezbyt wysokiej sylwetce i zatrzymałam spojrzenie na jego niebieskich, roześmianych oczach. Nie mógł mieć więcej jak dwadzieścia kilka lat, nawet jeśli ciemny zarost zdobiący jego szczękę dodawał mu powagi.

— Ee...cześć, Asia — powiedział po chwili, zaczynając się śmiać. Zmarszczyłam brwi i przechyliłam głowę, starając się zrozumieć, co w tej sytuacji było takiego zabawnego. — Cześć.

— Zachowujesz się jakbyś zobaczyła ducha — podsumował, tłumacząc swoją reakcję i wyciągnął w moim kierunku rękę, by móc oprzeć ją na moim boku. Ucałował mój policzek i cofnął się, puszczając do mnie tak zwane perskie oczko. A ja oczywiście poczułam się niekomfortowo i nadal tkwiłam w miejscu.

— Ja...bo...

— Przepraszam, cieszę się, że nic ci nie jest, Mati wspomniał o amnezji, po prostu...nie pomyślałem, że mnie nie pamiętasz, naiwnie, co nie? — Zaczął spokojnie, przeczesując palcami swoje ciemne, półdługie włosy i uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. — Jestem...

— Tomek, wiem — wtrąciłam, odwzajemniając jego gest.

— Pamiętasz?

— Nie, Mateusz dzwonił, że przyjdziesz po teczkę — wyjaśniłam i oddałam mu ją, pamiętając, że to był właściwie cel jego wizyty, a moje roztrzęsienie miało inne podstawy jak nie pamiętanie własnego gościa.

— To wiele wyjaśnia. Jak się czujesz? — Odebrał ode mnie aktówkę, a wolną dłoń wsunął do kieszeni swoich materiałowych spodni.

— W porządku, napijesz się kawy? — Zaproponowałam, nie wiedząc czemu. To był jakiś taki impuls i przeczucie, że ten człowiek mógłby mi coś powiedzieć, coś co rozjaśniłoby mi obraz całej tej chorej sytuacji. Skoro pracował z moim mężem i zachowywał się tak w stosunku do mnie, musiał być kimś bliskim, a na pewno nie zwyczajnym znajomym.

— Z przyjemnością, ale innym razem. Mateusz czeka na te dokumenty, no i Ula ma straszne humory ostatnim czasem i mam aspirację wrócić wcześniej do domu — odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi w reakcji na kolejne, zupełnie nic nie mówiące mi imię.

— Ula to moja narzeczona, jest w ciąży i hormony jej szaleją, swoją drogą pytała o ciebie, więc gdybyś miała ochotę to możesz wpaść z Mateuszem...nawet jeśli nic nie pamiętasz — Dodał, wyjaśniając mi pokrótce sytuację i poszerzył swój uśmiech. — Swoją drogą, wyglądasz świetnie.

— Dziękuję.

— Więc, do zobaczenia? — Zapytał, wycofując się powoli.

— Do zobaczenia, na pewno — pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się do niego, biorąc głęboki oddech.

— Pa — rzucił, odwracając się na pięcie, a ja zamknęłam za nim drzwi. Oparłam czoło na ich powierzchni i jęknęłam cicho, nie rozumiejąc już nic.

Co się działo w moim życiu? Czy to w ogóle było moje życie?

Pytania przelatywały przez moją głowę niczym w kalejdoskopie, a ja nie potrafiłam ich zatrzymać, ani tym bardziej odnaleźć na nie odpowiedzi.

Z drugiej strony, denerwowanie się nic mi nie dawało. Nie mogło mi pomóc. Musiałam się dowiedzieć prawdy, chociaż nie miałam pojęcia, kto miałby mi jej udzielić. Moja siostra? Mój mąż? Sąsiadka? Znajomi? Czy może jednak ja sama? Może istniał sposób odblokowania wspomnień? Może to we mnie był problem i to na nim powinnam się skupić? Na własnej pamięci.

Jęknęłam głośno, walnęłam pięścią w drzwi i zaklęłam siarczyście, czując się niczym zagubione, zapomniane dziecko, które odłączyło się od rodziców w potężnym centrum handlowym.

Bezsilnie i nie do końca bezpiecznie.

💌 Cześć, w końcu mi się udało coś napisać. Urlop jednak wysysa ze mnie wene, więc przepraszam za brak rozdziałów. Dziękuję za cierpliwość, za komentarze pod poprzednim postem i pozdrawiam ♥️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top